Zderzyłem się z powiedzeniem "szczęść Boże". To właściwość Małopolski. Na dalekiej północy Polski tego zwyczaju nie ma, a już na pewno w mieście tzn podczas pracy w przydomowym ogródku. Ludzie przechodzą patrząc pod nogi by na chodniku nie pośliznąć się na skórce banana - w najlepszym wypadku. A tu od 36 lat ciągle słyszę, gdy pracuję w ogródku - szczęść Boże, jeszcze starsi przystaną na pogaduszki.To miłe :)
W moich rodzinnych stronach "szczęść Boże" mówi się do dziś, choć pewnie nie tak powszechnie jak kiedyś.
Zwyczajem związanym z Wielkanocą jaki sobie przypominam z dzieciństwa były "wystawki", zamalowywanie okien wapnem, robienie z palmy wielkanocnej krzyżyków, które wieszano nad wejściem do domu oraz wtykano w pola.
"Podzielenie się święconym jajkiem z bliskimi umacnia więzi i broni rodzinę przed złymi wpływami z zewnątrz, zapewnia jej też nowe siły witalne i zdrowie.
Woda po gotowaniu jaj na pisanki to także substancja o dobroczynnym działaniu - umycie się nią zapewniało urodę dziewczętom, a chorym przywracało zdrowie. Woda z pokruszonymi skorupkami święconego jajka była uważana za lek na ból zębów."Ciekawe czy ktoś jeszcze to praktykuje.Z tego co pamiętam z dzieciństwa to babcia dawała kurom pokruszone skorupki z jaj Wielkanocnych,zeby się dobrze niosły :)
Zależy ile lat ma Twoja babcia?. Może tyle samo co moja mama?. Skorupki z jaj trzeba było mocno w dużym moździerzu potłuc. Mama dosypywała do karmy dla kur. Wszystko dlatego, by skorupa jaja była twarda. I tak zdarzały się miękkie z samej błony, mimo, że kury chodziły po podwórku i dużym ogrodzie.
W domu od lat gotując jaja na stół wielkanocny używamy wywaru z łusek cebuli. Pięknie się barwią i łuski nie oklejają jajek.Tak wybarwione podlegają drapaniu na pisanki. Żadnej chemii, zdrowo i to żadna rewelacja.
Aby jajko nie pękło w trakcie gotowania koniecznie trzeba z jednego końca nakłuć cieniutkim szpikulcem skorupę.
W Anglii mają do tego specjalny automat. Pstryk jak nakłucie do pobrania krwi z palca.
Smacznego :)
"Na moich oczach" umarła tradycja chodzenia z "zapustami" Wraz ze śmiercią niezapomnianej Basi P. Była jak to się dzisiaj mówi "jajcarą" do kwadratu!
Poprzebierane kobiety pod jej egidą chodziły od domu do domu śpiewały, żartowały a w podzięce do kosza dostawały różne świąteczne wiktuały, najczęściej jaja.
Kilka lat temu, małe dziewczynki w wieku gimnazjalnym próbowały wskrzesić tradycję, ale to już nie było to i teraz tylko można o tym pisać.
Wiek internetu i telewizora załatwił wszystko. Ludzie zaczęli oglądać zwyczaje w fotelu, w kapciach i pilotem do TV w ręce.
Jutro Wniebowzięcie NMP, inaczej mówiąc Matki Boskiej Zielnej. Czy dalej zbiera się zioła na bukiet i potem się go święci? Pamiętam, że moja babcia suszyła go później a zimą robiła z niego wywar dla krów.
To jest zapomniany zwyczaj, który przypominasz. Wspaniale. Może zainspiruje Twój post kolejna babcię?
Szkoda tylko, że krów na wsi już nie widać i nie słychać!!!
Zawsze zastanawiałem się gdy słyszałem w dawnych chatach podłogą było klepisko!
Słowo klepisko wywodzi się od klepania, Zatem co się klepało, aby powstało klepisko!
Znacie, znacie, tak?, to Wam napiszę!
Kiedy izba była gotowa pozostawało mieć podłogę, która się nie kruszy, pyli, nie tworzy się błoto jak coś się rozleje!
Jak ją sporządzano? Przywożono glinę, taką jak do wyrobu cegieł. Wykładano na "folę'" i polewano w miarę czystą... gnojowicą! Mieszano do konsystencji gęstego ciasta! Czym? albo udeptując w gumiakach a jak ich nie było, to po prostu boso!
Do gotowej masy dokładano suchą słomę, w miarę posiekaną na dłuższe odcinki takie po +/-30-40 cm. Kiedy oba składniki połączyły się w śmierdzące "ciasto" /nie zapamiętałem nazwy/ wykładano w izbie, równano do poziomu deskami i uklepywano tłukiem, czyli klocem drewna zakończonym płaskim kawałkiem deski.
Słoma stanowiła swoiste zbrojenie by klepisko nie pękało. Kilka dni schło, /nie za szybko/ przy otwartych oknach. Po wyschnięciu było klepisko twarde i nieraz gładkie jak dzisiejsza szlichta"przypalanego" betonu.
Ma ktoś więcej wiedzy? A może jest jeszcze gdzieś wiejski dom z autentycznym klepiskiem?
Pamiętam jak moja mama piekła chleb, po wyrośnięciu ciasta przerabiała i wkładała do słomianych mis, gdy podrosło wkładała do gorącego pieca chlebowego, mówiła żeby jej nie przechodzić wtedy bo nie wyrośnie ;) nie wiem czy to przesąd czy tradycja. Przyrządy do pieczenia chleba zawsze przechowywała na strychu mówiąc że chroni od piorunów, są tam do dziś nie mam odwagi ich wyrzucić... przecież to moje dzieciństwo ...
Jeszcze w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku na południe od Myślenic wiele wiejskich domostw miało wielkie kuchnie z klepiskiem - pisałem w poście wyżej.
W tym pomieszczeniu funkcjonowała nalepa, czyli czworobok ułożony z kamienia sklejonego gliną na wysokość, tutaj nie mam szczegółowych danych "wyżej kolan" Na tej budowli palił się ogień gałęzie, patyki drewno grubsze /brzoza/ Na polepie stały trójnogi z gładką powierzchnią stały na nich garnki do gotowania strawy.
Nad nalepą wisiał duży gar, zbiornik z wodą. Wisiał na łańcuchu,drucie. Był ruchomy, opuszczany na rolkach jak była potrzeba. Regulacja to dwa gwoździe wbite w ścianę.
Dym i ogień unosił się swobodnie pod dach, bo sufitu w tym miejscu nie było.
Drewno na takim zakopconym strychu było zakonserwowane mieszanina sadzy, tłuszczu, po części żywicy. O dziwo nie było "łatwopalne"
Czy ktoś z Was ma podobne spostrzeżenia? Może jakieś uzupełnienia?
Całkiem niedawno spotkałem się ze słowem: "tuka".
Zapytałem co ono oznacza, zapytałem.
To wg tych osób poczęstunek, podziękowanie za pomoc sąsiedzką w wykopkach!
Czy tylko w wykopkach, może np: w żniwach?
Spotkaliście się w takim określeniem?
Całkiem niedawno spotkałem się ze słowem: "tuka".
Zapytałem co ono oznacza, zapytałem.
To wg tych osób poczęstunek, podziękowanie za pomoc sąsiedzką w wykopkach!
Czy tylko w wykopkach, może np: w żniwach?
Spotkaliście się w takim określeniem?
Teraz mnie zakoczyłeś ADZygmuncie! Nie spodziewałem się tego po Tobie. ;) W ramach kompendium wiedzy o regionie polecam zagądnąć tu
W czasie luźnych rozmów w tzw. terenie wpadło mi w ucho słowo: "macherzyna". Nie wiem czy pisze się ten wyraz przez: "ch" czy "z" z kropką?". Cóż to takiego?
Zagadka podwójna do rozwiązania.
W czasie luźnych rozmów w tzw. terenie wpadło mi w ucho słowo: "macherzyna". Nie wiem czy pisze się ten wyraz przez: "ch" czy "z" z kropką?". Cóż to takiego?
Zagadka podwójna do rozwiązania.
Być może sformułowanie to pochodzi od "machera". To określenie "specjalisty".
W czasie luźnych rozmów w tzw. terenie wpadło mi w ucho słowo: "macherzyna". Nie wiem czy pisze się ten wyraz przez: "ch" czy "z" z kropką?". Cóż to takiego?
Zagadka podwójna do rozwiązania.
Drogi Adzygmuncie, to żadna tajemnica. Macherzyna to słowo , które funkcjonuje, raczej funkcjonowało głównie w naszych okolicach, choć do dziś można się z nim spotkać w okolicach np. Trzebini. Ma dwa znaczenia, pierwsze to pęcherz pławny występujący u ryb, drugie to pojemnik na machorkę. Ostatnio w czasie kwerendy archiwów Polskiego Towarzystwa Ziemiańskiego trafiłem na powiedzenie "...straszysz mnie jak kota macherzyną...". Ja osobiście skłaniał bym się do rybiego pęcherz i pochodzenia dworskiego tego określenia, gdzie ryby królowały.
Zdziwiony jestem że.... nie dostałem minusów.
Wujek G jest sprawny tyle że trzeba szukać mając w głowie słowo poszukiwane.
Tak przechowywano z nim najczęściej "tytuń". Dlatego wujek G wyciągał go z kieszeni.
Tenże najczęściej był pęcherzem moczowym świń. Nadmuchany, wysychał i o dziwo nie był jak pergamin sztywny. Raczej zachowywał się jak plastikowy miękki elastyczny woreczek.
Tak to były czasy powiedzmy umownie nie tak całkiem odległe.
Zenek mam dla Ciebie także wiadomość Powinieneś przeglądając archiwa T.Z. wyczytać, że za dziewkami dworskimi biegali parobcy z macherzyną w śmigus dyngus polewając je wodą!
Jednakowoż nie znacie jeszcze jednego sposoby używania go. Medicus z Saragossy autor Noah Gordon używał go jako... prezerwatywy. "Nie chcem, ale muszem" to słowo użyć!
A jak ktoś chce naocznie widzieć macherzynę ?(pęcherz moczowy świń) To wystarczy wejść do sklepu mięsnego i naocznie zobaczyć salceson nabity do macherzyny. Robi się to po dziś dzień.(
Zderzyłem się z powiedzeniem "szczęść Boże". To właściwość Małopolski. Na dalekiej północy Polski tego zwyczaju nie ma, a już na pewno w mieście tzn podczas pracy w przydomowym ogródku. Ludzie przechodzą patrząc pod nogi by na chodniku nie pośliznąć się na skórce banana - w najlepszym wypadku. A tu od 36 lat ciągle słyszę, gdy pracuję w ogródku - szczęść Boże, jeszcze starsi przystaną na pogaduszki.To miłe :)
To także górnicze pozdrowienie.
W moich rodzinnych stronach "szczęść Boże" mówi się do dziś, choć pewnie nie tak powszechnie jak kiedyś.
Zwyczajem związanym z Wielkanocą jaki sobie przypominam z dzieciństwa były "wystawki", zamalowywanie okien wapnem, robienie z palmy wielkanocnej krzyżyków, które wieszano nad wejściem do domu oraz wtykano w pola.
"Podzielenie się święconym jajkiem z bliskimi umacnia więzi i broni rodzinę przed złymi wpływami z zewnątrz, zapewnia jej też nowe siły witalne i zdrowie.
Woda po gotowaniu jaj na pisanki to także substancja o dobroczynnym działaniu - umycie się nią zapewniało urodę dziewczętom, a chorym przywracało zdrowie. Woda z pokruszonymi skorupkami święconego jajka była uważana za lek na ból zębów."Ciekawe czy ktoś jeszcze to praktykuje.Z tego co pamiętam z dzieciństwa to babcia dawała kurom pokruszone skorupki z jaj Wielkanocnych,zeby się dobrze niosły :)
Zależy ile lat ma Twoja babcia?. Może tyle samo co moja mama?. Skorupki z jaj trzeba było mocno w dużym moździerzu potłuc. Mama dosypywała do karmy dla kur. Wszystko dlatego, by skorupa jaja była twarda. I tak zdarzały się miękkie z samej błony, mimo, że kury chodziły po podwórku i dużym ogrodzie.
W domu od lat gotując jaja na stół wielkanocny używamy wywaru z łusek cebuli. Pięknie się barwią i łuski nie oklejają jajek.Tak wybarwione podlegają drapaniu na pisanki. Żadnej chemii, zdrowo i to żadna rewelacja.
Aby jajko nie pękło w trakcie gotowania koniecznie trzeba z jednego końca nakłuć cieniutkim szpikulcem skorupę.
W Anglii mają do tego specjalny automat. Pstryk jak nakłucie do pobrania krwi z palca.
Smacznego :)
"Na moich oczach" umarła tradycja chodzenia z "zapustami" Wraz ze śmiercią niezapomnianej Basi P. Była jak to się dzisiaj mówi "jajcarą" do kwadratu!
Poprzebierane kobiety pod jej egidą chodziły od domu do domu śpiewały, żartowały a w podzięce do kosza dostawały różne świąteczne wiktuały, najczęściej jaja.
Kilka lat temu, małe dziewczynki w wieku gimnazjalnym próbowały wskrzesić tradycję, ale to już nie było to i teraz tylko można o tym pisać.
Wiek internetu i telewizora załatwił wszystko. Ludzie zaczęli oglądać zwyczaje w fotelu, w kapciach i pilotem do TV w ręce.
A potem wszyscy narzekają, że Święta to taka komercja...
Jutro Wniebowzięcie NMP, inaczej mówiąc Matki Boskiej Zielnej. Czy dalej zbiera się zioła na bukiet i potem się go święci? Pamiętam, że moja babcia suszyła go później a zimą robiła z niego wywar dla krów.
To jest zapomniany zwyczaj, który przypominasz. Wspaniale. Może zainspiruje Twój post kolejna babcię?
Szkoda tylko, że krów na wsi już nie widać i nie słychać!!!
Zawsze zastanawiałem się gdy słyszałem w dawnych chatach podłogą było klepisko!
Słowo klepisko wywodzi się od klepania, Zatem co się klepało, aby powstało klepisko!
Znacie, znacie, tak?, to Wam napiszę!
Kiedy izba była gotowa pozostawało mieć podłogę, która się nie kruszy, pyli, nie tworzy się błoto jak coś się rozleje!
Jak ją sporządzano? Przywożono glinę, taką jak do wyrobu cegieł. Wykładano na "folę'" i polewano w miarę czystą... gnojowicą! Mieszano do konsystencji gęstego ciasta! Czym? albo udeptując w gumiakach a jak ich nie było, to po prostu boso!
Do gotowej masy dokładano suchą słomę, w miarę posiekaną na dłuższe odcinki takie po +/-30-40 cm. Kiedy oba składniki połączyły się w śmierdzące "ciasto" /nie zapamiętałem nazwy/ wykładano w izbie, równano do poziomu deskami i uklepywano tłukiem, czyli klocem drewna zakończonym płaskim kawałkiem deski.
Słoma stanowiła swoiste zbrojenie by klepisko nie pękało. Kilka dni schło, /nie za szybko/ przy otwartych oknach. Po wyschnięciu było klepisko twarde i nieraz gładkie jak dzisiejsza szlichta"przypalanego" betonu.
Ma ktoś więcej wiedzy? A może jest jeszcze gdzieś wiejski dom z autentycznym klepiskiem?
Pamiętam jak moja mama piekła chleb, po wyrośnięciu ciasta przerabiała i wkładała do słomianych mis, gdy podrosło wkładała do gorącego pieca chlebowego, mówiła żeby jej nie przechodzić wtedy bo nie wyrośnie ;) nie wiem czy to przesąd czy tradycja. Przyrządy do pieczenia chleba zawsze przechowywała na strychu mówiąc że chroni od piorunów, są tam do dziś nie mam odwagi ich wyrzucić... przecież to moje dzieciństwo ...
Jeszcze w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku na południe od Myślenic wiele wiejskich domostw miało wielkie kuchnie z klepiskiem - pisałem w poście wyżej.
W tym pomieszczeniu funkcjonowała nalepa, czyli czworobok ułożony z kamienia sklejonego gliną na wysokość, tutaj nie mam szczegółowych danych "wyżej kolan" Na tej budowli palił się ogień gałęzie, patyki drewno grubsze /brzoza/ Na polepie stały trójnogi z gładką powierzchnią stały na nich garnki do gotowania strawy.
Nad nalepą wisiał duży gar, zbiornik z wodą. Wisiał na łańcuchu,drucie. Był ruchomy, opuszczany na rolkach jak była potrzeba. Regulacja to dwa gwoździe wbite w ścianę.
Dym i ogień unosił się swobodnie pod dach, bo sufitu w tym miejscu nie było.
Drewno na takim zakopconym strychu było zakonserwowane mieszanina sadzy, tłuszczu, po części żywicy. O dziwo nie było "łatwopalne"
Czy ktoś z Was ma podobne spostrzeżenia? Może jakieś uzupełnienia?
Całkiem niedawno spotkałem się ze słowem: "tuka".
Zapytałem co ono oznacza, zapytałem.
To wg tych osób poczęstunek, podziękowanie za pomoc sąsiedzką w wykopkach!
Czy tylko w wykopkach, może np: w żniwach?
Spotkaliście się w takim określeniem?
Teraz mnie zakoczyłeś ADZygmuncie! Nie spodziewałem się tego po Tobie. ;) W ramach kompendium wiedzy o regionie polecam zagądnąć tu
Zauważyłeś, kto pyta...dostaje odpowiedź...by nie błądzić. Dziękuję!
Tylko mi nie pisz ADZ że nie zagądasz na bloga Dorotki? A tam "fajne" teksty piszą ;)
Tylko napiszę - nie zaglądałem, ale się poprawię!
W czasie luźnych rozmów w tzw. terenie wpadło mi w ucho słowo: "macherzyna". Nie wiem czy pisze się ten wyraz przez: "ch" czy "z" z kropką?". Cóż to takiego?
Zagadka podwójna do rozwiązania.
Być może sformułowanie to pochodzi od "machera". To określenie "specjalisty".
Adz, to zależy czy pełna czy pusta. ;)
Jak pusta, to napełnić trzeba.
Ja słowa nie znałem/słyszałem, wujka gugla pytałem. Ten na to: Wyciągnął ze spodni macherzynę z...
Drogi Adzygmuncie, to żadna tajemnica. Macherzyna to słowo , które funkcjonuje, raczej funkcjonowało głównie w naszych okolicach, choć do dziś można się z nim spotkać w okolicach np. Trzebini. Ma dwa znaczenia, pierwsze to pęcherz pławny występujący u ryb, drugie to pojemnik na machorkę. Ostatnio w czasie kwerendy archiwów Polskiego Towarzystwa Ziemiańskiego trafiłem na powiedzenie "...straszysz mnie jak kota macherzyną...". Ja osobiście skłaniał bym się do rybiego pęcherz i pochodzenia dworskiego tego określenia, gdzie ryby królowały.
Zdziwiony jestem że.... nie dostałem minusów.
Wujek G jest sprawny tyle że trzeba szukać mając w głowie słowo poszukiwane.
Tak przechowywano z nim najczęściej "tytuń". Dlatego wujek G wyciągał go z kieszeni.
Tenże najczęściej był pęcherzem moczowym świń. Nadmuchany, wysychał i o dziwo nie był jak pergamin sztywny. Raczej zachowywał się jak plastikowy miękki elastyczny woreczek.
Tak to były czasy powiedzmy umownie nie tak całkiem odległe.
Zenek mam dla Ciebie także wiadomość Powinieneś przeglądając archiwa T.Z. wyczytać, że za dziewkami dworskimi biegali parobcy z macherzyną w śmigus dyngus polewając je wodą!
Jednakowoż nie znacie jeszcze jednego sposoby używania go. Medicus z Saragossy autor Noah Gordon używał go jako... prezerwatywy. "Nie chcem, ale muszem" to słowo użyć!
Jedna zagadka rozwiązana. Mam następną: Co to jest "śnica" ?
A jak ktoś chce naocznie widzieć macherzynę ?(pęcherz moczowy świń) To wystarczy wejść do sklepu mięsnego i naocznie zobaczyć salceson nabity do macherzyny. Robi się to po dziś dzień.(