Kiedy przychodzi do konkretów i merytorycznej dyskusji brak Ci argumentów?
Zastanawiam mnie jak można używać cytatów i równocześnie zmieniać ich znaczenie? Cytat to cytat, czyli z definicji dosłowne przytoczenie cudzych słów.
bara napisałaś:
"Ps. Nie odp na pytania, jak ktoś piszę cytatami i zmienia ich znaczenie."
Właśnie dlatego cytuję, żeby mi nikt nie zarzucił, że coś przeinaczam.
bara zarzuciłaś mi, że potępiam wszystkich księży pisząc w komentarzu:
- "Wiem dobrze,ze źle się dzieję,, ale to nie powód do tego ,żeby wszystkich potępiać."
By za chwilę napisać - znów zacytuję Twoje słowa:
- "Nie napisalam,że potępiasz. Nie myl pojęć."
Kiedy ja w swoich wypowiedziach na temat kleru pisałam:
- w postawach NIEKTÓRYCH przedstawicieli Kościoła
- Gdyby WIĘKSZOŚĆ nie zgadzała się
Ani raz nie oceniłam wszystkich księży.
Stosujesz metodę pisania cytatami,żeby później napisać,ze Ty nic nie napisałaś. Napisz w końcu od siebie o co Ci chodzi? Chyba,ze nie masz swojego zdania. Twoje pisanie ewidentnie wskazuje na to,że źle się w kościele dzieję. Atakujesz mnie ale widzę, że nie wiesz do końca o co mi chodzi. Czy ja napisałam,ze potępiasz kler????Użyłam tych słów?Nie!!!!!To było tylko moje zdanie. Czytaj z zrozumieniem.
bara jak opadną Ci nieco emocje, to przeczytaj sobie jeszcze raz naszą dyskusję, bo pogubiłaś się. Przykro mi ale niestety nie umiem Ci pomóc.
Pisałaś:
- "Wiem dobrze,ze źle się dzieję,, ale to nie powód do tego ,żeby wszystkich potępiać."
- "Nie napisalam,że potępiasz. Nie myl pojęć."
- "Czy ja napisałam,ze potępiasz kler????Użyłam tych słów?Nie!!!!! To było tylko moje zdanie."
No właśnie to było Twoje zdanie, któremu w kolejnej wypowiedzi zaprzeczyłaś. Teraz znów zaprzeczyłaś po czy przyznajesz się do tego zdania. Naprawdę tak trudno jest dyskutować. nie oceniam Ciebie tylko sposób dyskusji. Zależy mi na rzeczowych argumentach. Pisanie o mnie, pozwolę sobie zacytować Twoje słowa:
- "Czytaj z zrozumieniem i nie atakuj każdego,kto ma inne zdanie niż Ty."
Nikogo nie atakuję
Kolejne Twoje słowa:
- "Widzę,że jesteś daleko i od Boga i od kościoła."
Jakże łatwo Ci osądzać ludzi. Czyżbyś stawiała się w pozycji Boga, żeby takie wyroki ferować?
„Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni" (Ł 6)
Poczytaj sobie też o mechanizmie projekcji, gdyż to co robisz, to klasyczny jego przykład.
to jest niestety prawidłowość którą zauważyłem. Im więcej ktoś pyskuje i gada na ten temat tym dalej stoi na mszy -czasem prawie na rynku- o ile w ogóle do kościoła chodzi, a jeśli nawet to właśnie idzie do kościoła ale nie na msze. Rodzice chodzili więc on też tupie jak koń co niedziele, ale po co ? na co? On sam nie wie.
to jest niestety prawidłowość którą zauważyłem. Im więcej ktoś pyskuje i gada na ten temat tym dalej stoi na mszy -czasem prawie na rynku- o ile w ogóle do kościoła chodzi, a jeśli nawet to właśnie idzie do kościoła ale nie na msze. Rodzice chodzili więc on też tupie jak koń co niedziele, ale po co ? na co? On sam nie wie.
W końcu osoba,która pisze swoje zdanie. Tak trzymaj
Vivaldi dotąd myślałam, że do kościoła chodzi się modlić i oddawać cześć Bogu, a tu patrz!
Można chodzić po to, by oceniać innych ludzi i mierzyć w jakiej odległości od ołtarza stoją.
Można? Można!
„Czemu to widzisz drzazgę w oku brata, a nie dostrzegasz belki we własnym oku?” (Łk 6, 41).
Vivaldi dotąd myślałam, że do kościoła chodzi się modlić i oddawać cześć Bogu, a tu patrz!
Można chodzić po to, by oceniać innych ludzi i mierzyć w jakiej odległości od ołtarza stoją.
Można. Można!
„Czemu to widzisz drzazgę w oku brata, a nie dostrzegasz belki we własnym oku?” (Łk 6, 41).
Masakra. Ty wiesz gdzie kto stoi. Teraz to Ty Vivaldiego ocenilas. Ile Ci zajmuję znalezienie na internecie cytatu z Pisma? Zadalam Ci pytanie wcześniej i nie odp ,czyli Pisma nie czytasz.Czyli jest kopiuj,wklej.
Nie oceniam ani gdzie ktoś stoi, ani pod innym kątem.
Nie można znaleźć cytatu w internecie, ani w innym miejscu, jeśli nie zna się Pisma Świętego:)
bara napisałaś:
"Zadalam Ci pytanie wcześniej i nie odp ,czyli Pisma nie czytasz."
A więc bara podaję Ci, bo zdaje się, że nie znasz... ;)
Najważniejsze przykazania:
"Jeden z uczonych w Piśmie podszedł do Jezusa i zapytał Go: Które jest pierwsze ze wszystkich przykazań?
Jezus odpowiedział: Pierwsze jest: "Słuchaj, Izraelu, Pan Bóg nasz jest jedynym Panem. Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą".
Drugie jest to: "Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego". Nie ma innego przykazania większego od tych." (Mk 12, 28b-34)
Więc kolejny raz zwracam się do Ciebie z prośbą o podanie konkretów. Które moje wypowiedzi według Ciebie są oceną? Podaj, a przemyślę sugestie.
I te moje rzekome winy też wymień.
Nie oceniam ani gdzie ktoś stoi, ani pod innym kątem.
Nie można znaleźć cytatu w internecie, ani w innym miejscu, jeśli nie zna się Pisma Świętego:)
bara napisałaś:
"Zadalam Ci pytanie wcześniej i nie odp ,czyli Pisma nie czytasz."
A więc bara podaję Ci, bo zdaje się, że nie znasz... ;)
Najważniejsze przykazania:
"Jeden z uczonych w Piśmie podszedł do Jezusa i zapytał Go: Które jest pierwsze ze wszystkich przykazań?
Jezus odpowiedział: Pierwsze jest: "Słuchaj, Izraelu, Pan Bóg nasz jest jedynym Panem. Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą".
Drugie jest to: "Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego". Nie ma innego przykazania większego od tych." (Mk 12, 28b-34)
Dobrze znam bo nie raz przeczytałam. W Internecie znajdziesz,znajdziesz. Pytanie było inne. Ale już nie wazne bo widzę,ze pisanie z Tobą nie ma sensu. Pozdrawiam
bara zapomniałam odnieść się do jeszcze jednej Twojej wypowiedzi. Napisałaś:
- "Jakby mnie wyrzucili to też bym powiedziała,ze sama odeszlam."
To chyba nazywa się kłamstwo. Uważam, że prawdziwa wolność, to móc mówić prawdę. Przemyśl sobie.
Pozdrawiam i zapraszam do dyskusji z konkretnymi, rzeczowymi argumentami. Chętnie się do nich ustosunkuję:)
Zarzucasz mi kłamstwo. Przykre jak człowiek czlowiekowi jest wrogiem. Moja odp na Twoje wszystkie zarzuty:
"Lecz jeśli Cię ktoś uderzy w prawy policzek,nastaw mi i drugi"(Mt5,38-42)
Nie będę taka jak Ty. Miłej niedzieli i więcej wiary w ludzi.
Tak wczytuję się w Waszą dyskusję i z tego, co widzę, masz @bara bardzo duże problemy ze zrozumieniem czytanego tekstu. I to praktycznie w każdym Twoim poście, który jest odpowiedzią na wypowiedź @Luny.
Dziękuję za Twój głos Endrju:)
Trudno było mi porozumieć się z rozmówczynią, szczególnie kiedy @bara reagowała atakiem i przypisywała mi złe intencje. Dlatego apelowałam, by z poziomu emocji przeszła na poziom argumentów:)
W szachy. Bóg bardziej woli szachy od warcabów... I jest małomówny, raczej słucha...
Nie zrozumiałeś moich intencji. Wg mnie nie da się żyć blisko Boga i daleko od kościoła, bo żeby poznać w ogóle idee Boga, trzeba najpierw zaznajomić się z kościołem. Późniejszy "rozwód" jest tylko pozorny, ponieważ po pierwsze nie odcinasz się od niego całkiem, bo chodzisz na mszę lub przybajmniej celebrujesz święta, które ustanowił kościół, po drugie wyznajesz wiarę w dogmaty, ustanowione przez kościół, nawet, jeśli dość daleko odejdziesz od definicji Boga zaczerpniętej z nauk kościoła, po głębszych przemyśleniach i tak zawsze dochodzisz do punktu, gdzie musisz przyznać im rację, jeśli nie, to dojdziesz do wniosku, że Boga nie ma wcale.
Kościół ma szereg narzędzi do "kontaktu z Bogiem", jak spowiedź i pokuta (oczyszczenie) czy sakramenty, w tym komunia co mszę (przyjmowanie Boga do serca). Sama msza jest również taka forma kontaktu.
Jeśli więc ktoś twierdzi, że żyje blisko Boga ale bez udziału kościoła, to ciekawi mnie, jak to wygląda: póki co jedyne, co mogę sobie wyobrazić, to modlitwa, ale tu jak sam twierdzisz, występuje relacja jednostronna, lub jak wolę mówić: dwustronna, ale jednoosobowa :)
Moim zdaniem to nie jest takie oczywiste jak piszesz. Sytuacja jest bardziej skomplikowana, gdyż:
" (...) w dzisiejszych rozmowach o religii krzyżują się w istocie aż trzy typy dyskursów:
przednowoczesny dyskurs autorytarny, umieszczający religię w pozycji niekwestionowanego autorytetu (wszelka krytyka oznacza tu „szarganie świętości"),
nowoczesny dyskurs liberalny, postrzegający religię w kategoriach antyracjonalnych (odrzucający ją
lub w najlepszym razie spychający w nieco wstydliwą prywatność)
i dyskurs ponowoczesny, najmniej wyraźny, ciągle w fazie tworzenia się, w którym religia i religijność odgrywa istotną rolę w rozumieniu świata i w samozrozumieniu. (...)"
Ale to obszerny temat, którego z braku czasu w tej chwili nie opiszę Polecam za to świetny artykuł na ten temat. Kilka cytatów:
"Joanna Tokarska-Bakir
LĘK PRZED ROZWOJEM.
REFLEKSJE O KSIĄŻCE
EUGENA DREWERMANNA DUCHOWNI
Drewermann dostarcza języka do nazywania trudności, które nękają nie tylko duchownych, ale całe katolickie społeczności, w tym także polską.
(...)
Pod frazeologią religijną, retoryką wybraństwa i tajemnicy sakramentu często skrywają się deficyty psychologiczne i instytucjonalne niedowłady. Neuroza mylona bywa ze świętością, choroba ze znakiem wybraństwa, lęk przed życiem - z ufnością pokładaną w Bogu. Książka Drewermanna z odwagą i rzetelnością rozdziela splątane wątki psychologii i religii. Ich pomieszanie jest odpowiedzialne za przesycony resentymentem współczesny dyskurs o Kościele katolickim.
Z intelektualną bezwzględnością (która jednak nigdy nie przeradza się w napastliwość) Drewermann odsłania frustracje, na podłożu których resentyment ów się rozwinął. Schelerowska kategoria resentymentu, choć nie została tu wprost przywołana, stanowi w istocie ukrytą intrygę Duchownych. Autor apeluje o etykę prawdy, o odwagę c z y n ie n i a prawdy, o rezygnację z dwójmyślenia, które
zatruwa studnię wiary.
(...)
Pracę Drewermanna rozpoczyna buddyjskie przysłowie:
„Tylko i istota, która się rozwija może czynić dobro".
W zdaniu tym dochodzi do głosu przekonanie o etycznej wartości rozwoju, o tym, że rozwój nie tylko nie przeszkadza, ale stanowi wręcz warunek prawdziwej moralności.
(...)
Spiesząc się do nieba nie wolno pomylić celu z punktem wyjścia. Udaje się to tylko mistykom. Pozostali, o ile nie chcą kończyć w piekle dobrych intencji, są skazani na rozwój."
Nie zrozumiałeś moich intencji. Wg mnie nie da się żyć blisko Boga i daleko od kościoła, bo żeby poznać w ogóle idee Boga, trzeba najpierw zaznajomić się z kościołem. Późniejszy "rozwód" jest tylko pozorny, ponieważ po pierwsze nie odcinasz się od niego całkiem, bo chodzisz na mszę lub przybajmniej celebrujesz święta, które ustanowił kościół, po drugie wyznajesz wiarę w dogmaty, ustanowione przez kościół, nawet, jeśli dość daleko odejdziesz od definicji Boga zaczerpniętej z nauk kościoła, po głębszych przemyśleniach i tak zawsze dochodzisz do punktu, gdzie musisz przyznać im rację, jeśli nie, to dojdziesz do wniosku, że Boga nie ma wcale.
Kościół ma szereg narzędzi do "kontaktu z Bogiem", jak spowiedź i pokuta (oczyszczenie) czy sakramenty, w tym komunia co mszę (przyjmowanie Boga do serca). Sama msza jest również taka forma kontaktu.
Jeśli więc ktoś twierdzi, że żyje blisko Boga ale bez udziału kościoła, to ciekawi mnie, jak to wygląda: póki co jedyne, co mogę sobie wyobrazić, to modlitwa, ale tu jak sam twierdzisz, występuje relacja jednostronna, lub jak wolę mówić: dwustronna, ale jednoosobowa :)
Trudno było mi porozumieć się z rozmówczynią, szczególnie kiedy @bara reagowała atakiem i przypisywała mi złe intencje.
jaką rozmówczynią? Przecież nikt tu nie rozmawia tylko pisze, klika. Popadacie w typowy syndrom forum i internetu czyli anonimowe wylewanie pomyji bowiem ide o zakład, że face to face w kilka sekund okazałoby się, że macie wspólne dobre intencje i nikt nikogo nie chce hejtować. Bardzo łatwo klikając (niby anonimowo) czujecie się bezkrytycznie przekonani we własnym punkcie myślenia nie widząc żadnych innych obcych zdań ani punktów myślenia, wtedy to na forum mozna wywołać burze a live okazuje się, że ta sama rozmowa przebiegałaby w bardzo dobrej atmosferze bez szarpania za włosy i drapania po oczach. Niestety to domena naszych czasów....jeden wielki fejk internetowy, ponieważ nikt nie dostrzega za klawiaturą człowieka, tylko własne "mądrości". Spotkajcie się na kawce i ruszcie ten temat.....obstawiam, że się nie rozwiniecie tak łatwo w tym drapaniu.
Vivaldi ale wylałeś.
Dlaczego nie włączysz się w merytoryczną dyskusję tylko krytykujesz?
Ciekawa jestem dlaczego swoją wypowiedź zaadresowałeś do mnie?
Moją intencją jest merytoryczne podyskutowanie w temacie niniejszego wątku.
Szkoda mi, że przez to, co złego dzieje się w Kościele Katolickim za przyczyną NIEKTÓRYCH księży coraz więcej ludzi odchodzi od KK. I mam tu również na myśli światłych, świetnie wykształconych księży. Obawiam się, że z czasem w naszych kościołach będzie pusto jak w świątyniach na Zachodzie.
Wartości, do których zachęcał Jezus Chrystus są fundamentalne dla naszego rozwoju. Oczywiście wg. mnie nie jest to jedyna droga ale to już osobny temat:)
Vivaldi ale wylałeś.
Dlaczego nie włączysz się w merytoryczną dyskusję tylko krytykujesz?
Ciekawa jestem dlaczego swoją wypowiedź zaadresowałeś do mnie?
Dlatego, że mam wrażenie chcecie dopłynąć do tego samego brzegu tylko wiosłujecie w przeciwne strony. Nic nie krytykuje, opisałem co czytam.
Luna napisał/a:
Szkoda mi, że przez to, co złego dzieje się w Kościele Katolickim za przyczyną NIEKTÓRYCH księży coraz więcej ludzi odchodzi od KK. I mam tu również na myśli światłych, świetnie wykształconych księży. Obawiam się, że z czasem w naszych kościołach będzie pusto jak w świątyniach na Zachodzie.
Wartości, do których zachęcał Jezus Chrystus są fundamentalne dla naszego rozwoju.
Chrystus nawoływał, Ty możesz nawoływać, wszyscy teoretycznie wiedzą co mają zrobić i .....nie robią a trzeba zacząć od samego siebie, ale jak to mówią jak ktoś nie chce to gorzej jakby się nie umiało.
Mi tego tłumaczyć nie musisz, ja tam po swojemu po chrześcijańsku a co do KK niestety, będzie pusto aż nie zaczną naprawiać zaczynając także od siebie i czym wcześniej tym lepiej. Widzisz w ekonomii i gospodarce wszyscy psioczą na kryzys jak ten występuje a jest to świetne narzędzie do wyczyszczenia rynku handlu i usług pod każdym względem. Podobnie będzie w KK kryzys wymiecie najpierw z kościoła najsłabszych wiarą, później wiarą mocnych ale nie mogących patrzeć na hipokryzję, nastąpi kryzys nie wiary (ta wręcz się umocni) ale nastąpi kryzys wartości i autorytetów. Ja o wiarę tą prawdziwą jestem spokojny. Dwa tyś lat się w różnych stanach utrzymała, a czym jej było mniej tym była bardziej ceniona. Ruszone pokolenie JP2 świetnie się ma ale trochę zniesmaczyło się, jednak nadal ciągnie ten wóz zupełnie nieźle a czy będzie ciągła w stronę kościoła czy zabierze ludzi omijając kościół to zależy właśnie od tego jaki guru otworzy te drzwi kościelne. Jeśli hipokryta to przegrają wszystko, jeśli człowiek szlachetny to umocnią stanowisko. Nic na siłę trzeba dać działać czasowi, a swoje (świadectwo) robić.
poza tym nikt nie powiedział, że będzie łatwo, miło i przyjemnie tyle dobrze, że "kto straci życie w imię moje zyska je" a jak się komuś wydaje, że wiara chrześcijańska jest opisana wzorem stabilnych 10 przykazań i nie żyje własnym życiem, nie zmienia kształtów to się myli, wiara ewaluuje trzymając się właśnie 10 przykazań a że KK za nią nie nadąża lub kupczy przykazaniami to się nie nadaje do swojej funkcji. Świadectwo na dzień dzisiejszy nie jest w KK jest w każdym z nas.
Moim zdaniem to nie jest takie oczywiste jak piszesz. Sytuacja jest bardziej skomplikowana.
Nadal nie o to mi chodzi. Chodzi o to, że bez kościoła w ogóle nie można się zbliżyć do Boga, bo całą wiedzę na jego temat czerpiemy z nauki kościoła. Więc wyznając swoją wersję wiary nadal jednak opieramy się na mocnych filarach kościelnych, coś nie coś tylko modyfikując. Słowem nie da się odciąć od cycka kościoła. Można albo wierzyć albo nie wierzyć, ale jeśli się wierzy, to kościół gdzieś tam w tej wierzę zawsze się będzie przewijał.
Prosty przykład: wyobrażasz sobie wierzącą osobę, która dokonuje apostazji? Znasz hocby jedną taką?
Mam jeszcze małe pytanie do osób, które uważają, że żyją "blisko Boga ale daleko od kościoła" (w sumie również do tych, którzy trzymają się ściśle kościelnych nauk w tej sprawie): czym jest dla Was niebo (raj, nagroda po śmierci)?
Oj bara, bara...
Kiedy przychodzi do konkretów i merytorycznej dyskusji brak Ci argumentów?
Zastanawiam mnie jak można używać cytatów i równocześnie zmieniać ich znaczenie? Cytat to cytat, czyli z definicji dosłowne przytoczenie cudzych słów.
bara napisałaś:
"Ps. Nie odp na pytania, jak ktoś piszę cytatami i zmienia ich znaczenie."
Właśnie dlatego cytuję, żeby mi nikt nie zarzucił, że coś przeinaczam.
bara zarzuciłaś mi, że potępiam wszystkich księży pisząc w komentarzu:
- "Wiem dobrze,ze źle się dzieję,, ale to nie powód do tego ,żeby wszystkich potępiać."
By za chwilę napisać - znów zacytuję Twoje słowa:
- "Nie napisalam,że potępiasz. Nie myl pojęć."
Kiedy ja w swoich wypowiedziach na temat kleru pisałam:
- w postawach NIEKTÓRYCH przedstawicieli Kościoła
- Gdyby WIĘKSZOŚĆ nie zgadzała się
Ani raz nie oceniłam wszystkich księży.
Stosujesz metodę pisania cytatami,żeby później napisać,ze Ty nic nie napisałaś. Napisz w końcu od siebie o co Ci chodzi? Chyba,ze nie masz swojego zdania. Twoje pisanie ewidentnie wskazuje na to,że źle się w kościele dzieję. Atakujesz mnie ale widzę, że nie wiesz do końca o co mi chodzi. Czy ja napisałam,ze potępiasz kler????Użyłam tych słów?Nie!!!!!To było tylko moje zdanie. Czytaj z zrozumieniem.
bara jak opadną Ci nieco emocje, to przeczytaj sobie jeszcze raz naszą dyskusję, bo pogubiłaś się. Przykro mi ale niestety nie umiem Ci pomóc.
Pisałaś:
- "Wiem dobrze,ze źle się dzieję,, ale to nie powód do tego ,żeby wszystkich potępiać."
- "Nie napisalam,że potępiasz. Nie myl pojęć."
- "Czy ja napisałam,ze potępiasz kler????Użyłam tych słów?Nie!!!!! To było tylko moje zdanie."
No właśnie to było Twoje zdanie, któremu w kolejnej wypowiedzi zaprzeczyłaś. Teraz znów zaprzeczyłaś po czy przyznajesz się do tego zdania. Naprawdę tak trudno jest dyskutować. nie oceniam Ciebie tylko sposób dyskusji. Zależy mi na rzeczowych argumentach. Pisanie o mnie, pozwolę sobie zacytować Twoje słowa:
- "Czytaj z zrozumieniem i nie atakuj każdego,kto ma inne zdanie niż Ty."
Nikogo nie atakuję
Kolejne Twoje słowa:
- "Widzę,że jesteś daleko i od Boga i od kościoła."
Jakże łatwo Ci osądzać ludzi. Czyżbyś stawiała się w pozycji Boga, żeby takie wyroki ferować?
„Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni" (Ł 6)
Poczytaj sobie też o mechanizmie projekcji, gdyż to co robisz, to klasyczny jego przykład.
to jest niestety prawidłowość którą zauważyłem. Im więcej ktoś pyskuje i gada na ten temat tym dalej stoi na mszy -czasem prawie na rynku- o ile w ogóle do kościoła chodzi, a jeśli nawet to właśnie idzie do kościoła ale nie na msze. Rodzice chodzili więc on też tupie jak koń co niedziele, ale po co ? na co? On sam nie wie.
W końcu osoba,która pisze swoje zdanie. Tak trzymaj
Luna.
Miej swoje zdanie i napisz coś bez cytatu. Pozdrawiam
Vivaldi dotąd myślałam, że do kościoła chodzi się modlić i oddawać cześć Bogu, a tu patrz!
Można chodzić po to, by oceniać innych ludzi i mierzyć w jakiej odległości od ołtarza stoją.
Można? Można!
„Czemu to widzisz drzazgę w oku brata, a nie dostrzegasz belki we własnym oku?” (Łk 6, 41).
Masakra. Ty wiesz gdzie kto stoi. Teraz to Ty Vivaldiego ocenilas. Ile Ci zajmuję znalezienie na internecie cytatu z Pisma? Zadalam Ci pytanie wcześniej i nie odp ,czyli Pisma nie czytasz.Czyli jest kopiuj,wklej.
Nie oceniam ani gdzie ktoś stoi, ani pod innym kątem.
Nie można znaleźć cytatu w internecie, ani w innym miejscu, jeśli nie zna się Pisma Świętego:)
bara napisałaś:
"Zadalam Ci pytanie wcześniej i nie odp ,czyli Pisma nie czytasz."
A więc bara podaję Ci, bo zdaje się, że nie znasz... ;)
Najważniejsze przykazania:
"Jeden z uczonych w Piśmie podszedł do Jezusa i zapytał Go: Które jest pierwsze ze wszystkich przykazań?
Jezus odpowiedział: Pierwsze jest: "Słuchaj, Izraelu, Pan Bóg nasz jest jedynym Panem. Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą".
Drugie jest to: "Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego". Nie ma innego przykazania większego od tych." (Mk 12, 28b-34)
Oceniasz,oceniasz!!!!! Każdy pisze swoje zdanie tutaj, a Ty już oceniasz jakbyś była bez winy.
Więc kolejny raz zwracam się do Ciebie z prośbą o podanie konkretów. Które moje wypowiedzi według Ciebie są oceną? Podaj, a przemyślę sugestie.
I te moje rzekome winy też wymień.
Dobrze znam bo nie raz przeczytałam. W Internecie znajdziesz,znajdziesz. Pytanie było inne. Ale już nie wazne bo widzę,ze pisanie z Tobą nie ma sensu. Pozdrawiam
bara zapomniałam odnieść się do jeszcze jednej Twojej wypowiedzi. Napisałaś:
- "Jakby mnie wyrzucili to też bym powiedziała,ze sama odeszlam."
To chyba nazywa się kłamstwo. Uważam, że prawdziwa wolność, to móc mówić prawdę. Przemyśl sobie.
Pozdrawiam i zapraszam do dyskusji z konkretnymi, rzeczowymi argumentami. Chętnie się do nich ustosunkuję:)
Zarzucasz mi kłamstwo. Przykre jak człowiek czlowiekowi jest wrogiem. Moja odp na Twoje wszystkie zarzuty:
"Lecz jeśli Cię ktoś uderzy w prawy policzek,nastaw mi i drugi"(Mt5,38-42)
Nie będę taka jak Ty. Miłej niedzieli i więcej wiary w ludzi.
Tak wczytuję się w Waszą dyskusję i z tego, co widzę, masz @bara bardzo duże problemy ze zrozumieniem czytanego tekstu. I to praktycznie w każdym Twoim poście, który jest odpowiedzią na wypowiedź @Luny.
Dziękuję za Twój głos Endrju:)
Trudno było mi porozumieć się z rozmówczynią, szczególnie kiedy @bara reagowała atakiem i przypisywała mi złe intencje. Dlatego apelowałam, by z poziomu emocji przeszła na poziom argumentów:)
Nie zrozumiałeś moich intencji. Wg mnie nie da się żyć blisko Boga i daleko od kościoła, bo żeby poznać w ogóle idee Boga, trzeba najpierw zaznajomić się z kościołem. Późniejszy "rozwód" jest tylko pozorny, ponieważ po pierwsze nie odcinasz się od niego całkiem, bo chodzisz na mszę lub przybajmniej celebrujesz święta, które ustanowił kościół, po drugie wyznajesz wiarę w dogmaty, ustanowione przez kościół, nawet, jeśli dość daleko odejdziesz od definicji Boga zaczerpniętej z nauk kościoła, po głębszych przemyśleniach i tak zawsze dochodzisz do punktu, gdzie musisz przyznać im rację, jeśli nie, to dojdziesz do wniosku, że Boga nie ma wcale.
Kościół ma szereg narzędzi do "kontaktu z Bogiem", jak spowiedź i pokuta (oczyszczenie) czy sakramenty, w tym komunia co mszę (przyjmowanie Boga do serca). Sama msza jest również taka forma kontaktu.
Jeśli więc ktoś twierdzi, że żyje blisko Boga ale bez udziału kościoła, to ciekawi mnie, jak to wygląda: póki co jedyne, co mogę sobie wyobrazić, to modlitwa, ale tu jak sam twierdzisz, występuje relacja jednostronna, lub jak wolę mówić: dwustronna, ale jednoosobowa :)
ZdolnaZDolnego
Moim zdaniem to nie jest takie oczywiste jak piszesz. Sytuacja jest bardziej skomplikowana, gdyż:
" (...) w dzisiejszych rozmowach o religii krzyżują się w istocie aż trzy typy dyskursów:
przednowoczesny dyskurs autorytarny, umieszczający religię w pozycji niekwestionowanego autorytetu (wszelka krytyka oznacza tu „szarganie świętości"),
nowoczesny dyskurs liberalny, postrzegający religię w kategoriach antyracjonalnych (odrzucający ją
lub w najlepszym razie spychający w nieco wstydliwą prywatność)
i dyskurs ponowoczesny, najmniej wyraźny, ciągle w fazie tworzenia się, w którym religia i religijność odgrywa istotną rolę w rozumieniu świata i w samozrozumieniu. (...)"
https://etyka.uw.edu.pl/wp-content/uploads/2014/03/Etyka28_J_Tokarska-Bakir.pdf
Ale to obszerny temat, którego z braku czasu w tej chwili nie opiszę Polecam za to świetny artykuł na ten temat. Kilka cytatów:
"Joanna Tokarska-Bakir
LĘK PRZED ROZWOJEM.
REFLEKSJE O KSIĄŻCE
EUGENA DREWERMANNA DUCHOWNI
Drewermann dostarcza języka do nazywania trudności, które nękają nie tylko duchownych, ale całe katolickie społeczności, w tym także polską.
(...)
Pod frazeologią religijną, retoryką wybraństwa i tajemnicy sakramentu często skrywają się deficyty psychologiczne i instytucjonalne niedowłady. Neuroza mylona bywa ze świętością, choroba ze znakiem wybraństwa, lęk przed życiem - z ufnością pokładaną w Bogu. Książka Drewermanna z odwagą i rzetelnością rozdziela splątane wątki psychologii i religii. Ich pomieszanie jest odpowiedzialne za przesycony resentymentem współczesny dyskurs o Kościele katolickim.
Z intelektualną bezwzględnością (która jednak nigdy nie przeradza się w napastliwość) Drewermann odsłania frustracje, na podłożu których resentyment ów się rozwinął. Schelerowska kategoria resentymentu, choć nie została tu wprost przywołana, stanowi w istocie ukrytą intrygę Duchownych. Autor apeluje o etykę prawdy, o odwagę c z y n ie n i a prawdy, o rezygnację z dwójmyślenia, które
zatruwa studnię wiary.
(...)
Pracę Drewermanna rozpoczyna buddyjskie przysłowie:
„Tylko i istota, która się rozwija może czynić dobro".
W zdaniu tym dochodzi do głosu przekonanie o etycznej wartości rozwoju, o tym, że rozwój nie tylko nie przeszkadza, ale stanowi wręcz warunek prawdziwej moralności.
(...)
Spiesząc się do nieba nie wolno pomylić celu z punktem wyjścia. Udaje się to tylko mistykom. Pozostali, o ile nie chcą kończyć w piekle dobrych intencji, są skazani na rozwój."
Cały artykuł tutaj:
https://etyka.uw.edu.pl/wp-content/uploads/2014/03/Etyka28_J_Tokarska-Bakir.pdf
Zgadzam się z Tobą.
jaką rozmówczynią? Przecież nikt tu nie rozmawia tylko pisze, klika. Popadacie w typowy syndrom forum i internetu czyli anonimowe wylewanie pomyji bowiem ide o zakład, że face to face w kilka sekund okazałoby się, że macie wspólne dobre intencje i nikt nikogo nie chce hejtować. Bardzo łatwo klikając (niby anonimowo) czujecie się bezkrytycznie przekonani we własnym punkcie myślenia nie widząc żadnych innych obcych zdań ani punktów myślenia, wtedy to na forum mozna wywołać burze a live okazuje się, że ta sama rozmowa przebiegałaby w bardzo dobrej atmosferze bez szarpania za włosy i drapania po oczach. Niestety to domena naszych czasów....jeden wielki fejk internetowy, ponieważ nikt nie dostrzega za klawiaturą człowieka, tylko własne "mądrości". Spotkajcie się na kawce i ruszcie ten temat.....obstawiam, że się nie rozwiniecie tak łatwo w tym drapaniu.
Vivaldi ale wylałeś.
Dlaczego nie włączysz się w merytoryczną dyskusję tylko krytykujesz?
Ciekawa jestem dlaczego swoją wypowiedź zaadresowałeś do mnie?
Moją intencją jest merytoryczne podyskutowanie w temacie niniejszego wątku.
Szkoda mi, że przez to, co złego dzieje się w Kościele Katolickim za przyczyną NIEKTÓRYCH księży coraz więcej ludzi odchodzi od KK. I mam tu również na myśli światłych, świetnie wykształconych księży. Obawiam się, że z czasem w naszych kościołach będzie pusto jak w świątyniach na Zachodzie.
Wartości, do których zachęcał Jezus Chrystus są fundamentalne dla naszego rozwoju. Oczywiście wg. mnie nie jest to jedyna droga ale to już osobny temat:)
Dlatego, że mam wrażenie chcecie dopłynąć do tego samego brzegu tylko wiosłujecie w przeciwne strony. Nic nie krytykuje, opisałem co czytam.
Chrystus nawoływał, Ty możesz nawoływać, wszyscy teoretycznie wiedzą co mają zrobić i .....nie robią a trzeba zacząć od samego siebie, ale jak to mówią jak ktoś nie chce to gorzej jakby się nie umiało.
Mi tego tłumaczyć nie musisz, ja tam po swojemu po chrześcijańsku a co do KK niestety, będzie pusto aż nie zaczną naprawiać zaczynając także od siebie i czym wcześniej tym lepiej. Widzisz w ekonomii i gospodarce wszyscy psioczą na kryzys jak ten występuje a jest to świetne narzędzie do wyczyszczenia rynku handlu i usług pod każdym względem. Podobnie będzie w KK kryzys wymiecie najpierw z kościoła najsłabszych wiarą, później wiarą mocnych ale nie mogących patrzeć na hipokryzję, nastąpi kryzys nie wiary (ta wręcz się umocni) ale nastąpi kryzys wartości i autorytetów. Ja o wiarę tą prawdziwą jestem spokojny. Dwa tyś lat się w różnych stanach utrzymała, a czym jej było mniej tym była bardziej ceniona. Ruszone pokolenie JP2 świetnie się ma ale trochę zniesmaczyło się, jednak nadal ciągnie ten wóz zupełnie nieźle a czy będzie ciągła w stronę kościoła czy zabierze ludzi omijając kościół to zależy właśnie od tego jaki guru otworzy te drzwi kościelne. Jeśli hipokryta to przegrają wszystko, jeśli człowiek szlachetny to umocnią stanowisko. Nic na siłę trzeba dać działać czasowi, a swoje (świadectwo) robić.
poza tym nikt nie powiedział, że będzie łatwo, miło i przyjemnie tyle dobrze, że "kto straci życie w imię moje zyska je" a jak się komuś wydaje, że wiara chrześcijańska jest opisana wzorem stabilnych 10 przykazań i nie żyje własnym życiem, nie zmienia kształtów to się myli, wiara ewaluuje trzymając się właśnie 10 przykazań a że KK za nią nie nadąża lub kupczy przykazaniami to się nie nadaje do swojej funkcji. Świadectwo na dzień dzisiejszy nie jest w KK jest w każdym z nas.
https://www.youtube.com/watch?v=KQlBdbFvzoQ
Dziękuję Vivaldi, że zechciałeś przedstawić swoje stanowisko w sprawie:)
Nadal nie o to mi chodzi. Chodzi o to, że bez kościoła w ogóle nie można się zbliżyć do Boga, bo całą wiedzę na jego temat czerpiemy z nauki kościoła. Więc wyznając swoją wersję wiary nadal jednak opieramy się na mocnych filarach kościelnych, coś nie coś tylko modyfikując. Słowem nie da się odciąć od cycka kościoła. Można albo wierzyć albo nie wierzyć, ale jeśli się wierzy, to kościół gdzieś tam w tej wierzę zawsze się będzie przewijał.
Prosty przykład: wyobrażasz sobie wierzącą osobę, która dokonuje apostazji? Znasz hocby jedną taką?
Mam jeszcze małe pytanie do osób, które uważają, że żyją "blisko Boga ale daleko od kościoła" (w sumie również do tych, którzy trzymają się ściśle kościelnych nauk w tej sprawie): czym jest dla Was niebo (raj, nagroda po śmierci)?