Jednym z motywów przewodnich kampanii Platformy w 2007 r. było otwarcie się na obywateli, przejrzystość, ograniczenie tajności. Według ówczesnych słów polityków Platformy, to PiS miał być opętany obsesją utajniania wszystkiego – rzecz jasna, aby ukryć swoje podstępne machinacje i machlojki. Cztery lata później niewiele z tych deklaracji partii rządzącej zostało. Właściwie – dokładnie nic.
Symboliczna była w tej mierze batalia Antykorupcyjnej Koalicji Organizacji Pozarządowych (AKOP), które przez dwa lata domagały się od rządu odtajnienia dokumentów, powołujących podobno słynną „tarczę antykorupcyjną”, którą chwalił się premier przy okazji afery hazardowej. Sprawa znalazła się w końcu w Naczelnym Sądzie Administracyjnym, gdzie koalicja wygrała. (…)
Do ujawnienia informacji o rzekomym powołaniu „tarczy” udało się zmusić rząd w sądzie jedynie dzięki ustawie o dostępie do informacji publicznej. Ustawa ta, która miała zapewniać maksymalną jawność, posiada zresztą sporo luk. Nie sposób jest np. zweryfikować wysokości kontraktów, jakie zawierają z zewnętrznymi wykonawcami państwowe agendy. Z tego powodu nie byłem w stanie ustalić, czy prawdą jest, że autorzy scenariusza koncertu z okazji objęcia przez Polskę prezydencji w Radzie UE – Jakub Wojewódzki i Krzysztof Materna – zgarnęli za to skandalicznie wysokie honorarium (pogłoski mówiły nawet o milionie złotych). Narodowy Instytut Audiowizualny – jednostka utrzymywana z publicznych pieniędzy – odmówił odpowiedzi, powołując się na „prywatność osoby fizycznej”. I, niestety, jakkolwiek skandaliczne by się to wydawało, jest to zgodne z prawem. A przecież mówimy o publicznych pieniądzach i oczywiste wydaje się, że jeśli ktoś decyduje się je brać w ramach umowy o wykonanie określonej pracy, jako warunek powinien przyjąć konieczność ujawnienia wysokości wynagrodzenia. Fakt, że ustawa pozostawia tu furtkę, jest trudny do zaakceptowania.
Teraz otrzymujemy finał tej walki o jawność i przejrzystość. W ostatniej chwili, na ostatnim posiedzeniu Sejmu, głosami PO przepchnięta została poprawka do nowelizacji ustawy o dostępie do informacji publicznej. Poprawkę zgłosił senator PO Marek Rocki, jak sam przyznaje, „po konsultacji z rządem”. Czyli, tłumacząc z politycznego na nasze, dostał po prostu z gabinetu premiera gotowy tekst z poleceniem zgłoszenia go na przedostatnim etapie legislacji. Poprawka pozwala jeszcze bardziej ograniczyć prawo do informacji publicznej, właściwie niemal dowolnie. Urzędy będą mogły odmówić dostępu do danych jeśli będzie to naruszać „ważny interes gospodarczy państwa”, narażając naszą pozycję negocjacyjną wewnątrz m.in. Unii Europejskiej oraz w postępowaniach przed międzynarodowymi trybunałami. (…)
I tyle zostaje z zapowiadanej przez Donalda Tuska jawności i przejrzystości. Dokładnie tyle samo, co z zapowiadanych autostrad, szpitali, niskich podatków i szybkich, punktualnych kolei.
2011 - wybory (likwidacja nadmiernej administracji, ograniczenie liczby posłów i senatorów oraz radnych do niezbędnego minimum uproszczenie procedur podatkowych, koniec wojny polsko - polskiej, delegalizacja skompromitowanych ugrupowań politycznych wprowadzenie ustroju prezydenckiego)
2012 - Polska organizuje EURO (pełny sukces)
2013 - przyrost PKB 20,6% (powstają nowe zakłady produkcyjne i banki - bez udziału kapitału zagranicznego)
2014 - likwidacja KRUS, ZUS i innych tego typu instytucji.
2015 - reorganizacja przemysłu zbrojeniowego, powiększenie stanu osobowego zawodowej armii
stworzenie i wyposażenie ochotniczych oddziałów obrony terytorialnej.
2016 - minimalna pensja 6000zł netto
- Bo nikt z zewnątrz nam nie pomorze zrobić porządku we własnym kraju, musimy go zrobić sami
ale do tego potrzebna jest ZGODA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
[quote=gość: Myślący] Nie jestem już żaden smarkacz,
Łeb mam pokryty siwizną.
Nie zagłosuję na Jarka,
Bo zbyt cię kocham, Ojczyzno!
Niejeden ciężar na barkach
Dźwigałem, znosiłem trudy.
Nie zagłosuję na Jarka,
Bo dość mam kłamstw i obłudy.
Gdy spytasz mnie, niedowiarka,
Dlaczego? Wyznam ci szczerze:
Nie zagłosuję na Jarka,
Bo w żadną zmianę nie wierzę.
Skąd wiem, że wybór niedobry?
Nie wierzę w zmiany oblicza,
Bo nie chcę powrotu Ziobry
I teczek Macierewicza.
Bo nie chcę mieć Prezydenta,
Co straszy gejem i Żydem,
Co w każdym widzi agenta,
I może zaszczuć jak Blidę.
Na Jarka nie oddam głosu
Za czasy, gdy był premierem,
Za ten upadek etosu,
I koalicję z Lepperem.
Za to, co wciska ludowi,
Na co pozwala i sprzyja,
Za to, co pisze Sakowicz
I głosi Radio Maryja.
Za sieć podsłuchów i haków,
Wydanie walki elitom,
Za to, że skłócił Rodaków,
Za IV Rzeczpospolitą.
Dziś w duszy mej zakamarkach
Odkrywam decyzji sedno:
Nie zagłosuję na Jarka,
Bo nie jest mi wszystko jedno.
Wybaczcie drwinę i sarkazm,
Odporność z wiekiem się zmniejsza.
Nie zagłosuję na Jarka,
Bo Polska Jest Najważniejsza
PiS nie wygrał prezydenckich wyborów, w których mocno zaangażowani byli obecni liderzy PJN - Kluzik-Rostkowska, Poncjusz i inni liczący na miejsce w kancelarii prezydenta to założyli sobie swoją partyjkę aby w niej być liderami.
Takim uciekinierom i innym Palikotom mówimy NIE !
Wyborco. Kluzik-Roztowska nie jest już liderką PJN, chyba jesteś nie na bieżąco. Poza tym sprawa jest troche bardziej skomplikowana. Nienaturalne zmiany wizerunku prezesa jako osoby spokojnej i ugodowej były chyba główną przyczyną przegranych wyborów. A po przegranych wyborach los osób o których piszesz był przesądzony wiec wzieli sprawy w swoje ręce zamiast czekać na wykluczenie z partii.
[quote=gość: optymista] 2011 - wybory (likwidacja nadmiernej administracji, ograniczenie liczby posłów i senatorów oraz radnych do niezbędnego minimum uproszczenie procedur podatkowych, koniec wojny polsko - polskiej, delegalizacja skompromitowanych ugrupowań politycznych wprowadzenie ustroju prezydenckiego)
2012 - Polska organizuje EURO (pełny sukces)
2013 - przyrost PKB 20,6% (powstają nowe zakłady produkcyjne i banki - bez udziału kapitału zagranicznego)
2014 - likwidacja KRUS, ZUS i innych tego typu instytucji.
2015 - reorganizacja przemysłu zbrojeniowego, powiększenie stanu osobowego zawodowej armii
stworzenie i wyposażenie ochotniczych oddziałów obrony terytorialnej.
2016 - minimalna pensja 6000zł netto
- Bo nikt z zewnątrz nam nie pomorze zrobić porządku we własnym kraju, musimy go zrobić sami
ale do tego potrzebna jest ZGODA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! [/quote]
Dodał bym jeszcze;
2012 Rozwiązania konkordatu i wprowadzenie do konstytucji zapisu o rozdziale państwa i religii. Ustalenie normatywnych stawek podatkowych od działalności gospodarczych prowadzonych przez Kościół Katolicki.
2012 Zakończenie operacji wojskowych na bliskim wschodzie. Wprowadzenie jednostek kontraktowych WP za których udział w operacjach w Afganistanie i Iraku zapłaci Rząd Amerykański a nie Polski.
2012 Wprowadzenie ustawy o odpowiedzialności majątkowej na stanowiskach politycznych. Wprowadzenie votum nieufności wobec polityków przeciw którym toczy się jakiekolwiek postępowanie sądowe. (Koniec afer, jazdy po pijaku i zajmowania stanowisk przez osoby z historią przestępczą)
2012 Nowelizacja ustawy dotyczącej wyborów. (Koniec układu z Magdalenki)
2013 Legalizacja marihuany. (Legalna= zarabia na niej państwo a nie kryminalne gangi)
CDN
[quote=gość: optymista] 2011 - wybory (likwidacja nadmiernej administracji, ograniczenie liczby posłów i senatorów oraz radnych do niezbędnego minimum uproszczenie procedur podatkowych, koniec wojny polsko - polskiej, delegalizacja skompromitowanych ugrupowań politycznych wprowadzenie ustroju prezydenckiego)
2012 - Polska organizuje EURO (pełny sukces)
2013 - przyrost PKB 20,6% (powstają nowe zakłady produkcyjne i banki - bez udziału kapitału zagranicznego)
2014 - likwidacja KRUS, ZUS i innych tego typu instytucji.
2015 - reorganizacja przemysłu zbrojeniowego, powiększenie stanu osobowego zawodowej armii
stworzenie i wyposażenie ochotniczych oddziałów obrony terytorialnej.
2016 - minimalna pensja 6000zł netto
- Bo nikt z zewnątrz nam nie pomorze zrobić porządku we własnym kraju, musimy go zrobić sami
ale do tego potrzebna jest ZGODA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! [/quote]
Musiałaby Nowa Prawica samodzielnie rządzić, by tak było...
W końcu nadchodzi kres tych patologicznych rządów Platfusów!!!!!!!
Polityka zagraniczna PO jest, jak wszystko wskazuje, podporządkowana temu samemu celowi co polityka wewnętrzna, czyli stabilizacji systemu. W jakiejś mierze chodzi też o wyłączenie efektywnych form demokratycznej kontroli w sprawach dotyczących Unii Europejskiej. Znamienne są reakcje amerykańskie, np. zawarte w ostatnim raporcie Departamentu Stanu na temat demokracji w Polsce, w którym krytycznie oceniono stan wolności słowa i suwerenności oraz zwrócono uwagę na wzrost korupcji. Oceny takie są jednak przeważnie ignorowane, ponieważ wiadomo, że za słowami nie pójdą czyny. Unia Europejska może natomiast zastosować dotkliwe sankcje, które w praktyce dotykają najczęściej tych państw członkowskich, które sprawiają jakieś kłopoty władzom unijnym, a zwłaszcza najsilniejszym państwom Unii.
Deklaracje nowego rządu w sprawach Unii Europejskiej przed czterema laty były jasne: jeśli będziemy płynąć z głównym nurtem, przyniesie to Polsce korzyści. Fakty z ostatniego okresu świadczą jednak o czymś zupełnie przeciwnym. Na czoło wysuwa się tu kilka spraw.
Pierwsza to odmowa – początkowo całkowita, wbrew racjonalnym propozycjom ze strony opozycji – skorzystania z przykładu niemieckiego (decyzje tamtejszego parlamentu i sądu konstytucyjnego) w kwestii prawnego zabezpieczenia polskiej suwerenności w związku z ratyfikacją Traktatu lizbońskiego. Politycy PO odmawiali nawet dyskusji na ten temat, a Trybunał Konstytucyjny pod wątpliwym pretekstem formalnym umorzył postępowanie zainicjowane przez posłów PiS. Dopiero z opóźnieniem (już po wejściu traktatu w życie) i bez przekonania Platforma była skłonna zgodzić się na ułomne nawiązanie do rozwiązań niemieckich. Zrezygnowano jednak z pełnego i konsekwentnego włączenia ich do polskiego systemu prawnego, posługując się – brzmiącym zabawnie w ustach przedstawicieli obecnego rządu – argumentem: „Nie chcemy naśladować Niemiec, idziemy własną drogą”. Faktem pozostaje, że Polska pod rządami PO dobrowolnie zrezygnowała z zapewnienia sobie, przynajmniej pod jednym względem, statusu w Unii równego temu, jaki zagwarantowali sobie Niemcy.
Sprawa druga to pakiet energetyczno-klimatyczny. Rząd przyjął go mimo bijącej w oczy szkodliwości dla rozwoju gospodarczego Polski. W rezultacie musimy liczyć się nie tylko z obciążeniem dodatkowymi opłatami i wzrostem cen energii, ze wszystkimi tego skutkami, ale także z nieuniknionym przemieszczeniem się poza naszą wschodnią granicę wielu energochłonnych rodzajów przemysłu oraz ze związanym z tym bezpośrednim i pośrednim wzrostem bezrobocia. Donald Tusk nie tylko zrezygnował ze skorzystania w sprawie pakietu klimatycznego z prawa weta, lecz także, z góry wyrzekając się jego zastosowania, osłabił pozycję negocjacyjną Polski. Syntetycznym wykładnikiem tej polityki będzie spadek tempa wzrostu PKB co najmniej o 2 proc.. Mamy ponieść taką ofiarę w imię celu, jakim – według oficjalnych deklaracji – jest globalna redukcja emisji dwutlenku węgla. Jednakże nawet jeśli uznać ten cel za słuszny, jest on niemożliwy do zrealizowania ponieważ Chiny, USA, Indie, Brazylia i Rosja nie przyjęły podobnych ograniczeń, efekt unijnych zabiegów będzie zerowy.
Wszyscy wiedzą, że naprawdę chodzi o interes państw dysponujących zaawansowanymi technologiami, a więc państw, których rozwoju nie krępowały żadne pakiety klimatyczne wtedy, gdy dominowały u nich technologie zbliżone do tych, jakimi nasz kraj dysponuje dzisiaj. Można więc powiedzieć, że ciężary i restrykcje pakietu klimatycznego są dla nas podwójnie niesprawiedliwe. Polska, w której gospodarce energetycznej z naturalnych względów szczególne miejsce zajmuje węgiel, znalazła się w najtrudniejszej sytuacji ze wszystkich państw europejskich. Mimo to rząd PO i PSL ani nie skorzystał z prawa weta, ani nie zadbał o rozwiązania, które zniwelowałyby szkodliwe następstwa pakietu dla naszego kraju. Podjęcie takich kroków w interesie Polski z konieczności przeciwstawiłoby nas Niemcom, a tego rząd Tuska najwyraźniej w ogóle nie bierze pod uwagę.
Kolejną sprawą jest pakt Euro Plus, czyli nowa postać starego pomysłu „Europy dwóch prędkości”, uznawanego przez kompetentnych znawców problemu za najgorszy, bardzo niebezpieczny z polskiego punktu widzenia wariant funkcjonowania Unii. Decyzję w sprawie Euro Plus podjęto arbitralnie z inicjatywy Niemiec i za zgodą Francji, nawet nie pytając Polski o zdanie. Donald Tusk początkowo protestował, później jednak przystał na nasz udział w tym przedsięwzięciu, notabene naruszając polską konstytucję: decyzja w tej sprawie wymagałaby co najmniej uchwały Rady Ministrów lub nawet – ze względu na daleko idące zobowiązania Polski – zgody ustawodawcy w trybie obowiązującym przy ratyfikacji umów międzynarodowych. Skutki przyjęcia Euro Plus są podobne jak w przypadku pakietu energetyczno-klimatycznego – oznaczają dalszy spadek tempa wzrostu. Tymczasem istniała możliwość podjęcia innej decyzji, choćby takiej jak czeska czy węgierska, czyli nieprzystępowania do porozumienia. Z punktu widzenia rządzących oznaczałoby to jednak rezygnację z polityki płynięcia w głównym nurcie, a tym samym narażenie się na utratę lub osłabienie poparcia zewnętrznego oraz na starcie z lobbystami działającymi wewnątrz kraju.
Trzeba podkreślić, że wykazywana przez Donalda Tuska i jego rząd uległość nie jest odwzajemniana przez drugą stronę. Przeciwnie, zgodnie ze znaną prawidłowością w stosunkach międzynarodowych partnerzy korzystają z polskiej słabości. Dowodem na to są choćby decyzje personalne podjęte na szczeblu unijnym w związku z wejściem w życie Traktatu lizbońskiego. Zapadły one bez udziału Polski i posłużyły wręcz do tego, aby po raz kolejny ostentacyjnie dać do zrozumienia, kto w UE rządzi, a kto się w ogóle nie liczy. Z parytetów w obsadzeniu stanowisk w europejskiej dyplomacji Polska zrezygnowała sama i minister Sikorski nawet nie wziął udziału w dotyczącym tej sprawy posiedzeniu Rady UE, wysyłając na nie swojego zastępcę. Wcześniej, jeszcze po rządami Traktatu nicejskiego, Polska, choć jest zdecydowanie największym z nowych państw członkowskich Unii (drugi co do wielkości kraj w tej grupie, Rumunia, ma prawie dwa razy mniej mieszkańców) otrzymała przy obsadzie stanowisk najmniej z tego, co było możliwe do uzyskania.
Naszą obecną pozycję w Unii Europejskiej symbolizują dwa zdarzenia, które miały miejsce w ostatnim czasie. Pierwsze to zaklejenie napisów pod zdjęciami na wystawie o katastrofie smoleńskiej w siedzibie Parlamentu Europejskiego i twierdzenie polskiego przewodniczącego tej instytucji, że nie ma on na to żadnego wpływu. Drugie zdarzenie to rozpoczynająca się wyraźnie w Unii akcja delegalizacji gazu łupkowego, a więc bogactwa, które, jeśli istnieją możliwości wydobycia na wielką skalę, może wyraźnie poprawić naszą sytuację gospodarczą i strategiczną, ale też naruszyć w Europie bardzo potężne interesy. W tej ogromnie ważnej dla Polski sprawie dochodzimy do wyjątkowo jasno widocznej sprzeczności między polityką „płynięcia w głównym nurcie” a naszymi fundamentalnymi interesami.
Nie da się wydobywać gazu łupkowego na wielką skalę i płynąć w głównym nurcie, gdyż takie wydobycie uderzy w potężne interesy, szczególnie w Niemczech, i jeszcze bardziej w interesy dysponującej wielkimi wpływami na Zachodzie Rosji. Mamy więc wybór: płynąć w głównym nurcie i tracić w dłuższej perspektywie setki miliardów dolarów albo mieć te dolary, ale w głównym nurcie nie płynąć. Jak na razie nie ma żadnego przeciwdziałania ze strony polskiego rządu próbom udaremnienia eksploatacji gazu łupkowego. Jako fakt pozytywny można natomiast odnotować to, że władze Unii wystąpiły przeciwko skrajnie niekorzystnej dla Polski umowie gazowej z Rosją, co doprowadziło do poprawienia jej postanowień. Paradoksalnie interwencja Brukseli nastąpiła poniekąd wbrew stanowisku polskiego rządu, była wobec niego swego rodzaju napomnieniem.
Nie lepiej rzecz się ma w stosunkach z Niemcami. Rząd Donalda Tuska zgodził się na Gazociąg Północny. Zrezygnował także z oporu w sprawie „widocznego znaku” – instytucji, która eksponując i utrwalając pamięć tzw. wypędzeń jako niemieckiej krzywdy w II wojnie światowej, relatywizuje problem odpowiedzialności za jej rozpętanie i skutki oraz dostarcza „argumentów” służących – dziś albo w przyszłości – do kwestionowania powojennych zmian terytorialnych. Strona niemiecka bez dyskusji odrzuciła wszystkie zgłaszane przez premiera Tuska koncepcje kompromisowe.
Słabość i chwiejność rządu w zasadniczych kwestiach relacji z Niemcami przynosi owoce, które nietrudno było przewidzieć. Gazociąg Północny nie tylko bardzo osłabia naszą pozycję strategiczną, ale także blokuje nasze porty, mimo że oczywiście mógłby być budowany tak, aby tego uniknąć, Niemcy najwyraźniej nie widzą żadnego powodu, by liczyć się z polskimi interesami. Berlin nie udzielił poparcia polskiemu rządowi w staraniach o umieszczenie Europejskiego Instytutu Innowacji i Technologii we Wrocławiu, poparł natomiast Węgry, skądinąd rządzone wówczas przez całkowicie skompromitowaną lewicę postkomunistyczną. W rezultacie Instytut będzie mieć siedzibę w Budapeszcie, w którym i tak działa już cała sieć renomowanych instytucji międzynarodowych. W Unii Europejskiej Niemcy należą do grupy państw dążących do ograniczenia wydatków w latach 2014–2020, co jest równoznaczne ze zmniejszeniem środków dla Polski w porównaniu z latami 2007–2013.
Można z całą odpowiedzialnością stwierdzić, że wobec strony niemieckiej Donald Tusk dobrowolnie przyjął postawę politycznego klienta, nie otrzymując w zamian dosłownie nic oprócz wspólnych zdjęć i filmowych kadrów z uśmiechniętą panią kanclerz oraz niemieckiej Nagrody Karola Wielkiego. Przywódca PO zbiera w Niemczech pochwały i komplementy w czasie, gdy kształt stosunków polsko-niemieckich jest tak bardzo asymetryczny na niekorzyść naszego kraju. Mamy do czynienia z sytuacją godzącą w prestiż Polski, obniżającą nasz status i pozycję w relacjach międzynarodowych. Widocznej skrajności w klientystycznej postawie Donalda Tuska wobec naszego zachodniego sąsiada nie mogą nie zauważać dyplomatyczne kancelarie i sztaby analityków w różnych państwach, które nie mogą też nie stawiać sobie pytania o przyczyny. Są one złożone. Jedną z nich – ale z pewnością nie jedyną – jest realizacja tego, co wyżej określiliśmy jako główny cel rządzących dziś Polską.
Podobne pytanie musi stanąć, gdy analizuje się stosunki polsko-rosyjskie. Premier Tusk wycofał się ze wszystkich decyzji swojego poprzednika, które miały skłonić naszego wschodniego sąsiada, aby uznał pełnoprawność uczestnictwa Polski w Unii Europejskiej (taki był sens sporu o nasz eksport mięsa do Rosji oraz polskiego weta w sprawie negocjowania nowego układu UE–Rosja) i aby zerwał z polityką podtrzymywania pozostałości dawnego zależnego statusu naszego kraju (spór o tarczę antyrakietową i, w mniejszej skali, sprawa przekopu przez Mierzeję Wiślaną).
W sprawie tarczy antyrakietowej rząd, pod naciskiem prezydenta Lecha Kaczyńskiego, przynajmniej pozornie, na pewien czas, zmienił zdanie i podpisał umowę z USA, nie wszczął jednak procedury ratyfikacyjnej. Oznaczało to otwarcie pola dla rosyjskiej gry, co świadczy albo o braku po stronie rządu Donalda Tuska elementarnego rozeznania, albo też o tym, że z góry zakładał on, iż Rosja rozpocznie licytację. Dwa fakty nie ulegają bowiem wątpliwości. Po pierwsze, rządzące Rosją pokolenie KGB-istów, ukształtowanych przez Związek Sowiecki, nigdy nie zaakceptuje podmiotowej i pełnoprawnej pozycji Polski, choćby dlatego, że odbudowa strefy wpływów upadłego imperium, nawet jeśli nie jest bezpośrednim celem (inaczej niż w przypadku byłych republik ZSRR), pozostaje co najmniej ich marzeniem i długofalowym planem. Po drugie, jeszcze ważniejsze jest to, że Rosja, bez względu na to, kto nią rządzi, nie będzie mieć interesu w umacnianiu pozycji Polski poprzez rozwój stosunków dwustronnych, dopóki nie uzna, że pozycja naszego kraju jest na tyle silna, iż opłaca się utrzymywać z nim dobre stosunki. Taką zaś pozycję możemy osiągnąć przede wszystkim w Europie Środkowo-Wschodniej dzięki relacjom z państwami postsowieckimi, a także położonymi na południe od naszego kraju.
Rząd Tuska z aktywnej polityki wschodniej demonstracyjnie zrezygnował, czego wyrazem był artykuł ministra Sikorskiego o końcu polityki jagiellońskiej; w istocie więc z góry zrezygnował z zabiegów o partnerstwo. Rosyjska polityka „licytacji w górę” polegała na stawianiu Polski w trudnych sytuacjach w zamian za gesty, które dla rządu PO i PSL miały pewną wartość propagandową, ale realnie służyły wyłącznie Rosji. Doskonałym przykładem była wizyta Władimira Putina na Westerplatte 1 września 2009 r.: w tym symbolicznym miejscu i dniu – w 70. rocznicę wybuchu wojny – wygłosił on w obecności władz RP przemówienie w istocie oferujące Niemcom porozumienie, które miałoby być podstawą nowego porządku na kontynencie, a jednocześnie rozprawiał o rzekomych niemieckich krzywdach po I wojnie światowej. W ten sposób Donald Tusk legitymizował politykę, która godzi w najbardziej elementarne interesy naszego kraju, a w dniach poprzedzających wspomnianą rocznicę z pokorą znosił różne upokarzające gesty ze strony Rosjan, byle tylko zapewnić obecność Putina na Westerplatte. Sukces rosyjskiego premiera okazał się połowiczny tylko dzięki jednoznacznemu, zdecydowanemu przemówieniu, jakie wygłosił na Westerplatte prezydent Lech Kaczyński. Donald Tusk nie mógł temu przemówieniu zapobiec, nie mógł też nie dopuścić do udziału najwyższego przedstawiciela Rzeczypospolitej w uroczystościach na Westerplatte.
Szef PO i rządu podjął kolejną wspólną grę ze stroną rosyjską w związku z przygotowaniami do obchodów 70. rocznicy zbrodni katyńskiej. Sprawa Katynia przez cały okres po 1989 roku znajdowała się w centrum stosunków polsko-rosyjskich. Mimo jej historycznego charakteru stosunek Rosjan do zbrodni katyńskiej określa zarazem ich stosunek do Polski współczesnej, do statusu naszego Narodu. Pytanie jest proste: czy masowe mordowanie Polaków jest, tak jak w przypadku Żydów czy Ormian, kwalifikowane jako ludobójstwo, czy też nie jest? Zgoda na odpowiedź przeczącą, niezależnie od rodzaju „uzasadnienia”, oznacza przyjęcie radykalnie niższego statusu Polaków w porównaniu z innymi narodami. Okazało się jednak, że i w tej sprawie Donald Tusk jest skłonny do ustępstw. Był też gotów działać przeciwko głowie własnego państwa, odrzucić zasady elementarnej lojalności narodowej i państwowej, tolerować niesłychane, godzące w elementarne normy dotyczące statusu dyplomatów zachowania ambasadora Rosji w Polsce, wreszcie wysłać do Rosji samolot z Prezydentem, Pierwszą Damą i 94 innymi wybitnymi obywatelami naszego państwa na pokładzie bez zapewnienia elementarnych warunków bezpieczeństwa. Skończyło się to tragedią smoleńską.
Tragedia smoleńska bynajmniej nie położyła ona kresu opisywanej polityce i nie stała się początkiem politycznego katharsis. Przeciwnie, okazała się kolejnym progiem, po którego przekroczeniu serwilizm wobec Rosji osiągnął poziom zgoła niesłychany. Nawet gdyby założyć, że nie było żadnych innych uwarunkowań, to i tak trzeba stwierdzić, że dyletantyzm i polityczny brak charakteru po stronie obecnego premiera spowodowały, że przez swoją grę z Rosją rozpoczętą w dniu katastrofy znalazł się on – a wraz z nim niestety nasz kraj – w swoistej pułapce Putina. Strona polska de facto natychmiast i całkowicie skapitulowała wobec strony rosyjskiej. Zgodzono się na badanie przyczyn bezprecedensowej pod względem okoliczności i skutków katastrofy, w której zginęła osoba pełniąca najwyższy urząd w państwie wraz z wieloma wysokimi funkcjonariuszami władz cywilnych i całym dowództwem sił zbrojnych, wyłącznie przez obce mocarstwo, na którego terytorium wydarzyła się ta katastrofa, i bez jakiejkolwiek realnej kontroli ze strony polskiej.
W istocie dopuszczono do wyłączenia działania prawa międzynarodowego w tej sprawie (nie zawarto żadnego pisemnego porozumienia, co wyklucza możliwość osądzenia sprawy przez Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości), nie zadbano nawet o stworzenie podstaw do interwencji Międzynarodowej Organizacji Lotnictwa Cywilnego, nie zwrócono się o pomoc do NATO, której jesteśmy wszak pełnoprawnym członkiem. Stworzono sytuację, w której działania Rosji są jednostronne i ze względu na charakter MAK nie tworzą następstw prawnych nawet w samej Rosji. Kolejne upokorzenia związane są z traktowaniem przez Rosjan wraku samolotu stanowiącego własność Rzeczypospolitej, z losem czarnych skrzynek czy ze zwodzeniem przedstawicieli polskiego państwa przez ich rosyjskich odpowiedników.
Wszystko to jest skutkiem wciągnięcia Polski w pułapkę, w której Donald Tusk i jego rząd najwyraźniej nie mają już żadnego pola manewru. Wiedzą oni zresztą, że gdyby próbowali w tej sprawie przeciwstawić się Rosji, to na pewno spotkaliby się z przypomnieniem przez Moskwę wspólnej gry prowadzonej w czasie przygotowań do katyńskiej rocznicy z udziałem Donalda Tuska, Radosława Sikorskiego i innych prominentnych polityków PO – gry przeciw śp. Lechowi Kaczyńskiemu, która była obliczona na spowodowanie jego nieobecności w Katyniu, a gdy wariant ten okazał się nierealny, prowadziła do drastycznego obniżenia rangi i bezpieczeństwa prezydenckiej podróży do Katynia. O tym, że strona rosyjska w każdej chwili może użyć tego kompromitującego dla polityków PO argumentu, Rosjanie co jakiś czas niemal wprost przypominają. Także ze względów czysto wewnętrznych Platforma nie jest zainteresowana tym, aby prawda wyszła na jaw.
Donald Tusk najwyraźniej nie chce wycofać się z polityki, której wymownym symbolem było zorganizowanie w stolicy naszego państwa bezprecedensowej „narady” rosyjskiego ministra spraw zagranicznych z polskimi ambasadorami reprezentującymi Rzeczpospolitą w różnych państwach; podobnej ostentacji unikano nawet w czasach zależności PRL od Związku Sowieckiego. Idąc jeszcze dalej, obecny rząd jest gotów sprzedać Rosjanom Lotos – niezwykle ważną, strategiczną spółkę petrochemiczną; na taki krok nie zdecydowała się żadna inna ekipa rządząca Polską po 1989 roku, nawet w czasach rządów SLD i prezydentury Aleksandra Kwaśniewskiego. Decyduje się też na skrajnie niekorzystną umowę gazową, poprawioną w wyniku wspomnianej interwencji Unii Europejskiej, ale i tak szkodliwą dla naszych interesów. Przyjmuje wreszcie ustawę geologiczną, która umożliwi m.in. przejmowanie kontroli nad gazem łupkowym przez Rosjan.
Mamy więc do czynienia z czymś, co można określić jako dobrowolne wchodzenie do rosyjskiej strefy wpływów. W „najlepszym” wypadku wpływy Kremla są równoważone przez wpływy zachodniego sąsiada, przy czym jest wysoce prawdopodobne, że w sprawie Polski obie strony się porozumieją. Trzeba jeszcze dodać, że serwilizm władz centralnych skłania do podobnych postaw władze samorządowe. Pytanie przez władze Warszawy Rosjan o ich zgodę na przeniesienie pomników z czasów komunistycznych czy odsłonięcie pod Ossowem pomnika bolszewików, których marsz na Warszawę został powstrzymany w roku 1920, to przykłady takiej postawy. Jest ona także udziałem wielu popierających PO celebrytów.
Polityka rządu Donalda Tuska wobec USA jest najwyraźniej pochodną szerzej rozumianej polityki europejskiej, obejmującej także stosunki z Rosją. Wycofanie naszych wojsk z Iraku miało być sygnałem, że Polska podporządkowuje się „głównemu nurtowi” w Unii, czyli – jak nam swego czasu radzono – „korzysta z okazji, by siedzieć cicho”. Rezerwa w sprawie koncepcji tarczy przeciwrakietowej, a w istocie negatywny do niej stosunek to ważny sygnał dla Rosji, a także i przede wszystkim – dla tej części Europy, która stawia na zbliżenie z Rosją. Drażniące gesty, jak choćby ogłoszenie polskiego stanowiska w dniu święta narodowego Stanów Zjednoczonych (co spotkało się ze skądinąd arogancką i małostkową reakcją Waszyngtonu, który swe decyzje ogłosił 17 września), miały dodatkowo zaświadczać o powrocie Warszawy na drogę „europejskiej poprawności”. Reszta polityki wobec USA to tylko gra pozorów, służąca – jak to jest w zwyczaju rządu Donalda Tuska – budowaniu jego wizerunku. Strona amerykańska przystaje na taką grę, czego przykładem są wizyty w Polsce nieuzbrojonych baterii rakiet typu Patriot. Trudno w tym momencie orzec, czy wizyta prezydenta Obamy w Polsce była tylko częścią tej gry, czy też stanowiła wyraz choćby częściowej zmiany polityki. Nietrudno sobie wyobrazić przyczyny tej zmiany, takie jak niepowodzenie resetu polityki USA wobec Rosji czy irańska ofensywa na Bliskim Wschodzie, która może przekształcić arabską Wiosnę Ludów w skrajnie negatywną z punktu widzenia Zachodu zmianę, jaką byłoby powstanie islamistycznych reżimów o antyzachodnim ostrzu.
Jeśli jednak ze strony amerykańskiej mieliśmy do czynienia z jakimś głębszym zamysłem, co jest dalece niepewne, to nic nie wskazuje na to, żeby nasze obecne władze podjęły grę. Oznacza to, że Polska pozostała członkiem NATO drugiej kategorii, a próba zmiany tej sytuacji, podjęta przez rząd Prawa i Sprawiedliwości, została odrzucona. Nawet jeśli rząd Donalda Tuska nie był bezpośrednio inicjatorem tego zwrotu, to na pewno miał w nim walny udział. Nie można zaprzeczyć, że na obecny kształt stosunków polsko-amerykańskich pewien wpływ wywarła reorientacja polityki USA dokonana przez prezydenta Baracka Obamę, jednakże posunięcia obecnego polskiego rządu wydatnie ułatwiły Waszyngtonowi wycofanie się z i tak przecież niezbyt intensywnego zaangażowania w naszej części Europy. W takim zaś zakresie, w jakim zaangażowanie to jest podtrzymywane, naszą dotychczasową rolę przejęła Rumunia.
Zdecydowanie negatywnie trzeba oceniać politykę rządu Donalda Tuska wobec krajów Europy Środkowej i Wschodniej. Nasze stosunki z państwami, które odłączyły się od ZSRS, uległy osłabieniu w imię doktrynersko pojmowanej rezygnacji z polityki jagiellońskiej (notabene politycy PO bezpodstawnie używają tej historycznej nazwy po to, aby sugerować fałszywą alternatywę: powrót do przebrzmiałych koncepcji albo całkowita bierność polskiej polityki). W przypadku Litwy sprzyjało to uruchomieniu procesu, którego rezultatem jest bezprawny atak na polską mniejszość w tym kraju i zaognienie wzajemnych stosunków. Nie wykorzystuje się szansy na urealnienie współpracy wyszehradzkiej, jaką dają pozytywne zmiany w Republice Czeskiej, na Słowacji i na Węgrzech.
W ocenie całokształtu obecnej polityki zagranicznej należy uwzględnić jeszcze kilka innych elementów. Pierwszy to demonstracyjne lekceważenie stosunków z Francją na korzyść stosunków z Niemcami. Przykładem tej tendencji jest opuszczenie przez premiera Tuska gdańskiego spotkania grupy wyszehradzkiej przed jej spotkaniem z prezydentem Sarkozym po to, by osobiście oprowadzić po mieście Angelę Merkel. Takie gesty świadczą o rezygnacji z wykorzystania w dyplomatycznej grze konkurencji między obydwoma państwami, które ściśle współpracują, ale jednocześnie rywalizują między sobą o pierwsze miejsce w Europie.
Drugi element to brak jakichkolwiek poważnych i przemyślanych inicjatyw na rzecz ściślejszych stosunków politycznych i gospodarczych z nowymi mocarstwami azjatyckimi, szczególnie Chinami i Indiami, a także z państwami ASEAN. Kolejna sprawa to wycofywanie polskich kontyngentów z misji ONZ i redukcja sieci polskich ambasad w różnych krajach. Nie sposób wreszcie nie wspomnieć o bardzo osobliwych próbach zdobycia wysokich stanowisk dla Polaków w celu uzyskania atutów w polityce wewnętrznej. Wysunięto kandydatury Radosława Sikorskiego na stanowisko sekretarza generalnego NATO i Włodzimierza Cimoszewicza na stanowisko sekretarza generalnego Rady Europy. Przedsięwzięcia te poniosły fiasko z różnych powodów, między innymi ze względu na całkowicie nieprofesjonalny sposób ich realizacji. Minister Sikorski w ogóle nie zabiegał np. o poparcie mniejszych państw europejskich, a to właśnie ich kandydat wygrał tę konkurencję.
Najwłaściwszym słowem charakteryzującym to, co dzieje się w polskiej polityce zagranicznej, jest autodegradacja. Raz jeszcze wypada zadać pytanie o motywy tej polityki i raz jeszcze trzeba stwierdzić, że niezależnie od błędów, braku profesjonalizmu, łatwości wpadania w pułapki oraz, być może, nieznanych opinii publicznej atutów, jakimi dysponują nasi partnerzy, odpowiada ona w istocie zapotrzebowaniu warstwy panującej w naszym kraju. Propaganda rządzących roztacza przed społeczeństwem wizje pozornych sukcesów. Chętnie sięga do porównania z sytuacją z czasów PRL, choć przecież takie – skądinąd niewątpliwe – zdobycze jak wolność podróżowania naszych obywateli po wielkim obszarze Unii Europejskiej w najmniejszej mierze nie są zasługą PO. Rządzący naszym krajem odpowiadają natomiast za zmarnowanie atutów, jakimi dysponowała Polska jeszcze cztery lata temu, i za niewykorzystanie szans. Autodegradacja polskiej polityki zagranicznej ma fatalne skutki w sferze politycznej i gospodarczej, i to zarówno w wymiarze doraźnym, jak i długofalowym. Musimy odwrócić tę fatalną tendencję.
Tym samym słowem – autodegradacja – można określić politykę obronną, która idzie w parze z polityką zagraniczną. Źle przygotowane uzawodowienie armii oraz dokonana i nadal planowana redukcja liczebności sił zbrojnych przywodzą na pamięć dawne plany ludzi rządzących dziś Polską. Przed dwudziestoma laty chcieli oni likwidować Wojsko Polskie, co w ówczesnych warunkach oznaczało w istocie przekształcenie Polski w kraj neutralny, choć trudno odgadnąć, czy takie były intencje autorów projektu. Znaczna redukcja liczebności armii, ograniczenie wydatków, wyjątkowo nieudolne kierownictwo resortu obrony narodowej, śmierć czołówki generalicji w katastrofach lotniczych prowadzą do stanu bezbronności. Dzieje się tak w świecie, w którym znaczne zdolności obronne posiada zdecydowanie mniejsza pod względem liczby ludności Finlandia. Jej armia w proporcji do ludności jest o wiele liczniejsza niż polska, a przy tym dysponuje wielkimi możliwościami mobilizacyjnymi, dużą siłą ognia oraz lotnictwem, którego potencjał jest zbliżony do polskiego, jeśli nie większy.
Trudno obciążać obecny rząd całą winą za stan sił zbrojnych, ponieważ złożyły się nań błędy ponad 20 lat, ale dzisiejsza sytuacja i obecna polityka jest z pewnością szczególna i wymaga szczególnie wnikliwej analizy, obejmującej także motywy tych, którzy do tego doprowadzili.
[quote=gość: zacofany] Głosujcie na kogo chcecie i tak to nic nie zmieni.
Gdy wygra PO będzie kolejne cztery lata nic nie robienia i budowania"putinowskiej" Polski gdzie rządzi wielki biznes i dawne służby a obywatel jest inwigilowany na każdym kroku.Rządowe i prywatne media wpajają obywatelowi jedynie słuszne idee.
Gdyby wygrało PiS nie utworzy koalicji lub gdyby jakimś cudem to się udało porządzi kilka miesięcy,oni nie dopuszczą do tego.W tym kraju ma tak być jak jest nie może się nic zmienić.
Nie po to siedziano nocami w Magdalence aby ktoś zmienił to co ustalono.
Sztandar wyprowadzono ale władza pozostała. [/quote]
Obserwuje i czytam z zaciekawieniem ten wątek od samego początku i powiem tak, zacofany mądrze prawi, a Wy- głupi narodzie, opamiętajcie się jak najszybciej, otwórzcie szeroko oczy, oczy zamydlone przez propagandowe media, bo za cztery lata może być już za pózno.....historia kołem się toczy.....przykre ale prawdziwe.....ale trzeba miec nadzieje, że wygra Najjasniejsza Rzeczpospolita!!!
Jeżeli w tym jest 10% prawdy to włos się na głowie jeży ale cóż o takich rzeczach się nie mówi.
Dalej straszy się PiSem a przecież PiS nie zagraża szarym obywatelom tylko jeżeli już komuś zagraża to tym którzy w Magdalence zdradzili Solidarność dzięki której dostali sie do koryta.
Zauważyliście jak władza unika słowa układ i każdego kto mówi o układzie uważa za oszołoma.???
Dlatego każdy nowoczesny i wykształcony europejczyk głosuje na PO,partię ludzi o czystych rękach która obieca wszystko wszystkim byle utrzymać się przy władzy.
A Antek policmajster przegrał dziś proces o zniesławienie. Czyżby jednak kłamał ? Przecież PiSiorki podobno mówią tylko prawdę i nie kłamią.
Spokojnie zagłosuję na Palikota. Dość marnych POPiSów !
PiS przegra w każdym "niezależnym" sądzie.Środowisko prawnicze nie wybaczy im lustracji i próby poszerzenia dostępu do zawodów prawniczych dla normalnych anie tylko rodzin sędziów i adwokatów.Sędziowie to zamknięta kasta żyjąca jeszcze w poprzedniej epoce a taki żółtodziób Ziobro chciał im zamieszać.
To wcale nie znaczy że zgadzam się z każdą rewelacją wypowiedzianą przez Macierewicza ale po "nocnej zmianie" stał się jednym z najbardziej znienawidzonych polityków.
Aż się zdziwiłem gdy przeczytałem http://www.tvn24.pl/-1,1719202,0,1,kaczynski-to-najsilniejsza-osoba-w-polskiej-polityce,wiadomosc.html
[quote=gość: nieprawdziwy patriota] A Antek policmajster przegrał dziś proces o zniesławienie. Czyżby jednak kłamał ? [/quote]
Człowieku, czy Ty jesteś ŚLEPY ???!!!
Czy nie widzisz czyje są sądy, prokuratura ??
Przykładów jak dotychczas było nadto, trzeba tylko obiektywnie patrzeć
Czyli moralność Kalego, jak my skazujemy to dobrze jak nas skazują to źle ???? A PiS to nie był przypadkiem już u władzy i nie wymieniał na swoich ????? (jakiś tam Kryże czy tak jakoś co to wcześniej komunistą był zatwardziałym. Chyba Prezes Jarosław dał mu niezłą fuchę ??)
Ja już POPiSom nie wierzę. Choć widzę, że zwolennicy PO bardziej szanują odrębne zdanie i od ślepych nie wyzywają.
[quote=gość: dino] najlepszy dla nas będzie Palikot w koalicji z PISem. [/quote]
Nie uwierzę Palikotowi nigdy. Po prostu nie lubię żadnych chorągiewek i przechrzt, ludzi zmieniających poglądy koniunkturalnie. Najpierw ultraprawicowiec finansujący OZON, później ultraliberał z PO, a teraz lewicowiec? A mnie się wydaje, że Ruch Palikota to piąta kolumna PO. Palikot jedzie wprawdzie po Tusku, ale jakoś dziwnie nie ma z drugiej strony riposty, sądu itp. I to przyznanie się Palikota w jednym z wywiadów, że wcześniejsze ataki na Kaczyńskiego były uzgodnione z Tuskiem, czy coś w tym stylu. To ewidentny dowód na to, kto jest faktycznie inspiratorem i mentorem Palikota.To co jest grane? Ta medialna nagonka na Napieralskiego, mająca osłabić SLD a wzmocnić Ruch Palikota! Nie lubię fałszu i cynizmu, a to po prostu jest akcja dla utrzymania koryta przez PO. I tyle! Ja jednak pozostanę przy swoim dokonanym niedawno wyborze - głosuję na SLD (do Sejmu na G.Skuzę i do Senatu na M.Drożdża), bo z tej partii chorągiewki - wielbiciele stałego dostępu do miodziku- typu Mąsior, Arłukowicz, Rosati, Borowski itp. już odeszły.
Pozdrawiam.
A więc powiedzcie mi gdzie na pewno mogę zagłosować na Korwina-Mikke (Lista nr. 9) bo jeśli rzeczywiście w Kasince Małej to jestem gotów podjechać tam.
Z tego co wiem to można załatwić od ręki możliwość głosowania poza swoim okręgiem wyborczym. http://nowaprawica.org.pl/home/item/instrukcja-wyborcza
"Nie uwierzę Palikotowi nigdy. Po prostu nie lubię żadnych chorągiewek i przechrzt, ludzi zmieniających poglądy koniunkturalnie. "
Ja się tak zastanawiam kto w czasie wyborów mówił bracia Rosjanie, poklepywał SLD po pleckach, chwalił Gierka a potem....... mu się zmieniło. zresztą PC, AWS, PiS, jakiś romansik z Wałęsą po drodze zakończony paleniem kukiełek. No ale luzik po prostu...............
Ja Tam chyba jednak po staremu na SLD, choć Palikot kusi oj kusi........
nooo, ja też zawsze na sld głosowałem, ale teraz to już niestety koniec...
Bardziej mnie odrzucają niż przyciągają.
Może i głupio ale na stare lata robię bardziej konserwatywny. Uważam jednak, że teraz jest potrzebny ktoś taki jak Korwin i jego Nowa Prawica.
Korwin-Mikke jest fantastą. Nie umniejsza to jednak jego spojrzenia na otaczającą nas rzeczywistość polityczną. Mimo wszystko jest za słabą siłą polityczną aby mógłby zagrozić PO, PiS'owi czy SLD. Tylko Palikot.
Jednym z motywów przewodnich kampanii Platformy w 2007 r. było otwarcie się na obywateli, przejrzystość, ograniczenie tajności. Według ówczesnych słów polityków Platformy, to PiS miał być opętany obsesją utajniania wszystkiego – rzecz jasna, aby ukryć swoje podstępne machinacje i machlojki. Cztery lata później niewiele z tych deklaracji partii rządzącej zostało. Właściwie – dokładnie nic.
Symboliczna była w tej mierze batalia Antykorupcyjnej Koalicji Organizacji Pozarządowych (AKOP), które przez dwa lata domagały się od rządu odtajnienia dokumentów, powołujących podobno słynną „tarczę antykorupcyjną”, którą chwalił się premier przy okazji afery hazardowej. Sprawa znalazła się w końcu w Naczelnym Sądzie Administracyjnym, gdzie koalicja wygrała. (…)
Do ujawnienia informacji o rzekomym powołaniu „tarczy” udało się zmusić rząd w sądzie jedynie dzięki ustawie o dostępie do informacji publicznej. Ustawa ta, która miała zapewniać maksymalną jawność, posiada zresztą sporo luk. Nie sposób jest np. zweryfikować wysokości kontraktów, jakie zawierają z zewnętrznymi wykonawcami państwowe agendy. Z tego powodu nie byłem w stanie ustalić, czy prawdą jest, że autorzy scenariusza koncertu z okazji objęcia przez Polskę prezydencji w Radzie UE – Jakub Wojewódzki i Krzysztof Materna – zgarnęli za to skandalicznie wysokie honorarium (pogłoski mówiły nawet o milionie złotych). Narodowy Instytut Audiowizualny – jednostka utrzymywana z publicznych pieniędzy – odmówił odpowiedzi, powołując się na „prywatność osoby fizycznej”. I, niestety, jakkolwiek skandaliczne by się to wydawało, jest to zgodne z prawem. A przecież mówimy o publicznych pieniądzach i oczywiste wydaje się, że jeśli ktoś decyduje się je brać w ramach umowy o wykonanie określonej pracy, jako warunek powinien przyjąć konieczność ujawnienia wysokości wynagrodzenia. Fakt, że ustawa pozostawia tu furtkę, jest trudny do zaakceptowania.
Teraz otrzymujemy finał tej walki o jawność i przejrzystość. W ostatniej chwili, na ostatnim posiedzeniu Sejmu, głosami PO przepchnięta została poprawka do nowelizacji ustawy o dostępie do informacji publicznej. Poprawkę zgłosił senator PO Marek Rocki, jak sam przyznaje, „po konsultacji z rządem”. Czyli, tłumacząc z politycznego na nasze, dostał po prostu z gabinetu premiera gotowy tekst z poleceniem zgłoszenia go na przedostatnim etapie legislacji. Poprawka pozwala jeszcze bardziej ograniczyć prawo do informacji publicznej, właściwie niemal dowolnie. Urzędy będą mogły odmówić dostępu do danych jeśli będzie to naruszać „ważny interes gospodarczy państwa”, narażając naszą pozycję negocjacyjną wewnątrz m.in. Unii Europejskiej oraz w postępowaniach przed międzynarodowymi trybunałami. (…)
I tyle zostaje z zapowiadanej przez Donalda Tuska jawności i przejrzystości. Dokładnie tyle samo, co z zapowiadanych autostrad, szpitali, niskich podatków i szybkich, punktualnych kolei.
Podsumowanie rządu Tuska w oparciu o jego własne wypowiedzi
KAtastrofa!!!!! Precz z PO!!!!
http://www.youtube.com/watch?v=9qnTxhe7zfo
2011 - wybory (likwidacja nadmiernej administracji, ograniczenie liczby posłów i senatorów oraz radnych do niezbędnego minimum uproszczenie procedur podatkowych, koniec wojny polsko - polskiej, delegalizacja skompromitowanych ugrupowań politycznych wprowadzenie ustroju prezydenckiego)
2012 - Polska organizuje EURO (pełny sukces)
2013 - przyrost PKB 20,6% (powstają nowe zakłady produkcyjne i banki - bez udziału kapitału zagranicznego)
2014 - likwidacja KRUS, ZUS i innych tego typu instytucji.
2015 - reorganizacja przemysłu zbrojeniowego, powiększenie stanu osobowego zawodowej armii
stworzenie i wyposażenie ochotniczych oddziałów obrony terytorialnej.
2016 - minimalna pensja 6000zł netto
- Bo nikt z zewnątrz nam nie pomorze zrobić porządku we własnym kraju, musimy go zrobić sami
ale do tego potrzebna jest ZGODA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
[quote=gość: Myślący] Nie jestem już żaden smarkacz,
Łeb mam pokryty siwizną.
Nie zagłosuję na Jarka,
Bo zbyt cię kocham, Ojczyzno!
Niejeden ciężar na barkach
Dźwigałem, znosiłem trudy.
Nie zagłosuję na Jarka,
Bo dość mam kłamstw i obłudy.
Gdy spytasz mnie, niedowiarka,
Dlaczego? Wyznam ci szczerze:
Nie zagłosuję na Jarka,
Bo w żadną zmianę nie wierzę.
Skąd wiem, że wybór niedobry?
Nie wierzę w zmiany oblicza,
Bo nie chcę powrotu Ziobry
I teczek Macierewicza.
Bo nie chcę mieć Prezydenta,
Co straszy gejem i Żydem,
Co w każdym widzi agenta,
I może zaszczuć jak Blidę.
Na Jarka nie oddam głosu
Za czasy, gdy był premierem,
Za ten upadek etosu,
I koalicję z Lepperem.
Za to, co wciska ludowi,
Na co pozwala i sprzyja,
Za to, co pisze Sakowicz
I głosi Radio Maryja.
Za sieć podsłuchów i haków,
Wydanie walki elitom,
Za to, że skłócił Rodaków,
Za IV Rzeczpospolitą.
Dziś w duszy mej zakamarkach
Odkrywam decyzji sedno:
Nie zagłosuję na Jarka,
Bo nie jest mi wszystko jedno.
Wybaczcie drwinę i sarkazm,
Odporność z wiekiem się zmniejsza.
Nie zagłosuję na Jarka,
Bo Polska Jest Najważniejsza
Wojciech Młynarski
I to wszystko by się zgadzało. Na PIS - nigdy
Nie Polska Jest Najważniejsza tylko
POSADA JEST NAJWAŻNIEJSZA.
PiS nie wygrał prezydenckich wyborów, w których mocno zaangażowani byli obecni liderzy PJN - Kluzik-Rostkowska, Poncjusz i inni liczący na miejsce w kancelarii prezydenta to założyli sobie swoją partyjkę aby w niej być liderami.
Takim uciekinierom i innym Palikotom mówimy NIE !
Wyborco. Kluzik-Roztowska nie jest już liderką PJN, chyba jesteś nie na bieżąco. Poza tym sprawa jest troche bardziej skomplikowana. Nienaturalne zmiany wizerunku prezesa jako osoby spokojnej i ugodowej były chyba główną przyczyną przegranych wyborów. A po przegranych wyborach los osób o których piszesz był przesądzony wiec wzieli sprawy w swoje ręce zamiast czekać na wykluczenie z partii.
[quote=gość: optymista] 2011 - wybory (likwidacja nadmiernej administracji, ograniczenie liczby posłów i senatorów oraz radnych do niezbędnego minimum uproszczenie procedur podatkowych, koniec wojny polsko - polskiej, delegalizacja skompromitowanych ugrupowań politycznych wprowadzenie ustroju prezydenckiego)
2012 - Polska organizuje EURO (pełny sukces)
2013 - przyrost PKB 20,6% (powstają nowe zakłady produkcyjne i banki - bez udziału kapitału zagranicznego)
2014 - likwidacja KRUS, ZUS i innych tego typu instytucji.
2015 - reorganizacja przemysłu zbrojeniowego, powiększenie stanu osobowego zawodowej armii
stworzenie i wyposażenie ochotniczych oddziałów obrony terytorialnej.
2016 - minimalna pensja 6000zł netto
- Bo nikt z zewnątrz nam nie pomorze zrobić porządku we własnym kraju, musimy go zrobić sami
ale do tego potrzebna jest ZGODA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! [/quote]
Dodał bym jeszcze;
2012 Rozwiązania konkordatu i wprowadzenie do konstytucji zapisu o rozdziale państwa i religii. Ustalenie normatywnych stawek podatkowych od działalności gospodarczych prowadzonych przez Kościół Katolicki.
2012 Zakończenie operacji wojskowych na bliskim wschodzie. Wprowadzenie jednostek kontraktowych WP za których udział w operacjach w Afganistanie i Iraku zapłaci Rząd Amerykański a nie Polski.
2012 Wprowadzenie ustawy o odpowiedzialności majątkowej na stanowiskach politycznych. Wprowadzenie votum nieufności wobec polityków przeciw którym toczy się jakiekolwiek postępowanie sądowe. (Koniec afer, jazdy po pijaku i zajmowania stanowisk przez osoby z historią przestępczą)
2012 Nowelizacja ustawy dotyczącej wyborów. (Koniec układu z Magdalenki)
2013 Legalizacja marihuany. (Legalna= zarabia na niej państwo a nie kryminalne gangi)
CDN
[quote=gość: optymista] 2011 - wybory (likwidacja nadmiernej administracji, ograniczenie liczby posłów i senatorów oraz radnych do niezbędnego minimum uproszczenie procedur podatkowych, koniec wojny polsko - polskiej, delegalizacja skompromitowanych ugrupowań politycznych wprowadzenie ustroju prezydenckiego)
2012 - Polska organizuje EURO (pełny sukces)
2013 - przyrost PKB 20,6% (powstają nowe zakłady produkcyjne i banki - bez udziału kapitału zagranicznego)
2014 - likwidacja KRUS, ZUS i innych tego typu instytucji.
2015 - reorganizacja przemysłu zbrojeniowego, powiększenie stanu osobowego zawodowej armii
stworzenie i wyposażenie ochotniczych oddziałów obrony terytorialnej.
2016 - minimalna pensja 6000zł netto
- Bo nikt z zewnątrz nam nie pomorze zrobić porządku we własnym kraju, musimy go zrobić sami
ale do tego potrzebna jest ZGODA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! [/quote]
Musiałaby Nowa Prawica samodzielnie rządzić, by tak było...
W końcu nadchodzi kres tych patologicznych rządów Platfusów!!!!!!!
Polityka zagraniczna PO jest, jak wszystko wskazuje, podporządkowana temu samemu celowi co polityka wewnętrzna, czyli stabilizacji systemu. W jakiejś mierze chodzi też o wyłączenie efektywnych form demokratycznej kontroli w sprawach dotyczących Unii Europejskiej. Znamienne są reakcje amerykańskie, np. zawarte w ostatnim raporcie Departamentu Stanu na temat demokracji w Polsce, w którym krytycznie oceniono stan wolności słowa i suwerenności oraz zwrócono uwagę na wzrost korupcji. Oceny takie są jednak przeważnie ignorowane, ponieważ wiadomo, że za słowami nie pójdą czyny. Unia Europejska może natomiast zastosować dotkliwe sankcje, które w praktyce dotykają najczęściej tych państw członkowskich, które sprawiają jakieś kłopoty władzom unijnym, a zwłaszcza najsilniejszym państwom Unii.
Deklaracje nowego rządu w sprawach Unii Europejskiej przed czterema laty były jasne: jeśli będziemy płynąć z głównym nurtem, przyniesie to Polsce korzyści. Fakty z ostatniego okresu świadczą jednak o czymś zupełnie przeciwnym. Na czoło wysuwa się tu kilka spraw.
Pierwsza to odmowa – początkowo całkowita, wbrew racjonalnym propozycjom ze strony opozycji – skorzystania z przykładu niemieckiego (decyzje tamtejszego parlamentu i sądu konstytucyjnego) w kwestii prawnego zabezpieczenia polskiej suwerenności w związku z ratyfikacją Traktatu lizbońskiego. Politycy PO odmawiali nawet dyskusji na ten temat, a Trybunał Konstytucyjny pod wątpliwym pretekstem formalnym umorzył postępowanie zainicjowane przez posłów PiS. Dopiero z opóźnieniem (już po wejściu traktatu w życie) i bez przekonania Platforma była skłonna zgodzić się na ułomne nawiązanie do rozwiązań niemieckich. Zrezygnowano jednak z pełnego i konsekwentnego włączenia ich do polskiego systemu prawnego, posługując się – brzmiącym zabawnie w ustach przedstawicieli obecnego rządu – argumentem: „Nie chcemy naśladować Niemiec, idziemy własną drogą”. Faktem pozostaje, że Polska pod rządami PO dobrowolnie zrezygnowała z zapewnienia sobie, przynajmniej pod jednym względem, statusu w Unii równego temu, jaki zagwarantowali sobie Niemcy.
Sprawa druga to pakiet energetyczno-klimatyczny. Rząd przyjął go mimo bijącej w oczy szkodliwości dla rozwoju gospodarczego Polski. W rezultacie musimy liczyć się nie tylko z obciążeniem dodatkowymi opłatami i wzrostem cen energii, ze wszystkimi tego skutkami, ale także z nieuniknionym przemieszczeniem się poza naszą wschodnią granicę wielu energochłonnych rodzajów przemysłu oraz ze związanym z tym bezpośrednim i pośrednim wzrostem bezrobocia. Donald Tusk nie tylko zrezygnował ze skorzystania w sprawie pakietu klimatycznego z prawa weta, lecz także, z góry wyrzekając się jego zastosowania, osłabił pozycję negocjacyjną Polski. Syntetycznym wykładnikiem tej polityki będzie spadek tempa wzrostu PKB co najmniej o 2 proc.. Mamy ponieść taką ofiarę w imię celu, jakim – według oficjalnych deklaracji – jest globalna redukcja emisji dwutlenku węgla. Jednakże nawet jeśli uznać ten cel za słuszny, jest on niemożliwy do zrealizowania ponieważ Chiny, USA, Indie, Brazylia i Rosja nie przyjęły podobnych ograniczeń, efekt unijnych zabiegów będzie zerowy.
Wszyscy wiedzą, że naprawdę chodzi o interes państw dysponujących zaawansowanymi technologiami, a więc państw, których rozwoju nie krępowały żadne pakiety klimatyczne wtedy, gdy dominowały u nich technologie zbliżone do tych, jakimi nasz kraj dysponuje dzisiaj. Można więc powiedzieć, że ciężary i restrykcje pakietu klimatycznego są dla nas podwójnie niesprawiedliwe. Polska, w której gospodarce energetycznej z naturalnych względów szczególne miejsce zajmuje węgiel, znalazła się w najtrudniejszej sytuacji ze wszystkich państw europejskich. Mimo to rząd PO i PSL ani nie skorzystał z prawa weta, ani nie zadbał o rozwiązania, które zniwelowałyby szkodliwe następstwa pakietu dla naszego kraju. Podjęcie takich kroków w interesie Polski z konieczności przeciwstawiłoby nas Niemcom, a tego rząd Tuska najwyraźniej w ogóle nie bierze pod uwagę.
Kolejną sprawą jest pakt Euro Plus, czyli nowa postać starego pomysłu „Europy dwóch prędkości”, uznawanego przez kompetentnych znawców problemu za najgorszy, bardzo niebezpieczny z polskiego punktu widzenia wariant funkcjonowania Unii. Decyzję w sprawie Euro Plus podjęto arbitralnie z inicjatywy Niemiec i za zgodą Francji, nawet nie pytając Polski o zdanie. Donald Tusk początkowo protestował, później jednak przystał na nasz udział w tym przedsięwzięciu, notabene naruszając polską konstytucję: decyzja w tej sprawie wymagałaby co najmniej uchwały Rady Ministrów lub nawet – ze względu na daleko idące zobowiązania Polski – zgody ustawodawcy w trybie obowiązującym przy ratyfikacji umów międzynarodowych. Skutki przyjęcia Euro Plus są podobne jak w przypadku pakietu energetyczno-klimatycznego – oznaczają dalszy spadek tempa wzrostu. Tymczasem istniała możliwość podjęcia innej decyzji, choćby takiej jak czeska czy węgierska, czyli nieprzystępowania do porozumienia. Z punktu widzenia rządzących oznaczałoby to jednak rezygnację z polityki płynięcia w głównym nurcie, a tym samym narażenie się na utratę lub osłabienie poparcia zewnętrznego oraz na starcie z lobbystami działającymi wewnątrz kraju.
Trzeba podkreślić, że wykazywana przez Donalda Tuska i jego rząd uległość nie jest odwzajemniana przez drugą stronę. Przeciwnie, zgodnie ze znaną prawidłowością w stosunkach międzynarodowych partnerzy korzystają z polskiej słabości. Dowodem na to są choćby decyzje personalne podjęte na szczeblu unijnym w związku z wejściem w życie Traktatu lizbońskiego. Zapadły one bez udziału Polski i posłużyły wręcz do tego, aby po raz kolejny ostentacyjnie dać do zrozumienia, kto w UE rządzi, a kto się w ogóle nie liczy. Z parytetów w obsadzeniu stanowisk w europejskiej dyplomacji Polska zrezygnowała sama i minister Sikorski nawet nie wziął udziału w dotyczącym tej sprawy posiedzeniu Rady UE, wysyłając na nie swojego zastępcę. Wcześniej, jeszcze po rządami Traktatu nicejskiego, Polska, choć jest zdecydowanie największym z nowych państw członkowskich Unii (drugi co do wielkości kraj w tej grupie, Rumunia, ma prawie dwa razy mniej mieszkańców) otrzymała przy obsadzie stanowisk najmniej z tego, co było możliwe do uzyskania.
Naszą obecną pozycję w Unii Europejskiej symbolizują dwa zdarzenia, które miały miejsce w ostatnim czasie. Pierwsze to zaklejenie napisów pod zdjęciami na wystawie o katastrofie smoleńskiej w siedzibie Parlamentu Europejskiego i twierdzenie polskiego przewodniczącego tej instytucji, że nie ma on na to żadnego wpływu. Drugie zdarzenie to rozpoczynająca się wyraźnie w Unii akcja delegalizacji gazu łupkowego, a więc bogactwa, które, jeśli istnieją możliwości wydobycia na wielką skalę, może wyraźnie poprawić naszą sytuację gospodarczą i strategiczną, ale też naruszyć w Europie bardzo potężne interesy. W tej ogromnie ważnej dla Polski sprawie dochodzimy do wyjątkowo jasno widocznej sprzeczności między polityką „płynięcia w głównym nurcie” a naszymi fundamentalnymi interesami.
Nie da się wydobywać gazu łupkowego na wielką skalę i płynąć w głównym nurcie, gdyż takie wydobycie uderzy w potężne interesy, szczególnie w Niemczech, i jeszcze bardziej w interesy dysponującej wielkimi wpływami na Zachodzie Rosji. Mamy więc wybór: płynąć w głównym nurcie i tracić w dłuższej perspektywie setki miliardów dolarów albo mieć te dolary, ale w głównym nurcie nie płynąć. Jak na razie nie ma żadnego przeciwdziałania ze strony polskiego rządu próbom udaremnienia eksploatacji gazu łupkowego. Jako fakt pozytywny można natomiast odnotować to, że władze Unii wystąpiły przeciwko skrajnie niekorzystnej dla Polski umowie gazowej z Rosją, co doprowadziło do poprawienia jej postanowień. Paradoksalnie interwencja Brukseli nastąpiła poniekąd wbrew stanowisku polskiego rządu, była wobec niego swego rodzaju napomnieniem.
Nie lepiej rzecz się ma w stosunkach z Niemcami. Rząd Donalda Tuska zgodził się na Gazociąg Północny. Zrezygnował także z oporu w sprawie „widocznego znaku” – instytucji, która eksponując i utrwalając pamięć tzw. wypędzeń jako niemieckiej krzywdy w II wojnie światowej, relatywizuje problem odpowiedzialności za jej rozpętanie i skutki oraz dostarcza „argumentów” służących – dziś albo w przyszłości – do kwestionowania powojennych zmian terytorialnych. Strona niemiecka bez dyskusji odrzuciła wszystkie zgłaszane przez premiera Tuska koncepcje kompromisowe.
Słabość i chwiejność rządu w zasadniczych kwestiach relacji z Niemcami przynosi owoce, które nietrudno było przewidzieć. Gazociąg Północny nie tylko bardzo osłabia naszą pozycję strategiczną, ale także blokuje nasze porty, mimo że oczywiście mógłby być budowany tak, aby tego uniknąć, Niemcy najwyraźniej nie widzą żadnego powodu, by liczyć się z polskimi interesami. Berlin nie udzielił poparcia polskiemu rządowi w staraniach o umieszczenie Europejskiego Instytutu Innowacji i Technologii we Wrocławiu, poparł natomiast Węgry, skądinąd rządzone wówczas przez całkowicie skompromitowaną lewicę postkomunistyczną. W rezultacie Instytut będzie mieć siedzibę w Budapeszcie, w którym i tak działa już cała sieć renomowanych instytucji międzynarodowych. W Unii Europejskiej Niemcy należą do grupy państw dążących do ograniczenia wydatków w latach 2014–2020, co jest równoznaczne ze zmniejszeniem środków dla Polski w porównaniu z latami 2007–2013.
Można z całą odpowiedzialnością stwierdzić, że wobec strony niemieckiej Donald Tusk dobrowolnie przyjął postawę politycznego klienta, nie otrzymując w zamian dosłownie nic oprócz wspólnych zdjęć i filmowych kadrów z uśmiechniętą panią kanclerz oraz niemieckiej Nagrody Karola Wielkiego. Przywódca PO zbiera w Niemczech pochwały i komplementy w czasie, gdy kształt stosunków polsko-niemieckich jest tak bardzo asymetryczny na niekorzyść naszego kraju. Mamy do czynienia z sytuacją godzącą w prestiż Polski, obniżającą nasz status i pozycję w relacjach międzynarodowych. Widocznej skrajności w klientystycznej postawie Donalda Tuska wobec naszego zachodniego sąsiada nie mogą nie zauważać dyplomatyczne kancelarie i sztaby analityków w różnych państwach, które nie mogą też nie stawiać sobie pytania o przyczyny. Są one złożone. Jedną z nich – ale z pewnością nie jedyną – jest realizacja tego, co wyżej określiliśmy jako główny cel rządzących dziś Polską.
Podobne pytanie musi stanąć, gdy analizuje się stosunki polsko-rosyjskie. Premier Tusk wycofał się ze wszystkich decyzji swojego poprzednika, które miały skłonić naszego wschodniego sąsiada, aby uznał pełnoprawność uczestnictwa Polski w Unii Europejskiej (taki był sens sporu o nasz eksport mięsa do Rosji oraz polskiego weta w sprawie negocjowania nowego układu UE–Rosja) i aby zerwał z polityką podtrzymywania pozostałości dawnego zależnego statusu naszego kraju (spór o tarczę antyrakietową i, w mniejszej skali, sprawa przekopu przez Mierzeję Wiślaną).
W sprawie tarczy antyrakietowej rząd, pod naciskiem prezydenta Lecha Kaczyńskiego, przynajmniej pozornie, na pewien czas, zmienił zdanie i podpisał umowę z USA, nie wszczął jednak procedury ratyfikacyjnej. Oznaczało to otwarcie pola dla rosyjskiej gry, co świadczy albo o braku po stronie rządu Donalda Tuska elementarnego rozeznania, albo też o tym, że z góry zakładał on, iż Rosja rozpocznie licytację. Dwa fakty nie ulegają bowiem wątpliwości. Po pierwsze, rządzące Rosją pokolenie KGB-istów, ukształtowanych przez Związek Sowiecki, nigdy nie zaakceptuje podmiotowej i pełnoprawnej pozycji Polski, choćby dlatego, że odbudowa strefy wpływów upadłego imperium, nawet jeśli nie jest bezpośrednim celem (inaczej niż w przypadku byłych republik ZSRR), pozostaje co najmniej ich marzeniem i długofalowym planem. Po drugie, jeszcze ważniejsze jest to, że Rosja, bez względu na to, kto nią rządzi, nie będzie mieć interesu w umacnianiu pozycji Polski poprzez rozwój stosunków dwustronnych, dopóki nie uzna, że pozycja naszego kraju jest na tyle silna, iż opłaca się utrzymywać z nim dobre stosunki. Taką zaś pozycję możemy osiągnąć przede wszystkim w Europie Środkowo-Wschodniej dzięki relacjom z państwami postsowieckimi, a także położonymi na południe od naszego kraju.
Rząd Tuska z aktywnej polityki wschodniej demonstracyjnie zrezygnował, czego wyrazem był artykuł ministra Sikorskiego o końcu polityki jagiellońskiej; w istocie więc z góry zrezygnował z zabiegów o partnerstwo. Rosyjska polityka „licytacji w górę” polegała na stawianiu Polski w trudnych sytuacjach w zamian za gesty, które dla rządu PO i PSL miały pewną wartość propagandową, ale realnie służyły wyłącznie Rosji. Doskonałym przykładem była wizyta Władimira Putina na Westerplatte 1 września 2009 r.: w tym symbolicznym miejscu i dniu – w 70. rocznicę wybuchu wojny – wygłosił on w obecności władz RP przemówienie w istocie oferujące Niemcom porozumienie, które miałoby być podstawą nowego porządku na kontynencie, a jednocześnie rozprawiał o rzekomych niemieckich krzywdach po I wojnie światowej. W ten sposób Donald Tusk legitymizował politykę, która godzi w najbardziej elementarne interesy naszego kraju, a w dniach poprzedzających wspomnianą rocznicę z pokorą znosił różne upokarzające gesty ze strony Rosjan, byle tylko zapewnić obecność Putina na Westerplatte. Sukces rosyjskiego premiera okazał się połowiczny tylko dzięki jednoznacznemu, zdecydowanemu przemówieniu, jakie wygłosił na Westerplatte prezydent Lech Kaczyński. Donald Tusk nie mógł temu przemówieniu zapobiec, nie mógł też nie dopuścić do udziału najwyższego przedstawiciela Rzeczypospolitej w uroczystościach na Westerplatte.
Szef PO i rządu podjął kolejną wspólną grę ze stroną rosyjską w związku z przygotowaniami do obchodów 70. rocznicy zbrodni katyńskiej. Sprawa Katynia przez cały okres po 1989 roku znajdowała się w centrum stosunków polsko-rosyjskich. Mimo jej historycznego charakteru stosunek Rosjan do zbrodni katyńskiej określa zarazem ich stosunek do Polski współczesnej, do statusu naszego Narodu. Pytanie jest proste: czy masowe mordowanie Polaków jest, tak jak w przypadku Żydów czy Ormian, kwalifikowane jako ludobójstwo, czy też nie jest? Zgoda na odpowiedź przeczącą, niezależnie od rodzaju „uzasadnienia”, oznacza przyjęcie radykalnie niższego statusu Polaków w porównaniu z innymi narodami. Okazało się jednak, że i w tej sprawie Donald Tusk jest skłonny do ustępstw. Był też gotów działać przeciwko głowie własnego państwa, odrzucić zasady elementarnej lojalności narodowej i państwowej, tolerować niesłychane, godzące w elementarne normy dotyczące statusu dyplomatów zachowania ambasadora Rosji w Polsce, wreszcie wysłać do Rosji samolot z Prezydentem, Pierwszą Damą i 94 innymi wybitnymi obywatelami naszego państwa na pokładzie bez zapewnienia elementarnych warunków bezpieczeństwa. Skończyło się to tragedią smoleńską.
Tragedia smoleńska bynajmniej nie położyła ona kresu opisywanej polityce i nie stała się początkiem politycznego katharsis. Przeciwnie, okazała się kolejnym progiem, po którego przekroczeniu serwilizm wobec Rosji osiągnął poziom zgoła niesłychany. Nawet gdyby założyć, że nie było żadnych innych uwarunkowań, to i tak trzeba stwierdzić, że dyletantyzm i polityczny brak charakteru po stronie obecnego premiera spowodowały, że przez swoją grę z Rosją rozpoczętą w dniu katastrofy znalazł się on – a wraz z nim niestety nasz kraj – w swoistej pułapce Putina. Strona polska de facto natychmiast i całkowicie skapitulowała wobec strony rosyjskiej. Zgodzono się na badanie przyczyn bezprecedensowej pod względem okoliczności i skutków katastrofy, w której zginęła osoba pełniąca najwyższy urząd w państwie wraz z wieloma wysokimi funkcjonariuszami władz cywilnych i całym dowództwem sił zbrojnych, wyłącznie przez obce mocarstwo, na którego terytorium wydarzyła się ta katastrofa, i bez jakiejkolwiek realnej kontroli ze strony polskiej.
W istocie dopuszczono do wyłączenia działania prawa międzynarodowego w tej sprawie (nie zawarto żadnego pisemnego porozumienia, co wyklucza możliwość osądzenia sprawy przez Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości), nie zadbano nawet o stworzenie podstaw do interwencji Międzynarodowej Organizacji Lotnictwa Cywilnego, nie zwrócono się o pomoc do NATO, której jesteśmy wszak pełnoprawnym członkiem. Stworzono sytuację, w której działania Rosji są jednostronne i ze względu na charakter MAK nie tworzą następstw prawnych nawet w samej Rosji. Kolejne upokorzenia związane są z traktowaniem przez Rosjan wraku samolotu stanowiącego własność Rzeczypospolitej, z losem czarnych skrzynek czy ze zwodzeniem przedstawicieli polskiego państwa przez ich rosyjskich odpowiedników.
Wszystko to jest skutkiem wciągnięcia Polski w pułapkę, w której Donald Tusk i jego rząd najwyraźniej nie mają już żadnego pola manewru. Wiedzą oni zresztą, że gdyby próbowali w tej sprawie przeciwstawić się Rosji, to na pewno spotkaliby się z przypomnieniem przez Moskwę wspólnej gry prowadzonej w czasie przygotowań do katyńskiej rocznicy z udziałem Donalda Tuska, Radosława Sikorskiego i innych prominentnych polityków PO – gry przeciw śp. Lechowi Kaczyńskiemu, która była obliczona na spowodowanie jego nieobecności w Katyniu, a gdy wariant ten okazał się nierealny, prowadziła do drastycznego obniżenia rangi i bezpieczeństwa prezydenckiej podróży do Katynia. O tym, że strona rosyjska w każdej chwili może użyć tego kompromitującego dla polityków PO argumentu, Rosjanie co jakiś czas niemal wprost przypominają. Także ze względów czysto wewnętrznych Platforma nie jest zainteresowana tym, aby prawda wyszła na jaw.
Donald Tusk najwyraźniej nie chce wycofać się z polityki, której wymownym symbolem było zorganizowanie w stolicy naszego państwa bezprecedensowej „narady” rosyjskiego ministra spraw zagranicznych z polskimi ambasadorami reprezentującymi Rzeczpospolitą w różnych państwach; podobnej ostentacji unikano nawet w czasach zależności PRL od Związku Sowieckiego. Idąc jeszcze dalej, obecny rząd jest gotów sprzedać Rosjanom Lotos – niezwykle ważną, strategiczną spółkę petrochemiczną; na taki krok nie zdecydowała się żadna inna ekipa rządząca Polską po 1989 roku, nawet w czasach rządów SLD i prezydentury Aleksandra Kwaśniewskiego. Decyduje się też na skrajnie niekorzystną umowę gazową, poprawioną w wyniku wspomnianej interwencji Unii Europejskiej, ale i tak szkodliwą dla naszych interesów. Przyjmuje wreszcie ustawę geologiczną, która umożliwi m.in. przejmowanie kontroli nad gazem łupkowym przez Rosjan.
Mamy więc do czynienia z czymś, co można określić jako dobrowolne wchodzenie do rosyjskiej strefy wpływów. W „najlepszym” wypadku wpływy Kremla są równoważone przez wpływy zachodniego sąsiada, przy czym jest wysoce prawdopodobne, że w sprawie Polski obie strony się porozumieją. Trzeba jeszcze dodać, że serwilizm władz centralnych skłania do podobnych postaw władze samorządowe. Pytanie przez władze Warszawy Rosjan o ich zgodę na przeniesienie pomników z czasów komunistycznych czy odsłonięcie pod Ossowem pomnika bolszewików, których marsz na Warszawę został powstrzymany w roku 1920, to przykłady takiej postawy. Jest ona także udziałem wielu popierających PO celebrytów.
Polityka rządu Donalda Tuska wobec USA jest najwyraźniej pochodną szerzej rozumianej polityki europejskiej, obejmującej także stosunki z Rosją. Wycofanie naszych wojsk z Iraku miało być sygnałem, że Polska podporządkowuje się „głównemu nurtowi” w Unii, czyli – jak nam swego czasu radzono – „korzysta z okazji, by siedzieć cicho”. Rezerwa w sprawie koncepcji tarczy przeciwrakietowej, a w istocie negatywny do niej stosunek to ważny sygnał dla Rosji, a także i przede wszystkim – dla tej części Europy, która stawia na zbliżenie z Rosją. Drażniące gesty, jak choćby ogłoszenie polskiego stanowiska w dniu święta narodowego Stanów Zjednoczonych (co spotkało się ze skądinąd arogancką i małostkową reakcją Waszyngtonu, który swe decyzje ogłosił 17 września), miały dodatkowo zaświadczać o powrocie Warszawy na drogę „europejskiej poprawności”. Reszta polityki wobec USA to tylko gra pozorów, służąca – jak to jest w zwyczaju rządu Donalda Tuska – budowaniu jego wizerunku. Strona amerykańska przystaje na taką grę, czego przykładem są wizyty w Polsce nieuzbrojonych baterii rakiet typu Patriot. Trudno w tym momencie orzec, czy wizyta prezydenta Obamy w Polsce była tylko częścią tej gry, czy też stanowiła wyraz choćby częściowej zmiany polityki. Nietrudno sobie wyobrazić przyczyny tej zmiany, takie jak niepowodzenie resetu polityki USA wobec Rosji czy irańska ofensywa na Bliskim Wschodzie, która może przekształcić arabską Wiosnę Ludów w skrajnie negatywną z punktu widzenia Zachodu zmianę, jaką byłoby powstanie islamistycznych reżimów o antyzachodnim ostrzu.
Jeśli jednak ze strony amerykańskiej mieliśmy do czynienia z jakimś głębszym zamysłem, co jest dalece niepewne, to nic nie wskazuje na to, żeby nasze obecne władze podjęły grę. Oznacza to, że Polska pozostała członkiem NATO drugiej kategorii, a próba zmiany tej sytuacji, podjęta przez rząd Prawa i Sprawiedliwości, została odrzucona. Nawet jeśli rząd Donalda Tuska nie był bezpośrednio inicjatorem tego zwrotu, to na pewno miał w nim walny udział. Nie można zaprzeczyć, że na obecny kształt stosunków polsko-amerykańskich pewien wpływ wywarła reorientacja polityki USA dokonana przez prezydenta Baracka Obamę, jednakże posunięcia obecnego polskiego rządu wydatnie ułatwiły Waszyngtonowi wycofanie się z i tak przecież niezbyt intensywnego zaangażowania w naszej części Europy. W takim zaś zakresie, w jakim zaangażowanie to jest podtrzymywane, naszą dotychczasową rolę przejęła Rumunia.
Zdecydowanie negatywnie trzeba oceniać politykę rządu Donalda Tuska wobec krajów Europy Środkowej i Wschodniej. Nasze stosunki z państwami, które odłączyły się od ZSRS, uległy osłabieniu w imię doktrynersko pojmowanej rezygnacji z polityki jagiellońskiej (notabene politycy PO bezpodstawnie używają tej historycznej nazwy po to, aby sugerować fałszywą alternatywę: powrót do przebrzmiałych koncepcji albo całkowita bierność polskiej polityki). W przypadku Litwy sprzyjało to uruchomieniu procesu, którego rezultatem jest bezprawny atak na polską mniejszość w tym kraju i zaognienie wzajemnych stosunków. Nie wykorzystuje się szansy na urealnienie współpracy wyszehradzkiej, jaką dają pozytywne zmiany w Republice Czeskiej, na Słowacji i na Węgrzech.
W ocenie całokształtu obecnej polityki zagranicznej należy uwzględnić jeszcze kilka innych elementów. Pierwszy to demonstracyjne lekceważenie stosunków z Francją na korzyść stosunków z Niemcami. Przykładem tej tendencji jest opuszczenie przez premiera Tuska gdańskiego spotkania grupy wyszehradzkiej przed jej spotkaniem z prezydentem Sarkozym po to, by osobiście oprowadzić po mieście Angelę Merkel. Takie gesty świadczą o rezygnacji z wykorzystania w dyplomatycznej grze konkurencji między obydwoma państwami, które ściśle współpracują, ale jednocześnie rywalizują między sobą o pierwsze miejsce w Europie.
Drugi element to brak jakichkolwiek poważnych i przemyślanych inicjatyw na rzecz ściślejszych stosunków politycznych i gospodarczych z nowymi mocarstwami azjatyckimi, szczególnie Chinami i Indiami, a także z państwami ASEAN. Kolejna sprawa to wycofywanie polskich kontyngentów z misji ONZ i redukcja sieci polskich ambasad w różnych krajach. Nie sposób wreszcie nie wspomnieć o bardzo osobliwych próbach zdobycia wysokich stanowisk dla Polaków w celu uzyskania atutów w polityce wewnętrznej. Wysunięto kandydatury Radosława Sikorskiego na stanowisko sekretarza generalnego NATO i Włodzimierza Cimoszewicza na stanowisko sekretarza generalnego Rady Europy. Przedsięwzięcia te poniosły fiasko z różnych powodów, między innymi ze względu na całkowicie nieprofesjonalny sposób ich realizacji. Minister Sikorski w ogóle nie zabiegał np. o poparcie mniejszych państw europejskich, a to właśnie ich kandydat wygrał tę konkurencję.
Najwłaściwszym słowem charakteryzującym to, co dzieje się w polskiej polityce zagranicznej, jest autodegradacja. Raz jeszcze wypada zadać pytanie o motywy tej polityki i raz jeszcze trzeba stwierdzić, że niezależnie od błędów, braku profesjonalizmu, łatwości wpadania w pułapki oraz, być może, nieznanych opinii publicznej atutów, jakimi dysponują nasi partnerzy, odpowiada ona w istocie zapotrzebowaniu warstwy panującej w naszym kraju. Propaganda rządzących roztacza przed społeczeństwem wizje pozornych sukcesów. Chętnie sięga do porównania z sytuacją z czasów PRL, choć przecież takie – skądinąd niewątpliwe – zdobycze jak wolność podróżowania naszych obywateli po wielkim obszarze Unii Europejskiej w najmniejszej mierze nie są zasługą PO. Rządzący naszym krajem odpowiadają natomiast za zmarnowanie atutów, jakimi dysponowała Polska jeszcze cztery lata temu, i za niewykorzystanie szans. Autodegradacja polskiej polityki zagranicznej ma fatalne skutki w sferze politycznej i gospodarczej, i to zarówno w wymiarze doraźnym, jak i długofalowym. Musimy odwrócić tę fatalną tendencję.
Tym samym słowem – autodegradacja – można określić politykę obronną, która idzie w parze z polityką zagraniczną. Źle przygotowane uzawodowienie armii oraz dokonana i nadal planowana redukcja liczebności sił zbrojnych przywodzą na pamięć dawne plany ludzi rządzących dziś Polską. Przed dwudziestoma laty chcieli oni likwidować Wojsko Polskie, co w ówczesnych warunkach oznaczało w istocie przekształcenie Polski w kraj neutralny, choć trudno odgadnąć, czy takie były intencje autorów projektu. Znaczna redukcja liczebności armii, ograniczenie wydatków, wyjątkowo nieudolne kierownictwo resortu obrony narodowej, śmierć czołówki generalicji w katastrofach lotniczych prowadzą do stanu bezbronności. Dzieje się tak w świecie, w którym znaczne zdolności obronne posiada zdecydowanie mniejsza pod względem liczby ludności Finlandia. Jej armia w proporcji do ludności jest o wiele liczniejsza niż polska, a przy tym dysponuje wielkimi możliwościami mobilizacyjnymi, dużą siłą ognia oraz lotnictwem, którego potencjał jest zbliżony do polskiego, jeśli nie większy.
Trudno obciążać obecny rząd całą winą za stan sił zbrojnych, ponieważ złożyły się nań błędy ponad 20 lat, ale dzisiejsza sytuacja i obecna polityka jest z pewnością szczególna i wymaga szczególnie wnikliwej analizy, obejmującej także motywy tych, którzy do tego doprowadzili.
Trybynał Stanu Dla Tuska za umorzenie długu Gazpromowi!!!! Za umowę gazową!!!!
Tusk robi z nas debili!!!
http://niedamsienikomu.blox.pl/2011/03/Kulisy-nowej-umowy-gazowej-z-Rosja-zdrada.html
[quote=gość: zacofany] Głosujcie na kogo chcecie i tak to nic nie zmieni.
Gdy wygra PO będzie kolejne cztery lata nic nie robienia i budowania"putinowskiej" Polski gdzie rządzi wielki biznes i dawne służby a obywatel jest inwigilowany na każdym kroku.Rządowe i prywatne media wpajają obywatelowi jedynie słuszne idee.
Gdyby wygrało PiS nie utworzy koalicji lub gdyby jakimś cudem to się udało porządzi kilka miesięcy,oni nie dopuszczą do tego.W tym kraju ma tak być jak jest nie może się nic zmienić.
Nie po to siedziano nocami w Magdalence aby ktoś zmienił to co ustalono.
Sztandar wyprowadzono ale władza pozostała. [/quote]
Obserwuje i czytam z zaciekawieniem ten wątek od samego początku i powiem tak, zacofany mądrze prawi, a Wy- głupi narodzie, opamiętajcie się jak najszybciej, otwórzcie szeroko oczy, oczy zamydlone przez propagandowe media, bo za cztery lata może być już za pózno.....historia kołem się toczy.....przykre ale prawdziwe.....ale trzeba miec nadzieje, że wygra Najjasniejsza Rzeczpospolita!!!
[quote=Toksyk] Wyborco. Kluzik-Roztowska nie jest już liderką PJN, chyba jesteś nie na bieżąco [/quote]
Wiem, takim spadochroniarzom zdecydowane NIE !
Jeżeli w tym jest 10% prawdy to włos się na głowie jeży ale cóż o takich rzeczach się nie mówi.
Dalej straszy się PiSem a przecież PiS nie zagraża szarym obywatelom tylko jeżeli już komuś zagraża to tym którzy w Magdalence zdradzili Solidarność dzięki której dostali sie do koryta.
Zauważyliście jak władza unika słowa układ i każdego kto mówi o układzie uważa za oszołoma.???
Dlatego każdy nowoczesny i wykształcony europejczyk głosuje na PO,partię ludzi o czystych rękach która obieca wszystko wszystkim byle utrzymać się przy władzy.
A Antek policmajster przegrał dziś proces o zniesławienie. Czyżby jednak kłamał ? Przecież PiSiorki podobno mówią tylko prawdę i nie kłamią.
Spokojnie zagłosuję na Palikota. Dość marnych POPiSów !
PiS przegra w każdym "niezależnym" sądzie.Środowisko prawnicze nie wybaczy im lustracji i próby poszerzenia dostępu do zawodów prawniczych dla normalnych anie tylko rodzin sędziów i adwokatów.Sędziowie to zamknięta kasta żyjąca jeszcze w poprzedniej epoce a taki żółtodziób Ziobro chciał im zamieszać.
To wcale nie znaczy że zgadzam się z każdą rewelacją wypowiedzianą przez Macierewicza ale po "nocnej zmianie" stał się jednym z najbardziej znienawidzonych polityków.
Aż się zdziwiłem gdy przeczytałem
http://www.tvn24.pl/-1,1719202,0,1,kaczynski-to-najsilniejsza-osoba-w-polskiej-polityce,wiadomosc.html
[quote=gość: nieprawdziwy patriota] A Antek policmajster przegrał dziś proces o zniesławienie. Czyżby jednak kłamał ? [/quote]
Człowieku, czy Ty jesteś ŚLEPY ???!!!
Czy nie widzisz czyje są sądy, prokuratura ??
Przykładów jak dotychczas było nadto, trzeba tylko obiektywnie patrzeć
Czyli moralność Kalego, jak my skazujemy to dobrze jak nas skazują to źle ???? A PiS to nie był przypadkiem już u władzy i nie wymieniał na swoich ????? (jakiś tam Kryże czy tak jakoś co to wcześniej komunistą był zatwardziałym. Chyba Prezes Jarosław dał mu niezłą fuchę ??)
Ja już POPiSom nie wierzę. Choć widzę, że zwolennicy PO bardziej szanują odrębne zdanie i od ślepych nie wyzywają.
najlepszy dla nas będzie Palikot w koalicji z PISem.
[quote=gość: dino] najlepszy dla nas będzie Palikot w koalicji z PISem. [/quote]
Nie uwierzę Palikotowi nigdy. Po prostu nie lubię żadnych chorągiewek i przechrzt, ludzi zmieniających poglądy koniunkturalnie. Najpierw ultraprawicowiec finansujący OZON, później ultraliberał z PO, a teraz lewicowiec? A mnie się wydaje, że Ruch Palikota to piąta kolumna PO. Palikot jedzie wprawdzie po Tusku, ale jakoś dziwnie nie ma z drugiej strony riposty, sądu itp. I to przyznanie się Palikota w jednym z wywiadów, że wcześniejsze ataki na Kaczyńskiego były uzgodnione z Tuskiem, czy coś w tym stylu. To ewidentny dowód na to, kto jest faktycznie inspiratorem i mentorem Palikota.To co jest grane? Ta medialna nagonka na Napieralskiego, mająca osłabić SLD a wzmocnić Ruch Palikota! Nie lubię fałszu i cynizmu, a to po prostu jest akcja dla utrzymania koryta przez PO. I tyle! Ja jednak pozostanę przy swoim dokonanym niedawno wyborze - głosuję na SLD (do Sejmu na G.Skuzę i do Senatu na M.Drożdża), bo z tej partii chorągiewki - wielbiciele stałego dostępu do miodziku- typu Mąsior, Arłukowicz, Rosati, Borowski itp. już odeszły.
Pozdrawiam.
A więc powiedzcie mi gdzie na pewno mogę zagłosować na Korwina-Mikke (Lista nr. 9) bo jeśli rzeczywiście w Kasince Małej to jestem gotów podjechać tam.
Z tego co wiem to można załatwić od ręki możliwość głosowania poza swoim okręgiem wyborczym.
http://nowaprawica.org.pl/home/item/instrukcja-wyborcza
"Nie uwierzę Palikotowi nigdy. Po prostu nie lubię żadnych chorągiewek i przechrzt, ludzi zmieniających poglądy koniunkturalnie. "
Ja się tak zastanawiam kto w czasie wyborów mówił bracia Rosjanie, poklepywał SLD po pleckach, chwalił Gierka a potem....... mu się zmieniło. zresztą PC, AWS, PiS, jakiś romansik z Wałęsą po drodze zakończony paleniem kukiełek. No ale luzik po prostu...............
Ja Tam chyba jednak po staremu na SLD, choć Palikot kusi oj kusi........
[quote=gość: wesoły strażak] choć Palikot kusi oj kusi [/quote]
czym takiego strażaka może kusić Palikot ?
nooo, ja też zawsze na sld głosowałem, ale teraz to już niestety koniec...
Bardziej mnie odrzucają niż przyciągają.
Może i głupio ale na stare lata robię bardziej konserwatywny. Uważam jednak, że teraz jest potrzebny ktoś taki jak Korwin i jego Nowa Prawica.
Korwin-Mikke jest fantastą. Nie umniejsza to jednak jego spojrzenia na otaczającą nas rzeczywistość polityczną. Mimo wszystko jest za słabą siłą polityczną aby mógłby zagrozić PO, PiS'owi czy SLD. Tylko Palikot.
ja zagłosuję na tego , kogo wskaże Ojciec Dyrektor i proboszcz, bo to święci ludzie