Obawiam się, że ostatnio założyłem zbyt dużo tematów, mam nadzieję, że nie odczuwacie, iż robię to "na siłę", dla poklasku czy podobnych powodów. Znów w mojej głowie pojawił się ciekawy problem, nad którym zastanawiam się od dłuższego czasu.
Ów problem przedstawia się następująco - dlaczego jest przyjęte, że nauka nie idzie w parze z wiarą ? Jak w każdym temacie jestem bardzo ciekaw Waszej opinii. Oto moje rozmyślenia:
Co chwilę, od wielu set lat słyszymy, jak kościół walczy z nowymi teoriami naukowymi i jak naukowcy ciągle prześcigają się w udowadnianiu błędu myślenia kościoła. Z jednej strony płaska ziemia, świat istniejący od 6000 lat, brak dinozaurów, ziemia w centrum wszechświata, kreacjonizm... z drugiej - próba obalenia motywu istnienia stwórcy, Big-Bang jako losowe zdarzenie wynikające z niczego, powstanie życia jako przypadkowy wynik mieszania się i łączenia pierwiastków, udowadnianie braku życia po śmierci etc.
A ja zawsze, jak to w u mnie bywa, idę po środku. Dlaczego ? Bo moim podstawowym podejściem jest takie, że każda strona ma tyle racji ile się myli. Powiedzcie mi, dlaczego kościół neguje wiele odkryć ? Wiecie jak ja to widzę ? Wszelkie odkrycia naukowe powinny być wykorzystywane przez kościół jako kolejny dowód na istnienie boga, gdyż za każdym odkryciem idzie zrozumienie, jak bardzo skomplikowany świat nas otacza. Denerwuje mnie, gdy ludzie mówią, że świat powstał w 7 (6) dni, od tak, po prostu. Myślicie, że wszechmocny bóg, istota wszechwiedząca, doskonały inżynier stworzyłby świat kiwnięciem palca, czy jednak znając swą mądrość stworzyłby wspaniały system fizyki, praw chemicznych, mechaniki, który w ciągle niezrozumiały dla nas sposób działa, żyje i tworzy życie ? Im bardziej naukowcy udowadniają, że życie na ziemi powstało w skomplikowany sposób, tym bardziej uświadamiam sobie, że musi za tym stać genialny stwórca, a nie ktoś, kto pstryknął palcem i - bach, wszystko stworzone.
Odnalezienie bozonu Higgsa poruszyło wiele prawicowych mediów, w szczególności tych wysoce katolickich. Oburzono się, że naukowcy starają się podważyć rolę boga, że chcą wejść w jego myśli, że naruszają pewne sacrum, zarezerwowane tylko dla niego. W życiu nie słyszałem większego bełkotu - Dla mnie odnalezienie bozonu Higgsa było wręcz religijnym doznaniem. Oto korona stworzenia - człowiek, dzięki pracy nad talentami, które ofiarował mu bóg dostąpił zaszczytu poznania "dłuta boga". Prawdopodobnie największego dowodu na istnienie stwórcy. Naocznie zobaczyliśmy element, który stoi za stworzeniem. Dłuto Boga. Prawdopodobnie za bozonem Higgsa jest już sam bóg. Sam fakt, że został odnaleziony utwierdza mnie w przekonaniu, że bóg aż tak nam zawierzył, że pozwolił go odkryć i poczuć się o kolejny krok bliżej jego samego...
Dlaczego nie mogę wierzyć w skomplikowany system praw fizycznych, chemicznych, w szalenie trudną do pełnego zrozumienia ewolucję, w ogromy, piękny ale i przerażający swoim skomplikowaniem wszechświat, w możliwość występowania innych cywilizacji ? Im bardziej trudny do pojęcia świat, im bardziej trudna do zrozumienia forma powstania wszystkiego co nas otacza - tym większy w moich oczach jest Bóg. Nie chcę wierzyć w Boga, który poszedł na łatwiznę... Nie chce wierzyć w młody świat, nieistnienie wielowymiarowego kosmosu (lub wręcz przykręcone do nieboskłonu małe gwiazdy, w które ciągle wierzą miliony ludzi), płaską ziemię, brak ewolucji, ziemię w centrum wszechświata, jednowymiarowy księżyc... to takie błahe, ludzkie, proste i nieboskie.
Niech żyje nauka, niech żyje wiedza oraz wiara, że potrafią żyć z religią w zgodzie i wzajemnie się uzupełniać.
Tekst dedykuję wszystkim wierzącym inżynierom, którzy w życiu nie chcą iść na łatwiznę.
"Dlaczego jest przyjęte, że nauka nie idzie w parze z wiarą ?"
Może to objaw fundamentalizmu?
"(...) Jak rodzi się fundamentalizm?
U wielu ludzi można zaobserwować fazę niepewności i poszukiwań, gdy próbują różnych sposobów i stylów życia, tworząc własne idee i sprawdzając przydatność dla siebie różnych systemów światopoglądowych, politycznych lub religijnych. Już z tego widać, jak ważne jest posiadanie fundamentu, czegoś stałego, czego można się trzymać, na czym można budować. Poszukiwanie to jest niezmiernie pozytywną cechą, gdyż póki szukamy, jesteśmy otwarci na to, co nowe. Jeśli nie zadowolimy się od razu pierwszym lepszym fundamentem i nie staniemy w miejscu, rozpoczniemy proces poszukiwania, myślenia i poznania, który z pewnością doprowadzi do pogłębienia i poszerzenia naszej świadomości.
Poszukiwanie fundamentu nie jest jeszcze fundamentalizmem. Pojawia się on dopiero wówczas, gdy przedwcześnie zaniechamy poszukiwań, gdy jakąś tezę, pogląd, formułę, przekonanie, dogmat, wartość, zjawisko czy jakiś aspekt rzeczywistości uznamy za absolutnie obowiązujący, jedynie prawdziwy, gdy uczynimy go punktem archimedesowym całej swojej egzystencji i nie będziemy w ogóle podawać go w wątpliwość, i z takiego to punktu widzenia będziemy wyłącznie, bez reszty, rozpatrywać i pojmować całą rzeczywistość. Własne myślenie i działanie, a także myślenie i działanie innych ludzi będzie zorientowane na ten ostateczny fundament jako na niepodważalną ideę przewodnią. (...)"
Panie def_ibrylatorze, Pana tekst jest skażony wiarą. Jest on pełen błędów formalnych, logicznych, fundamentalistyczny. Z góry Pan zakłada, że to wszystko pochodzi od istoty najwyższej. Wiara, która ce***** Pana wypowiedź, to zbiór dogmatów, tez, osobistych przekonań, domysłów i bezkrytycznie przyjętych "prawd". Nauka zaś to usystematyzowana wiedza ludzka służąca wyjaśnieniu funkcjonowania świata, wyłącznie za pomocą naukowych paradygmatów. Nauka nie zajmuje się bogiem. Nauka może jedynie wyjaśniać religię pod kątem zjawiska socjologicznego. Przykro mi, ale żaden naukowiec nie powinien bezkrytycznie przyjmować zasad religii. Podejrzewam, że Pan również w pewnych kwestiach myślali jak naukowiec, ale w kwestiach wiary, to już inna para kaloszy. A co do Bozonu Higgsa, to może nie być on "dłutem", bo hipotetycznie mogą się nim okazać grawitony, ale oczywiście niekoniecznie. Pozdrawiam. P.S. Proszę tak nie przeżywać swojej niewiedzy na temat świata, w dzisiejszych czasach nawet wybitni fizycy zajmują się tylko częścią danego zagadnienia, bo nie są w stanie ogarnąć całości. Nauka tak daleko zabrnęła, że religia musiałaby jeszcze istnieć z 500 lat, żeby zrozumieć stan wiedzy z dnia dzisiejszego. A na jej nieszczęście, to już jej schyłek.
Polecam obejrzeć wykład prof. Krzysztofa Meissnera "Fizyka a wiara". Godny uwagi jest też "Neurobiologia i religia" wybitnego profesora od mózgu, Jerzego Vetulani, aczkolwiek ten drugi może być mało zrozumiały dla osób, które nieszczególnie interesują się biologią.
Oba wykłady można znaleźć na youtube.
Warto pooglądać też filmy o teorii wszechświata, profesorze Hawkingu, dyskusje polskich fizyków na temat boskich cząstek - jest tego sporo w sieci, niektóre pseudonaukowe, ale znajdą się także wartościowe.
Obawiam się, że ostatnio założyłem zbyt dużo tematów, mam nadzieję, że nie odczuwacie, iż robię to "na siłę", dla poklasku czy podobnych powodów. Znów w mojej głowie pojawił się ciekawy problem, nad którym zastanawiam się od dłuższego czasu.
Ów problem przedstawia się następująco - dlaczego jest przyjęte, że nauka nie idzie w parze z wiarą ? Jak w każdym temacie jestem bardzo ciekaw Waszej opinii. Oto moje rozmyślenia:
Co chwilę, od wielu set lat słyszymy, jak kościół walczy z nowymi teoriami naukowymi i jak naukowcy ciągle prześcigają się w udowadnianiu błędu myślenia kościoła. Z jednej strony płaska ziemia, świat istniejący od 6000 lat, brak dinozaurów, ziemia w centrum wszechświata, kreacjonizm... z drugiej - próba obalenia motywu istnienia stwórcy, Big-Bang jako losowe zdarzenie wynikające z niczego, powstanie życia jako przypadkowy wynik mieszania się i łączenia pierwiastków, udowadnianie braku życia po śmierci etc.
A ja zawsze, jak to w u mnie bywa, idę po środku. Dlaczego ? Bo moim podstawowym podejściem jest takie, że każda strona ma tyle racji ile się myli. Powiedzcie mi, dlaczego kościół neguje wiele odkryć ? Wiecie jak ja to widzę ? Wszelkie odkrycia naukowe powinny być wykorzystywane przez kościół jako kolejny dowód na istnienie boga, gdyż za każdym odkryciem idzie zrozumienie, jak bardzo skomplikowany świat nas otacza. Denerwuje mnie, gdy ludzie mówią, że świat powstał w 7 (6) dni, od tak, po prostu. Myślicie, że wszechmocny bóg, istota wszechwiedząca, doskonały inżynier stworzyłby świat kiwnięciem palca, czy jednak znając swą mądrość stworzyłby wspaniały system fizyki, praw chemicznych, mechaniki, który w ciągle niezrozumiały dla nas sposób działa, żyje i tworzy życie ? Im bardziej naukowcy udowadniają, że życie na ziemi powstało w skomplikowany sposób, tym bardziej uświadamiam sobie, że musi za tym stać genialny stwórca, a nie ktoś, kto pstryknął palcem i - bach, wszystko stworzone.
Odnalezienie bozonu Higgsa poruszyło wiele prawicowych mediów, w szczególności tych wysoce katolickich. Oburzono się, że naukowcy starają się podważyć rolę boga, że chcą wejść w jego myśli, że naruszają pewne sacrum, zarezerwowane tylko dla niego. W życiu nie słyszałem większego bełkotu - Dla mnie odnalezienie bozonu Higgsa było wręcz religijnym doznaniem. Oto korona stworzenia - człowiek, dzięki pracy nad talentami, które ofiarował mu bóg dostąpił zaszczytu poznania "dłuta boga". Prawdopodobnie największego dowodu na istnienie stwórcy. Naocznie zobaczyliśmy element, który stoi za stworzeniem. Dłuto Boga. Prawdopodobnie za bozonem Higgsa jest już sam bóg. Sam fakt, że został odnaleziony utwierdza mnie w przekonaniu, że bóg aż tak nam zawierzył, że pozwolił go odkryć i poczuć się o kolejny krok bliżej jego samego...
Dlaczego nie mogę wierzyć w skomplikowany system praw fizycznych, chemicznych, w szalenie trudną do pełnego zrozumienia ewolucję, w ogromy, piękny ale i przerażający swoim skomplikowaniem wszechświat, w możliwość występowania innych cywilizacji ? Im bardziej trudny do pojęcia świat, im bardziej trudna do zrozumienia forma powstania wszystkiego co nas otacza - tym większy w moich oczach jest Bóg. Nie chcę wierzyć w Boga, który poszedł na łatwiznę... Nie chce wierzyć w młody świat, nieistnienie wielowymiarowego kosmosu (lub wręcz przykręcone do nieboskłonu małe gwiazdy, w które ciągle wierzą miliony ludzi), płaską ziemię, brak ewolucji, ziemię w centrum wszechświata, jednowymiarowy księżyc... to takie błahe, ludzkie, proste i nieboskie.
Niech żyje nauka, niech żyje wiedza oraz wiara, że potrafią żyć z religią w zgodzie i wzajemnie się uzupełniać.
Tekst dedykuję wszystkim wierzącym inżynierom, którzy w życiu nie chcą iść na łatwiznę.
nie dla trolowania
"Dlaczego jest przyjęte, że nauka nie idzie w parze z wiarą ?"
Może to objaw fundamentalizmu?
"(...) Jak rodzi się fundamentalizm?
U wielu ludzi można zaobserwować fazę niepewności i poszukiwań, gdy próbują różnych sposobów i stylów życia, tworząc własne idee i sprawdzając przydatność dla siebie różnych systemów światopoglądowych, politycznych lub religijnych. Już z tego widać, jak ważne jest posiadanie fundamentu, czegoś stałego, czego można się trzymać, na czym można budować. Poszukiwanie to jest niezmiernie pozytywną cechą, gdyż póki szukamy, jesteśmy otwarci na to, co nowe. Jeśli nie zadowolimy się od razu pierwszym lepszym fundamentem i nie staniemy w miejscu, rozpoczniemy proces poszukiwania, myślenia i poznania, który z pewnością doprowadzi do pogłębienia i poszerzenia naszej świadomości.
Poszukiwanie fundamentu nie jest jeszcze fundamentalizmem. Pojawia się on dopiero wówczas, gdy przedwcześnie zaniechamy poszukiwań, gdy jakąś tezę, pogląd, formułę, przekonanie, dogmat, wartość, zjawisko czy jakiś aspekt rzeczywistości uznamy za absolutnie obowiązujący, jedynie prawdziwy, gdy uczynimy go punktem archimedesowym całej swojej egzystencji i nie będziemy w ogóle podawać go w wątpliwość, i z takiego to punktu widzenia będziemy wyłącznie, bez reszty, rozpatrywać i pojmować całą rzeczywistość. Własne myślenie i działanie, a także myślenie i działanie innych ludzi będzie zorientowane na ten ostateczny fundament jako na niepodważalną ideę przewodnią. (...)"
Cytowane z "ZAKAZ MYŚLENIA – Fundamentalizm w chrześcijaństwie i islamie – Hubertus Mynarek" - nie polecam osobom o słabych nerwach:
https://publicdisorder.wordpress.com/2011/01/06/zakaz-myslenia-fundamentalizm-w-chrzescijanstwie-i-islamie-hubertus-mynarek/
Poza tym zachęcam do zapoznania się z tezami niemieckiego teologa, który wykorzystując osiągnięcia psychoanalizy interpretował Biblię. Napisał wiele fenomenalnych książek np. "Kler. Psychogram ideału"
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/166177/kler-psychogram-idealu
czy też "Chrześcijaństwo a przemoc"
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/203599/chrzescijanstwo-i-przemoc
oraz niezmiernie poruszającą: "Zstępują na Barkę Słońca. Medytacje o śmierci i umieraniu."
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/166178/zstepuje-na-barke-slonca-medytacje-o-smierci-i-zmartwychwstaniu
Polecam jeszcze "Lęk przed rozwojem. Refleksje o książce Eugena Drewermanna Duchowni." Joanna Tokarska-Bakir
http://etyka.uw.edu.pl/wp-content/uploads/2014/03/Etyka28_J_Tokarska-Bakir.pdf
Dziękuję za źródła !
Panie def_ibrylatorze, Pana tekst jest skażony wiarą. Jest on pełen błędów formalnych, logicznych, fundamentalistyczny. Z góry Pan zakłada, że to wszystko pochodzi od istoty najwyższej. Wiara, która ce***** Pana wypowiedź, to zbiór dogmatów, tez, osobistych przekonań, domysłów i bezkrytycznie przyjętych "prawd". Nauka zaś to usystematyzowana wiedza ludzka służąca wyjaśnieniu funkcjonowania świata, wyłącznie za pomocą naukowych paradygmatów. Nauka nie zajmuje się bogiem. Nauka może jedynie wyjaśniać religię pod kątem zjawiska socjologicznego. Przykro mi, ale żaden naukowiec nie powinien bezkrytycznie przyjmować zasad religii. Podejrzewam, że Pan również w pewnych kwestiach myślali jak naukowiec, ale w kwestiach wiary, to już inna para kaloszy. A co do Bozonu Higgsa, to może nie być on "dłutem", bo hipotetycznie mogą się nim okazać grawitony, ale oczywiście niekoniecznie. Pozdrawiam. P.S. Proszę tak nie przeżywać swojej niewiedzy na temat świata, w dzisiejszych czasach nawet wybitni fizycy zajmują się tylko częścią danego zagadnienia, bo nie są w stanie ogarnąć całości. Nauka tak daleko zabrnęła, że religia musiałaby jeszcze istnieć z 500 lat, żeby zrozumieć stan wiedzy z dnia dzisiejszego. A na jej nieszczęście, to już jej schyłek.
Polecam obejrzeć wykład prof. Krzysztofa Meissnera "Fizyka a wiara". Godny uwagi jest też "Neurobiologia i religia" wybitnego profesora od mózgu, Jerzego Vetulani, aczkolwiek ten drugi może być mało zrozumiały dla osób, które nieszczególnie interesują się biologią.
Oba wykłady można znaleźć na youtube.
Warto pooglądać też filmy o teorii wszechświata, profesorze Hawkingu, dyskusje polskich fizyków na temat boskich cząstek - jest tego sporo w sieci, niektóre pseudonaukowe, ale znajdą się także wartościowe.