Forum » Edukacja

Studia w powiecie Myśelnickim:)

  • 13 lut 2013

    a wybiera się ktoś na Finanse i rachunkowość zaocznie w Myślenicach od lutego ?

    2 6 Cytuj
  • 6 wrz 2014

    Witam, chciałam się zorientować czy warto jest studiować teraz w Myślenicach?? mozna coś z tych studiów wynieść?? myślałam nad kierunkami Finanse i Rachunkowość, Ekonomika i finanse przedsiębiorstw albo też Hotelarstwo i turystyka, doradzicie mi coś???

    2 Cytuj
  • 6 wrz 2014

    Tak . Jeśli myślisz o pseudo studiach w LO Kościuszki , to daruj sobie. Szkoda marnować czasu , pieniędzy i energii. Piszę Ci to z własnego doświadczenia. Nic dobrego z stamtąd nie wyniesiesz a wręcz cofniesz się w rozwoju.

    8 4 Cytuj
  • MAJA PSZCZÓŁKA 6 wrz 2014
    renaw napisał/a:

    Tak . Jeśli myślisz o pseudo studiach w LO Kościuszki , to daruj sobie. Szkoda marnować czasu , pieniędzy i energii. Piszę Ci to z własnego doświadczenia. Nic dobrego z stamtąd nie wyniesiesz a wręcz cofniesz się w rozwoju.

    racja tutaj cofasz się na miarę nauczania początkowego jeśli studiować to w krakowie

    9 2 Cytuj
  • 6 wrz 2014

    na co sadzicie o studiach na ul. żeromskiego?? tam egzaminy zdaje sie w Krakowie z tego co wiem...

    1 6 Cytuj
  • 8 wrz 2014

    Uważam, że niestety studia w Myślenicach nie dadzą Ci tego samego co studia w dużym mieście. Okres studiowania to czas nie tylko nauki, ale również niesamowitych możliwości. W Krakowie, Warszawie czy innych dużych ośrodkach studenckich roi się od organizacji zrzeszających żaków (AISEC, AEGEE, ESN, koła naukowe, inne kluby tematyczne na konkretnych wydziałach czy uczelniach), od kursów, szkoleń, imprez(niekoniecznie klubowych), wydarzeń kulturalnych, spotkań (choćby językowe) - wszystko z myślą o studentach. W Myślenicach tego nie ma więc równocześnie rezygnujesz z połowy uroków, które dostarcza ten okres w życiu. Warto o tym pamiętać, bo to nie tylko zabawa ale i ciekawe doświadczenia oraz nowe umiejętności. Czasem jeżeli na prawdę mocno zaangażujesz się w jakąś działalność społeczną, studencką czy naukową możesz to sobie nawet wpisać do CV. Pracodawcy chętnie patrzą na takie dodatkowe aktywności bo to świadczy o umiejętnościach organizacyjnych, przywódczych czy pracy w grupie. Niby można dojeżdżać do Krakowa, ale jakoś łatwiej jest brać udział w takim studenckim życiu gdy jest się na miejscu. Poza tym tutaj pewnie wieści o tym wszystkim słabo docierają.

    1 12 Cytuj
  • 8 wrz 2014

    Marine po części masz rację. Ale jest to opcja raczej dla tych co korzystają z funduszy rodziców. Nie każdy może sobie pozwolić na porzucenie swojej miejscowości , pracy czy rodziny i rzucić się w wir studiów i życia studenckiego !

    16 Cytuj
  • 8 wrz 2014
    Marine napisał/a:

    Uważam, że niestety studia w Myślenicach nie dadzą Ci tego samego co studia w dużym mieście. Okres studiowania to czas nie tylko nauki, ale również niesamowitych możliwości. W Krakowie, Warszawie czy innych dużych ośrodkach studenckich roi się od organizacji zrzeszających żaków (AISEC, AEGEE, ESN, koła naukowe, inne kluby tematyczne na konkretnych wydziałach czy uczelniach), od kursów, szkoleń, imprez(niekoniecznie klubowych), wydarzeń kulturalnych, spotkań (choćby językowe) - wszystko z myślą o studentach. W Myślenicach tego nie ma więc równocześnie rezygnujesz z połowy uroków, które dostarcza ten okres w życiu. Warto o tym pamiętać, bo to nie tylko zabawa ale i ciekawe doświadczenia oraz nowe umiejętności. Czasem jeżeli na prawdę mocno zaangażujesz się w jakąś działalność społeczną, studencką czy naukową możesz to sobie nawet wpisać do CV. Pracodawcy chętnie patrzą na takie dodatkowe aktywności bo to świadczy o umiejętnościach organizacyjnych, przywódczych czy pracy w grupie. Niby można dojeżdżać do Krakowa, ale jakoś łatwiej jest brać udział w takim studenckim życiu gdy jest się na miejscu. Poza tym tutaj pewnie wieści o tym wszystkim słabo docierają.

    Okłamujesz sama siebie.
    Pracodawca najchętniej patrzy na Twoje doświadczenie zawodowe, które możesz zdobywać podczas studiów niestacjonarnych. Twoją realną wiedzę zweryfikuje w procesie rekrutacji, często żmudnym i wymagającym.

    Przykład pierwszy - zaoczny student informatyki
    Chłopak zdobywał doświadczenie, sam się uczył, dorabiał i robił studia. Po 5 latach ma "magister inżynier" i kilka lat realnego doświadczenia w zawodzie - zarobi więcej niż świeżo upieczony absolwent, bo MA DOŚWIADCZENIE i wiedzę PRAKTYCZNĄ.

    Przykład drugi - zaoczny student finansów/ekonometrii/analityki gospodarczej
    Przez lata się uczy zaocznie i pracuje. Np. w biurze rachunkowym - może za niewielkie pieniądze, ale realnie już się uczy i zdobywa praktyczną wiedzę i obycie. Potem startuje do korporacji i ma kartę przetargową - bo ma wiedzę. Korporacja, nie pyta go jakie studia skończył, ale czy ma dyplom i jaką ma wiedzę - przechodzi testy matematyczno-logiczne, testy wiedzy z rachunkowości, testy językowe - przechodząc je pozytywnie, zarobi ponad 1000 zł netto lepiej niż"absolwent" dziennych właśnie wypluty przez kolejną krakowską uczelnie.

    I najważniejsze - moim równolatkom, z którymi się stykam w obecnej firmie, wydaje się, że jak skończyli dzienne studia to są lepsi, mają lepszą wiedzę i powinni zarabiać więcej. Jednakże, oni jak sama napisałaś "realizowali się w życiu studenckim", które jest zgoła inne od życia dorosłego. Gdy przychodzą takie osoby, to choć są w moim wieku, sam zauważam znaczącą przepaść w spoglądaniu na pracę, na docenienie tego co się robi, na zauważenie szans i chęć rozwoju...

    Niedawno uczyłem absolwentkę dziennych, 5 letnich studiów z UJ - ekonomia - uczyłem "jej obowiązków" na stanowisku. Otwieram Excel, wykonuje działanie :

    [liczba ujemna] * -1 = [liczba dodatnia]

    i dziewczyna kaput, nie wie. Okazało się, że przedmioty matematyczne tak sobie zaliczała no i jeszcze nie pisała obowiązkowej matury z matematyki i nie wiedziała, że minus razy minus daje plus... No, ale to ja skończyłem "zaoczne" i "kupiłem" sobie wykształcenie, a ona ma "renomę" na którą tak ciężko musiała pracować.... I zamiast uczyć ją obowiązków stanowiska pracy, dziewczyna potrzebowała szybkiego kursu z matematyki. No, ale ona "tylko" przyszła na staż, żeby odrobić i mieć papier. Po co się angażować w pracę, nawet jeśli firma zatrudnia takich stażystów potem na umowy o pracę?

    Pozdrawiam, życzę rozwagi w wyborze studiów. I zapału do nauki.

    16 Cytuj
  • 9 wrz 2014

    No tak, ale trudno sobie wyobrazić żeby np. absolwent filologicznych studiów zaocznych posiadał lepsze przygotowanie do pracy tłumacza niż absolwent dziennych... mam na myśli prawdziwego tłumacza, znającego literaturę i sztukę danego języka. O matematyce lub fizyce teoretycznej już nie wspomnę. Wszystko zależy od kierunku studiów, są zawody w których doświadczenie jest ważniejsze od wszelkich studiów ale są też zawody, których można nauczyć się niestety praktycznie tylko w środowisku akademickim a już na pewno jest to bardziej wskazane.
    Zgadzam się, że studia dzienne to pewien luksus na który nie każdy może sobie pozwolić, dziwię się też, że w przypadku niektórych kierunków ludzie decydują się marnować (i to dosłownie) kolejne lata życia na dzienne studiowanie zamiast wziąć się za życie (i studia zaoczne). Część kierunków w ogóle mogła by nie istnieć w propozycji studiów stacjonarnych bo to jest nawet śmieszne, że można się takich pierdół uczyć dzień w dzień przez 3 albo 5 lat...

    2 1 Cytuj
  • 9 wrz 2014
    mieszkaniec napisał/a:

    No tak, ale trudno sobie wyobrazić żeby np. absolwent filologicznych studiów zaocznych posiadał lepsze przygotowanie do pracy tłumacza niż absolwent dziennych... mam na myśli prawdziwego tłumacza, znającego literaturę i sztukę danego języka. O matematyce lub fizyce teoretycznej już nie wspomnę. Wszystko zależy od kierunku studiów, są zawody w których doświadczenie jest ważniejsze od wszelkich studiów ale są też zawody, których można nauczyć się niestety praktycznie tylko w środowisku akademickim a już na pewno jest to bardziej wskazane.
    Zgadzam się, że studia dzienne to pewien luksus na który nie każdy może sobie pozwolić, dziwię się też, że w przypadku niektórych kierunków ludzie decydują się marnować (i to dosłownie) kolejne lata życia na dzienne studiowanie zamiast wziąć się za życie (i studia zaoczne). Część kierunków w ogóle mogła by nie istnieć w propozycji studiów stacjonarnych bo to jest nawet śmieszne, że można się takich pierdół uczyć dzień w dzień przez 3 albo 5 lat...

    Widząc absolwentkę ujotu z brakami w wiedzy ze szkoły podstawowej jestem sobie wstanie wyobrazić wszystko.
    Pełna zgodna - istnieją nieliczne kierunki (np. prawo, medycyna, pielęgniarstwo, matematyka teoretyczna, fizyka teoretyczne itd), które można w zasadzie studiować tylko dziennie, nie mniej jakieś 80% kierunków można studiować i tak i tak.

    Ja tylko zaznaczyłem jako osoba młoda i z pokolenia "po 89", że utopijna wiara, w magię dyplomu i organizacji studenckich jest zguba. Nikt na to nie patrzy - patrzy się na wiedzę.

    A co do filologii czy bycia tłumaczem - są osoby, które nie muszą studiować filologii, języki znają, tłumaczyć tłumaczą i zarabiają ogromne pieniądze.
    Szczególnie chciani są ze znajomością : rumuńskiego, węgierskiego, rosyjskiego, szwedzkiego, norweskiego, finlandzkiego, niderlandzkiego, hiszpańskiego.
    Bo to, że młody i wykształcony człowiek włada biegle angielskim i językiem niemieckim to raczej jest standard.

    Ale w sumie ja nie zamierzam nikogo przekonywać ;). Ja się ciesze, że wciąż młodzi ludzie idą na dzienne, tracą lata i nic nie robią zawodowo - dzięki temu to ja mam komfort, że to praca szuka mnie, a nie ja pracę. Headhuntersi przeszukujący goldenline i linkedin sami wysyłają oferty i ma się ten komfort, że "nie da firma" to jakaś inna.
    Ja nie żałuję pracy za 800 netto na śmieciówce w biurze rachunkowym, a potem tułaczki po korporacji za śmieszne pieniądze, by dojść do etapu, gdzie to ja dyktuje warunki.

    11 Cytuj
  • 9 wrz 2014
    Powodzianin_ napisał/a:

    A co do filologii czy bycia tłumaczem - są osoby, które nie muszą studiować filologii, języki znają, tłumaczyć tłumaczą i zarabiają ogromne pieniądze.

    Język to nie tylko mówienie ale także pisanie, ortografia, redagowanie, czytanie ze zrozumieniem, wyczucie kultury języka i znajomość trendów i nie tylko języka oficjalnego ale także kolokwializmów. Dlatego napisałem, że prawdziwy tłumacz powinien posiadać gruntowne wykształcenie językowe, co w przypadku tłumacza przysięgłego zdaje się jest chyba nawet wymogiem ustawowym. To nie takie proste przełożyć uzasadnienie wyroku albo instrukcję techniczną - do samego zrozumienia takich rzeczy nawet w języku ojczystym wypada mieć trochę oleju w głowie i dziesięcioletnie doświadczenie na zmywaku może jednak nie pomóc... choćby się nie wiem jak płynnie mówiło.

    Powodzianin_ napisał/a:

    Bo to, że młody i wykształcony człowiek włada biegle angielskim i językiem niemieckim to raczej jest standard.

    Owszem, czasami tak jest ale wcale nie tak często. Z własnego doświadczenia życiowego wiem, że to tylko tak w ludowych przesądach się mawia, lecz kiedy przyjdzie co do czego, to nasza zdolna młodzież nie ma na tym polu aż tyle do powiedzenia. Owszem - łamany światowy angielski do pewnego poziomu jako tako nam wychodzi, ale w tym lesie im dalej tym mniej drzew i biegłe władanie nawet angielskim nie wychodzi nam - Polakom - wcale tak dobrze. Na szczęście są gorsi od nas i to zwłaszcza za zachodnimi granicami :)

    1 Cytuj
  • 9 wrz 2014

    Żadna poważna firma nie zatrudnia kogoś, bo wpiszę sobie do CV, że zna angielski, niemiecki itd. Firmy testują wiedzę kandydatów na różne sposoby.
    Lufthansa w Krakowie daje kandydatom na wstępie test z języka angielskiego i niemieckiego, potem robi te same testy ustne, potem przeprowadza test matematyczno-logiczny (przypominający testy na inteligencje), a dopiero na samym końcu wręcza kandydatowi test z rachunkowości i zaprasza do testu z Excela :).

    Bycie tłumaczem przysięgłym to obecnie spora nisza i rynek jest nasycony, w naszej firmie działają tacy tłumacze i kurczowe trzymanie się przez Ciebie przykładu z filologii jest karkołomne. Dużo bardziej do mnie przemawia przykład prawa, medycyny, matematyki teoretycznej ;-).

    A i pracodawca na rozmowie nie pyta o organizacje studenckie, nikogo to nie interesuje. Bo praca to nie studia. A headhunter widząc kogoś studiującego zaocznie, ale mającego 2-3-4 lata doświadczenia "zgodnie z kierunkiem", a kogoś kończącego studia dzienne, bez doświadczenia i/lub z praktykami i krótkimi stażami wybierze tego pierwszego.

    W każdym razie ja po zaocznych, prywatnych studiach na brak pracy i zarobki w wieku 24 lat nie narzekam. :)
    Pozdrawiam.

    7 Cytuj
  • 9 wrz 2014

    Znam programistów, którzy nie mają w ogóle wykształcenia wyższego i otrzymują wysokie wynagrodzenia (choć część korporacji premiuje dodatkowo literki przed nazwiskiem) są jednak takie kierunki studiów na których wypadałoby i mieć doświadczenie zawodowe i przygotowanie merytoryczne (np budownictwo) i tu system boloński jest pewnego rodzaju wyjściem.
    Co do studiów prawa to nie do końca bym się zgodził bo zawodów prawniczych człowiek uczy się dopiero na stosownych aplikacjach, a wcześniejsze pięć lat to studia podobne do każdych innych, nawet wliczając cześć procesową.
    Jeśli zaś powrócimy do studiów w Myślenicach, to zaoczne tak, jak najbardziej bo na dziennych nie nauczy się człowiek niczego więcej a tylko lata straci (mam na myśli wszelakie pedagogiki, resocjalizacje etc.)
    Jeśli ktoś podchodzi pragmatycznie - potrzebuję papier i już to oczywiście Myślenice, jeśli ktoś natomiast chce raz za czas zmienić klimat i traktuję studia również jako pewnego rodzaju odskocznię i ma na to czas... no to oczywiście Kraków.
    Warto zastanowić się czego oczekujemy od uczelni, bo jeśli wraz ze studiami chcielibyśmy "załapać" się na interesujące kursy lub projekty (np językowe, CISCO albo coś w tym rodzaju) to prawdopodobnie takowe organizowane są przez uczelnię w mieście głównej siedziby.

    1 Cytuj
  • 9 wrz 2014

    Mam kolegę po stażu w Berlinie z dyplomami mgr inż budownictwa i inżynierii środowiska, który od stycznia do lipca był bezrobotny, tylko dlatego, że jego całe życiowe doświadczenie zawodowe było stażami/praktykami.

    Jeśli chodzi o studiowanie to uważam, że studia w ośrodkach zamiejscowych to pomyłka - najlepsi nauczyciele są w głównej siedzibie, wspomniane kursy (LCCI, Cisco, Lean Six Sigma itd) także. Raz na dwa tygodnie dojeżdżanie weekendami do Krakowa nikomu nie zaszkodzi, a raczej prawi w bój. Bo o pracę (godną wyższego wykształcenia) w powiecie ciężko, jeśli nie ma się cioci/mamy/wujka/sąsiada ze znajomościami na państwową posadkę;).

    6 Cytuj
  • jeden język a dwoje uszu 9 wrz 2014

    Pozwolę sobie tylko zwrócić uwagę na małą ciekawostkę:
    Uczelnią, która jako pierwsza zaczęła kształcić w naszym powiecie jest ta:
    http://www.seminarium.scj.pl/
    Właśnie obchodzi jubileusz 50 lat istnienia.

    6 Cytuj
  • 9 wrz 2014

    Studia w Myślenicach to pomyłka, wiem z bliska jak wyglądają takie zajęcia - słaba kadra dydaktyczna, niski poziom szkolenia, no i nie można porównywać dyplomu studiów zaocznych w Myślenicach z tymi w Krakowie, bo to jednak całkiem inna renoma. Nie rozumiem też, skąd nadal tkwi w młodych osobach przekonanie, żeby koniecznie iść na studia dzienne. Przecież już od paru ładnych lat wiadomo, że dyplom nie daje pracy, a oni nadal pchają się na te dzienne, jakby były zbawieniem. Myślę, że głównym powodem jest lenistwo - na studiach dziennych utrzymują nas w większości przypadków rodzice, jest sporo czasu na imprezy i ,,życie studenckie'', jedynie w czasie sesji trzeba się trochę pouczyć. Nie rozumiem, jak można iść do pierwszej normalnej pracy mając dopiero 22 (licencjat), albo 24 lata (magister - większość osób go robi, bo ,,licencjat to za mało''). I potem jest zdziwienie, że pracodawca woli wziąć osobę po technikum, nawet taką, która nie studiuje zaocznie, ale już ma kilka lat doświadczenia. Jeśli udało jej się znaleźć pracę w wyuczonym zawodzie - jest ustawiona idealnie, ale nawet praca w innym zawodzie przez te parę lat już jest plusem dla pracodawcy, że osoba się ,,nie obijała'', tylko próbowała sił w każdej branży - kierowca, magazynier, pomoc kuchenna, pracownik produkcji itp. Ktoś, kto nie boi się żadnej pracy jest bardzo ceniony. Tymczasem 24-latek po liceum i studiach dziennych na jakiejś ekonomii albo zarządzaniu nie ma za bardzo pojęcia o życiu. Być może w tym momencie urażam studentów dziennych, ale moim zdaniem w większości przypadków taka jest prawda i prawie wszyscy pracodawcy są podobnego zdania. Oczywiście, są profesje, w których studia dzienne to wymóg - prawo, medycyna. Tutaj jest potrzebna fachowa wiedza, a studiując przykładową ekonomię, na 1 i większości 2 roku jest materiał, który nie sprawia żadnych kłopotów nikomu, kto choć trochę interesuje się tą dziedziną. Taka osoba traci 2 lata jedynie na zaliczaniu przedmiotów, przy czym mogłaby już na siebie zarabiać studiując zaocznie.

    10 1 Cytuj
  • 9 wrz 2014
    Powodzianin_ napisał/a:

    Okłamujesz sama siebie.
    Pracodawca najchętniej patrzy na Twoje doświadczenie zawodowe, które możesz zdobywać podczas studiów niestacjonarnych. Twoją realną wiedzę zweryfikuje w procesie rekrutacji, często żmudnym i wymagającym.

    I najważniejsze - moim równolatkom, z którymi się stykam w obecnej firmie, wydaje się, że jak skończyli dzienne studia to są lepsi, mają lepszą wiedzę i powinni zarabiać więcej. Jednakże, oni jak sama napisałaś "realizowali się w życiu studenckim", które jest zgoła inne od życia dorosłego. Gdy przychodzą takie osoby, to choć są w moim wieku, sam zauważam znaczącą przepaść w spoglądaniu na pracę, na docenienie tego co się robi, na zauważenie szans i chęć rozwoju...

    Niedawno uczyłem absolwentkę dziennych, 5 letnich studiów z UJ - ekonomia - uczyłem "jej obowiązków" na stanowisku. Otwieram Excel, wykonuje działanie :

    [liczba ujemna] * -1 = [liczba dodatnia]

    i dziewczyna kaput, nie wie. Okazało się, że przedmioty matematyczne tak sobie zaliczała no i jeszcze nie pisała obowiązkowej matury z matematyki i nie wiedziała, że minus razy minus daje plus... No, ale to ja skończyłem "zaoczne" i "kupiłem" sobie wykształcenie, a ona ma "renomę" na którą tak ciężko musiała pracować.... I zamiast uczyć ją obowiązków stanowiska pracy, dziewczyna potrzebowała szybkiego kursu z matematyki. No, ale ona "tylko" przyszła na staż, żeby odrobić i mieć papier. Po co się angażować w pracę, nawet jeśli firma zatrudnia takich stażystów potem na umowy o pracę?
    .

    Nigdzie nie napisałam, że trzeba koniecznie iść na studia dzienne. Nie mam nic do studiów zaocznych i zgadzam się, że dają więcej szans na zdobycie wykształcenia, a przygotowanie bo nich wcale nie jest gorsze.
    Zgadzam się także z twierdzeniem, że to umiejętności są najważniejsze w procesie rekrutacji, jednak to nie jest jedyny atut aplikujących i często patrzy się także na inne rzeczy, które dużo mówią o charakterze czy predyspozycjach potencjalnego pracownika. Wciąż uważam, że czas studiów - dziennych czy też zaocznych to świetna okazja na zaczerpnięcie nowych wyzwań i możliwości, bo potem, kiedy zacznie się rodzina, kiedy rzucimy się w wir pracy już ostatecznie nie będzie czasu na takie rzeczy już w ogóle. A młody człowiek nie samą pracą żyje, oprócz tego trzeba się jakoś zaktywizować, zaangażować w ciekawą akcję, rozerwać. I takie możliwości dają właśnie duże miasta. Nie twierdzę, że trzeba się rzucić od razu na każdy wolontariat, na każdą imprezę. Wiadomo, że podczas studiów to nauka i przygotowanie się do przyszłego zawodu są najważniejsze, ale nie zamykajmy się tylko na to.
    Kolejną rzeczą jest fakt, że niesłuszny jest pojazd po studentach studiów dziennych. Czytając ten temat mam wrażenie, że za wszelką cenę chce się im udowodnić, że są mało inteligentni i popełnili błąd wybierając studia dzienne. Uwielbiacie wyciągać jakieś skrajne przypadki ludzi, którzy ce*****ą się rażącą niewiedzą (która nie świadczy nawet o fiasku uczelni ale nawet LO) i na ich podstawie pokazywać, że studia dzienne to porażka. No więc tak nie jest. Wszędzie zdarzają się totalni ignoranci, ale większość studentów to normalni ludzie, którzy się uczą, poszerzają swoje kompetencje i ce*****ą się pewną inteligencją i niekoniecznie chełpią się tym, że są na dziennych. Poza tym wszędzie zdarzają się takie inaczej inteligentne rodzynki, czy na zaocznych, prywatnych czy dziennych. Wszędzie zdarzają się tacy, którym się nie chce uczyć oraz ludzie ambitni i nad wyraz wręcz inteligentni. Dlatego nie ma co szufladkować, że jak jesteś na dziennych to jesteś taki, a jak na zaocznych to taki. W dzisiejszych czasach to wcale nie jest osiągnięcie dostać się na studia więc i nie ma co popadać w samozachwyt

    .

    kutq napisał/a:

    Studia w Myślenicach to pomyłka, wiem z bliska jak wyglądają takie zajęcia - słaba kadra dydaktyczna, niski poziom szkolenia, no i nie można porównywać dyplomu studiów zaocznych w Myślenicach z tymi w Krakowie, bo to jednak całkiem inna renoma. Nie rozumiem też, skąd nadal tkwi w młodych osobach przekonanie, żeby koniecznie iść na studia dzienne. Przecież już od paru ładnych lat wiadomo, że dyplom nie daje pracy, a oni nadal pchają się na te dzienne, jakby były zbawieniem. Myślę, że głównym powodem jest lenistwo - na studiach dziennych utrzymują nas w większości przypadków rodzice, jest sporo czasu na imprezy i ,,życie studenckie'', jedynie w czasie sesji trzeba się trochę pouczyć. Nie rozumiem, jak można iść do pierwszej normalnej pracy mając dopiero 22 (licencjat), albo 24 lata (magister - większość osób go robi, bo ,,licencjat to za mało''). I potem jest zdziwienie, że pracodawca woli wziąć osobę po technikum, nawet taką, która nie studiuje zaocznie, ale już ma kilka lat doświadczenia. Jeśli udało jej się znaleźć pracę w wyuczonym zawodzie - jest ustawiona idealnie, ale nawet praca w innym zawodzie przez te parę lat już jest plusem dla pracodawcy, że osoba się ,,nie obijała'', tylko próbowała sił w każdej branży - kierowca, magazynier, pomoc kuchenna, pracownik produkcji itp. Ktoś, kto nie boi się żadnej pracy jest bardzo ceniony. Tymczasem 24-latek po liceum i studiach dziennych na jakiejś ekonomii albo zarządzaniu nie ma za bardzo pojęcia o życiu. Być może w tym momencie urażam studentów dziennych, ale moim zdaniem w większości przypadków taka jest prawda i prawie wszyscy pracodawcy są podobnego zdania. Oczywiście, są profesje, w których studia dzienne to wymóg - prawo, medycyna. Tutaj jest potrzebna fachowa wiedza, a studiując przykładową ekonomię, na 1 i większości 2 roku jest materiał, który nie sprawia żadnych kłopotów nikomu, kto choć trochę interesuje się tą dziedziną. Taka osoba traci 2 lata jedynie na zaliczaniu przedmiotów, przy czym mogłaby już na siebie zarabiać studiując zaocznie.

    Kolejny komentarz negatywnie oceniający osoby na studiach dziennych. No więc nie, nie lenistwo pcha ludzi na takie studia. Studia dzienne to ciężka harówka, jest mnóstwo nauki, potem dochodzą jeszcze praktyki, często również różne koła naukowe. Wiadomo, że są kierunki, gdzie można się bawić do woli, ale niektóre są na prawdę ciężkie i nie ma, że pouczysz się tylko w sesji. Po wielu kierunkach, głównie ścisłych możesz spokojnie szukać już pracy w zawodzie po drugim roku. Mam również wielu znajomych, którzy łączą pracę ze studiami dziennymi, pracują w wakacje, dorabiają poprzez różne zamówienia, więc to nie jest tak, że student dzienny nie ma pojęcia o pracy czy o życiu.

    1 9 Cytuj
  • 9 wrz 2014

    1. Czas studiów to czas na nowe doświadczenia, podobnie jak czas szkoły średniej, czas pracy - wartościowanie tego, że jest to lepszy/gorszy czas jest infantylne - każdy okres życia różni się od siebie i powinien coś dawać człowiekowi konstruktywnego.
    2. Studenci szczególnie dzienni znani są z imprez w środku tygodnia - to norma. Normalni ludzie pracują i chcą spać - dzieci z dowodami osobistymi szaleją po blokach, mało to takich historii?
    3. Skrajne przypadki padają z obu stron. Ja ciągle słyszę, ze zaoczne to kupowanie sobie wykształcenia, że jestem debilem, bo na dzienne bym się nie dostał (nieprawda) itd. To słyszę od rówieśników. Bo od ludzi pracujących, słyszę "miło, że ma pan doświadczenie" "świetnie pan się zaprezentował na rozmowie, chcemy pana" i nie mam problemu z pracą. Ona mnie sama szuka.
    4. Większość kierunków dziennych to faktycznie porażka. Kolejne ogie, specjaliści od zarządzania, reklamy, pr, socjologowie, eksperci od turystyki, wf-u. Jest tego na rynku za dużo i jedyne na co mogą liczyć to wydawanie hamburgerów.
    5. Z małymi wyjątkami studia dzienne to zabawa. Wiem, bo studiowałem, są nieliczne kierunki elitarne na których faktycznie jest bardzo ciężko. Na pozostałych tylko sesja, a i zajęć mało. Na dziennej Ekonometrii miałem w tygodniu 27 godzin zajęć obowiązkowych na I roku. Podczas, gdy w liceum nauka + zajęcia dodatkowe wychodziło ok 45. godzin. Można sobie porównać plany studiów uczelni (w większości są dostępne publicznie np. UEK) i policzyć.
    Harówa jest wtedy, gdy cały tydzień zapierdzielasz od 7-15, a od 16 w piątek masz zajęcia do 21 i od 7.30 do 21 w sobote i niedzielę, a potem znowu tydzień pracy i tak w koło Macieju, a do tego notatki, nauka, pisanie pracy, rodzina, znajomi - to jest wyzwanie.

    6. Między dorywczą pracą, a pracą na etacie jest różnica. Dorabiać może każdy, ale czy o tym mówimy? W dorosłym życiu też będziesz żyć od fuchy, do fuchy i do końca życia będziesz kelnerką, barmanem? Nie.

    Elitarność studiów dawno nie istnieje. Jak ktoś wierzy w magię dyplomu, renomowanej uczelni, organizacji studenckich to mu serdecznie gratuluje i podkreślam raz jeszcze - cieszę się.

    Więcej pracy dla mnie.

    12 2 Cytuj
  • 10 wrz 2014
    Powodzianin_ napisał/a:

    Elitarność studiów dawno nie istnieje. Jak ktoś wierzy w magię dyplomu, renomowanej uczelni, organizacji studenckich to mu serdecznie gratuluje i podkreślam raz jeszcze - cieszę się.

    Historia zatoczyła koło i już chyba wszyscy zachłysnęliśmy się magistrami na zmywakach a coraz większy prestiż społeczny odzyskują znów zawody pracowników i robotników wykwalifikowanych. Być może to dobrze, być może tak właśnie powinno być, żeby liczba studentów była wypadkową zapotrzebowania a nie mody. Z drugiej strony patrząc na wszechobecną ciemnotę społeczną, głupotę, zacofanie i zaściankowość to aż drżę na myśl, co będzie dopiero kiedy moda na jakiekolwiek studiowanie przeminie...

    5 Cytuj
  • 10 wrz 2014
    Marine napisał/a:

    Mam również wielu znajomych, którzy łączą pracę ze studiami dziennymi, pracują w wakacje, dorabiają poprzez różne zamówienia, więc to nie jest tak, że student dzienny nie ma pojęcia o pracy czy o życiu.

    Tym zdaniem zaprzeczasz sama sobie, bo wyżej napisałaś, że studia dzienne to ciężka harówka i mnóstwo nauki. Dla każdego jest to pojęcie względne. Dla mnie harówka to pracowanie codzienne od 7 do 16, wykonując pracę fizyczną, przez cały tydzień, a co drugi weekend licząc od piątku trzeba dojechać na studia do Krakowa, gdzie wykłady trwają praktycznie cały dzień i nie są one takie jak na dziennych, gdzie połowę można opuścić. Tu trzeba być praktycznie na każdych zajęciach, bo zajęć jest mniej, ale egzaminy są praktycznie te same co na studiach dziennych i trzeba się do nich przygotować. Tylko kiedy, skoro w tygodniu większość czasu spędza się w pracy? A gdzie czas dla kolegów, koleżanek, rodziny, własnej pasji? Za to właśnie cenię studentów zaocznych (tych pracujących), że są tak pracowici i potrafią sobie zorganizować w ten sposób, by dać radę ze wszystkim

    Nie wmawiaj mi więc, że studenci dzienni mają ciężką harówkę. Dużo nauki jest raptem może na kilku, konkretnych kierunkach, tak jak wcześniej wspominałem - prawo, medycyna, inżynieria budowlana, matematyka i może jeszcze parę kierunków. Nie wiem też, co rozumiesz przez pracę w czasie studiów dziennych. Okazjonalne roznoszenie ulotek czy praca na myjni to raczej nie są zajęcia etatowe, które można by wpisać do CV. No chyba, że nie ma się żadnego innego doświadczenia...

    7 4 Cytuj
  • 11 wrz 2014

    Znam osoby, które leciały na samych trójach i dobre były tylko z wf-u, miały problem z napisaniem rozprawki bez rażących błędów logicznych, zadania z matmy zawsze odpisywały, a w filii Staropolskiej Szkoły Wyższej zaliczają sesję za pierwszym razem. Wątpię, żeby same pisały swoje prace. Przedszkolanka po takich studiach będzie puszczać dzieciom bajki i obijać się przy kawce i ciasteczkach, a nauczycielka klas 1-3 zrazi dzieci do matematyki, nie umiejąc dobrze wytłumaczyć zadań, których sama do dziś nie rozumie.

    6 2 Cytuj
  • jeden język a dwoje uszu 11 wrz 2014

    Obawiam się że w znanych uczelniach w Krakowie tez takie przypadki bywają częściej niż sporadycznie.

    4 Cytuj
  • 22 wrz 2014

    Nie zdziwiłabym się. Zbyt dużo uczelni w Krakowie oferuje ten kierunek, mimo że jest niż i nauczycieli albo się zwalnia, albo zatrudnia na ułamek etatu. Na UP mają 120 miejsc na dziennych, na zaocznych chyba nie ma już limitu. Można go też studiować na Ignatianum, u Frycza, u Jańskiego, a do niedawna był też u Dietla. Gdyby w polskich przedszkolach były miejsca dla wszystkich dzieci od 3 roku życia, jak na Zachodzie, miałoby to sens. A tak - maluchy które się nie dostały siedzą w domach, nie mają stałego kontaktu z rówieśnikami, a wykształcenie tych dziewczyn się marnuje.

    1 Cytuj
  • 23 lut 2015

    Ciekawe gdzie pobierają nauki te osoby ale myślę że w Warszawie bo na prowincji jest trochę wyższy poziom
    http://wpolityce.pl/lifestyle/234867-takich-dziennikarzy-produkuje-iii-rp-jaki-kraj-powstal-po-rozpadzie-zssr-polska-odpowiada-studentka-dziennikarstwa

    1 Cytuj
  • 12 sie 2016

    Witam czy jest tu ktoś kto chodzi zaocznie do filii wyżeszej szkoły bankwości i finansów z krakowa tu na żęrosmkiego w myślenicach? Chciałam generalnie zapytać jak mnie więcej z trudnością tych studiów ?W jakich godzinach mieliście zajęcia? czy to całe dnie czy do popołudnia? Czy ogolnie jest trudno?p.s Jestem w trakcie decyzji o przekwalifikowaniu się - jestem osoba po 30-stce - dlatego jakby z innym nastawiniem do tego wszystkiego podchodzę - prosze o odpowiedzi i porady jeśli ktoś może :-) z góry dziękuję

    1 3 Cytuj

Odpowiedz