propagandą. Oprócz motywów związanych z osobistymi zobowiązaniami w grę wchodził pomysł połączenia propagandy sukcesu w sferze gospodarczej z poniżaniem i wykluczeniem politycznego przeciwnika. W sprawach gospodarczych mieliśmy zaś do czynienia z laboratoryjnym wręcz połączeniem polityki transakcyjnej z zupełną nieporadnością w sferze legislacji, czego świadectwem są mniej niż skromne efekty prac wspomnianej komisji.
Choć długo podtrzymywano działalność komisji „Przyjazne Państwo”, okazały się potrzebne nowe pomysły propagandowe. Jednym z nich było hasło szybkiego wprowadzenia waluty euro. We wrześniu 2008 r. premier Tusk ogłosił nagle, że Polska wejdzie do strefy euro w 2011 roku. Był to termin całkowicie nierealny już choćby ze względu na obowiązujące procedury (notabene na tym przykładzie można zobaczyć, że dominujące w otoczeniu Donalda Tuska struktury „piarowskie” działają w zupełnym oderwaniu od struktur merytorycznych, o ile te ostatnie w ogóle istnieją). Z ekonomicznego zaś punktu widzenia był to pomysł w najwyższym stopniu kontrowersyjny, pozwalał jednak rozwijać szeroką akcję propagandową i poprzez fikcję „konsultacji” wciągać w nią także inne partie.
Prawo i Sprawiedliwość to jedyna partia, która kierując się realizmem i poczuciem odpowiedzialności, zajęła jednoznacznie negatywne stanowisko w tej sprawie. Wkrótce rządowi propagandyści zaczęli lansować nowy, równie nierealny termin: rok 2012, mimo że już postępował światowy kryzys. Początkowo głoszono, że ominie on Polskę, jednocześnie jednak uruchomiono akcję oszczędności budżetowych, budując wizerunek Donalda Tuska jako „dobrego gospodarza”, który oczekuje oszczędności od swoich ministrów. Mieli oni przedstawić konkretne decyzje w terminach, które wykluczały jakąkolwiek merytoryczną racjonalność. Jednocześnie do chwili wyborów europejskich w 2009 roku niezgodnie z prawdą twierdzono, że budżet jest wykonywany; jego spóźnionej korekty dokonano dopiero po wyborach. Kierowanie się w polityce finansowej względami pozamerytorycznymi i świadome wprowadzanie społeczeństwa w błąd było więc ewidentne.2. Finanse - dług o 300 miliardów większyKryzys gospodarczy wywołał spór o właściwy sposób reagowania nań. Odrzucono projekt pakietu antykryzysowego przedstawiony przez opozycję, wspierany także przez śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Obowiązywała koncepcja „udanej jazdy na gapę”, czyli korzystania przez polską gospodarkę z innych pakietów, w szczególności niemieckiego. Zwolenników własnych działań oskarżono o dążenie do rujnowania finansów publicznych. Gdy okazało się, że w roku 2009 polski PKB wzrósł o 1,5 proc., próbowano zataić przed opinią publiczną, że jednocześnie spadł o 2 proc. inny ważny wskaźnik stanu gospodarki, jakim jest dochód narodowy. Źródłem wzrostu PKB był wielki spadek importu, do czego przyczyniła się przede wszystkim elastyczność złotówki. Rządzący ogłosili, że Polska jest „zieloną wyspą”, sobie przypisując zasługę. Warto więc bliżej przyjrzeć się rzeczywistości, jaka kryła się za tą propagandową formułą.
Przede wszystkim należy wskazać takie czynniki utrzymania wzrostu PKB jak wspomniana już elastyczność złotówki, duży impuls popytowy stworzony przez politykę Zyty Gilowskiej oraz niski stopień zadłużenia przedsiębiorstw, czyli skutki działań poprzedników. Jednocześnie premier Tusk i minister Rostowski zastosowali duży pakiet stymulacyjny związany z ogromnym zadłużaniem kraju. W tym ostatnim przypadku trudno mówić o polityce przemyślanej, choć osłaniano ją intensywnie rozgłaszanymi opowieściami o oszczędnościach. Wiele świadczy o tym, że doszło wręcz do utraty panowania nad sytuacją, spowodowanej nieumiejętnością rządzenia. O ile w okresie rządów Prawa i Sprawiedliwości Polska wyszła z procedury nadmiernego deficytu budżetowego, o tyle w okresie rządów PO i PSL deficyt gwałtownie wzrastał, a finanse publiczne zbliżyły się do konstytucyjnych progów zadłużenia. Trudno tu o precyzyjne ustalenia, ponieważ oficjalna wielkość długu publicznego jest prawdopodobnie zaniżona. „Zielona wyspa” okazała się więc kolejnym chwytem propagandowym. Realnym efektem polityki rządu Donalda Tuska – o dalekosiężnych konsekwencjach dla polskiej gospodarki, w tym dla gospodarstw domowych – jest fiskalizacja kryzysu.
Odrzucenie proponowanego przez opozycję pakietu antykryzysowego było wielkim błędem. O wiele silniejsze oddziaływanie stymulacyjne miałyby bowiem pakiety adresowane do przedsiębiorców, pracowników itd., niż jest to w przypadku chaotycznie, bezplanowo zwiększanych wydatków. Należy przyjąć, że za część kwoty, o którą zwiększyło się polskie zadłużenie, uzyskano by nie tylko taki sam, ale wręcz lepszy efekt gospodarczy. Wymagało to jednak przyznania, że: po pierwsze – mamy do czynienia z kryzysem, a po drugie – prezydent Lech Kaczyński i opozycja proponują trafną strategię walki z kryzysem. To zaś absolutnie nie mieściło się w socjotechnice sprawowania władzy, jaką posługuje się PO. Polska gospodarka i polskie finanse publiczne stały się ofiarą tej socjotechniki.
Zamiast racjonalnych oszczędności mamy podniesienie stawki VAT do 23 proc. i powszechną drożyznę. Podwyżka VAT to klasyczny przykład sięgania do płytkich kieszeni. Z kolei zmniejszenie środków kierowanych do otwartych funduszy emerytalnych należy ocenić jako działanie połowiczne, które długofalowo nie rozwiązuje żadnego problemu. Odrzucono projekt Prawa i Sprawiedliwości, który zakłada wolność indywidualnego wyboru między ZUS a OFE, czyli odejście od kuriozalnego rozwiązania, w którym państwo najpierw ściąga daninę publiczną w postaci składki ubezpieczenia emerytalnego, traktowanej jako przymusowa oszczędność, a następnie ją prywatyzuje, narzucając obywatelowi taki sposób dysponowania jego pieniędzmi.3. Gospodarka - wyprzedaż majątku, wspieranie establishmentuOpisana powyżej połowiczność decyzji to jeden z przejawów zależności grupy rządzącej od establishmentu. Zależność ta zmusza do szukania kompromisów między tym, co konieczne z punktu widzenia interesu ogółu, a tym, co jest interesem establishmentu. W sprawie OFE rząd Donalda Tuska zdecydował się wystąpić przeciw doraźnemu interesowi części establishmentu, dbając jednocześnie o nienaruszenie jego interesu długofalowego.
Polska gospodarka stała się też ofiarą polityki transakcyjnej. W okresie rządów PO mamy do czynienia z wyjątkowo jaskrawymi jej przejawami. Można tu wskazać choćby stadion w Warszawie, wybudowany za publiczne (w tym wypadku komunalne) pieniądze, a następnie przekazany w użytkowanie za całkowicie nieadekwatną opłatą firmie, której stacja telewizyjna zajmuje się intensywnym wspieraniem obecnego rządu, po tym jak w poprzednim okresie równie intensywnie wspierała Platformę jako opozycję i bezpardonowo atakowała rząd Prawa i Sprawiedliwości.
W Warszawie mamy też do czynienia z innym zjawiskiem charakterystycznym dla rządów PO, a mianowicie z niebywale wysokimi kosztami inwestycji. Dziesięciokilometrowy odcinek drogi ekspresowej, który zresztą już dziś musi być naprawiany, kosztował 2,2 mld zł, czyli 220 mln za kilometr. W przeliczeniu walutowym jest to 55 mln euro za kilometr, a przy uwzględnieniu realnej siły nabywczej euro – ponad 70 mln. Koszt ten wielokrotnie przekracza poziom ekonomicznie uzasadniony, nawet jeśli uwzględnić szczególne warunki budowy. Polityka transakcyjna jest więc bardzo kosztowna i opóźnia rozwój. Jest ona uprawiana w interesie niewielkiej mniejszości, większość zaś jest w jej efekcie ograbiana.
Drastyczne przykłady polityki transakcyjnej można dostrzec także na poziomie ustawodawstwa, choćby w uchwalonej w tej kadencji ustawie, która w niebywały sposób uprzywilejowuje banki, mimo że ich prawna pozycja w Polsce była już przedtem bardzo mocna. Można je dostrzec także w mikroskali, np. w zjawiskach występujących w Sopocie, wielokrotnie opisywanych w mediach. Korowód decyzji partyjnych, jakie podejmowano w PO w sprawie prezydenta tego miasta, Jacka Karnowskiego, dobitnie pokazuje, jak mocna jest w tej partii pozycja ludzi takiego pokroju i jak daleko muszą sięgać tworzące ją powiązania.
Szczególną domeną polityki gospodarczej PO jest sfera Skarbu Państwa i prywatyzacji. Partia ta odstąpiła od zasad ustanowionych przez Prawo i Sprawiedliwość, według których ok. 100 spółek o strategicznym znaczeniu powinno pozostać, w takiej czy innej postaci, pod kontrolą państwa, a prywatyzacja pozostałych spółek może następować, po konsolidacji poszczególnych gałęzi, poprzez giełdę lub (w przypadku mniejszych podmiotów) poprzez aukcje, przy jednoczesnym szybkim zbywaniu niewielkich udziałów w spółkach, których znaczenie z punktu widzenia Skarbu Państwa polega wyłącznie na możliwości mniejszościowego obsadzenia części miejsc w radach nadzorczych. Za rządów PO liczbę spółek strategicznych zmniejszono do ok. 20. Dziś już wiadomo, że nie ma wśród nich nawet arcystrategicznej i niedawno doinwestowanej spółki Lotos.
PO forsuje więc prywatyzację prawie całej własności Skarbu Państwa, i to na wyjątkowo dlań niekorzystnych warunkach cenowych. Na przykład Lotos ma być sprzedany za cenę niższą od wartości poczynionych ostatnio inwestycji. Można zatem mówić o prywatyzacji rabunkowej, całkowicie nieliczącej się z interesem ogólnospołecznym. Zarówno światowy kryzys, jak i obecny stan finansów publicznych stanowią, z punktu widzenia ekonomicznej racjonalności, przeciwwskazania do prywatyzacji, gdyż obydwa czynniki powodują obniżenie możliwych do uzyskania cen. Dla PO nie jest to jednak istotny argument. Podobnie jak nie stanowi istotnego argumentu to, że państwo pozbawione własności i niekontrolujące strategicznych elementów systemu gospodarczego jest po prostu państwem bardzo słabym. Wysoce pouczające jest tutaj doświadczenie Węgier.
Opisane wcześniej wyłączenie mechanizmów kontroli dotyczy także – a może nawet przede wszystkim – właśnie procesu prywatyzacji. Opinia publiczna jest informowana jedynie o wydarzeniach najbardziej spektakularnych, takich jak kompromitacja w sprawie stoczni. Tymczasem całą sferę prywatyzacji otacza wiele niejasności. Ministra Aleksandra Grada najwyraźniej chroni szczególny polityczny immunitet, skoro zachowuje stanowisko, mimo że wcześniej zapowiadano jego dymisję w razie niepowodzenia operacji ratowania stoczni. Wiele wskazuje na to, że dla premiera Tuska prywatyzacja to sfera specjalnej ochrony, do której nie ma dostępu opinia publiczna, nawet gdy w grę wchodzą sprawy, jakie w krajach demokratycznych są przedmiotem szczególnego zainteresowania zarówno instytucji kontrolnych, jak i mediów. Notabene w tej dziedzinie nigdy nie było dobrze, jeśli nie liczyć okresu rządów Prawa i Sprawiedliwości, gdy prywatyzacja została poddana weryfikacji i dlatego była w dużej mierze czasowo wstrzymana, a rząd znajdował się pod wyjątkowo silną kontrolą czy wręcz ostrzałem ze strony mediów. Nigdy jednak nie było aż tak źle, jak jest obecnie. Sfera niejasności obejmuje tak wielkie operacje finansowe jak odzyskanie PZU. Sam cel był w najwyższym stopniu godny poparcia, ale cena, jaką zapłacono, budzi co najmniej poważne wątpliwości. O innych prywatyzacjach wiadomo naprawdę bardzo niewiele.4. Wykorzystanie środków UE - zmarnowane szanseWątpliwości budzi także działalność rządu Donalda Tuska w innej dziedzinie o wielkim znaczeniu, jaką jest wykorzystanie środków europejskich. Szczególnie tutaj bardzo intensywna jest rządowa propaganda sukcesu. Tymczasem łatwe do stwierdzenia fakty bynajmniej nie świadczą o szczególnych powodach do samozadowolenia rządu.
Z omawianą sferą łączy się też bardzo istotny spór merytoryczny, spór o model rozwoju Polski. Chodzi o pytanie, czy należy dążyć do możliwie szybkiego zmniejszenia różnicy między regionami, czy też postawić na regiony najbardziej rozwinięte i tam koncentrować środki, licząc na to, że z czasem dojdzie do rozprzestrzeniania się zamożności. Mówiąc krótko, jest to spór między koncepcją zrównoważonego rozwoju kraju, reprezentowaną przez Prawo i Sprawiedliwość, a koncepcją określoną w dokumencie rządowym przygotowanym przez ministra Michała Boniego jako „polaryzacyjno-dyfuzyjna”. Konieczność przyjęcia tej ostatniej uzasadnia się faktem koncentracji środków w obrębie tzw. biegunów wzrostu, co ma miejsce np. w Hiszpanii. Wbrew założeniom zwolenników tej koncepcji nie istnieje jednak żaden determinizm gwarantujący działanie mechanizmu dyfuzji. Jest wiele przykładów koncentracji bogactwa w jednym czy kilku ośrodkach (np. Moskwa w Rosji czy centrum miasta Meksyk w Meksyku), z którą nie wiąże się perspektywa rozszerzenia się bogactwa na inne rejony w możliwym do przewidzenia czasie. Nie są dobrym przykładem Chiny, ponieważ chodzi o państwo, które startowało z bardzo niskiego poziomu wzrostu i powszechnej biedy, a przy tym od przeszło 30 lat odznacza się niezwykle wysokim tempem rozwoju; proces rozszerzania się bogactwa polega tam głównie na przesuwaniu się ludności w stronę wielkich centrów, a w znacznie mniejszym stopniu na rozszerzaniu się geograficznego obszaru zamożności.
Krytykowana koncepcja jest poniekąd zaprzeczeniem głoszonej przez premiera Tuska i PO zasady „tu i teraz”, gdyż każe większości społeczeństwa czekać – nie wiadomo jak długo – na lepsze czasy. Powtórzmy: większości społeczeństwa, bo niezależnie od ilości metropolii, które mają się rozwijać (podaje są tu różne dane), i nawet przy znacznym wzroście liczby ich mieszkańców przez bardzo długi czas będzie w nich żyć jedynie mniejszość polskiego społeczeństwa. Zresztą metropolie te są dziś całkowicie nieprzygotowane na przyjęcie wielkiej fali migracji z innych obszarów kraju, a deklaracje Donalda Tuska w sprawach polityki mieszkaniowej, którym odpowiada bardzo mała ilość budowanych mieszkań, świadczą o tym, że mamy do czynienia albo z zamiarem tworzenia slumsów wokół dużych polskich miast, albo z czystą propagandą. Można przypuszczać, że chodzi o całkiem doraźne cele, tzn. skoncentrowanie środków europejskich i uzupełniających je środków krajowych tam, gdzie PO ma największe poparcie i jednocześnie wysoka jest, jak na polskie warunki, frekwencja wyborcza. Drugą zaletą krytykowanej tu koncepcji, z punktu widzenia rządzących, jest to, że pomaga ona uzasadnić odrzucenie idei zrównoważonego rozwoju kraju, czyli wzmacniania obszarów mniej rozwiniętych, gdzie jednocześnie większe jest poparcie dla opozycji.
Praktyka potwierdza to przypuszczenie. Pierwszy rok rządów PO przyniósł zatrzymanie realizacji wynegocjowanych już przez poprzedni rząd inwestycji, których rozkład terytorialny, poza innymi przesłankami, podporządkowany był koncepcji zrównoważonego rozwoju kraju. W roku 2008 wydano ze środków europejskich przypadających na lata 2007–2013 zaledwie miliard zł, podczas gdy planowano wydać 25–35 mld. Efektem było m.in. znaczące zmniejszenie tempa rozwoju, które w tymże roku 2008, mimo że w Polsce nie był to jeszcze rok kryzysowy, wyniosło 4,9 proc. i było wyraźnie słabsze niż w roku poprzednim. Gdyby realizowano plany śp. Grażyny Gęsickiej, stopa wzrostu w roku 2008 z pewnością przekroczyłaby 5 proc. i być może byłaby bliska 6 proc.
Charakterystyczne jest, że poza przesunięciem inwestycji, związanym z rezygnacją z bardzo ważnych zadań w dziedzinie hydrologii, niektóre z inwestycji demonstracyjnie wstrzymywano, by po roku czy dwóch je przywrócić, oczywiście „dzięki” PO. W kolejnych latach wykonanie inwestycji w zakresie budowy autostrad i dróg szybkiego ruchu kształtowało się na poziomie 60 proc. planowanych wielkości, wskutek czego nie ma szans na dokończenie ciągów komunikacyjnych ani przed mistrzostwami Europy w piłce nożnej, ani nawet do 2015 roku. Inne dane są trudne do zweryfikowania, gdyż w UE za wydane uznaje się te środki, w ramach których pobrano zaliczki, a poza tym min. Rostowski prowadzi dziś wielką operację wymiany euro otrzymanych w ramach środków europejskich na złotówki. Stworzono też inne mechanizmy zaciemniające obraz, jak np. specjalne konto w Banku Gospodarstwa Krajowego – zaksięgowane na nim kwoty ze środków europejskich, przeznaczone na realizację programów regionalnych, traktowane są jako wydane.
Osobliwy jest rozkład planowanych wydatków, z ich ogromną koncentracją w roku 2011, a więc roku wyborczym. Z drugiej strony trudno jest w czasie kryzysu finansów publicznych wygospodarować środki uzupełniające niezbędne do wykorzystania tego, co otrzymujemy z Unii. Nie ma wątpliwości, że po pięciu z siedmiu lat obecnej perspektywy finansowej UE zaawansowanie wykorzystania środków, rozumiane jako zakończone, w pełni wykonane inwestycje, będzie dalece niewystarczające, i to nawet przy uwzględnieniu zasady n+2, tj. przedłużeniu okresu realizacji o dwa lata. Istotne jest też i to, że niewykorzystane środki będą mocnym argumentem za przyznaniem Polsce mniejszych kwot w nowych ramach finansowych UE, na lata 2014–2020. Jeszcze inną sprawą są ceny inwestycji. Także tutaj nie ma dokładnych danych, ale można zaryzykować twierdzenie, że są one zawyżone, ponieważ nie widać poważniejszych działań zmierzających do ich obniżenia.5. Infrastruktura - rozgrzebane drogi, rozkład koleiMinisterstwo Gospodarki pod kierunkiem wicepremiera Waldemara Pawlaka nie przejawia większej aktywności, jeśli nie liczyć skrajnie niekorzystnej dla Polski umowy gazowej. Ministerstwo to wykazało, mimo deklaracji W. Pawlaka, bezradność w sprawie niekorzystnych dla polskich przedsiębiorców opcji walutowych, przygotowało mało przydatną ustawę antykryzysową, nie potrafiło też skłonić bogatych firm energetycznych do inwestowania w moce (jedyna większa inwestycja, w Bełchatowie, została przygotowana za poprzedniego rządu).
Ministerstwo Infrastruktury odpowiada za opieszałość w realizacji inwestycji drogowych (jak już wspomnieliśmy, plan budowy autostrad i dróg ekspresowych wykonano zaledwie w ok. 60 proc.), a jednocześnie – czego już nie da się ukryć przed społeczeństwem – poniekąd patronuje rozkładowi polskich kolei, nie szczędząc dowodów całkowitej kompromitacji, związanej z udręką i w pełni uzasadnioną irytacją podróżnych. Próba zrzucania na nich winy przez min. Grabarczyka to jeszcze jeden przykład oderwania rządzących od rzeczywistości i ich obojętności wobec potrzeb obywateli nienależących do establishmentu. Firmy wchodzące w skład grupy PKP, mające z reguły ujemne wyniki finansowe, coraz bardziej przegrywają z firmami zachodnimi. Zapowiada się prywatyzację firm mających stosunkowo najlepsze perspektywy, redukuje się sieć połączeń kolejowych. Nie posuwa się do przodu budowa szybkich linii kolejowych, która ma być sfinansowana z funduszy europejskich. Wszystko wskazuje na to, że w tym stanie rzeczy nasze państwo w krótkim czasie straci kontrolę nad kolejną strategiczną dziedziną – już nie tylko gospodarki, lecz wręcz całego organizmu społecznego.
W branży telekomunikacyjnej prowadzone są duże przedsięwzięcia prywatyzacyjne (Polkomtel), ale mimo działań pani prezes Urzędu Komunikacji Elektronicznej Anny Streżyńskiej kontrolowana przez kapitał francuski Telekomunikacja Polska nadal korzysta z częściowo monopolistycznej pozycji. Powszechny dostęp do szerokopasmowego Internetu pozostaje w sferze postulatów. Nic nie wiadomo o tym, aby rząd czynił przygotowania do zapobieżenia ujemnym skutkom cyfryzacji telewizji, tymczasem proces ten może doprowadzić do tego, że duża grupa niezamożnych obywateli, zwłaszcza starszych, zostanie pozbawiona dostępu do tego ważnego medium.6. Sytuacja Polaków - drożyznaNie ma żadnej przemyślanej polityki na rzecz rozwoju gospodarki jako całości, a cząstkowe działania rządu są chaotyczne. W latach 2006–2007 PKB wzrósł o ok. 13 proc.. Można przyjąć, że podobne rozmiary będzie miał wzrost PKB w ciągu całych czterech lat 2008–2011, przy czym wzrost dochodu narodowego w tym czasie będzie o wiele mniejszy. Mógłby ktoś powiedzieć, że to niezły wynik jak na czas kryzysu, ale trzeba przypomnieć, że stało się to kosztem potężnego zadłużenia gospodarki i że oznacza to po prostu odłożenie kryzysu w czasie: obecna sytuacja długo jeszcze będzie ciążyć, w postaci drożyzny, nad polską gospodarką i naszymi gospodarstwami domowymi. Struktura wzrostu cen wskazuje przy tym, że najbardziej ucierpi ta część społeczeństwa, która osiąga mniejsze i średnie dochody. Utrzymuje się, i miejscami wręcz pogłębia, ustanowiony na początku transformacji ustrojowej podział na tych, którzy ponoszą ciężar przemian – którym skonfiskowano majątek lub pozbawiono dochodów poprzez inflacyjną konfiskatę oszczędności i książeczek mieszkaniowych, spadek wartości oszczędności ulokowanych w walutach obcych, utratę praw do mieszkań, utratę pracy, bankructwo małych firm i gospodarstw rolnych, oraz tych, którzy są beneficjentami transformacji. Podjęta przez Prawo i Sprawiedliwość próba zniesienia tego podziału została odrzucona przez rządzących dziś Polską.7. Polityka społeczna - zaniedbania, 13 proc. bezrobociaPodział na obywateli lepszych i gorszych wyraźnie widać w polityce społecznej. Poza jednym wyjątkiem obniżono środki przeznaczane na cele socjalne, w tym różne formy pomocy społecznej. Dzieje się to w sytuacji rosnącego bezrobocia, które osiągnęło poziom 13 proc., a w przypadku ludzi młodych, w tym absolwentów wyższych uczelni, przybrało wręcz charakter klęski społecznej. Rząd Donalda Tuska całkowicie ją lekceważy i nie próbuje nawet przedstawić programu przeciwdziałania. W jego wyobraźni mieści się właściwie tylko jedno rozwiązanie – emigracja wielkiej części młodego pokolenia. Chodzi przy tym o ludzi wykształconych, a więc o nasz społeczny zasób, którego zgromadzenie jest bodaj największym sukcesem minionych 22 lat. Ludzie ci, zamiast stać się głównym motorem rozwoju naszego kraju, są zeń wypychani. Nie chodzi tu tylko o brak pracy; brakuje także mieszkań dla nowych rodzin, brakuje niemal wszystkiego, co jest potrzebne do normalnego życia i budowania przyszłości. Bariery wynikają też z różnego rodzaju negatywnych zjawisk w lokalnych społecznościach i instytucjach, w tym z działania w nich patologicznych, niekiedy wręcz kryminalnych klik. Jedną z barier jest system korporacyjny. Wbrew swym dawnym zapowiedziom Platforma w minionych czterech latach nie tylko nie zrobiła niczego w celu ograniczenia jego negatywnych wpływów, lecz wręcz działała na rzecz jego umocnienia.
Podjętą przez Prawo i Sprawiedliwość walkę z powyższymi patologiami uznano za „polowanie na czarownice”, niemal za przestępstwo. Skutki ponosi dziś pokolenie, które nie uczestniczyło w wyborach ani w roku 1989, ani w latach następnych, a zastało polską rzeczywistość po transformacji ze wszystkimi jej patologiami i jednocześnie z rozbudowanym mechanizmem medialnego oddziaływania na świadomość, często nastawionego na „przykrywanie” ujemnych zjawisk lub ich przyczyn oraz wirtualne sugerowanie hierarchii ważności i obrazu rzeczywistości, które nie odpowiadają realnym doświadczeniom i potrzebom. Pokolenie, o którym mowa, natrafia dziś na społeczną ścianę, na sytuację, w której fakty i doświadczenia z życia codziennego nie zgadzają z tym, w co nauczono je wierzyć („będzie dobrze”) i w co nadal uczy się wierzyć („w sumie jest dobrze, a głównym problemem Polski są ci, którzy to podają w wątpliwość”); reaguje frustracją i dość powszechnym poczuciem bezradności. Na ogół nie zdaje sobie sprawy z tego, że jego sytuacja – brak perspektyw oraz niesprawiedliwe i nieprzejrzyste zasady awansu – to w dużej mierze rezultat tego kształtu transformacji, jaki nadały jej różne odmiany formacji liberalno-lewicowych i postkomunistycznych.8. Służba zdrowia - zmiany szkodliwe dla PolakówBardzo ważną częścią polityki społecznej jest ochrona zdrowia. W tej dziedzinie przez cały czas rządów PO trwa permanentny kryzys. Według koncepcji rządzących jego przełamanie miała przynieść komercjalizacja służby zdrowia, otwarta na prywatyzację. Ponieważ pojęcie prywatyzacji ochrony zdrowia jest w świadomości społecznej kojarzone z tym, co cztery lata temu mimo woli ujawniła ówczesna posłanka PO Beata Sawicka, unikano używania tego pojęcia wprost. Nie zmienia to faktu, że ostatecznym celem zmian w dziedzinie ochrony zdrowia, które chciano uruchomić, jest właśnie prywatyzacja. Tego zresztą oczekuje przede wszystkim tak czy inaczej definiowane zaplecze PO. Dla wysoce niesprawnej, ale wciąż łakomej nowych dóbr warstwy dużych i wielkich właścicieli prywatyzacja tej sfery to możliwość sięgnięcia do kolejnego publicznego zasobu.
Platforma z uporem odrzuca dwie podstawowe prawdy, bez których nie ma mowy o rzeczywistej naprawie systemu ochrony zdrowia. Pierwszą prawdą jest, że pieniędzy na tę sferę musi być więcej. Druga prawda głosi, że administrowanie ochroną zdrowia poprzez dystrybucję pieniądza w obecnej, stosowanej przez NFZ postaci jest samo w sobie źródłem ciężkiej zapaści sytemu. Dziś, kiedy śp. prezydent Lech Kaczyński już nie „przeszkadza”, można tylko względami taktyki wyborczej wytłumaczyć odłożenie zasadniczych decyzji, które sprowadzają się do poddania prawom rynku – ze wszystkimi fatalnymi tego skutkami – dziedziny, która z natury rzeczy nie powinna im podlegać.
Myślałem że to wymysł wrogów PO ale to przeraża( około 1 min 40 sek) z wywiadu aktualnego Prezydenta.
CO BRONISŁAW KOMOROWSKI MIAŁ NA MYŚLI MÓWIĄC TE SŁOWA.?????
Podstawowa rzecz, to likwidacja senatu i redukcja sejmu. Likwidacja jakichkolwiek płatności dla partii. Zmiana ordynacji wyborczych do wszystkich organów wybieralnych na system okręgów jednomandatowych. Służba Zdrowia zarządzana tradycyjnie np. przez wojewodów, płaca lekarza i innych pracowników ustalana normalnie, jak dla administracji samorządowej, czas pracy określa Kodeks pracy. Proste. Głosujemy na Pana mgr Wiesława Stalmacha, naszego krajana, prawnika, Wójta Gminy Wiśniowa. Mądry, kulturalny, równy, pracowity, wykształcony facet. Należy do PSL.
[quote=tik kit]... płaca lekarza i innych pracowników ustalana normalnie, jak dla administracji samorządowej, czas pracy określa Kodeks pracy. [/quote]
Wszystko OK, ale poza tym co w cytacie, chyba że chciałbyś by Polska została bez lekarzy i specjalistów, a pamiętaj że na nich jest wielki zbyt poza krajem, a koszt ich kształcenia i praktyk poniosło już państwo.
Zacofany jakbyś słuchał ze zrozumieniem to byś wiedział do jakiej sytuacji odnosi się stwierdzenie o lataniu i tyle. Toniecie to zaczynacie brzydko grać. Choć w naszej pipidówce to PiS pewnie i tak wygra jak zwykle zresztą. A te żenujące filmiki są po prostu żałosne. Zresztą jak cały ten POPiS w kampanii wyborczej. Pisząc tu takie bzdury i chamskie komentarze zastanówcie się czasem ludziska jaki przykład dajecie młodym. Potem się dziwicie i narzekacie.
Zresztą jak nasze ELYTA dalej ma być taka to ja dziękuję pięknie.
Czytając to badziewie coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, żeby zagłosować na Palikota.
Jak to dziś w RMF powiedzieli "Panu Bogu świeckość a diabłu nergalek"
maxiu - Wczoraj 21:29 Napisał: Głosować na TOMASZA WAŁĘGE !! Poźniej ququryqu napisał: Na Panią Beatę Szydło ! Więc na kogo głosować??????? P. Tomaka W. znam osobiście i na niego oddam swój głos.
Cztery lata temu na dwa tygodnie przed wyborami wydawało się, iż rządzący PiS może być pewny dobrego wyniku (kto jeszcze pamięta te lamenty salonu, że Polacy to zawistna dzicz i zawsze będą głosować na uosabiającego ich wredne cechy Kaczyńskiego?). Co w ostatniej chwili przeważyło szalę? Przeważnie mówi się, że sprytnie rozegrana przez Tuska debata. Niektórzy twierdzą, że jego wyprawa do Irlandii i odwołanie się do aspiracji wyborców zamiast do resentymentów.
Mało kto natomiast pamięta, że tuż przed wyborami uaktywnili się lekarze z tzw. Porozumienia Zielonogórskiego z ostrą akcją antypisowską. Lekarzy rodzinnych jest kilkanaście tysięcy, każdy przyjmuje dziennie kilkudziesięciu pacjentów, dla wielu prostych ludzi doktor jest autorytetem. Zemsta za niezręczne słowa Dorna o posyłaniu w kamasze (nikt nie chce pamiętać, w jak dramatycznej sytuacji wypowiedziane) była więc skuteczna.
Teraz na ścianach gabinetów znowu wieszają lekarze z Porozumienia plakaty, tyle że antyplatformerskie. Podobizny premiera i minister zdrowia przypominać mają pacjentom o zdradzonych obietnicach. Pośrednio przypominają także o tych dotyczących nie tylko służby zdrowia.
Minister Kopacz jest, oczywiście, oburzona „polityczną akcją” i kwestionowaniem jej niewątpliwych sukcesów. Lekarze twierdzą, że przez cztery lata, potocznie mówiąc, grała sobie z nimi w kulki, obiecując, łamiąc obietnice, ignorując wszelkie postulaty i uprawiając bezpodstawną propagandę sukcesu. Na razie rzecznicy lekarzy nie przyznają otwarcie, że śp. minister Religa traktował ich jednak znacznie poważniej, a rządząca partia, że zbiera owoce nie tylko czteroletniego pozoranctwa, ale też swej dawnej taktyki bezwarunkowego wspierania każdego, kto tylko uderzał w PiS.
Poniżej film - Jest to konferencja prasowa, podczas której dziennikarz TV Radom zadawał Ewie Kopacz i Radosławowi Sikorskiemu.
Pytania były… niewygodne
[quote=gość: Anty Pis] tik kit napisał/a:... płaca lekarza i innych pracowników ustalana normalnie, jak dla administracji samorządowej, czas pracy określa Kodeks pracy.
Wszystko OK, ale poza tym co w cytacie, chyba że chciałbyś by Polska została bez lekarzy i specjalistów, a pamiętaj że na nich jest wielki zbyt poza krajem, a koszt ich kształcenia i praktyk poniosło już państwo. [/quote]
Ja przecież ustaliłbym im pensje na co najmniej 20000 zł. I bez żadnych NFZ.
A ja zagłosuję pierwszy raz na Korwina Mikke lista nr 9 (chyba :) bo ta cała reszta to przesiadkowicze z jednej partii do drugiej. Tu trzeba wstrząsu i to porządnego bo cała reszta tylko jakieś głupoty opowiada a i tak w sumie nic nie robi.
[quote=gość: zarabiok] A ja zagłosuję pierwszy raz na Korwina Mikke lista nr 9 (chyba :) bo ta cała reszta to przesiadkowicze z jednej partii do drugiej. Tu trzeba wstrząsu i to porządnego bo cała reszta tylko jakieś głupoty opowiada a i tak w sumie nic nie robi. [/quote]
W Myślenicach póki co nie zagłosujesz, bo w naszym okręgu lista nie została zarejestrowana, a nie wiadomo, czy PKW zmieni zdanie. Trzeba pobrać zaświadczenie z UMiG i głosować np. w Kasince Małej lub Mogilany/Świątniki Górne
taki tam
powiem wiec że mnie zmartwiłeś... http://nowaprawica.org.pl/wybory2011/program-wyborczy-knp
W takim razie muszę rozważyć dwie opcje. Czy iść na głosowanie i oddać głos nieważny, czy tez olać zupełnie wybory. Skłaniam się jednak bardziej żeby olać sprawę, bo u nas nawet nie podają ile głosów było nieważnych, a więc wyrażających niechęć dla dostępnych kandydatów i partii zarazem.
A ja myślałem, że jestem sam... :)
[quote=gość: zarabiok] Skłaniam się jednak bardziej żeby olać sprawę [/quote]
Do wyborów iść trzeba, ale nie o samą obecność chodzi lecz o oddanie głosu [u]ważnego[/u].
Taki jest obywatelski i moralny obowiązek każdego uprawnionego.
[quote=gość: zarabiok] adminek on nie skorzystał z propozycji bo oni wspierają gejów :)))Między innymi dlatego zagłosuję na Korwina Mikke :)Lista nr 9 ;) [/quote]
[quote=gość: zarabiok] taki tam
powiem wiec że mnie zmartwiłeś... http://nowaprawica.org.pl/wybory2011/program-wyborczy-knp
W takim razie muszę rozważyć dwie opcje. Czy iść na głosowanie i oddać głos nieważny, czy tez olać zupełnie wybory. Skłaniam się jednak bardziej żeby olać sprawę, bo u nas nawet nie podają ile głosów było nieważnych, a więc wyrażających niechęć dla dostępnych kandydatów i partii zarazem.
A ja myślałem, że jestem sam... :) [/quote]
Jak nie pójdziesz do głosowania, to może zdarzyć się, że i tak Twój głos trafi do urny.
Co za problem wziąć to zaświadczenie, zrobić sobie wycieczkę rowerową (jak będzie ładna pogoda) do Kasinki Małej i wrzucić głos. 20km to niedaleko, poza tym pokazujesz gest Kozakiewicza rządzącym i PKW
Nie jestem już żaden smarkacz,
Łeb mam pokryty siwizną.
Nie zagłosuję na Jarka,
Bo zbyt cię kocham, Ojczyzno!
Niejeden ciężar na barkach
Dźwigałem, znosiłem trudy.
Nie zagłosuję na Jarka,
Bo dość mam kłamstw i obłudy.
Gdy spytasz mnie, niedowiarka,
Dlaczego? Wyznam ci szczerze:
Nie zagłosuję na Jarka,
Bo w żadną zmianę nie wierzę.
Skąd wiem, że wybór niedobry?
Nie wierzę w zmiany oblicza,
Bo nie chcę powrotu Ziobry
I teczek Macierewicza.
Bo nie chcę mieć Prezydenta,
Co straszy gejem i Żydem,
Co w każdym widzi agenta,
I może zaszczuć jak Blidę.
Na Jarka nie oddam głosu
Za czasy, gdy był premierem,
Za ten upadek etosu,
I koalicję z Lepperem.
Za to, co wciska ludowi,
Na co pozwala i sprzyja,
Za to, co pisze Sakowicz
I głosi Radio Maryja.
Za sieć podsłuchów i haków,
Wydanie walki elitom,
Za to, że skłócił Rodaków,
Za IV Rzeczpospolitą.
Dziś w duszy mej zakamarkach
Odkrywam decyzji sedno:
Nie zagłosuję na Jarka,
Bo nie jest mi wszystko jedno.
Wybaczcie drwinę i sarkazm,
Odporność z wiekiem się zmniejsza.
Nie zagłosuję na Jarka,
Bo Polska Jest Najważniejsza
Głosujcie na kogo chcecie i tak to nic nie zmieni.
Gdy wygra PO będzie kolejne cztery lata nic nie robienia i budowania"putinowskiej" Polski gdzie rządzi wielki biznes i dawne służby a obywatel jest inwigilowany na każdym kroku.Rządowe i prywatne media wpajają obywatelowi jedynie słuszne idee.
Gdyby wygrało PiS nie utworzy koalicji lub gdyby jakimś cudem to się udało porządzi kilka miesięcy,oni nie dopuszczą do tego.W tym kraju ma tak być jak jest nie może się nic zmienić.
Nie po to siedziano nocami w Magdalence aby ktoś zmienił to co ustalono.
Sztandar wyprowadzono ale władza pozostała.
"Lider" - film dokumentalny o Jarosławie Kaczyńskim
http://www.youtube.com/watch?v=fW4Y867Oh6s
Film "Pogarda"
część I http://www.youtube.com/watch?v=HF-wr0q_Yds
część II http://www.youtube.com/watch?v=Q8_D6TcAiEA&feature=mfu_in_order&list=UL
część III http://www.youtube.com/watch?v=Pb9fJxINvu4&feature=mfu_in_order&list=UL
część IV http://www.youtube.com/watch?v=-a55CvGdjTY&feature=mfu_in_order&list=UL
propagandą. Oprócz motywów związanych z osobistymi zobowiązaniami w grę wchodził pomysł połączenia propagandy sukcesu w sferze gospodarczej z poniżaniem i wykluczeniem politycznego przeciwnika. W sprawach gospodarczych mieliśmy zaś do czynienia z laboratoryjnym wręcz połączeniem polityki transakcyjnej z zupełną nieporadnością w sferze legislacji, czego świadectwem są mniej niż skromne efekty prac wspomnianej komisji.
Choć długo podtrzymywano działalność komisji „Przyjazne Państwo”, okazały się potrzebne nowe pomysły propagandowe. Jednym z nich było hasło szybkiego wprowadzenia waluty euro. We wrześniu 2008 r. premier Tusk ogłosił nagle, że Polska wejdzie do strefy euro w 2011 roku. Był to termin całkowicie nierealny już choćby ze względu na obowiązujące procedury (notabene na tym przykładzie można zobaczyć, że dominujące w otoczeniu Donalda Tuska struktury „piarowskie” działają w zupełnym oderwaniu od struktur merytorycznych, o ile te ostatnie w ogóle istnieją). Z ekonomicznego zaś punktu widzenia był to pomysł w najwyższym stopniu kontrowersyjny, pozwalał jednak rozwijać szeroką akcję propagandową i poprzez fikcję „konsultacji” wciągać w nią także inne partie.
Prawo i Sprawiedliwość to jedyna partia, która kierując się realizmem i poczuciem odpowiedzialności, zajęła jednoznacznie negatywne stanowisko w tej sprawie. Wkrótce rządowi propagandyści zaczęli lansować nowy, równie nierealny termin: rok 2012, mimo że już postępował światowy kryzys. Początkowo głoszono, że ominie on Polskę, jednocześnie jednak uruchomiono akcję oszczędności budżetowych, budując wizerunek Donalda Tuska jako „dobrego gospodarza”, który oczekuje oszczędności od swoich ministrów. Mieli oni przedstawić konkretne decyzje w terminach, które wykluczały jakąkolwiek merytoryczną racjonalność. Jednocześnie do chwili wyborów europejskich w 2009 roku niezgodnie z prawdą twierdzono, że budżet jest wykonywany; jego spóźnionej korekty dokonano dopiero po wyborach. Kierowanie się w polityce finansowej względami pozamerytorycznymi i świadome wprowadzanie społeczeństwa w błąd było więc ewidentne.2. Finanse - dług o 300 miliardów większyKryzys gospodarczy wywołał spór o właściwy sposób reagowania nań. Odrzucono projekt pakietu antykryzysowego przedstawiony przez opozycję, wspierany także przez śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Obowiązywała koncepcja „udanej jazdy na gapę”, czyli korzystania przez polską gospodarkę z innych pakietów, w szczególności niemieckiego. Zwolenników własnych działań oskarżono o dążenie do rujnowania finansów publicznych. Gdy okazało się, że w roku 2009 polski PKB wzrósł o 1,5 proc., próbowano zataić przed opinią publiczną, że jednocześnie spadł o 2 proc. inny ważny wskaźnik stanu gospodarki, jakim jest dochód narodowy. Źródłem wzrostu PKB był wielki spadek importu, do czego przyczyniła się przede wszystkim elastyczność złotówki. Rządzący ogłosili, że Polska jest „zieloną wyspą”, sobie przypisując zasługę. Warto więc bliżej przyjrzeć się rzeczywistości, jaka kryła się za tą propagandową formułą.
Przede wszystkim należy wskazać takie czynniki utrzymania wzrostu PKB jak wspomniana już elastyczność złotówki, duży impuls popytowy stworzony przez politykę Zyty Gilowskiej oraz niski stopień zadłużenia przedsiębiorstw, czyli skutki działań poprzedników. Jednocześnie premier Tusk i minister Rostowski zastosowali duży pakiet stymulacyjny związany z ogromnym zadłużaniem kraju. W tym ostatnim przypadku trudno mówić o polityce przemyślanej, choć osłaniano ją intensywnie rozgłaszanymi opowieściami o oszczędnościach. Wiele świadczy o tym, że doszło wręcz do utraty panowania nad sytuacją, spowodowanej nieumiejętnością rządzenia. O ile w okresie rządów Prawa i Sprawiedliwości Polska wyszła z procedury nadmiernego deficytu budżetowego, o tyle w okresie rządów PO i PSL deficyt gwałtownie wzrastał, a finanse publiczne zbliżyły się do konstytucyjnych progów zadłużenia. Trudno tu o precyzyjne ustalenia, ponieważ oficjalna wielkość długu publicznego jest prawdopodobnie zaniżona. „Zielona wyspa” okazała się więc kolejnym chwytem propagandowym. Realnym efektem polityki rządu Donalda Tuska – o dalekosiężnych konsekwencjach dla polskiej gospodarki, w tym dla gospodarstw domowych – jest fiskalizacja kryzysu.
Odrzucenie proponowanego przez opozycję pakietu antykryzysowego było wielkim błędem. O wiele silniejsze oddziaływanie stymulacyjne miałyby bowiem pakiety adresowane do przedsiębiorców, pracowników itd., niż jest to w przypadku chaotycznie, bezplanowo zwiększanych wydatków. Należy przyjąć, że za część kwoty, o którą zwiększyło się polskie zadłużenie, uzyskano by nie tylko taki sam, ale wręcz lepszy efekt gospodarczy. Wymagało to jednak przyznania, że: po pierwsze – mamy do czynienia z kryzysem, a po drugie – prezydent Lech Kaczyński i opozycja proponują trafną strategię walki z kryzysem. To zaś absolutnie nie mieściło się w socjotechnice sprawowania władzy, jaką posługuje się PO. Polska gospodarka i polskie finanse publiczne stały się ofiarą tej socjotechniki.
Zamiast racjonalnych oszczędności mamy podniesienie stawki VAT do 23 proc. i powszechną drożyznę. Podwyżka VAT to klasyczny przykład sięgania do płytkich kieszeni. Z kolei zmniejszenie środków kierowanych do otwartych funduszy emerytalnych należy ocenić jako działanie połowiczne, które długofalowo nie rozwiązuje żadnego problemu. Odrzucono projekt Prawa i Sprawiedliwości, który zakłada wolność indywidualnego wyboru między ZUS a OFE, czyli odejście od kuriozalnego rozwiązania, w którym państwo najpierw ściąga daninę publiczną w postaci składki ubezpieczenia emerytalnego, traktowanej jako przymusowa oszczędność, a następnie ją prywatyzuje, narzucając obywatelowi taki sposób dysponowania jego pieniędzmi.3. Gospodarka - wyprzedaż majątku, wspieranie establishmentuOpisana powyżej połowiczność decyzji to jeden z przejawów zależności grupy rządzącej od establishmentu. Zależność ta zmusza do szukania kompromisów między tym, co konieczne z punktu widzenia interesu ogółu, a tym, co jest interesem establishmentu. W sprawie OFE rząd Donalda Tuska zdecydował się wystąpić przeciw doraźnemu interesowi części establishmentu, dbając jednocześnie o nienaruszenie jego interesu długofalowego.
Polska gospodarka stała się też ofiarą polityki transakcyjnej. W okresie rządów PO mamy do czynienia z wyjątkowo jaskrawymi jej przejawami. Można tu wskazać choćby stadion w Warszawie, wybudowany za publiczne (w tym wypadku komunalne) pieniądze, a następnie przekazany w użytkowanie za całkowicie nieadekwatną opłatą firmie, której stacja telewizyjna zajmuje się intensywnym wspieraniem obecnego rządu, po tym jak w poprzednim okresie równie intensywnie wspierała Platformę jako opozycję i bezpardonowo atakowała rząd Prawa i Sprawiedliwości.
W Warszawie mamy też do czynienia z innym zjawiskiem charakterystycznym dla rządów PO, a mianowicie z niebywale wysokimi kosztami inwestycji. Dziesięciokilometrowy odcinek drogi ekspresowej, który zresztą już dziś musi być naprawiany, kosztował 2,2 mld zł, czyli 220 mln za kilometr. W przeliczeniu walutowym jest to 55 mln euro za kilometr, a przy uwzględnieniu realnej siły nabywczej euro – ponad 70 mln. Koszt ten wielokrotnie przekracza poziom ekonomicznie uzasadniony, nawet jeśli uwzględnić szczególne warunki budowy. Polityka transakcyjna jest więc bardzo kosztowna i opóźnia rozwój. Jest ona uprawiana w interesie niewielkiej mniejszości, większość zaś jest w jej efekcie ograbiana.
Drastyczne przykłady polityki transakcyjnej można dostrzec także na poziomie ustawodawstwa, choćby w uchwalonej w tej kadencji ustawie, która w niebywały sposób uprzywilejowuje banki, mimo że ich prawna pozycja w Polsce była już przedtem bardzo mocna. Można je dostrzec także w mikroskali, np. w zjawiskach występujących w Sopocie, wielokrotnie opisywanych w mediach. Korowód decyzji partyjnych, jakie podejmowano w PO w sprawie prezydenta tego miasta, Jacka Karnowskiego, dobitnie pokazuje, jak mocna jest w tej partii pozycja ludzi takiego pokroju i jak daleko muszą sięgać tworzące ją powiązania.
Szczególną domeną polityki gospodarczej PO jest sfera Skarbu Państwa i prywatyzacji. Partia ta odstąpiła od zasad ustanowionych przez Prawo i Sprawiedliwość, według których ok. 100 spółek o strategicznym znaczeniu powinno pozostać, w takiej czy innej postaci, pod kontrolą państwa, a prywatyzacja pozostałych spółek może następować, po konsolidacji poszczególnych gałęzi, poprzez giełdę lub (w przypadku mniejszych podmiotów) poprzez aukcje, przy jednoczesnym szybkim zbywaniu niewielkich udziałów w spółkach, których znaczenie z punktu widzenia Skarbu Państwa polega wyłącznie na możliwości mniejszościowego obsadzenia części miejsc w radach nadzorczych. Za rządów PO liczbę spółek strategicznych zmniejszono do ok. 20. Dziś już wiadomo, że nie ma wśród nich nawet arcystrategicznej i niedawno doinwestowanej spółki Lotos.
PO forsuje więc prywatyzację prawie całej własności Skarbu Państwa, i to na wyjątkowo dlań niekorzystnych warunkach cenowych. Na przykład Lotos ma być sprzedany za cenę niższą od wartości poczynionych ostatnio inwestycji. Można zatem mówić o prywatyzacji rabunkowej, całkowicie nieliczącej się z interesem ogólnospołecznym. Zarówno światowy kryzys, jak i obecny stan finansów publicznych stanowią, z punktu widzenia ekonomicznej racjonalności, przeciwwskazania do prywatyzacji, gdyż obydwa czynniki powodują obniżenie możliwych do uzyskania cen. Dla PO nie jest to jednak istotny argument. Podobnie jak nie stanowi istotnego argumentu to, że państwo pozbawione własności i niekontrolujące strategicznych elementów systemu gospodarczego jest po prostu państwem bardzo słabym. Wysoce pouczające jest tutaj doświadczenie Węgier.
Opisane wcześniej wyłączenie mechanizmów kontroli dotyczy także – a może nawet przede wszystkim – właśnie procesu prywatyzacji. Opinia publiczna jest informowana jedynie o wydarzeniach najbardziej spektakularnych, takich jak kompromitacja w sprawie stoczni. Tymczasem całą sferę prywatyzacji otacza wiele niejasności. Ministra Aleksandra Grada najwyraźniej chroni szczególny polityczny immunitet, skoro zachowuje stanowisko, mimo że wcześniej zapowiadano jego dymisję w razie niepowodzenia operacji ratowania stoczni. Wiele wskazuje na to, że dla premiera Tuska prywatyzacja to sfera specjalnej ochrony, do której nie ma dostępu opinia publiczna, nawet gdy w grę wchodzą sprawy, jakie w krajach demokratycznych są przedmiotem szczególnego zainteresowania zarówno instytucji kontrolnych, jak i mediów. Notabene w tej dziedzinie nigdy nie było dobrze, jeśli nie liczyć okresu rządów Prawa i Sprawiedliwości, gdy prywatyzacja została poddana weryfikacji i dlatego była w dużej mierze czasowo wstrzymana, a rząd znajdował się pod wyjątkowo silną kontrolą czy wręcz ostrzałem ze strony mediów. Nigdy jednak nie było aż tak źle, jak jest obecnie. Sfera niejasności obejmuje tak wielkie operacje finansowe jak odzyskanie PZU. Sam cel był w najwyższym stopniu godny poparcia, ale cena, jaką zapłacono, budzi co najmniej poważne wątpliwości. O innych prywatyzacjach wiadomo naprawdę bardzo niewiele.4. Wykorzystanie środków UE - zmarnowane szanseWątpliwości budzi także działalność rządu Donalda Tuska w innej dziedzinie o wielkim znaczeniu, jaką jest wykorzystanie środków europejskich. Szczególnie tutaj bardzo intensywna jest rządowa propaganda sukcesu. Tymczasem łatwe do stwierdzenia fakty bynajmniej nie świadczą o szczególnych powodach do samozadowolenia rządu.
Z omawianą sferą łączy się też bardzo istotny spór merytoryczny, spór o model rozwoju Polski. Chodzi o pytanie, czy należy dążyć do możliwie szybkiego zmniejszenia różnicy między regionami, czy też postawić na regiony najbardziej rozwinięte i tam koncentrować środki, licząc na to, że z czasem dojdzie do rozprzestrzeniania się zamożności. Mówiąc krótko, jest to spór między koncepcją zrównoważonego rozwoju kraju, reprezentowaną przez Prawo i Sprawiedliwość, a koncepcją określoną w dokumencie rządowym przygotowanym przez ministra Michała Boniego jako „polaryzacyjno-dyfuzyjna”. Konieczność przyjęcia tej ostatniej uzasadnia się faktem koncentracji środków w obrębie tzw. biegunów wzrostu, co ma miejsce np. w Hiszpanii. Wbrew założeniom zwolenników tej koncepcji nie istnieje jednak żaden determinizm gwarantujący działanie mechanizmu dyfuzji. Jest wiele przykładów koncentracji bogactwa w jednym czy kilku ośrodkach (np. Moskwa w Rosji czy centrum miasta Meksyk w Meksyku), z którą nie wiąże się perspektywa rozszerzenia się bogactwa na inne rejony w możliwym do przewidzenia czasie. Nie są dobrym przykładem Chiny, ponieważ chodzi o państwo, które startowało z bardzo niskiego poziomu wzrostu i powszechnej biedy, a przy tym od przeszło 30 lat odznacza się niezwykle wysokim tempem rozwoju; proces rozszerzania się bogactwa polega tam głównie na przesuwaniu się ludności w stronę wielkich centrów, a w znacznie mniejszym stopniu na rozszerzaniu się geograficznego obszaru zamożności.
Krytykowana koncepcja jest poniekąd zaprzeczeniem głoszonej przez premiera Tuska i PO zasady „tu i teraz”, gdyż każe większości społeczeństwa czekać – nie wiadomo jak długo – na lepsze czasy. Powtórzmy: większości społeczeństwa, bo niezależnie od ilości metropolii, które mają się rozwijać (podaje są tu różne dane), i nawet przy znacznym wzroście liczby ich mieszkańców przez bardzo długi czas będzie w nich żyć jedynie mniejszość polskiego społeczeństwa. Zresztą metropolie te są dziś całkowicie nieprzygotowane na przyjęcie wielkiej fali migracji z innych obszarów kraju, a deklaracje Donalda Tuska w sprawach polityki mieszkaniowej, którym odpowiada bardzo mała ilość budowanych mieszkań, świadczą o tym, że mamy do czynienia albo z zamiarem tworzenia slumsów wokół dużych polskich miast, albo z czystą propagandą. Można przypuszczać, że chodzi o całkiem doraźne cele, tzn. skoncentrowanie środków europejskich i uzupełniających je środków krajowych tam, gdzie PO ma największe poparcie i jednocześnie wysoka jest, jak na polskie warunki, frekwencja wyborcza. Drugą zaletą krytykowanej tu koncepcji, z punktu widzenia rządzących, jest to, że pomaga ona uzasadnić odrzucenie idei zrównoważonego rozwoju kraju, czyli wzmacniania obszarów mniej rozwiniętych, gdzie jednocześnie większe jest poparcie dla opozycji.
Praktyka potwierdza to przypuszczenie. Pierwszy rok rządów PO przyniósł zatrzymanie realizacji wynegocjowanych już przez poprzedni rząd inwestycji, których rozkład terytorialny, poza innymi przesłankami, podporządkowany był koncepcji zrównoważonego rozwoju kraju. W roku 2008 wydano ze środków europejskich przypadających na lata 2007–2013 zaledwie miliard zł, podczas gdy planowano wydać 25–35 mld. Efektem było m.in. znaczące zmniejszenie tempa rozwoju, które w tymże roku 2008, mimo że w Polsce nie był to jeszcze rok kryzysowy, wyniosło 4,9 proc. i było wyraźnie słabsze niż w roku poprzednim. Gdyby realizowano plany śp. Grażyny Gęsickiej, stopa wzrostu w roku 2008 z pewnością przekroczyłaby 5 proc. i być może byłaby bliska 6 proc.
Charakterystyczne jest, że poza przesunięciem inwestycji, związanym z rezygnacją z bardzo ważnych zadań w dziedzinie hydrologii, niektóre z inwestycji demonstracyjnie wstrzymywano, by po roku czy dwóch je przywrócić, oczywiście „dzięki” PO. W kolejnych latach wykonanie inwestycji w zakresie budowy autostrad i dróg szybkiego ruchu kształtowało się na poziomie 60 proc. planowanych wielkości, wskutek czego nie ma szans na dokończenie ciągów komunikacyjnych ani przed mistrzostwami Europy w piłce nożnej, ani nawet do 2015 roku. Inne dane są trudne do zweryfikowania, gdyż w UE za wydane uznaje się te środki, w ramach których pobrano zaliczki, a poza tym min. Rostowski prowadzi dziś wielką operację wymiany euro otrzymanych w ramach środków europejskich na złotówki. Stworzono też inne mechanizmy zaciemniające obraz, jak np. specjalne konto w Banku Gospodarstwa Krajowego – zaksięgowane na nim kwoty ze środków europejskich, przeznaczone na realizację programów regionalnych, traktowane są jako wydane.
Osobliwy jest rozkład planowanych wydatków, z ich ogromną koncentracją w roku 2011, a więc roku wyborczym. Z drugiej strony trudno jest w czasie kryzysu finansów publicznych wygospodarować środki uzupełniające niezbędne do wykorzystania tego, co otrzymujemy z Unii. Nie ma wątpliwości, że po pięciu z siedmiu lat obecnej perspektywy finansowej UE zaawansowanie wykorzystania środków, rozumiane jako zakończone, w pełni wykonane inwestycje, będzie dalece niewystarczające, i to nawet przy uwzględnieniu zasady n+2, tj. przedłużeniu okresu realizacji o dwa lata. Istotne jest też i to, że niewykorzystane środki będą mocnym argumentem za przyznaniem Polsce mniejszych kwot w nowych ramach finansowych UE, na lata 2014–2020. Jeszcze inną sprawą są ceny inwestycji. Także tutaj nie ma dokładnych danych, ale można zaryzykować twierdzenie, że są one zawyżone, ponieważ nie widać poważniejszych działań zmierzających do ich obniżenia.5. Infrastruktura - rozgrzebane drogi, rozkład koleiMinisterstwo Gospodarki pod kierunkiem wicepremiera Waldemara Pawlaka nie przejawia większej aktywności, jeśli nie liczyć skrajnie niekorzystnej dla Polski umowy gazowej. Ministerstwo to wykazało, mimo deklaracji W. Pawlaka, bezradność w sprawie niekorzystnych dla polskich przedsiębiorców opcji walutowych, przygotowało mało przydatną ustawę antykryzysową, nie potrafiło też skłonić bogatych firm energetycznych do inwestowania w moce (jedyna większa inwestycja, w Bełchatowie, została przygotowana za poprzedniego rządu).
Ministerstwo Infrastruktury odpowiada za opieszałość w realizacji inwestycji drogowych (jak już wspomnieliśmy, plan budowy autostrad i dróg ekspresowych wykonano zaledwie w ok. 60 proc.), a jednocześnie – czego już nie da się ukryć przed społeczeństwem – poniekąd patronuje rozkładowi polskich kolei, nie szczędząc dowodów całkowitej kompromitacji, związanej z udręką i w pełni uzasadnioną irytacją podróżnych. Próba zrzucania na nich winy przez min. Grabarczyka to jeszcze jeden przykład oderwania rządzących od rzeczywistości i ich obojętności wobec potrzeb obywateli nienależących do establishmentu. Firmy wchodzące w skład grupy PKP, mające z reguły ujemne wyniki finansowe, coraz bardziej przegrywają z firmami zachodnimi. Zapowiada się prywatyzację firm mających stosunkowo najlepsze perspektywy, redukuje się sieć połączeń kolejowych. Nie posuwa się do przodu budowa szybkich linii kolejowych, która ma być sfinansowana z funduszy europejskich. Wszystko wskazuje na to, że w tym stanie rzeczy nasze państwo w krótkim czasie straci kontrolę nad kolejną strategiczną dziedziną – już nie tylko gospodarki, lecz wręcz całego organizmu społecznego.
W branży telekomunikacyjnej prowadzone są duże przedsięwzięcia prywatyzacyjne (Polkomtel), ale mimo działań pani prezes Urzędu Komunikacji Elektronicznej Anny Streżyńskiej kontrolowana przez kapitał francuski Telekomunikacja Polska nadal korzysta z częściowo monopolistycznej pozycji. Powszechny dostęp do szerokopasmowego Internetu pozostaje w sferze postulatów. Nic nie wiadomo o tym, aby rząd czynił przygotowania do zapobieżenia ujemnym skutkom cyfryzacji telewizji, tymczasem proces ten może doprowadzić do tego, że duża grupa niezamożnych obywateli, zwłaszcza starszych, zostanie pozbawiona dostępu do tego ważnego medium.6. Sytuacja Polaków - drożyznaNie ma żadnej przemyślanej polityki na rzecz rozwoju gospodarki jako całości, a cząstkowe działania rządu są chaotyczne. W latach 2006–2007 PKB wzrósł o ok. 13 proc.. Można przyjąć, że podobne rozmiary będzie miał wzrost PKB w ciągu całych czterech lat 2008–2011, przy czym wzrost dochodu narodowego w tym czasie będzie o wiele mniejszy. Mógłby ktoś powiedzieć, że to niezły wynik jak na czas kryzysu, ale trzeba przypomnieć, że stało się to kosztem potężnego zadłużenia gospodarki i że oznacza to po prostu odłożenie kryzysu w czasie: obecna sytuacja długo jeszcze będzie ciążyć, w postaci drożyzny, nad polską gospodarką i naszymi gospodarstwami domowymi. Struktura wzrostu cen wskazuje przy tym, że najbardziej ucierpi ta część społeczeństwa, która osiąga mniejsze i średnie dochody. Utrzymuje się, i miejscami wręcz pogłębia, ustanowiony na początku transformacji ustrojowej podział na tych, którzy ponoszą ciężar przemian – którym skonfiskowano majątek lub pozbawiono dochodów poprzez inflacyjną konfiskatę oszczędności i książeczek mieszkaniowych, spadek wartości oszczędności ulokowanych w walutach obcych, utratę praw do mieszkań, utratę pracy, bankructwo małych firm i gospodarstw rolnych, oraz tych, którzy są beneficjentami transformacji. Podjęta przez Prawo i Sprawiedliwość próba zniesienia tego podziału została odrzucona przez rządzących dziś Polską.7. Polityka społeczna - zaniedbania, 13 proc. bezrobociaPodział na obywateli lepszych i gorszych wyraźnie widać w polityce społecznej. Poza jednym wyjątkiem obniżono środki przeznaczane na cele socjalne, w tym różne formy pomocy społecznej. Dzieje się to w sytuacji rosnącego bezrobocia, które osiągnęło poziom 13 proc., a w przypadku ludzi młodych, w tym absolwentów wyższych uczelni, przybrało wręcz charakter klęski społecznej. Rząd Donalda Tuska całkowicie ją lekceważy i nie próbuje nawet przedstawić programu przeciwdziałania. W jego wyobraźni mieści się właściwie tylko jedno rozwiązanie – emigracja wielkiej części młodego pokolenia. Chodzi przy tym o ludzi wykształconych, a więc o nasz społeczny zasób, którego zgromadzenie jest bodaj największym sukcesem minionych 22 lat. Ludzie ci, zamiast stać się głównym motorem rozwoju naszego kraju, są zeń wypychani. Nie chodzi tu tylko o brak pracy; brakuje także mieszkań dla nowych rodzin, brakuje niemal wszystkiego, co jest potrzebne do normalnego życia i budowania przyszłości. Bariery wynikają też z różnego rodzaju negatywnych zjawisk w lokalnych społecznościach i instytucjach, w tym z działania w nich patologicznych, niekiedy wręcz kryminalnych klik. Jedną z barier jest system korporacyjny. Wbrew swym dawnym zapowiedziom Platforma w minionych czterech latach nie tylko nie zrobiła niczego w celu ograniczenia jego negatywnych wpływów, lecz wręcz działała na rzecz jego umocnienia.
Podjętą przez Prawo i Sprawiedliwość walkę z powyższymi patologiami uznano za „polowanie na czarownice”, niemal za przestępstwo. Skutki ponosi dziś pokolenie, które nie uczestniczyło w wyborach ani w roku 1989, ani w latach następnych, a zastało polską rzeczywistość po transformacji ze wszystkimi jej patologiami i jednocześnie z rozbudowanym mechanizmem medialnego oddziaływania na świadomość, często nastawionego na „przykrywanie” ujemnych zjawisk lub ich przyczyn oraz wirtualne sugerowanie hierarchii ważności i obrazu rzeczywistości, które nie odpowiadają realnym doświadczeniom i potrzebom. Pokolenie, o którym mowa, natrafia dziś na społeczną ścianę, na sytuację, w której fakty i doświadczenia z życia codziennego nie zgadzają z tym, w co nauczono je wierzyć („będzie dobrze”) i w co nadal uczy się wierzyć („w sumie jest dobrze, a głównym problemem Polski są ci, którzy to podają w wątpliwość”); reaguje frustracją i dość powszechnym poczuciem bezradności. Na ogół nie zdaje sobie sprawy z tego, że jego sytuacja – brak perspektyw oraz niesprawiedliwe i nieprzejrzyste zasady awansu – to w dużej mierze rezultat tego kształtu transformacji, jaki nadały jej różne odmiany formacji liberalno-lewicowych i postkomunistycznych.8. Służba zdrowia - zmiany szkodliwe dla PolakówBardzo ważną częścią polityki społecznej jest ochrona zdrowia. W tej dziedzinie przez cały czas rządów PO trwa permanentny kryzys. Według koncepcji rządzących jego przełamanie miała przynieść komercjalizacja służby zdrowia, otwarta na prywatyzację. Ponieważ pojęcie prywatyzacji ochrony zdrowia jest w świadomości społecznej kojarzone z tym, co cztery lata temu mimo woli ujawniła ówczesna posłanka PO Beata Sawicka, unikano używania tego pojęcia wprost. Nie zmienia to faktu, że ostatecznym celem zmian w dziedzinie ochrony zdrowia, które chciano uruchomić, jest właśnie prywatyzacja. Tego zresztą oczekuje przede wszystkim tak czy inaczej definiowane zaplecze PO. Dla wysoce niesprawnej, ale wciąż łakomej nowych dóbr warstwy dużych i wielkich właścicieli prywatyzacja tej sfery to możliwość sięgnięcia do kolejnego publicznego zasobu.
Platforma z uporem odrzuca dwie podstawowe prawdy, bez których nie ma mowy o rzeczywistej naprawie systemu ochrony zdrowia. Pierwszą prawdą jest, że pieniędzy na tę sferę musi być więcej. Druga prawda głosi, że administrowanie ochroną zdrowia poprzez dystrybucję pieniądza w obecnej, stosowanej przez NFZ postaci jest samo w sobie źródłem ciężkiej zapaści sytemu. Dziś, kiedy śp. prezydent Lech Kaczyński już nie „przeszkadza”, można tylko względami taktyki wyborczej wytłumaczyć odłożenie zasadniczych decyzji, które sprowadzają się do poddania prawom rynku – ze wszystkimi fatalnymi tego skutkami – dziedziny, która z natury rzeczy nie powinna im podlegać.
Banda Tuska:
http://www.youtube.com/watch?v=JwKjlWU2RDs
Myślałem że to wymysł wrogów PO ale to przeraża( około 1 min 40 sek) z wywiadu aktualnego Prezydenta.
CO BRONISŁAW KOMOROWSKI MIAŁ NA MYŚLI MÓWIĄC TE SŁOWA.?????
Znowu zapomniałem podać link,ale jestem zacofany
http://www.pluszaczek.com/2010/05/03/bronislaw-komorowski-prezydent-bedzie-gdzies-lecial-i-to-sie-wszystko-zmieni/comment-page-1/
Ciekawa wypowiedź.
Podstawowa rzecz, to likwidacja senatu i redukcja sejmu. Likwidacja jakichkolwiek płatności dla partii. Zmiana ordynacji wyborczych do wszystkich organów wybieralnych na system okręgów jednomandatowych. Służba Zdrowia zarządzana tradycyjnie np. przez wojewodów, płaca lekarza i innych pracowników ustalana normalnie, jak dla administracji samorządowej, czas pracy określa Kodeks pracy. Proste. Głosujemy na Pana mgr Wiesława Stalmacha, naszego krajana, prawnika, Wójta Gminy Wiśniowa. Mądry, kulturalny, równy, pracowity, wykształcony facet. Należy do PSL.
[quote=tik kit]... płaca lekarza i innych pracowników ustalana normalnie, jak dla administracji samorządowej, czas pracy określa Kodeks pracy. [/quote]
Wszystko OK, ale poza tym co w cytacie, chyba że chciałbyś by Polska została bez lekarzy i specjalistów, a pamiętaj że na nich jest wielki zbyt poza krajem, a koszt ich kształcenia i praktyk poniosło już państwo.
A czemu na niego?
Zacofany jakbyś słuchał ze zrozumieniem to byś wiedział do jakiej sytuacji odnosi się stwierdzenie o lataniu i tyle. Toniecie to zaczynacie brzydko grać. Choć w naszej pipidówce to PiS pewnie i tak wygra jak zwykle zresztą. A te żenujące filmiki są po prostu żałosne. Zresztą jak cały ten POPiS w kampanii wyborczej. Pisząc tu takie bzdury i chamskie komentarze zastanówcie się czasem ludziska jaki przykład dajecie młodym. Potem się dziwicie i narzekacie.
Zresztą jak nasze ELYTA dalej ma być taka to ja dziękuję pięknie.
Czytając to badziewie coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, żeby zagłosować na Palikota.
Jak to dziś w RMF powiedzieli "Panu Bogu świeckość a diabłu nergalek"
maxiu - Wczoraj 21:29 Napisał: Głosować na TOMASZA WAŁĘGE !! Poźniej ququryqu napisał: Na Panią Beatę Szydło ! Więc na kogo głosować??????? P. Tomaka W. znam osobiście i na niego oddam swój głos.
Cztery lata temu na dwa tygodnie przed wyborami wydawało się, iż rządzący PiS może być pewny dobrego wyniku (kto jeszcze pamięta te lamenty salonu, że Polacy to zawistna dzicz i zawsze będą głosować na uosabiającego ich wredne cechy Kaczyńskiego?). Co w ostatniej chwili przeważyło szalę? Przeważnie mówi się, że sprytnie rozegrana przez Tuska debata. Niektórzy twierdzą, że jego wyprawa do Irlandii i odwołanie się do aspiracji wyborców zamiast do resentymentów.
Mało kto natomiast pamięta, że tuż przed wyborami uaktywnili się lekarze z tzw. Porozumienia Zielonogórskiego z ostrą akcją antypisowską. Lekarzy rodzinnych jest kilkanaście tysięcy, każdy przyjmuje dziennie kilkudziesięciu pacjentów, dla wielu prostych ludzi doktor jest autorytetem. Zemsta za niezręczne słowa Dorna o posyłaniu w kamasze (nikt nie chce pamiętać, w jak dramatycznej sytuacji wypowiedziane) była więc skuteczna.
Teraz na ścianach gabinetów znowu wieszają lekarze z Porozumienia plakaty, tyle że antyplatformerskie. Podobizny premiera i minister zdrowia przypominać mają pacjentom o zdradzonych obietnicach. Pośrednio przypominają także o tych dotyczących nie tylko służby zdrowia.
Minister Kopacz jest, oczywiście, oburzona „polityczną akcją” i kwestionowaniem jej niewątpliwych sukcesów. Lekarze twierdzą, że przez cztery lata, potocznie mówiąc, grała sobie z nimi w kulki, obiecując, łamiąc obietnice, ignorując wszelkie postulaty i uprawiając bezpodstawną propagandę sukcesu. Na razie rzecznicy lekarzy nie przyznają otwarcie, że śp. minister Religa traktował ich jednak znacznie poważniej, a rządząca partia, że zbiera owoce nie tylko czteroletniego pozoranctwa, ale też swej dawnej taktyki bezwarunkowego wspierania każdego, kto tylko uderzał w PiS.
Poniżej film - Jest to konferencja prasowa, podczas której dziennikarz TV Radom zadawał Ewie Kopacz i Radosławowi Sikorskiemu.
Pytania były… niewygodne
http://www.youtube.com/watch?v=LLh0tttz79g&feature=player_embedded
[quote=gość: Anty Pis] tik kit napisał/a:... płaca lekarza i innych pracowników ustalana normalnie, jak dla administracji samorządowej, czas pracy określa Kodeks pracy.
Wszystko OK, ale poza tym co w cytacie, chyba że chciałbyś by Polska została bez lekarzy i specjalistów, a pamiętaj że na nich jest wielki zbyt poza krajem, a koszt ich kształcenia i praktyk poniosło już państwo. [/quote]
Ja przecież ustaliłbym im pensje na co najmniej 20000 zł. I bez żadnych NFZ.
A ja zagłosuję pierwszy raz na Korwina Mikke lista nr 9 (chyba :) bo ta cała reszta to przesiadkowicze z jednej partii do drugiej. Tu trzeba wstrząsu i to porządnego bo cała reszta tylko jakieś głupoty opowiada a i tak w sumie nic nie robi.
[quote=gość: zarabiok] A ja zagłosuję pierwszy raz na Korwina Mikke lista nr 9 (chyba :) bo ta cała reszta to przesiadkowicze z jednej partii do drugiej. Tu trzeba wstrząsu i to porządnego bo cała reszta tylko jakieś głupoty opowiada a i tak w sumie nic nie robi. [/quote]
W Myślenicach póki co nie zagłosujesz, bo w naszym okręgu lista nie została zarejestrowana, a nie wiadomo, czy PKW zmieni zdanie. Trzeba pobrać zaświadczenie z UMiG i głosować np. w Kasince Małej lub Mogilany/Świątniki Górne
http://www.wybory.nowaprawica.org.pl/index.php/skd-zawiadczenie
http://wybory2011.pkw.gov.pl/geo/120000/pl/120600.html
taki tam
powiem wiec że mnie zmartwiłeś...
http://nowaprawica.org.pl/wybory2011/program-wyborczy-knp
W takim razie muszę rozważyć dwie opcje. Czy iść na głosowanie i oddać głos nieważny, czy tez olać zupełnie wybory. Skłaniam się jednak bardziej żeby olać sprawę, bo u nas nawet nie podają ile głosów było nieważnych, a więc wyrażających niechęć dla dostępnych kandydatów i partii zarazem.
A ja myślałem, że jestem sam... :)
http://www.youtube.com/watch?v=-lxm7RWZqXQ&feature=player_embedded
ciekawy spot
adminek
on nie skorzystał z propozycji bo oni wspierają gejów :)))
Między innymi dlatego zagłosuję na Korwina Mikke :)
Lista nr 9 ;)
[quote=gość: zarabiok] Skłaniam się jednak bardziej żeby olać sprawę [/quote]
Do wyborów iść trzeba, ale nie o samą obecność chodzi lecz o oddanie głosu [u]ważnego[/u].
Taki jest obywatelski i moralny obowiązek każdego uprawnionego.
[quote=gość: zarabiok] adminek on nie skorzystał z propozycji bo oni wspierają gejów :)))Między innymi dlatego zagłosuję na Korwina Mikke :)Lista nr 9 ;) [/quote]
A na lesbijki byś popatrzył?:)
[quote=gość: zarabiok] taki tam
powiem wiec że mnie zmartwiłeś...
http://nowaprawica.org.pl/wybory2011/program-wyborczy-knp
W takim razie muszę rozważyć dwie opcje. Czy iść na głosowanie i oddać głos nieważny, czy tez olać zupełnie wybory. Skłaniam się jednak bardziej żeby olać sprawę, bo u nas nawet nie podają ile głosów było nieważnych, a więc wyrażających niechęć dla dostępnych kandydatów i partii zarazem.
A ja myślałem, że jestem sam... :) [/quote]
Jak nie pójdziesz do głosowania, to może zdarzyć się, że i tak Twój głos trafi do urny.
Co za problem wziąć to zaświadczenie, zrobić sobie wycieczkę rowerową (jak będzie ładna pogoda) do Kasinki Małej i wrzucić głos. 20km to niedaleko, poza tym pokazujesz gest Kozakiewicza rządzącym i PKW
Nie jestem już żaden smarkacz,
Łeb mam pokryty siwizną.
Nie zagłosuję na Jarka,
Bo zbyt cię kocham, Ojczyzno!
Niejeden ciężar na barkach
Dźwigałem, znosiłem trudy.
Nie zagłosuję na Jarka,
Bo dość mam kłamstw i obłudy.
Gdy spytasz mnie, niedowiarka,
Dlaczego? Wyznam ci szczerze:
Nie zagłosuję na Jarka,
Bo w żadną zmianę nie wierzę.
Skąd wiem, że wybór niedobry?
Nie wierzę w zmiany oblicza,
Bo nie chcę powrotu Ziobry
I teczek Macierewicza.
Bo nie chcę mieć Prezydenta,
Co straszy gejem i Żydem,
Co w każdym widzi agenta,
I może zaszczuć jak Blidę.
Na Jarka nie oddam głosu
Za czasy, gdy był premierem,
Za ten upadek etosu,
I koalicję z Lepperem.
Za to, co wciska ludowi,
Na co pozwala i sprzyja,
Za to, co pisze Sakowicz
I głosi Radio Maryja.
Za sieć podsłuchów i haków,
Wydanie walki elitom,
Za to, że skłócił Rodaków,
Za IV Rzeczpospolitą.
Dziś w duszy mej zakamarkach
Odkrywam decyzji sedno:
Nie zagłosuję na Jarka,
Bo nie jest mi wszystko jedno.
Wybaczcie drwinę i sarkazm,
Odporność z wiekiem się zmniejsza.
Nie zagłosuję na Jarka,
Bo Polska Jest Najważniejsza
Wojciech Młynarski
Niejeden ciężar na barkach
Dźwigałem, znosiłem trudy.Wojciech Młynarski,
to ten gość co miał młyn w MYŚLENICACH??
Głosujcie na kogo chcecie i tak to nic nie zmieni.
Gdy wygra PO będzie kolejne cztery lata nic nie robienia i budowania"putinowskiej" Polski gdzie rządzi wielki biznes i dawne służby a obywatel jest inwigilowany na każdym kroku.Rządowe i prywatne media wpajają obywatelowi jedynie słuszne idee.
Gdyby wygrało PiS nie utworzy koalicji lub gdyby jakimś cudem to się udało porządzi kilka miesięcy,oni nie dopuszczą do tego.W tym kraju ma tak być jak jest nie może się nic zmienić.
Nie po to siedziano nocami w Magdalence aby ktoś zmienił to co ustalono.
Sztandar wyprowadzono ale władza pozostała.