Pod jakim nickiem jaszcze zamierzasz pisać?
Przecież jesteś tą samą osobą.
Przypomnij nam ile to razy zmieniałeś konta? Bo na przykład ja i Vivaldi mamy jedno konto od samego początku...
Pewnie tego też nie zrozumiesz i zapodasz kolejny, żenujący żart.
Przypomnij nam ile to razy zmieniałeś konta? Bo na przykład ja i Vivaldi mamy jedno konto od samego początku...
Pewnie tego też nie zrozumiesz i zapodasz kolejny, żenujący żart.
Włosi przyjęli wspólną walutę. Wspólna waluta ma to do siebie, że wymaga wspólnej polityki monetarnej. Wspólna polityka monetarna zaś polega na tym, że
a) jest jeden bank centralny
b) są takie same stopy procentowe
c) jest taka sama polityka rezerwami kruszcowymi
d) i wiele, wiele innych punktów.
To trochę na zasadzie dołączyć do sojuszu militarnego i być zdziwionym, że głównodowodzący wojskami krajowymi czy szef sztabu generalnego dostaje prikaz z góry, że przecież jest ktoś jeszcze wyżej (kwatera sił sojuszniczych) i dowodzi całością. To samo robi właśnie EBC w kwestii Euro.
No właśnie nie. To że EBC domaga się takiej a takiej polityki rezerwami złota, rozumie się samo przez się dlatego, że przecież mają wspólną walutę. Nie równałbym tego do casusu złota wenezuelskiego, bo to w ogóle inna para kaloszy.
Jeżeli każde państwo unii monetarnej miałoby prowadzić własną politykę monetarną, to się to automatycznie wyklucza, bo nie byłoby unii, a wspólną walutę trafiłby szlak. Bo to nie są znaczki pocztowe że chodzi o sam fizycznych ich druk i jeden wzór graficzny, ale właśnie politykę kreowaną przez bank centralny tj. takie kwestie, jak te rezerwy kruszców, czy operacje otwartego rynku.
I mniej więcej właśnie te powszechnie wiadome informacje co do tego, jakie skutki niesie za sobą unia monetarna, były swego czasu przyczyną pytań w Polsce, czy jest to do pogodzenia z Konstytucją — bo stoi w niej, że walutę emituję NBP oraz że bank centralny / Polska prowadzi politykę monetarną (przez organy typu Rada Polityki Pieniężnej) — co się wyklucza w ramach unii monetarnej. Więc to nie są zasady z dupy ani żaden dyktat unijny, bo o tym wszyscy doskonale wiedzą, w tym wiedzą polscy politycy od samego 2004 roku.
To co my jako Polacy możemy zrobić to domagać się rzetelnego informowania nas o konsekwencjach bycia w unii walutowej. Tych pozytywnych i negatywnych jak i następstwach przystąpienia do unii monetarnej. Najlepiej uczyć się na przykładach innych.
Nooo ale to było wiadomo, nic nowego. Chyba, że dla Bono bo on chce za lizaka zapłacić w 1 euro i wie tyle, że ten lizak będzie za 1 euro więc będzie lepiej smakował.
O samej polityce kruszca do rezerw do pieniądza to mi się gadać nie chce. W życiu się prawdy nie dowiesz o pokryciu pieniądza w kruszcu, więc co to za rezerwy? https://www.youtube.com/watch?v=1TO5vAJWTiY
Nooo ale to było wiadomo, nic nowego. Chyba, że dla Bono bo on chce za lizaka zapłacić w 1 euro i wie tyle, że ten lizak będzie za 1 euro więc będzie lepiej smakował.
O samej polityce kruszca do rezerw do pieniądza to mi się gadać nie chce. W życiu się prawdy nie dowiesz o pokryciu pieniądza w kruszcu, więc co to za rezerwy? https://www.youtube.com/watch?v=1TO5vAJWTiY
Włoskie to 3 największe rezerwy złota po Niemieckich i Amerykańskich. Generalnie poziom rezerw walutowych w banku centralnym wpływa na kurs waluty. Np. poziom rezerw dewiz w NBP wpływa na kurs złotówki. Ponadto, pozwala na "wymienialność" waluty. Pełną wymienialność polski złoty osiągnął w 2001 roku, wcześniej po denominacji jako "nowy złoty" był ściśle powiązany do kilku wiodących walut i miał utrudnioną wymienialność. To jest pewne osiągnięcie III RP o którym wiele osób zapomina.
Dla mnie temat jest prosty.
jeżeli budujemy coś, co nie jest naszą tradycją, czyli mocny pieniądz, jestem za jego budowaniem i wspaniałą narodową walutą!!!
Jeżeli mamy rozdawać pieniądze przez taką czy ową partię na potrzeby kampanii wyborczych, i spowodujemy, że takie działania będą powszechnie nieakceptowane- wybieram euro.
Szczerze mówiąc, znając naszą mentalność- nie sądzę aby czekała nas mocna narodowa waluta, nie ufam politykom i politycznym ekonomistom, stąd mój czujnik bezpieczeństwa podpowiada mi--
lepsze i bezpieczniejsze jest waluta wspólna!!
Dla mnie temat jest prosty.
jeżeli budujemy coś, co nie jest naszą tradycją, czyli mocny pieniądz, jestem za jego budowaniem i wspaniałą narodową walutą!!!
Jeżeli mamy rozdawać pieniądze przez taką czy ową partię na potrzeby kampanii wyborczych, i spowodujemy, że takie działania będą powszechnie nieakceptowane- wybieram euro.
Szczerze mówiąc, znając naszą mentalność- nie sądzę aby czekała nas mocna narodowa waluta, nie ufam politykom i politycznym ekonomistom, stąd mój czujnik bezpieczeństwa podpowiada mi--
lepsze i bezpieczniejsze jest waluta wspólna!!
Mocna waluta narodowa, w sensie 1 PLN = 1 EUR nie wydarzy się do momentu, kiedy mentalność Polaków i polskich przedsiębiorców się nie zmieni. Żeby to się stało musielibyśmy wyjść z tzw. pułapki średniego wzrostu, a na to nie ma na razie żadnego pomysłu, bo jedyne pomysły polityków to nowe transfery fiskalne / socjalne.
Nasza gospodarka musiałaby odejść od konkurowania ceną na rzecz konkurowania innowacyjnym rozwiązaniem, patentem i jakością. Na to się nie zanosi.
O takiej relacji nie myślę. może to być relacja 1: 3.
Przejście na wspólną walutę może gwarantować nam dobrobyt lokalny, tak jak przy walucie narodowej, ale w podobnej dysproporcji do np. Holandii, jak obecnie. To się nie kłóci.
USA, nie gwarantuje na całym terenie podobnych cen usług.
Gwarantuje cenę produktu.
My mielibyśmy cenę produktu przemysłowego tą samą, wartość usług byłaby u nas niższa.
O takiej relacji nie myślę. może to być relacja 1: 3.
Przejście na wspólną walutę może gwarantować nam dobrobyt lokalny, tak jak przy walucie narodowej, ale w podobnej dysproporcji do np. Holandii, jak obecnie. To się nie kłóci.
USA, nie gwarantuje na całym terenie podobnych cen usług.
Gwarantuje cenę produktu.
My mielibyśmy cenę produktu przemysłowego tą samą, wartość usług byłaby u nas niższa.
USA nie jest dobrym przykładem. To było de facto jedno państwo zlepione do kupy, proces unifikacji trwał tam długo, okupiony wojną domową, do tego to co widzisz obecnie jest efektem polityki ponad 150 lat bycia jednością. Nie zobaczysz więc w UE podobnego rezultatu za swojego życia. Nie jest to realne. W Europie masz różne gospodarki i różną historię gospodarczą tych gospodarek. USA pisało swoją historię od podstaw samo.
Masz rozumowanie na poziomie "wystarczy zmienić walutę, nagle nasza gospodarka będzie taka jak Holenderska" - nie, nie będzie.
Przyjmując wspólną walutę i pozbawiając siebie polityki monetarnej tracisz możliwość reagowania na kryzysy.
Wyobraź sobie sytuacje, że gospodarka holenderska i niemiecka ma recesję, a polska gospododarka kwitnie. EBC musi stymulować rynek, obniża stopy procentowe i wrzuca pieniądze na rynek. Holendrzy i Niemcy mają tańsze kredyty by pobudzić konsumpcje i inwestycje. W Polsce konsumpcja i inwestycje kwitną, ale tanie kredyty zachęcają do zwiększenia konsumpcji i inwestycji. Rosną ceny, inflacja jest odczuwalna, gospodarka wchodzi w stan przegrzania.
Druga sytuacja, Niemcy i Holandia mają górkę, żeby nie doprowadzić do nadmiernej inflacji podnoszone są w EBC stopy procentowe, nie ma luzowania ilościowego. Euro się umacnia.
W Polsce w tym czasie jest dołek, potrzebujemy stymulować rynek, popyt żeby się odbić. Niestety polityka EBC zamiast pomóc potęguje to z czym się mierzymy, wchodzimy w cykl deflacyjny, spadają pensję, ludzie nie biorą kredytów, jest recesja. Nasze produkty eksportowane są droższe bo Euro drożeje, sprzedajemy coraz mniej..
W modelu gospodarki otwartej opisującym jednolity obszar walutowy jest powiedziane, że tylko gospodarki ze sobą powiązane, na podobnym poziomie rozwoju, z podobną strukturą PKB otrzymują zyski netto z bycia we wspólnym obszarze walutowym. Dla pozostałych bez wdrożenia zaawansowanych elementów polityki fiskalnej, nie ma zysku. Takim zaawansowanym elementem byłaby nadwyżka budżetowa, bardzo wysoka, bardzo niskie zadłużenie całościowe poniżej 20% w stosunku do PKB, oraz bardzo rozbudowany sektor prywatny z liberalnym systemem prawnym i podatkowym.
To nie brzmi jak Polska. Więc per saldo Euro poza eliminacją ryzyka walutowego dla eksporterów nie jest obecnie z korzyścią dla Polski. I nie będzie, do momentu jak jakakolwiek władza nie zacznie reformować gospodarki. Jak na razie wszyscy - dosłownie wszyscy - olewają temat.
O takiej relacji nie myślę. może to być relacja 1: 3.
Przejście na wspólną walutę może gwarantować nam dobrobyt lokalny, tak jak przy walucie narodowej, ale w podobnej dysproporcji do np. Holandii, jak obecnie. To się nie kłóci.
USA, nie gwarantuje na całym terenie podobnych cen usług.
Gwarantuje cenę produktu.
My mielibyśmy cenę produktu przemysłowego tą samą, wartość usług byłaby u nas niższa.
A i jeszcze jedno, tak samo jest obecnie w Polsce. Ceny są te same, ale zarobki różnią się w zależności od regionu w kraju, czyli moc nabywcza jest różna :)
USA nie jest dobrym przykładem. To było de facto jedno państwo zlepione do kupy, proces unifikacji trwał tam długo, okupiony wojną domową, do tego to co widzisz obecnie jest efektem polityki ponad 150 lat bycia jednością. Nie zobaczysz więc w UE podobnego rezultatu za swojego życia. Nie jest to realne. W Europie masz różne gospodarki i różną historię gospodarczą tych gospodarek. USA pisało swoją historię od podstaw samo.
Masz rozumowanie na poziomie "wystarczy zmienić walutę, nagle nasza gospodarka będzie taka jak Holenderska" - nie, nie będzie.
Przyjmując wspólną walutę i pozbawiając siebie polityki monetarnej tracisz możliwość reagowania na kryzysy.
Wyobraź sobie sytuacje, że gospodarka holenderska i niemiecka ma recesję, a polska gospododarka kwitnie. EBC musi stymulować rynek, obniża stopy procentowe i wrzuca pieniądze na rynek. Holendrzy i Niemcy mają tańsze kredyty by pobudzić konsumpcje i inwestycje. W Polsce konsumpcja i inwestycje kwitną, ale tanie kredyty zachęcają do zwiększenia konsumpcji i inwestycji. Rosną ceny, inflacja jest odczuwalna, gospodarka wchodzi w stan przegrzania.
Druga sytuacja, Niemcy i Holandia mają górkę, żeby nie doprowadzić do nadmiernej inflacji podnoszone są w EBC stopy procentowe, nie ma luzowania ilościowego. Euro się umacnia.
W Polsce w tym czasie jest dołek, potrzebujemy stymulować rynek, popyt żeby się odbić. Niestety polityka EBC zamiast pomóc potęguje to z czym się mierzymy, wchodzimy w cykl deflacyjny, spadają pensję, ludzie nie biorą kredytów, jest recesja. Nasze produkty eksportowane są droższe bo Euro drożeje, sprzedajemy coraz mniej..
W modelu gospodarki otwartej opisującym jednolity obszar walutowy jest powiedziane, że tylko gospodarki ze sobą powiązane, na podobnym poziomie rozwoju, z podobną strukturą PKB otrzymują zyski netto z bycia we wspólnym obszarze walutowym. Dla pozostałych bez wdrożenia zaawansowanych elementów polityki fiskalnej, nie ma zysku. Takim zaawansowanym elementem byłaby nadwyżka budżetowa, bardzo wysoka, bardzo niskie zadłużenie całościowe poniżej 20% w stosunku do PKB, oraz bardzo rozbudowany sektor prywatny z liberalnym systemem prawnym i podatkowym.
To nie brzmi jak Polska. Więc per saldo Euro poza eliminacją ryzyka walutowego dla eksporterów nie jest obecnie z korzyścią dla Polski. I nie będzie, do momentu jak jakakolwiek władza nie zacznie reformować gospodarki. Jak na razie wszyscy - dosłownie wszyscy - olewają temat.
Zgoda co do USA-krótka historia i budowa od podstaw.
Co do historii Europy... no nie od średniowiecza był wspólny handel.
Nie myślę aby być Holandią i wykazałem to w relacji 1:3
Przyjmując wspólną walutę i pozbawiając siebie polityki monetarnej tracisz możliwość reagowania na kryzysy. Tu zgoda, ale zawsze jest coś za coś- nigdy nie ma ideału.
Kolejno
Nie wyobrażam sobie sytuacji:
Wyobraź sobie sytuacje, że gospodarka holenderska i niemiecka ma recesję, a polska gospododarka kwitnie. EBC musi stymulować rynek, obniża stopy procentowe i wrzuca pieniądze na rynek. Holendrzy i Niemcy mają tańsze kredyty by pobudzić konsumpcje i inwestycje. W Polsce konsumpcja i inwestycje kwitną, ale tanie kredyty zachęcają do zwiększenia konsumpcji i inwestycji. Rosną ceny, inflacja jest odczuwalna, gospodarka wchodzi w stan przegrzania.
Tak jak nie wyobrażam sobie takiej sytuacji w USA, Australii, itd.
Albo kombinujemy razem, albo jak koń pod górę-osobno. Nie można mieć: mieć ciastko i zjeść ciastko.
W modelu gospodarki otwartej opisującym jednolity obszar walutowy jest powiedziane, że tylko gospodarki ze sobą powiązane, na podobnym poziomie rozwoju, z podobną strukturą PKB otrzymują zyski netto z bycia we wspólnym obszarze walutowym. Dla pozostałych bez wdrożenia zaawansowanych elementów polityki fiskalnej, nie ma zysku. Takim zaawansowanym elementem byłaby nadwyżka budżetowa, bardzo wysoka, bardzo niskie zadłużenie całościowe poniżej 20% w stosunku do PKB, oraz bardzo rozbudowany sektor prywatny z liberalnym systemem prawnym i podatkowym.
Ale to już jest także u nas. No Myślenice mają się nijak do Warszawy, a Pcim nijak do Kobierzyc pod Wrocławiem.
Zgoda co do USA-krótka historia i budowa od podstaw.
Co do historii Europy... no nie od średniowiecza był wspólny handel.
Nie myślę aby być Holandią i wykazałem to w relacji 1:3
Przyjmując wspólną walutę i pozbawiając siebie polityki monetarnej tracisz możliwość reagowania na kryzysy. Tu zgoda, ale zawsze jest coś za coś- nigdy nie ma ideału.
Kolejno
Nie wyobrażam sobie sytuacji:
Wyobraź sobie sytuacje, że gospodarka holenderska i niemiecka ma recesję, a polska gospododarka kwitnie. EBC musi stymulować rynek, obniża stopy procentowe i wrzuca pieniądze na rynek. Holendrzy i Niemcy mają tańsze kredyty by pobudzić konsumpcje i inwestycje. W Polsce konsumpcja i inwestycje kwitną, ale tanie kredyty zachęcają do zwiększenia konsumpcji i inwestycji. Rosną ceny, inflacja jest odczuwalna, gospodarka wchodzi w stan przegrzania.
Tak jak nie wyobrażam sobie takiej sytuacji w USA, Australii, itd.
Albo kombinujemy razem, albo jak koń pod górę-osobno. Nie można mieć: mieć ciastko i zjeść ciastko.
W modelu gospodarki otwartej opisującym jednolity obszar walutowy jest powiedziane, że tylko gospodarki ze sobą powiązane, na podobnym poziomie rozwoju, z podobną strukturą PKB otrzymują zyski netto z bycia we wspólnym obszarze walutowym. Dla pozostałych bez wdrożenia zaawansowanych elementów polityki fiskalnej, nie ma zysku. Takim zaawansowanym elementem byłaby nadwyżka budżetowa, bardzo wysoka, bardzo niskie zadłużenie całościowe poniżej 20% w stosunku do PKB, oraz bardzo rozbudowany sektor prywatny z liberalnym systemem prawnym i podatkowym.
Ale to już jest także u nas. No Myślenice mają się nijak do Warszawy, a Pcim nijak do Kobierzyc pod Wrocławiem.
Wspólny handel to nie to samo, co wspólna waluta. Zbyt duże uproszczenie, gdyby to było TAK PROSTE wszyscy mieliby wspólną walutę.
Ponadto bono używaj cytatów, bo zrobiłeś ze swojego posta syf, ale odniosę się po kolei.
[cytat]Nie wyobrażam sobie sytuacji:
Wyobraź sobie sytuacje, że gospodarka holenderska i niemiecka ma recesję, a polska gospododarka kwitnie. EBC musi stymulować rynek, obniża stopy procentowe i wrzuca pieniądze na rynek. Holendrzy i Niemcy mają tańsze kredyty by pobudzić konsumpcje i inwestycje. W Polsce konsumpcja i inwestycje kwitną, ale tanie kredyty zachęcają do zwiększenia konsumpcji i inwestycji. Rosną ceny, inflacja jest odczuwalna, gospodarka wchodzi w stan przegrzania.
Tak jak nie wyobrażam sobie takiej sytuacji w USA, Australii, itd.
Albo kombinujemy razem, albo jak koń pod górę-osobno. Nie można mieć: mieć ciastko i zjeść ciast [/cytat]
Opisane powyżej dwie sytuacje to sytuacje realne i doskonale obrazuje je model niemożliwej trójcy.
Nie można mieć jednocześnie wszystkich tych rzeczy, można mieć tylko dwie z trzech. Podwyżej jest 60 sekundowe wideo tłumaczące ten aspekt.
sztywny kurs walutowy,
swobodny przepływ kapitału,
niezależną politykę pieniężną.
Cytuje, bo nie wiem czy klikniesz
[cytat]Na przykład, prowadząc - jak większość współczesnych krajów - na niezależną politykę pieniężną oraz pozwalając na swobodny przepływ kapitału, trzeba zrezygnować ze sztywnego kursu walutowego (b). Kurs walutowy kształtuje się wtedy na rynku.
W innym wariancie możemy utrzymywać sztywny kurs walutowy wobec np. euro i swobodę przepływu kapitału, ale wtedy nie ma możliwości prowadzenia autonomicznej polityki pieniężnej (a). Stopy procentowe będą wtedy pochodnymi stóp w strefie euro.
Wreszcie, utrzymując sztywny kurs walutowy i prowadząc niezależną politykę pieniężną, państwo musi zachować kontrolę nad przepływem kapitału.[/cytat]
---
[cytat]Ale to już jest także u nas. No Myślenice mają się nijak do Warszawy, a Pcim nijak do Kobierzyc pod Wrocławiem.[/cytat]
Nie, to nie jest to samo. To o czym ty mówisz, to parytet siły nabywczej i dysproporcje pomiędzy regionami w państwie UNITARNYM, a nie w federacji, będącej zlepkiem 27 gospodarek, na różnym etapie rozwoju i z różną historią.
Ty paczysz na to doraźnie ja perspektywicznie- jak nie możesz ich pokonać, przyłącz się doi nich i nimi przewódź.
To moje motto życiowe. Nie lubię doraźnych rozwiązań.
Walę w samo centrum.
Prowincjał: (Gruzja, to prowincja, Rosja to mój żywioł),. tak kiedyś marzył gość którego się wszyscy bali.
W ekonomii z PLN nie znaczy prawie nic, w UE mało a świecie jeszcze mniej.
Ty paczysz na to doraźnie ja perspektywicznie- jak nie możesz ich pokonać, przyłącz się doi nich i nimi przewódź.
To moje motto życiowe. Nie lubię doraźnych rozwiązań.
Walę w samo centrum.
Prowincjał: (Gruzja, to prowincja, Rosja to mój żywioł),. tak kiedyś marzył gość którego się wszyscy bali.
W ekonomii z PLN nie znaczy prawie nic, w UE mało a świecie jeszcze mniej.
Jest dokładnie odwrotnie, ja patrze na to, co się stanie gdy będzie kryzys i jak sobie z nim poradzimy, ty patrzysz na euro jedynie z perspektywy prosperity. Nie rozumiesz, że dostęp do taniego kredytu, w dłuższej perspektywie zrobi z Polski to co zrobił z Cyprem, Grecją czy Portugalią. Nie rozumiesz, że bez reform strukturalnych w Polskiej gospodarce, Euro nam zaszkodzi a nie pomoże. I wreszcie wydaje ci się, że to niemożliwe aby EBC kierował się dobrem niemiec i holandii kosztem mniejszych państw, ale tak jest. Każde państwo ma w EBC propocjonalny udział do wielkości gospodarki. Skoro gospodarka Polski jest równa gospodarce 1 landu niemieckiego - bawarii, to pokazuje jaką siłę miałaby Polska przy ustalaniu polityki monetarnej. I nie należy się łudzić, że w przypadku gdy Niemiecka gospodarka miałaby kłopoty, a Polska była na górce (tak jest obecnie, nasze dane są super, oni mają zadyszkę), to polityka EBC mająca pomagać Niemcom, szkodziła by Polsce.
Dochodzimy do punktu, w którym nie polemizujesz z argumentami ekonomicznymi, tylko wpierasz mi, że jestem krótkowzroczny. Z nas dwoch, ja ci podsyłam źródła, daje ci pojęcia do poczytania i posługuje się językiem akademickim.
Naprawdę starałem się rozmawiać z Tobą na poziomie i bez trolowania, jak widać wymiana na merytoryczne argumenty ci nie służy.
Najpierw posługujesz się przykładem USA, po czym przyznajesz, że to błąd. Potem mylisz dysproporcje w państwie unitarnym z różnorodnością państw w quasi-federacji. (w ogóle rozumiesz pojęcie państwo unitarne i federacyjne?), potem twierdzisz, że jestem krótkowzroczny, kiedy to ja ci nakreśliłem dwa możliwe scenariusze (one się już obecnie dzieją*), odrzucasz je, bo nie rozumiesz pojęcia niemożliwej trójcy.
Nieźle.
Możemy wrócić do tej dyskusji jak zaczniesz rozmawiać na argumenty ekonomiczne, z jakimiś cytatami, analizami, pojęciami z ekonomii, przykładami historycznymi, case studies itd. Wtedy to będzie ciekawe, jeżeli ja będę ci dawać argumenty, które chociażby Hausner daje swoim studentom, a ty będziesz na to pisać "jesteś krótkowzroczny" to nie ma o czym gadać.
UEK w Krakowie prowadzi studia podyplomowe w ramach Krakowskiej Szkoły Biznesu, idź, poświęć czas zamiast na forum, na naukę i przekonaj się sam co mówią ludzie biznesu i polityki.
Bez urazy.
Geniusze biznesu rodzili się, nie znając Uniwersytetu Ekonomicznego, Hauznera, Balcerowicza i wielu bardziej utytułowanych pedagogów.
To nie oni robili biznes i to nie ich zasługą jest współczesna potęga ekonomiczna świata. Opisali to jedynie oprawili w ramy i nadali temu rytm.
Bez urazy.
Geniusze biznesu rodzili się, nie znając Uniwersytetu Ekonomicznego, Hauznera, Balcerowicza i wielu bardziej utytułowanych pedagogów.
To nie oni robili biznes i to nie ich zasługą jest współczesna potęga ekonomiczna świata. Opisali to jedynie oprawili w ramy i nadali temu rytm.
Nie rozmawiamy o geniuszach biznesu, a o twardych zasadach rządzących współczesną makroekonomią. A od ich opisywania są uniwersytety. Biznes nie ma nic do polityki monetarnej, bo tę kształtują politycy i ekonomiści
Podobnie jak elektrowni atomowej nie budują dyletanci bez wykształcenia z fizyki, tak za kształtowanie polityki pieniężnej na szczeblu krajowym i europejskim nie są odpowiedzialni klikacze w sieci, czy janusze biznesu z Myślenic, a ludzi z wykształceniem ekonomicznym. Prześledź sobie kto był prezesem EBC czy NBP. I tyle w temacie. Wróć jak zaprezentujesz to o co cie prosiłem - fakty, case studies i rozmowa na poziomie akademickim.
To się tyczy innych forumowiczów - zachęcam do dyskusji euro za / przeciw na poziomie czegoś więcej niż "ja chce mieć ojro bo chce mieć na wakacje w grecji". Euro istnieje od 1999 roku. To 20 lat, wiele rzeczy zostało zweryfikowanych - rozmawiajmy!
Nie jestem z zawodu ekonomistą. Kieruję się własną intuicją.
Gdyby każdy wydający kasę musiał być o UE , to inne zawody by wyginęły, a przecież kasę robią Sorose i czyścibuty.
Wypowiadasz się też w temacie nauczycieli, a jesteś ekonomistą.
Czy mam ci doradzać dokształcanie na AP?
Nie jestem z zawodu ekonomistą. Kieruję się własną intuicją.
Gdyby każdy wydający kasę musiał być o UE , to inne zawody by wyginęły, a przecież kasę robią Sorose i czyścibuty.
Wypowiadasz się też w temacie nauczycieli, a jesteś ekonomistą.
Czy mam ci doradzać dokształcanie na AP?
To tak ad vocem.
OK, czyli nadal zero konkretnych argumentów. Tu kończymy dyskusje, bo nie dojdziemy do żadnych wniosków. Ja o twardych argumentach, ty o intuicji. Zarządzaj domowym budżetem wedle intuicji, ale system pieniężny państwa to może zostaw. Jak się pomyli twoja intuicja to zaboli tylko twoj domowy budżet, a nie budżety 40 mln. osób.
Co do tematu nauczycieli, przeszedłem cały cykl kształcenia w Polsce, stosunkowo niedawno - wiem jak zmieniano mi 3 razy kanon lektur, wymogi pod maturę, jak był burdel z nauczycielami którzy mnie uczyli, jak trzeba było latać na korepetycje, bo się 7 razy zmieniał nauczyciel od angielskiego i inne takie. Jak np. język francuski w gimnazjum obowiązkowy w wymiarze 3h tygodniowo, a angielski 2h i niebowiaązkowy - zgadnij za którego to wójta było? Tak - Gustaw umarł narodził się Konrad.
Ale to nie jest temat o nauczycielach i nie będę ciągnąć tego wątku.
Na pewno nie zobaczysz mnie w tematach o których nie mam pojęcia, nie mam ciśnienia, by każda publikacja na tym portalu była przeze mnie skomentowana. W przeciwieństwie do niektórych forumowiczów. Nie zobaczysz mnie więc w tematach o muzyce, o przeglądzie / konserwacji podwozia i innych takich.
OK, czyli nadal zero konkretnych argumentów. Tu kończymy dyskusje, bo nie dojdziemy do żadnych wniosków. Ja o twardych argumentach, ty o intuicji. Zarządzaj domowym budżetem wedle intuicji, ale system pieniężny państwa to może zostaw. Jak się pomyli twoja intuicja to zaboli tylko twoj domowy budżet, a nie budżety 40 mln. osób.
Co do tematu nauczycieli, przeszedłem cały cykl kształcenia w Polsce, stosunkowo niedawno - wiem jak zmieniano mi 3 razy kanon lektur, wymogi pod maturę, jak był burdel z nauczycielami którzy mnie uczyli, jak trzeba było latać na korepetycje, bo się 7 razy zmieniał nauczyciel od angielskiego i inne takie. Jak np. język francuski w gimnazjum obowiązkowy w wymiarze 3h tygodniowo, a angielski 2h i niebowiaązkowy - zgadnij za którego to wójta było? Tak - Gustaw umarł narodził się Konrad.
Ale to nie jest temat o nauczycielach i nie będę ciągnąć tego wątku.
Na pewno nie zobaczysz mnie w tematach o których nie mam pojęcia, nie mam ciśnienia, by każda publikacja na tym portalu była przeze mnie skomentowana. W przeciwieństwie do niektórych forumowiczów. Nie zobaczysz mnie więc w tematach o muzyce, o przeglądzie / konserwacji podwozia i innych takich.
Pzdr.
Epilog jest prosty.
Ja mgr inż. Ty mgr ekonomii i pedagog.
Ja buduję ty myślisz, taki nam dano podział obowiązków.
Gdyby to zamienili, wyszła by katastrofa.
Ja budował program dla ekonomisty - jak posługiwać się euro,
ekonomista myślałby o moich walorach w NBP i jak mnie nuczyć je wydawać.
Gdyby , Catrina zdmuchnęła nas obojga, mój wnuk szukałby nie producenta pieniędzy, tylko fachowca od budowy dróg.
Ale w UE masz przewagę. Gdy ta UE pierdutnie i będzie wojna, ja będę na topie.
Dziwne, bo tobie jest bliżej do wojny niż mnie. A powinno być na odwrót.
Epilog jest prosty.
Ja mgr inż. Ty mgr ekonomii i pedagog.
Ja buduję ty myślisz, taki nam dano podział obowiązków.
Gdyby to zamienili, wyszła by katastrofa.
Ja budował program dla ekonomisty - jak posługiwać się euro,
ekonomista myślałby o moich walorach w NBP i jak mnie nuczyć je wydawać.
Gdyby , Catrina zdmuchnęła nas obojga, mój wnuk szukałby nie producenta pieniędzy, tylko fachowca od budowy dróg.
Ale w UE masz przewagę. Gdy ta UE pierdutnie i będzie wojna, ja będę na topie.
Dziwne, bo tobie jest bliżej do wojny niż mnie. A powinno być na odwrót.
Konkluzja jest prostsza.
Ja mam argumenty przeciw przyjęciu euro bez znaczącej i dogłębnej reformy polskiej gospodarki. Ty masz intuicję.
A i śmieszne / absurdalne / pastiszowe wstawki w momencie, gdy nie wiesz jak się odnieść do komentarza rozmówcy.
Nie przekonałeś mnie do swojej intuicji, gdyż nie przedstawiłeś żadnego weryfikowalnego, merytorycznego argumentu. Ciężar argumentacji pozostawiam Tobie. A jak masz znowu wrzucić jakiś durny tekścik - to może daruj, to bez sensu. Poza tym, że znowu spędzimy 2 dni na trollowaniu siebie nawzajem do żadnej konkluzji nie dojdzie. :)
Ja mam argumenty przeciw przyjęciu euro bez znaczącej i dogłębnej reformy polskiej gospodarki. Ty masz intuicję.
A i śmieszne / absurdalne / pastiszowe wstawki w momencie, gdy nie wiesz jak się odnieść do komentarza rozmówcy.
Nie przekonałeś mnie do swojej intuicji, gdyż nie przedstawiłeś żadnego weryfikowalnego, merytorycznego argumentu. Ciężar argumentacji pozostawiam Tobie. A jak masz znowu wrzucić jakiś durny tekścik - to może daruj, to bez sensu. Poza tym, że znowu spędzimy 2 dni na trollowaniu siebie nawzajem do żadnej konkluzji nie dojdzie. :)
Do konkluzji nie dojdziemy, ale ja dalej inwestuję w euro.
Co do twoich argumentów, mam do nich stosunek taki jak do architektów. Jeden przedstawił mi wizję domu, ale wybrałem wizję jego zgorzałego krytyka z jego pomysłem na mój dom.
Podobnie jest z ekonomistami i mimo, że przedstawiasz mi uczone wywody, nie jesteś dla mnie autorytetem. Mam swoje ekonomiczne autorytety, które mówią zupełnie co innego niż ty. A ich doświadczenie, praktyka i osiągi, każą mi ufać właśnie im.
Do konkluzji nie dojdziemy, ale ja dalej inwestuję w euro.
Co do twoich argumentów, mam do nich stosunek taki jak do architektów. Jeden przedstawił mi wizję domu, ale wybrałem wizję jego zgorzałego krytyka z jego pomysłem na mój dom.
Podobnie jest z ekonomistami i mimo, że przedstawiasz mi uczone wywody, nie jesteś dla mnie autorytetem. Mam swoje ekonomiczne autorytety, które mówią zupełnie co innego niż ty. A ich doświadczenie, praktyka i osiągi, każą mi ufać właśnie im.
Nie mam ambicji by byc Twoim autorytetem i nie taki jest cel tej dyskusji. Autorytety przypominaja mi dogmaty katolickie "tak bylo i tak ma byc i koniec". Jestem racjonalista i cenie sobie dyskusje na argumenty empirycznie weryfikowalne, jesli nie potrafisz przedstawic ich w kontrze do moich wypowiedzi - nie rozmawiaj ze mna. Dyskusja bedzie jalowa i skonczy sie znowu trollowaniem siebie przez 2 dni. Na kazdy Twoj argument niemerytoryczny mam 10 argumentow merytorycznych. Moge ci je rzucac z przypisami z ksiazek, ba! Nawet z opisem konkretnych case studies. Ktore sa najlepszym przykladem i dowodem danego argumentu,
A i mowisz o autorytetach, ale nie wymieniasz konkretnych osob, to znamienne. Mysle ze klienci szpitala na ul. Kobierzynskiej tez maja jakies autorytety, czy sa to ludzie godni polecenia? I don't think so..
Przypomnij nam ile to razy zmieniałeś konta? Bo na przykład ja i Vivaldi mamy jedno konto od samego początku...
Pewnie tego też nie zrozumiesz i zapodasz kolejny, żenujący żart.
A dlaczego sugerujesz ze zmieniałem?
Może dlatego, że Ty nam sugerowałeś my,on,oni to jedna osoba, wiesz jak to jest - każdy mierzy własną miarą :-)
Macie jakieś sugestie, że występowałem pod innymi adresami?
Sam jestem ciekaw do których mnie przyporządkowano.
To Twój pomysł np w moją stronę, zatem.....
https://www.bankier.pl/wiadomosc/EBC-przypomina-Wlochom-kto-rzadzi-ich-zlotem-7652251.html
Tak w zasadzie, to co w tym dziwnego?
Włosi przyjęli wspólną walutę. Wspólna waluta ma to do siebie, że wymaga wspólnej polityki monetarnej. Wspólna polityka monetarna zaś polega na tym, że
a) jest jeden bank centralny
b) są takie same stopy procentowe
c) jest taka sama polityka rezerwami kruszcowymi
d) i wiele, wiele innych punktów.
To trochę na zasadzie dołączyć do sojuszu militarnego i być zdziwionym, że głównodowodzący wojskami krajowymi czy szef sztabu generalnego dostaje prikaz z góry, że przecież jest ktoś jeszcze wyżej (kwatera sił sojuszniczych) i dowodzi całością. To samo robi właśnie EBC w kwestii Euro.
No właśnie nie. To że EBC domaga się takiej a takiej polityki rezerwami złota, rozumie się samo przez się dlatego, że przecież mają wspólną walutę. Nie równałbym tego do casusu złota wenezuelskiego, bo to w ogóle inna para kaloszy.
Jeżeli każde państwo unii monetarnej miałoby prowadzić własną politykę monetarną, to się to automatycznie wyklucza, bo nie byłoby unii, a wspólną walutę trafiłby szlak. Bo to nie są znaczki pocztowe że chodzi o sam fizycznych ich druk i jeden wzór graficzny, ale właśnie politykę kreowaną przez bank centralny tj. takie kwestie, jak te rezerwy kruszców, czy operacje otwartego rynku.
I mniej więcej właśnie te powszechnie wiadome informacje co do tego, jakie skutki niesie za sobą unia monetarna, były swego czasu przyczyną pytań w Polsce, czy jest to do pogodzenia z Konstytucją — bo stoi w niej, że walutę emituję NBP oraz że bank centralny / Polska prowadzi politykę monetarną (przez organy typu Rada Polityki Pieniężnej) — co się wyklucza w ramach unii monetarnej. Więc to nie są zasady z dupy ani żaden dyktat unijny, bo o tym wszyscy doskonale wiedzą, w tym wiedzą polscy politycy od samego 2004 roku.
To co my jako Polacy możemy zrobić to domagać się rzetelnego informowania nas o konsekwencjach bycia w unii walutowej. Tych pozytywnych i negatywnych jak i następstwach przystąpienia do unii monetarnej. Najlepiej uczyć się na przykładach innych.
Nooo ale to było wiadomo, nic nowego. Chyba, że dla Bono bo on chce za lizaka zapłacić w 1 euro i wie tyle, że ten lizak będzie za 1 euro więc będzie lepiej smakował.
O samej polityce kruszca do rezerw do pieniądza to mi się gadać nie chce. W życiu się prawdy nie dowiesz o pokryciu pieniądza w kruszcu, więc co to za rezerwy?
https://www.youtube.com/watch?v=1TO5vAJWTiY
Włoskie to 3 największe rezerwy złota po Niemieckich i Amerykańskich. Generalnie poziom rezerw walutowych w banku centralnym wpływa na kurs waluty. Np. poziom rezerw dewiz w NBP wpływa na kurs złotówki. Ponadto, pozwala na "wymienialność" waluty. Pełną wymienialność polski złoty osiągnął w 2001 roku, wcześniej po denominacji jako "nowy złoty" był ściśle powiązany do kilku wiodących walut i miał utrudnioną wymienialność. To jest pewne osiągnięcie III RP o którym wiele osób zapomina.
Dla mnie temat jest prosty.
jeżeli budujemy coś, co nie jest naszą tradycją, czyli mocny pieniądz, jestem za jego budowaniem i wspaniałą narodową walutą!!!
Jeżeli mamy rozdawać pieniądze przez taką czy ową partię na potrzeby kampanii wyborczych, i spowodujemy, że takie działania będą powszechnie nieakceptowane- wybieram euro.
Szczerze mówiąc, znając naszą mentalność- nie sądzę aby czekała nas mocna narodowa waluta, nie ufam politykom i politycznym ekonomistom, stąd mój czujnik bezpieczeństwa podpowiada mi--
lepsze i bezpieczniejsze jest waluta wspólna!!
Mocna waluta narodowa, w sensie 1 PLN = 1 EUR nie wydarzy się do momentu, kiedy mentalność Polaków i polskich przedsiębiorców się nie zmieni. Żeby to się stało musielibyśmy wyjść z tzw. pułapki średniego wzrostu, a na to nie ma na razie żadnego pomysłu, bo jedyne pomysły polityków to nowe transfery fiskalne / socjalne.
Nasza gospodarka musiałaby odejść od konkurowania ceną na rzecz konkurowania innowacyjnym rozwiązaniem, patentem i jakością. Na to się nie zanosi.
O takiej relacji nie myślę. może to być relacja 1: 3.
Przejście na wspólną walutę może gwarantować nam dobrobyt lokalny, tak jak przy walucie narodowej, ale w podobnej dysproporcji do np. Holandii, jak obecnie. To się nie kłóci.
USA, nie gwarantuje na całym terenie podobnych cen usług.
Gwarantuje cenę produktu.
My mielibyśmy cenę produktu przemysłowego tą samą, wartość usług byłaby u nas niższa.
USA nie jest dobrym przykładem. To było de facto jedno państwo zlepione do kupy, proces unifikacji trwał tam długo, okupiony wojną domową, do tego to co widzisz obecnie jest efektem polityki ponad 150 lat bycia jednością. Nie zobaczysz więc w UE podobnego rezultatu za swojego życia. Nie jest to realne. W Europie masz różne gospodarki i różną historię gospodarczą tych gospodarek. USA pisało swoją historię od podstaw samo.
Masz rozumowanie na poziomie "wystarczy zmienić walutę, nagle nasza gospodarka będzie taka jak Holenderska" - nie, nie będzie.
Przyjmując wspólną walutę i pozbawiając siebie polityki monetarnej tracisz możliwość reagowania na kryzysy.
Wyobraź sobie sytuacje, że gospodarka holenderska i niemiecka ma recesję, a polska gospododarka kwitnie. EBC musi stymulować rynek, obniża stopy procentowe i wrzuca pieniądze na rynek. Holendrzy i Niemcy mają tańsze kredyty by pobudzić konsumpcje i inwestycje. W Polsce konsumpcja i inwestycje kwitną, ale tanie kredyty zachęcają do zwiększenia konsumpcji i inwestycji. Rosną ceny, inflacja jest odczuwalna, gospodarka wchodzi w stan przegrzania.
Druga sytuacja, Niemcy i Holandia mają górkę, żeby nie doprowadzić do nadmiernej inflacji podnoszone są w EBC stopy procentowe, nie ma luzowania ilościowego. Euro się umacnia.
W Polsce w tym czasie jest dołek, potrzebujemy stymulować rynek, popyt żeby się odbić. Niestety polityka EBC zamiast pomóc potęguje to z czym się mierzymy, wchodzimy w cykl deflacyjny, spadają pensję, ludzie nie biorą kredytów, jest recesja. Nasze produkty eksportowane są droższe bo Euro drożeje, sprzedajemy coraz mniej..
W modelu gospodarki otwartej opisującym jednolity obszar walutowy jest powiedziane, że tylko gospodarki ze sobą powiązane, na podobnym poziomie rozwoju, z podobną strukturą PKB otrzymują zyski netto z bycia we wspólnym obszarze walutowym. Dla pozostałych bez wdrożenia zaawansowanych elementów polityki fiskalnej, nie ma zysku. Takim zaawansowanym elementem byłaby nadwyżka budżetowa, bardzo wysoka, bardzo niskie zadłużenie całościowe poniżej 20% w stosunku do PKB, oraz bardzo rozbudowany sektor prywatny z liberalnym systemem prawnym i podatkowym.
To nie brzmi jak Polska. Więc per saldo Euro poza eliminacją ryzyka walutowego dla eksporterów nie jest obecnie z korzyścią dla Polski. I nie będzie, do momentu jak jakakolwiek władza nie zacznie reformować gospodarki. Jak na razie wszyscy - dosłownie wszyscy - olewają temat.
A i jeszcze jedno, tak samo jest obecnie w Polsce. Ceny są te same, ale zarobki różnią się w zależności od regionu w kraju, czyli moc nabywcza jest różna :)
Zgoda co do USA-krótka historia i budowa od podstaw.
Co do historii Europy... no nie od średniowiecza był wspólny handel.
Nie myślę aby być Holandią i wykazałem to w relacji 1:3
Przyjmując wspólną walutę i pozbawiając siebie polityki monetarnej tracisz możliwość reagowania na kryzysy. Tu zgoda, ale zawsze jest coś za coś- nigdy nie ma ideału.
Kolejno
Nie wyobrażam sobie sytuacji:
Wyobraź sobie sytuacje, że gospodarka holenderska i niemiecka ma recesję, a polska gospododarka kwitnie. EBC musi stymulować rynek, obniża stopy procentowe i wrzuca pieniądze na rynek. Holendrzy i Niemcy mają tańsze kredyty by pobudzić konsumpcje i inwestycje. W Polsce konsumpcja i inwestycje kwitną, ale tanie kredyty zachęcają do zwiększenia konsumpcji i inwestycji. Rosną ceny, inflacja jest odczuwalna, gospodarka wchodzi w stan przegrzania.
Tak jak nie wyobrażam sobie takiej sytuacji w USA, Australii, itd.
Albo kombinujemy razem, albo jak koń pod górę-osobno. Nie można mieć: mieć ciastko i zjeść ciastko.
W modelu gospodarki otwartej opisującym jednolity obszar walutowy jest powiedziane, że tylko gospodarki ze sobą powiązane, na podobnym poziomie rozwoju, z podobną strukturą PKB otrzymują zyski netto z bycia we wspólnym obszarze walutowym. Dla pozostałych bez wdrożenia zaawansowanych elementów polityki fiskalnej, nie ma zysku. Takim zaawansowanym elementem byłaby nadwyżka budżetowa, bardzo wysoka, bardzo niskie zadłużenie całościowe poniżej 20% w stosunku do PKB, oraz bardzo rozbudowany sektor prywatny z liberalnym systemem prawnym i podatkowym.
Ale to już jest także u nas. No Myślenice mają się nijak do Warszawy, a Pcim nijak do Kobierzyc pod Wrocławiem.
Wspólny handel to nie to samo, co wspólna waluta. Zbyt duże uproszczenie, gdyby to było TAK PROSTE wszyscy mieliby wspólną walutę.
Ponadto bono używaj cytatów, bo zrobiłeś ze swojego posta syf, ale odniosę się po kolei.
[cytat]Nie wyobrażam sobie sytuacji:
Wyobraź sobie sytuacje, że gospodarka holenderska i niemiecka ma recesję, a polska gospododarka kwitnie. EBC musi stymulować rynek, obniża stopy procentowe i wrzuca pieniądze na rynek. Holendrzy i Niemcy mają tańsze kredyty by pobudzić konsumpcje i inwestycje. W Polsce konsumpcja i inwestycje kwitną, ale tanie kredyty zachęcają do zwiększenia konsumpcji i inwestycji. Rosną ceny, inflacja jest odczuwalna, gospodarka wchodzi w stan przegrzania.
Tak jak nie wyobrażam sobie takiej sytuacji w USA, Australii, itd.
Albo kombinujemy razem, albo jak koń pod górę-osobno. Nie można mieć: mieć ciastko i zjeść ciast [/cytat]
Nie wyobrażasz sobie tej sytuacji, bo nie chcesz / nie wiesz / czy zakładasz, że to moje kłamstwo?
http://www.ekonomiawprzykladach.pl/2013/05/60-sekund-z-ekonomia-model-niemozliwej.html
Opisane powyżej dwie sytuacje to sytuacje realne i doskonale obrazuje je model niemożliwej trójcy.
Nie można mieć jednocześnie wszystkich tych rzeczy, można mieć tylko dwie z trzech. Podwyżej jest 60 sekundowe wideo tłumaczące ten aspekt.
sztywny kurs walutowy,
swobodny przepływ kapitału,
niezależną politykę pieniężną.
Cytuje, bo nie wiem czy klikniesz
[cytat]Na przykład, prowadząc - jak większość współczesnych krajów - na niezależną politykę pieniężną oraz pozwalając na swobodny przepływ kapitału, trzeba zrezygnować ze sztywnego kursu walutowego (b). Kurs walutowy kształtuje się wtedy na rynku.
W innym wariancie możemy utrzymywać sztywny kurs walutowy wobec np. euro i swobodę przepływu kapitału, ale wtedy nie ma możliwości prowadzenia autonomicznej polityki pieniężnej (a). Stopy procentowe będą wtedy pochodnymi stóp w strefie euro.
Wreszcie, utrzymując sztywny kurs walutowy i prowadząc niezależną politykę pieniężną, państwo musi zachować kontrolę nad przepływem kapitału.[/cytat]
---
[cytat]Ale to już jest także u nas. No Myślenice mają się nijak do Warszawy, a Pcim nijak do Kobierzyc pod Wrocławiem.[/cytat]
Nie, to nie jest to samo. To o czym ty mówisz, to parytet siły nabywczej i dysproporcje pomiędzy regionami w państwie UNITARNYM, a nie w federacji, będącej zlepkiem 27 gospodarek, na różnym etapie rozwoju i z różną historią.
Ty paczysz na to doraźnie ja perspektywicznie- jak nie możesz ich pokonać, przyłącz się doi nich i nimi przewódź.
To moje motto życiowe. Nie lubię doraźnych rozwiązań.
Walę w samo centrum.
Prowincjał: (Gruzja, to prowincja, Rosja to mój żywioł),. tak kiedyś marzył gość którego się wszyscy bali.
W ekonomii z PLN nie znaczy prawie nic, w UE mało a świecie jeszcze mniej.
Jest dokładnie odwrotnie, ja patrze na to, co się stanie gdy będzie kryzys i jak sobie z nim poradzimy, ty patrzysz na euro jedynie z perspektywy prosperity. Nie rozumiesz, że dostęp do taniego kredytu, w dłuższej perspektywie zrobi z Polski to co zrobił z Cyprem, Grecją czy Portugalią. Nie rozumiesz, że bez reform strukturalnych w Polskiej gospodarce, Euro nam zaszkodzi a nie pomoże. I wreszcie wydaje ci się, że to niemożliwe aby EBC kierował się dobrem niemiec i holandii kosztem mniejszych państw, ale tak jest. Każde państwo ma w EBC propocjonalny udział do wielkości gospodarki. Skoro gospodarka Polski jest równa gospodarce 1 landu niemieckiego - bawarii, to pokazuje jaką siłę miałaby Polska przy ustalaniu polityki monetarnej. I nie należy się łudzić, że w przypadku gdy Niemiecka gospodarka miałaby kłopoty, a Polska była na górce (tak jest obecnie, nasze dane są super, oni mają zadyszkę), to polityka EBC mająca pomagać Niemcom, szkodziła by Polsce.
Dochodzimy do punktu, w którym nie polemizujesz z argumentami ekonomicznymi, tylko wpierasz mi, że jestem krótkowzroczny. Z nas dwoch, ja ci podsyłam źródła, daje ci pojęcia do poczytania i posługuje się językiem akademickim.
Naprawdę starałem się rozmawiać z Tobą na poziomie i bez trolowania, jak widać wymiana na merytoryczne argumenty ci nie służy.
Najpierw posługujesz się przykładem USA, po czym przyznajesz, że to błąd. Potem mylisz dysproporcje w państwie unitarnym z różnorodnością państw w quasi-federacji. (w ogóle rozumiesz pojęcie państwo unitarne i federacyjne?), potem twierdzisz, że jestem krótkowzroczny, kiedy to ja ci nakreśliłem dwa możliwe scenariusze (one się już obecnie dzieją*), odrzucasz je, bo nie rozumiesz pojęcia niemożliwej trójcy.
Nieźle.
Możemy wrócić do tej dyskusji jak zaczniesz rozmawiać na argumenty ekonomiczne, z jakimiś cytatami, analizami, pojęciami z ekonomii, przykładami historycznymi, case studies itd. Wtedy to będzie ciekawe, jeżeli ja będę ci dawać argumenty, które chociażby Hausner daje swoim studentom, a ty będziesz na to pisać "jesteś krótkowzroczny" to nie ma o czym gadać.
UEK w Krakowie prowadzi studia podyplomowe w ramach Krakowskiej Szkoły Biznesu, idź, poświęć czas zamiast na forum, na naukę i przekonaj się sam co mówią ludzie biznesu i polityki.
Bez urazy.
Geniusze biznesu rodzili się, nie znając Uniwersytetu Ekonomicznego, Hauznera, Balcerowicza i wielu bardziej utytułowanych pedagogów.
To nie oni robili biznes i to nie ich zasługą jest współczesna potęga ekonomiczna świata. Opisali to jedynie oprawili w ramy i nadali temu rytm.
Nie rozmawiamy o geniuszach biznesu, a o twardych zasadach rządzących współczesną makroekonomią. A od ich opisywania są uniwersytety. Biznes nie ma nic do polityki monetarnej, bo tę kształtują politycy i ekonomiści
Podobnie jak elektrowni atomowej nie budują dyletanci bez wykształcenia z fizyki, tak za kształtowanie polityki pieniężnej na szczeblu krajowym i europejskim nie są odpowiedzialni klikacze w sieci, czy janusze biznesu z Myślenic, a ludzi z wykształceniem ekonomicznym. Prześledź sobie kto był prezesem EBC czy NBP. I tyle w temacie. Wróć jak zaprezentujesz to o co cie prosiłem - fakty, case studies i rozmowa na poziomie akademickim.
To się tyczy innych forumowiczów - zachęcam do dyskusji euro za / przeciw na poziomie czegoś więcej niż "ja chce mieć ojro bo chce mieć na wakacje w grecji". Euro istnieje od 1999 roku. To 20 lat, wiele rzeczy zostało zweryfikowanych - rozmawiajmy!
Nie jestem z zawodu ekonomistą. Kieruję się własną intuicją.
Gdyby każdy wydający kasę musiał być o UE , to inne zawody by wyginęły, a przecież kasę robią Sorose i czyścibuty.
Wypowiadasz się też w temacie nauczycieli, a jesteś ekonomistą.
Czy mam ci doradzać dokształcanie na AP?
To tak ad vocem.
OK, czyli nadal zero konkretnych argumentów. Tu kończymy dyskusje, bo nie dojdziemy do żadnych wniosków. Ja o twardych argumentach, ty o intuicji. Zarządzaj domowym budżetem wedle intuicji, ale system pieniężny państwa to może zostaw. Jak się pomyli twoja intuicja to zaboli tylko twoj domowy budżet, a nie budżety 40 mln. osób.
Co do tematu nauczycieli, przeszedłem cały cykl kształcenia w Polsce, stosunkowo niedawno - wiem jak zmieniano mi 3 razy kanon lektur, wymogi pod maturę, jak był burdel z nauczycielami którzy mnie uczyli, jak trzeba było latać na korepetycje, bo się 7 razy zmieniał nauczyciel od angielskiego i inne takie. Jak np. język francuski w gimnazjum obowiązkowy w wymiarze 3h tygodniowo, a angielski 2h i niebowiaązkowy - zgadnij za którego to wójta było? Tak - Gustaw umarł narodził się Konrad.
Ale to nie jest temat o nauczycielach i nie będę ciągnąć tego wątku.
Na pewno nie zobaczysz mnie w tematach o których nie mam pojęcia, nie mam ciśnienia, by każda publikacja na tym portalu była przeze mnie skomentowana. W przeciwieństwie do niektórych forumowiczów. Nie zobaczysz mnie więc w tematach o muzyce, o przeglądzie / konserwacji podwozia i innych takich.
Pzdr.
Epilog jest prosty.
Ja mgr inż. Ty mgr ekonomii i pedagog.
Ja buduję ty myślisz, taki nam dano podział obowiązków.
Gdyby to zamienili, wyszła by katastrofa.
Ja budował program dla ekonomisty - jak posługiwać się euro,
ekonomista myślałby o moich walorach w NBP i jak mnie nuczyć je wydawać.
Gdyby , Catrina zdmuchnęła nas obojga, mój wnuk szukałby nie producenta pieniędzy, tylko fachowca od budowy dróg.
Ale w UE masz przewagę. Gdy ta UE pierdutnie i będzie wojna, ja będę na topie.
Dziwne, bo tobie jest bliżej do wojny niż mnie. A powinno być na odwrót.
Konkluzja jest prostsza.
Ja mam argumenty przeciw przyjęciu euro bez znaczącej i dogłębnej reformy polskiej gospodarki. Ty masz intuicję.
A i śmieszne / absurdalne / pastiszowe wstawki w momencie, gdy nie wiesz jak się odnieść do komentarza rozmówcy.
Nie przekonałeś mnie do swojej intuicji, gdyż nie przedstawiłeś żadnego weryfikowalnego, merytorycznego argumentu. Ciężar argumentacji pozostawiam Tobie. A jak masz znowu wrzucić jakiś durny tekścik - to może daruj, to bez sensu. Poza tym, że znowu spędzimy 2 dni na trollowaniu siebie nawzajem do żadnej konkluzji nie dojdzie. :)
Do konkluzji nie dojdziemy, ale ja dalej inwestuję w euro.
Co do twoich argumentów, mam do nich stosunek taki jak do architektów. Jeden przedstawił mi wizję domu, ale wybrałem wizję jego zgorzałego krytyka z jego pomysłem na mój dom.
Podobnie jest z ekonomistami i mimo, że przedstawiasz mi uczone wywody, nie jesteś dla mnie autorytetem. Mam swoje ekonomiczne autorytety, które mówią zupełnie co innego niż ty. A ich doświadczenie, praktyka i osiągi, każą mi ufać właśnie im.
Nie mam ambicji by byc Twoim autorytetem i nie taki jest cel tej dyskusji. Autorytety przypominaja mi dogmaty katolickie "tak bylo i tak ma byc i koniec". Jestem racjonalista i cenie sobie dyskusje na argumenty empirycznie weryfikowalne, jesli nie potrafisz przedstawic ich w kontrze do moich wypowiedzi - nie rozmawiaj ze mna. Dyskusja bedzie jalowa i skonczy sie znowu trollowaniem siebie przez 2 dni. Na kazdy Twoj argument niemerytoryczny mam 10 argumentow merytorycznych. Moge ci je rzucac z przypisami z ksiazek, ba! Nawet z opisem konkretnych case studies. Ktore sa najlepszym przykladem i dowodem danego argumentu,
A i mowisz o autorytetach, ale nie wymieniasz konkretnych osob, to znamienne. Mysle ze klienci szpitala na ul. Kobierzynskiej tez maja jakies autorytety, czy sa to ludzie godni polecenia? I don't think so..