Mam pytanie do sh_ma czysto hipotetyczne.
Urodziłem się z polskich rodziców w Birmie i wychowałem w tamtej religii.
Ożeniłem z Polką i mieszkam w Polsce, jakiego boga mam czcic tego katolickiego, czy tego buddyjskiego?
Jak wybiorę budyjskiego, będę grzeszył wobec katolickiego i na odwrót.
Jak takie sytuacje maja być rozwiązywane w społeczeństwach wielokulturowych?
Mam pytanie do sh_ma czysto hipotetyczne.
Urodziłem się z polskich rodziców w Birmie i wychowałem w tamtej religii.
Ożeniłem z Polką i mieszkam w Polsce, jakiego boga mam czcic tego katolickiego, czy tego buddyjskiego?
Jak wybiorę budyjskiego, będę grzeszył wobec katolickiego i na odwrót.
Jak takie sytuacje maja być rozwiązywane w społeczeństwach wielokulturowych?
Dostaniesz odpowiedź, że nie jesteś Polakiem i że grzeszysz przeciwko bogu. To taki standard.
Ale zaskoczenie
Zawsze myślałem, że Rydzyk jest młodszy od Kaczyńskiego a jest na odwrót.
Rydzyk od Jarka jest o 4 lata starszy (1945) tylko farbi włosy!.
Ale zaskoczenie
Zawsze myślałem, że Rydzyk jest młodszy od Kaczyńskiego a jest na odwrót.
Rydzyk od Jarka jest o 4 lata starszy (1945) tylko farbi włosy!.
ojciec(tata) Rydzyk nigdy nie zaznał prawdziwej pracy więc wygląda młodo.
bono napisał/a:Mam pytanie do sh_ma czysto hipotetyczne.
Urodziłem się z polskich rodziców w Birmie i wychowałem w tamtej religii.
Ożeniłem z Polką i mieszkam w Polsce, jakiego boga mam czcic tego katolickiego, czy tego buddyjskiego?
Jak wybiorę budyjskiego, będę grzeszył wobec katolickiego i na odwrót.
Jak takie sytuacje maja być rozwiązywane w społeczeństwach wielokulturowych?Dostaniesz odpowiedź, że nie jesteś Polakiem i że grzeszysz przeciwko bogu. To taki standard.
Obawiam się że, nie dostanę zadnej odpowiedzi, na niewygodne pytania kościół nie odpowiada.
No to zadam drugie pytanie ale już do wiernych:
Czy jesteś za tym aby w czasie ślubu, zbierano na tacę? (a śluby tuż, tuż)
Mam pytanie do sh_ma czysto hipotetyczne.
Urodziłem się z polskich rodziców w Birmie i wychowałem w tamtej religii.
Ożeniłem z Polką i mieszkam w Polsce, jakiego boga mam czcic tego katolickiego, czy tego buddyjskiego?
Jak wybiorę budyjskiego, będę grzeszył wobec katolickiego i na odwrót.
Jak takie sytuacje maja być rozwiązywane w społeczeństwach wielokulturowych?
Mimo, że to pytanie nie do mnie to przedstawię własną opinię.
Nawet mieszkając w Birmie a zrodziwszy się z jakichkolwiek rodziców i wyznając jakiegokolwiek Boga grzeszysz przeciwko Bogu katolickiemu gdyż łamiesz pierwsze przykazanie przedstawiając innego boga przed katolickim.
Ożeniwszy się z Polką (rozumiem tu jedynie pojęcie śluby cywilnego) grzeszysz podwójnie ponieważ wyznajesz innego boga i współżyjesz z kobietą bez sakramentu małżeństwa będąc tym samym przyczyną grzechu Twej małżonki z tego samego powodu.
Nie można iść do nieba nie będąc katolikiem a otrzymawszy wcześniej taką "szansę". Pierwsze przykazanie mówi o tym wyraźnie, wszak mnie na religii w szkole uczono, że nawet zbyt częste oglądanie telewizji jest łamaniem pierwszego przykazania (!), co dopiero wyznawanie buddyjskiego bożka.
Pytasz bono o wielokulturowość i sposób rozwiązania tego problemu. Otóż ten problem nie ma rozwiązania w zbiorze dogmatów religii katolickiej pn ludzkość zdaje się robić to, przed czym miała zostać powstrzymana przy budowie wierzy Babel - łączy się.
No niestety, kościół na te pytania musi odpowiedzieć a nie chować głowy w piasek.
Na razie jedyną odpowiedzią kościoła jest, ofiara na misje, czyli zagospodarujemy cały świat dla katolicyzmu, nie będzie problemu. Tylko że tak samo myślą inne religie dla których nasz Bóg jest bożkiem.
Społeczeństwo się zmienia i to 90% społeczeństwo katolickie jak głosi kościół, ta przynajmniej 30% grupa wiernych chce, żyć w świecie a nie zamykać się w czterech ścianach polskości, jednocześnie jej się nie wyrzekając.
Duchowni do tych zmian są kompletnie nie przygotowani, nie mają na ten proces pomysłu, przemilczają , straszą innymi kulturami i udowadniają wyższość katolicyzmu nad pozostałymi religiami. Ale to nie załatwia problemu.
Kiedyś były setki religii, każdy lud miał swoje wierzenia, teraz liczba dominujących wyznań zmalała do kilku stanowiących zlepę dawnych dogmatów plus wiele nowszych opracowań, w końcu i te wszystkie religie zlepią się w jedna ostateczną a co będzie dalej... Tego nie wiem. Wielu (w tym Einstein) próbowało i próbuje odwrócić kota ogonem nazywając Boga prawami fizyki. Czynią w ten sposób swój ateizm mniej inwazyjnym i społecznie kontrowersyjnym. Tymczasem jak stwierdził niegdyś B. Russell: "Jeśli nazwiesz energię Bogiem, znajdziesz go <<nawet>> w grudce węgla".
Otóż Bóg jest istnieniem osobowym, myślącym i sprawczym, przedstawiając Boga jako ogół praw fizyki, energię czy inne tego typu naukowe odniesienia zapewniamy sobie miękkie lądowanie wprost ze średniowiecznych krucjat na trampolinę zgodności z nowoczesnym postrzeganiem świata. Być może zmierza wszystko w tym kierunku ale nie dajmy się oszukać. Z Bogiem to nie ma wtedy już niczego wspólnego.
Spowiedź świąteczna w Centrum JP II w Krakowie. Z dala od Myślenic.
Wchodzę z marszu, nie ma kolejki, sobota przed świętami.
: -Ostatni raz do spowiedzi byłem na Wielkanocne Święta, ksiądz przerywa
- dziewięć miesięcy temu?
-zawsze od lat chodzę do spowiedzi na święta , mówię /jestem zdziwiony i zaskoczony przerwaniem formułki/
-no nie a gdzie postanowienie poprawy? / we wcześniejszych spowiedziach nie miałem z tego powodu zarzutu, wyrzutów sumienia i nie obiecywałem poprawy/
-zgłupiałem, popatrzyłem, przez kratki, 35 lat przerzedzony blondyn w okularach i tak patrzymy na siebie, już się zdenerwowałem, że nawet tekstu wstępnego nie dane było mi wypowiedzieć, ja milczę a on
-masz jeszcze jakieś grzechy
-zapomniałem języka w gębie więc pierwsze co mi sie nawinęło, nie pościłem w piątki
-dlaczego, kolejny atak
-a czy w ogóle muszę pościć? jest to post zalecany a nie nakazany skontrowałem
-nie ty jesteś od ustalania postu
-a byłem z księdzem w Rzymie i w piątek jedliśmy mięso ile wlezie mówił, że post można zastąpić, np. jałmużną
-w jego sumienie ja nie wchodzę
-i tu spowiedź się kończy, bo ja już zapomniałem co miałem powiedzieć, więcej grzechów nie pamiętam
-będziesz miał dziesiątkę różańca, co dzień , przez miesiąc
-to mnie zamurowało, jeszcze w życiu takiej pokuty nie miałem /pomyślałem szybko, że gdybym 10 lat nie był w kościele, to pewnie za pokutę na kolanach do Kalwarii/, mówię że mam pracę i to jest dla mnie nie wykonalne
-targować się tu przyszedłeś? odburknął
-no chciałbym się potargować o jakąś lżejszą
-przyszedłeś się spowiadać czy targować, jak nie wykonasz to spowiedź będzie nie ważna
poddałem się, pomyślałem przez święta odmówię, do komunii przystąpię a co będzie później, to powiem przy kolejnej spowiedzi, np że pokuty nie wypełniłem, myślę że nie otrzymam zakazu wstępu do kościoła.
Przeddzień spowiedzi przeczytałem w jednej z gazet wywiad z Dominikaninem, który mówił że spowiedź to pomoc i przewodnik, jak należy postępować a nie kara za postępowanie, bo karać może tylko Bóg.
No ja takiego przewodnika w konfesjonale nie zastałem, ani porady, ani pomocy.
-będziesz miał dziesiątkę różańca, co dzień , przez miesiąc
hehe :) No to Ci przywalił ;)
Pamiętaj, że przystępując do spowiedzi na następne święta będziesz musiał dodać jeszcze grzech wyjawiania swoich grzechów. Właściwie to kiedy byłem mały uczono mnie, że nie wolno mówić nikomu swoich grzechów (oprócz kapłana) bo to też jest grzech. Nie wiedziałem co prawda przeciwko jakiemu przykazaniu ale nie wiedziałem też czy można mówić o grzechach już odpuszczonych.
To zawsze wydawało mi się takie trochę sztywne jak cisza przedwyborcza...
Ale czy można wyznawać jakąkolwiek religię bez duchowych przewodników? Zwłaszcza Chrześcijańską?
Czy można odrzucić 3/4 zasad religijnych i nadal podpisać się pod przynależnością do Kościoła?
Czy można "po prostu" wierzyć w Boga na swój sposób i czy to jeszcze wiara czy wygoda? Czy rezygnując z tak niewygodnych ustanowień jak spowiedź, kazania, litanie, procesje itd człowiek nie wyzbywa się tego o co właściwie chodzi w religii - oddania się pewnym poświęceniom w imię pewnej dozy pokory.
I najważniejsze pytanie... Czy jest sens w ogóle się nad tym rozwodzić skoro można wybrać życie oparte o wiedzę, dowód i doświadczenie poznawcze? Życie zgodne z rozumowaniem i sprawdzonymi mechanizmami od tysiącleci kształtującymi nasz świat...
Można, ale nie można dać się manipulować. Już Chrystus ostrzegał przed tymi, którzy stroją się w piękne szaty i narzucają ciężary nie do udźwignięcia, lecz sami ich nie dźwigają. /cytuję z pamięci/
Każda religia ma chęć manipulowania ludźmi dla swoich korzyści i przed tym trzeba się strzedz.
Każdy by chciał aby mu jedzono z ręki, ale aby to się stało na ten autorytet trzeba zapracować a nie wymuszać go, bo jak skończyłem seminarium to jestem boski. Otóż nie jestem, jestem zwykłym facetem, który chciał zostać księdzem i jestem równie dobry i zły jak każdy filozof, socjolog czy psycholog, jestem bardziej uduchowiony /ksiądz Boniecki/ i zwykłym karierowiczem , cwaniakiem /Tadeusz Rydzyk/
Mim zdanie religia jest narzędziem do pracy nad sobą i osiągania pewnego stopnia rozwoju. Sama w sobie nie jest niczym złym ani dobrym. To zestaw pewnych formułek, praktyk i zasad. Jej cel jest poza nią samą. Jednak dla wielu ludzi właśnie religia stała się celem samym w sobie. W swojej ignorancji i braku pokory uwierzyli, że są ponad wszystkimi i wszystkim.
„Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi” Księga Rodzaju http://www.biblia-orygenes.org/2011/07/o-stworzeniu-swiata_15.html
I co zrobił człowiek? Zamiast ochraniać i pomnażać to, czym obdarzył go Bóg używa Ziemi dla własnej, nieposkromionej korzyści. Niszczy ją, zatruwa, eksploatuje, wybija zwierzęta i innych ludzi. Przepełniony pychą i ignorancją stawia się ponad przyrodą, zaprzeczając temu, że od niej zależy jego aktualny i dalszy żywot. Zagubiło się gdzieś po drodze biblijne współczucie, troska, miłosierdzie i miłość.
Moim zdaniem w Kościele od dawna przeważa postawa „mieć” nad „być”. Nie chodzi mi tylko o kwestie materialne choć także, ale o szersze rozumienie słowa „mieć”. Mam tu na myśli także kwestię posiadania pozycji, górowania nad innymi, dogadzania sobie, brak pokory i korzystanie z wszelkich uciech tego świata... Ludzie to naśladują...
Gdzie podziała się postawa „być”?
„(...)W tym ostatnim, autoryzowanym wywiadzie kardynał Martini powiedział: "Kościół jest zmęczony, w Europie dobrobytu i w Ameryce. Nasza kultura postarzała się, nasze kościoły są wielkie, nasze klasztory są puste, a aparat biurokratyczny Kościoła rośnie, nasze obrzędy i nasze stroje są wystawne.”
"Dobrobyt ciąży" - ocenił włoski kardynał.
Zapytany o to, kto może pomóc obecnie Kościołowi, odparł: "Radzę papieżowi i biskupom, by znaleźli 12 osób spoza szeregu na stanowiska kierownicze; ludzi, którzy byliby blisko najbiedniejszych, otoczeni przez młodzież i którzy próbowaliby nowych rzeczy".
Kard. Martini zaapelował o "nawrócenie" Kościoła. "Kościół - stwierdził - musi uznać swoje błędy i musi podążać drogą radykalnych zmian, poczynając od papieża i biskupów".
"Skandale pedofilii skłaniają nas do wejście na drogę nawrócenia. (...)
Wyraził przekonanie, że specjalną opieką Kościół powinien otoczyć osoby rozwiedzione, ludzi, którzy zawarli nowe związki i rodziny z dziećmi z różnych małżeństw. Jego zdaniem ludzie ci są przez Kościół "dyskryminowani".
W ten sposób zaś, ostrzegł, odsuwają się od niego nowe pokolenia.
"Kościół pozostał 200 lat z tyłu. Czemu się nie otrząśnie? Boimy się? Odczuwamy strach zamiast odwagi?" - zapytał kardynał Carlo Maria Martini.(...)”
-->bono
Czego ty oczekujesz od spowiedzi (ważnego sakramentu który ma twoją duszę ratować..).
Tak jak napisałeś , wpadasz z marszu (jak do tramwaju) nie znając nawet 5 warunków dobrej spowiedzi. No chyba że je znasz ale z góry ignorujesz... , jakby na Twój przypadek nie popatrzeć to wg mnie ta spowiedź jest niestety nieważna.
Mim zdanie religia jest narzędziem do pracy nad sobą i osiągania pewnego stopnia rozwoju. Sama w sobie nie jest niczym złym ani dobrym. To zestaw pewnych formułek, praktyk i zasad. Jej cel jest poza nią samą. Jednak dla wielu ludzi właśnie religia stała się celem samym w sobie. W swojej ignorancji i braku pokory uwierzyli, że są ponad wszystkimi i wszystkim.
Używając religii do pracy nad sobą wymaga stosowania tylko pewnych przesłanek i prawd zawartych w pismach a reszty unikania. To się już chyba nazywa kabała...
Luna napisał/a:
„Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi” Księga Rodzaju http://www.biblia-orygenes.org/2011/07/o-stworzeniu-swiata_15.html
I co zrobił człowiek? Zamiast ochraniać i pomnażać to, czym obdarzył go Bóg używa Ziemi dla własnej, nieposkromionej korzyści. Niszczy ją, zatruwa, eksploatuje, wybija zwierzęta i innych ludzi. Przepełniony pychą i ignorancją stawia się ponad przyrodą, zaprzeczając temu, że od niej zależy jego aktualny i dalszy żywot. Zagubiło się gdzieś po drodze biblijne współczucie, troska, miłosierdzie i miłość.
Luno, nie rozumiem gdzie w przytoczonym przez Ciebie cytacie jest wskazane, że człowiek ma się troszczyć o ziemię i ją ochraniać? Zaludniamy ziemie doskonale, rozmnażamy się jak króliki. W Chinach przechodnie depczą sobie już po głowach.
Piszesz, że ludzie używają Ziemi do swojej niepohamowanej korzyści, że ją niszczymy i zatruwamy itd... Motywujesz to argumentem jakoby człowiek zaprzeczał swojemu przyrodniczemu pochodzeniu. A ja się z tym nie zgodzę. Uważam, że wręcz przeciwnie. Nie rozumiem osób które traktują ludzkość w oderwaniu od praw natury. Nietrwałe pierwiastki radioaktywne (reakcje jądrowe i towarzyszące im promieniowania), trujące gazy, żrące i mordercze związki chemiczne, wymieranie gatunków, rywalizacja doboru naturalnego... to istniało od zawsze. Człowiek nie zabił nawet 1% wymarłych gatunków na Ziemi.
Jesteśmy ludźmi. Robimy tak zwany syf. Widocznie tak chciała natura. Jeśli uważasz, że to co robimy nie jest dziełem natury przypomnij sobie z czego się składasz i co znajduje się w samym środku każdej Twojej komórki (i nazywa się kodem DNA).
Przedstawię Ci radę na pocieszenie Luno :) - znajdź jakiegokolwiek geologa i usiądź z nim przy piwie wieczorem niech Ci opowie historię naszej planety jaką zna. Potem spotkaj się z fizykiem, niech on Ci opowie to samo. Potem spotkaj się z biologiem, żeby porozmawiać na ten sam temat. (Możesz nawet spotkać się z księdzem, niech Ci opowie o potopie.) A potem usiądź wygodnie, uśmiechnij się i rozluźnij wiedząc że bez względu na to jak będziemy się starać, my nie rozwalimy tej planety. Znacznie potężniejsze siły próbują to zrobić od 4.5 miliarda lat. Jesteśmy kolejnym wytworem naszej Ziemi i to wcale nie najstraszniejszym. Raczej takim dosyć śmiesznym dla jej kondycji powiedziałbym.
Jest jeszcze napisane Szanowna Luno "Mężowie kochajcie swoje żony" no i jest napisane :Czyńcie sobie ziemie poddaną"(co sama przytaczasz).
Słowo "kochajcie" niesie naturalnie wynikające synonimy jak empatia, uczucie, ciepło, dbanie, ochrona itd.
Słowo "czyńcie poddaną" raczej nie kojarzy się z powyższym postrzeganiem. Przytaczam te dwa fragmenty ponieważ stanowią spójność merytoryczną stosowanego języka gdyż pochodzą z tego samego źródła. Ośmielam się więc zauważyć, że gdyby Bóg w Piśmie Sw chciał napisać "dbajcie o ziemie i chrońcie ją" to właśnie tak zostało by to napisane.
Czynić sobie coś poddanym to wykorzystywać to na własną korzyść i to najczęściej w sposób bezapelacyjny (żeby nie napisać despotyczny choć może to byłoby bardziej trafne okreslenie w świetle Starego Testamentu)
Być może nieprecyzyjnie się wyraziłam lub Twoja interpretacja z jakiegoś powodu poszła w przeciwnym kierunku... Napisałam o człowieku:
Przepełniony pychą i ignorancją stawia się ponad przyrodą, zaprzeczając temu, że od niej zależy jego aktualny i dalszy żywot.
Dla mnie znaczy to tyle, że pochodzimy z tego samego źródła życia co jeleń, wilk, sikorka czy pstrąg. Jesteśmy zbudowani z tej samej materii. Ulegamy tym samym przemianom itd, itp. Do tego samego źródła wracamy. Rodzimy się, żyjemy, starzejemy i umieramy. Po nas przychodzą następni, którzy też będą uczestniczyć w odwiecznym cyklu narodzin i śmierci, która w pewnym sensie nie jest śmiercią, a przeobrażeniem się. Zwierzęta tworzą z przyrodą jeden organizm, ze Słońcem, Księżycem i całym Wszechświatem. Człowiek przez swoje oddzielone "ja" odłączył się mentalnie, a często fizycznie od natury. Czym to się kończy wiadomo - wystarczy poczytać o chorobach cywilizacyjnych.
Grzech antropocentryzmu - niejednokrotnie ludzie usiłują panować nad przyrodą i stawiają się w pozycji władcy. W swojej ignorancji nie dopuszczają do siebie tej prostej prawdy, że przyroda bez nas przetrwa lecz my bez niej nie.
Czynić sobie poddaną, to nie musi znaczyć eksploatować, nadużywać i niszczyć. Ja to rozumiem po swojemu. Może dlatego, że nie mam tendencji do nadużywania władzy. Władza kojarzy mi się z mądrym wspieraniem w rozwoju, zrozumieniem, wspaniałomyślnością, szacunkiem i opieką.
-->bono
Czego ty oczekujesz od spowiedzi (ważnego sakramentu który ma twoją duszę ratować..).
Tak jak napisałeś , wpadasz z marszu (jak do tramwaju) nie znając nawet 5 warunków dobrej spowiedzi. No chyba że je znasz ale z góry ignorujesz... , jakby na Twój przypadek nie popatrzeć to wg mnie ta spowiedź jest niestety nieważna.
Źle mnie zrozumiałeś. Wchodzę z marszu, czyli wchodzę do sali, w Centrum JP II jest sala z konfesjonałami do której w chodzi się z korytarza, nie stoję w kolejce, bo jej nie ma a więc wchodzę z marszu.
Luna i mieszkaniec, fajnie że polemizujecie, / wysoko podniesiona poprzeczka/ fajnie się was czyta.
Teraz zdecydowanie lepiej zrozumiałem Twój punkt widzenia. Cóż mogę Ci powiedzieć? Człowiek wylądował znacznie wyżej na gałęziach ewolucyjnych niż wilk, jaskółka czy pstrąg. Często używam anegdoty, że różnica intelektualna miedzy człowiekiem a drugim co do inteligencji gatunkiem na ziemi jest większa niż różnica tego drugiego a drobnoustrojów. Gdyby tak spojrzeć na ewolucję komputerów można zauważyć jeszcze szybsze postępy. (Tak, moim zdaniem maszyny ewoluują, nie powstają na skutek sztucznego doboru. Dobór sztuczny to np hodowanie ras psów do uzyskania określonego wyglądu, nikt natomiast nie wiedział jak ma wyglądać samolot pasażerski albo koło - po prostu taki kształt/konstrukcja sprawdziło się metodą prób i błędów).
Luna napisał/a:
Władza kojarzy mi się z mądrym wspieraniem w rozwoju, zrozumieniem, wspaniałomyślnością, szacunkiem i opieką.
To jest definicja wychowania, nauczania, prowadzenia, miłości rodzicielskiej. W moim odczuciu pasuje bardziej do takich określeń. Dla mnie bowiem władza to relacje przywódca-podporządkowany, to rozkaz i niezwłoczne jego wykonanie. Ani szacunek ani opieka nie jest niezbędnym elementem w posługiwaniu się atrybutami władzy. Posiadanie nad kimś władzy to prawo do dysponowania jego czasem i wydawania mu poleceń. Można to robić z szacunkiem i opieką ale co jeśli sługa nie zechce wykonać polecenia? Jak wykonać wtedy swą władzę zachowując jednocześnie szacunek dla jego zdania?
Znów ośmielę się złamać zasadę dobrych manier w internecie i edytuje post pod własnym postem ale właśnie natchnęła mnie myśl, że można by wg Ciebie Szanowna Luno zastąpić wpis "Mężowie kochajcie swoje żony" na "Mężowie czyńcie sobie żony poddanymi" :)
To musiała by być bardzo intrygująca sytuacja gdybyś na spotkaniu z mężczyzną, na pytanie czego oczekujesz od partnera odpowiedziała: "pragnę aby uczynił mnie poddaną" ;) (oczywiście dla Ciebie w domyśle mądrym wspieraniem w rozwoju, zrozumieniem, wspaniałomyślnością, szacunkiem i opieką.)
A potem dziwne skąd biorą się nieporozumienia damsko-męskie;)
Szanowny Mieszkańcu ale czyż nie jest tak, że w związkach ludzie są wobec siebie w jakimś stopniu poddani? Gdyby tak nie było, to każdy realizowałby tylko swoje potrzeby i pragnienia. Jeśli załóżmy mężczyzna wyrzeka się czasem wyjścia z kolegami na mecz, bo wie, że dla bliskiej mu kobiety jest w tym momencie ważna jego obecność przy niej w domu, to czyż nie jest to byciem poddanym? Mogłabym wiele takich przykładów przytoczyć. Patriarchat sprawił, że bardziej "poddane" są kobiety ale to się już zmienia. Takie poddanie można nazwać rodzajem zależności ale na nie składa się też zaufanie, zawierzenie drugiej osobie. Chcemy wierzyć, że nasz partner/partnerka nas nie oszuka, nie skrzywdzi, że będzie wspierać w trudnym momentach itp. Każda osoba w inny sposób może rozumieć dane słowo.
Jeśli chodzi o ewolucję, to w kwestii intelektualnej człowiek jest daleko przed innymi organizmami. Jednakże ośmielę się rzec, że przyroda ze swoim mechanizmem samoregulacji i samonaprawiania się jest o wiele potężniejsza. Dzięki temu, że jesteśmy częścią przyrody te mechanizmy działają również w nas. Jednak ludzki intelekt niejednokrotnie stawia opór i sami sobie szkodzimy. Chciałoby się powiedzieć wbrew instynktowi...
Jeśli chodzi o ciało to czymże różnimy się od wspomnianego przeze mnie wilka czy jelenia? Większość procesów w organizmie przebiega podobnie.
Różnimy się świadomością i teoretycznie powinniśmy umieć z niej korzystać. Moim zdaniem intelekt bez przebudzenia duchowego może wywieść ludzkość na manowce. Po cóż nam planowanie przyszłości na księżycu, rozwój nauki i techniki itp. kiedy nie znamy samych siebie i nie umiemy cieszyć się chwilą obecną? Wciąż jesteśmy albo w przeszłości albo w przyszłości, a najmniej w „tu i teraz”. Tego możemy uczyć się od dzieci czy też od zwierząt. Dużo można pisać o ewolucji biologicznej, astrofizycznej czy funkcjonowaniu ludzkiej świadomości. Jednak moim zdaniem świadomość i samoświadomość powinna rozwijać się na równi z intelektem. Ilu ludzi o to dba? Ciekawe ilu czytających ten temat uczestniczyło kiedyś w warsztatach rozwoju osobistego czy psychoterapii. Łatwiej poznawać coś, co jest na zewnątrz nas, niż samych siebie. Praca nad poznawaniem samego siebie w naszej kulturze nie jest tak powszechna.
Wracając do meritum sprawy posłużę się cytatem wielkiego naukowca i wizjonera:
"Jeśli istnieje jakaś religia, która sprostałaby wymaganiom współczesnej nauki, jest nią buddyzm." Albert Einstein
Buddyści wyznają zasadę niekrzywdzenia i starają się szanować wszelkie życie (nie tylko ludzkie). Kierują się Czterema Szlachetnymi Prawdami i Szlachetną Ośmiostopniową Ścieżką. Dla buddysty istotne jest poznawanie siebie, swoich uwarunkowań, swojej natury, by doznać przebudzenia. http://pl.wikipedia.org/wiki/Buddyzm#Cztery_Szlachetne_Prawdy
Bono -> brak odrobiny pokory i wyrozumiałości dla innych przewijający się notorycznie w twoich wypowiedziach wyraźnie uwydatnia się w twojej relacji ze spowiedzi. Gdzie w tej relacji jest miejsce dla Boga?
Można by wiele pisać o delikatnie mówiąc innej interpretacji słów księdza niż twoja. Szkoda jednak czasu bo Ty bardziej chcesz gadać niż słuchać. Pokazałeś to wyraźnie na tej spowiedzi. Zresztą zważywszy na twoje zachowanie to gratulacje dla księdza ze zachował spokój. W sumie to delikatnie Cię potraktował. Przeciętny Polak nie potrafił by na jego miejscu wykazać się taką cierpliwością.
Dla przykładu odniosę się do pierwszego pytania księdza
[quote]
-Ostatni raz do spowiedzi byłem na Wielkanocne Święta, ksiądz przerywa
- dziewięć miesięcy temu?[/quote]
To pytanie przede wszystkim oznacza, że ksiądz stoi twardo na ziemi i doskonale wie że są cwaniaki na tej polskiej ziemi którzy przychodząc do spowiedzi mówią że byli ostatni raz do spowiedzi na święta Wielkanocy, a pomijają szczegół że trzy lata temu
Mówienie że nie masz czasu poświęcić 5 minut dziennie na modlitwę świadczy o tym iż jest ona dla Ciebie mało ważna. Oczywiście może się tak zdarzyć że nie będziesz miał czasu, albo sił nawet na 5 minut modlitwy, ale wówczas tym bardziej nie znajdziesz czasu na odpisywanie na tego posta.
Mam pytanie do sh_ma czysto hipotetyczne.
Urodziłem się z polskich rodziców w Birmie i wychowałem w tamtej religii.
Ożeniłem z Polką i mieszkam w Polsce, jakiego boga mam czcic tego katolickiego, czy tego buddyjskiego?
Jak wybiorę budyjskiego, będę grzeszył wobec katolickiego i na odwrót.
Jak takie sytuacje maja być rozwiązywane w społeczeństwach wielokulturowych?
Dostaniesz odpowiedź, że nie jesteś Polakiem i że grzeszysz przeciwko bogu. To taki standard.
Ale zaskoczenie
Zawsze myślałem, że Rydzyk jest młodszy od Kaczyńskiego a jest na odwrót.
Rydzyk od Jarka jest o 4 lata starszy (1945) tylko farbi włosy!.
ojciec(tata) Rydzyk nigdy nie zaznał prawdziwej pracy więc wygląda młodo.
Obawiam się że, nie dostanę zadnej odpowiedzi, na niewygodne pytania kościół nie odpowiada.
No to zadam drugie pytanie ale już do wiernych:
Czy jesteś za tym aby w czasie ślubu, zbierano na tacę? (a śluby tuż, tuż)
Mimo, że to pytanie nie do mnie to przedstawię własną opinię.
Nawet mieszkając w Birmie a zrodziwszy się z jakichkolwiek rodziców i wyznając jakiegokolwiek Boga grzeszysz przeciwko Bogu katolickiemu gdyż łamiesz pierwsze przykazanie przedstawiając innego boga przed katolickim.
Ożeniwszy się z Polką (rozumiem tu jedynie pojęcie śluby cywilnego) grzeszysz podwójnie ponieważ wyznajesz innego boga i współżyjesz z kobietą bez sakramentu małżeństwa będąc tym samym przyczyną grzechu Twej małżonki z tego samego powodu.
Nie można iść do nieba nie będąc katolikiem a otrzymawszy wcześniej taką "szansę". Pierwsze przykazanie mówi o tym wyraźnie, wszak mnie na religii w szkole uczono, że nawet zbyt częste oglądanie telewizji jest łamaniem pierwszego przykazania (!), co dopiero wyznawanie buddyjskiego bożka.
Pytasz bono o wielokulturowość i sposób rozwiązania tego problemu. Otóż ten problem nie ma rozwiązania w zbiorze dogmatów religii katolickiej pn ludzkość zdaje się robić to, przed czym miała zostać powstrzymana przy budowie wierzy Babel - łączy się.
No niestety, kościół na te pytania musi odpowiedzieć a nie chować głowy w piasek.
Na razie jedyną odpowiedzią kościoła jest, ofiara na misje, czyli zagospodarujemy cały świat dla katolicyzmu, nie będzie problemu. Tylko że tak samo myślą inne religie dla których nasz Bóg jest bożkiem.
Społeczeństwo się zmienia i to 90% społeczeństwo katolickie jak głosi kościół, ta przynajmniej 30% grupa wiernych chce, żyć w świecie a nie zamykać się w czterech ścianach polskości, jednocześnie jej się nie wyrzekając.
Duchowni do tych zmian są kompletnie nie przygotowani, nie mają na ten proces pomysłu, przemilczają , straszą innymi kulturami i udowadniają wyższość katolicyzmu nad pozostałymi religiami. Ale to nie załatwia problemu.
Kiedyś były setki religii, każdy lud miał swoje wierzenia, teraz liczba dominujących wyznań zmalała do kilku stanowiących zlepę dawnych dogmatów plus wiele nowszych opracowań, w końcu i te wszystkie religie zlepią się w jedna ostateczną a co będzie dalej... Tego nie wiem. Wielu (w tym Einstein) próbowało i próbuje odwrócić kota ogonem nazywając Boga prawami fizyki. Czynią w ten sposób swój ateizm mniej inwazyjnym i społecznie kontrowersyjnym. Tymczasem jak stwierdził niegdyś B. Russell: "Jeśli nazwiesz energię Bogiem, znajdziesz go <<nawet>> w grudce węgla".
Otóż Bóg jest istnieniem osobowym, myślącym i sprawczym, przedstawiając Boga jako ogół praw fizyki, energię czy inne tego typu naukowe odniesienia zapewniamy sobie miękkie lądowanie wprost ze średniowiecznych krucjat na trampolinę zgodności z nowoczesnym postrzeganiem świata. Być może zmierza wszystko w tym kierunku ale nie dajmy się oszukać. Z Bogiem to nie ma wtedy już niczego wspólnego.
Spowiedź świąteczna w Centrum JP II w Krakowie. Z dala od Myślenic.
Wchodzę z marszu, nie ma kolejki, sobota przed świętami.
: -Ostatni raz do spowiedzi byłem na Wielkanocne Święta, ksiądz przerywa
- dziewięć miesięcy temu?
-zawsze od lat chodzę do spowiedzi na święta , mówię /jestem zdziwiony i zaskoczony przerwaniem formułki/
-no nie a gdzie postanowienie poprawy? / we wcześniejszych spowiedziach nie miałem z tego powodu zarzutu, wyrzutów sumienia i nie obiecywałem poprawy/
-zgłupiałem, popatrzyłem, przez kratki, 35 lat przerzedzony blondyn w okularach i tak patrzymy na siebie, już się zdenerwowałem, że nawet tekstu wstępnego nie dane było mi wypowiedzieć, ja milczę a on
-masz jeszcze jakieś grzechy
-zapomniałem języka w gębie więc pierwsze co mi sie nawinęło, nie pościłem w piątki
-dlaczego, kolejny atak
-a czy w ogóle muszę pościć? jest to post zalecany a nie nakazany skontrowałem
-nie ty jesteś od ustalania postu
-a byłem z księdzem w Rzymie i w piątek jedliśmy mięso ile wlezie mówił, że post można zastąpić, np. jałmużną
-w jego sumienie ja nie wchodzę
-i tu spowiedź się kończy, bo ja już zapomniałem co miałem powiedzieć, więcej grzechów nie pamiętam
-będziesz miał dziesiątkę różańca, co dzień , przez miesiąc
-to mnie zamurowało, jeszcze w życiu takiej pokuty nie miałem /pomyślałem szybko, że gdybym 10 lat nie był w kościele, to pewnie za pokutę na kolanach do Kalwarii/, mówię że mam pracę i to jest dla mnie nie wykonalne
-targować się tu przyszedłeś? odburknął
-no chciałbym się potargować o jakąś lżejszą
-przyszedłeś się spowiadać czy targować, jak nie wykonasz to spowiedź będzie nie ważna
poddałem się, pomyślałem przez święta odmówię, do komunii przystąpię a co będzie później, to powiem przy kolejnej spowiedzi, np że pokuty nie wypełniłem, myślę że nie otrzymam zakazu wstępu do kościoła.
Przeddzień spowiedzi przeczytałem w jednej z gazet wywiad z Dominikaninem, który mówił że spowiedź to pomoc i przewodnik, jak należy postępować a nie kara za postępowanie, bo karać może tylko Bóg.
No ja takiego przewodnika w konfesjonale nie zastałem, ani porady, ani pomocy.
hehe :) No to Ci przywalił ;)
Pamiętaj, że przystępując do spowiedzi na następne święta będziesz musiał dodać jeszcze grzech wyjawiania swoich grzechów. Właściwie to kiedy byłem mały uczono mnie, że nie wolno mówić nikomu swoich grzechów (oprócz kapłana) bo to też jest grzech. Nie wiedziałem co prawda przeciwko jakiemu przykazaniu ale nie wiedziałem też czy można mówić o grzechach już odpuszczonych.
To zawsze wydawało mi się takie trochę sztywne jak cisza przedwyborcza...
-mieszkaniec-
Jak byłem dzieckiem, też wierzyłem w bajki, strachy, duchy i mądrych duchownych.
Dzisiaj wiem że głupota jest grzechem.
Ale czy można wyznawać jakąkolwiek religię bez duchowych przewodników? Zwłaszcza Chrześcijańską?
Czy można odrzucić 3/4 zasad religijnych i nadal podpisać się pod przynależnością do Kościoła?
Czy można "po prostu" wierzyć w Boga na swój sposób i czy to jeszcze wiara czy wygoda? Czy rezygnując z tak niewygodnych ustanowień jak spowiedź, kazania, litanie, procesje itd człowiek nie wyzbywa się tego o co właściwie chodzi w religii - oddania się pewnym poświęceniom w imię pewnej dozy pokory.
I najważniejsze pytanie... Czy jest sens w ogóle się nad tym rozwodzić skoro można wybrać życie oparte o wiedzę, dowód i doświadczenie poznawcze? Życie zgodne z rozumowaniem i sprawdzonymi mechanizmami od tysiącleci kształtującymi nasz świat...
Można, ale nie można dać się manipulować. Już Chrystus ostrzegał przed tymi, którzy stroją się w piękne szaty i narzucają ciężary nie do udźwignięcia, lecz sami ich nie dźwigają. /cytuję z pamięci/
Każda religia ma chęć manipulowania ludźmi dla swoich korzyści i przed tym trzeba się strzedz.
Każdy by chciał aby mu jedzono z ręki, ale aby to się stało na ten autorytet trzeba zapracować a nie wymuszać go, bo jak skończyłem seminarium to jestem boski. Otóż nie jestem, jestem zwykłym facetem, który chciał zostać księdzem i jestem równie dobry i zły jak każdy filozof, socjolog czy psycholog, jestem bardziej uduchowiony /ksiądz Boniecki/ i zwykłym karierowiczem , cwaniakiem /Tadeusz Rydzyk/
Mim zdanie religia jest narzędziem do pracy nad sobą i osiągania pewnego stopnia rozwoju. Sama w sobie nie jest niczym złym ani dobrym. To zestaw pewnych formułek, praktyk i zasad. Jej cel jest poza nią samą. Jednak dla wielu ludzi właśnie religia stała się celem samym w sobie. W swojej ignorancji i braku pokory uwierzyli, że są ponad wszystkimi i wszystkim.
„Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi” Księga Rodzaju http://www.biblia-orygenes.org/2011/07/o-stworzeniu-swiata_15.html
I co zrobił człowiek? Zamiast ochraniać i pomnażać to, czym obdarzył go Bóg używa Ziemi dla własnej, nieposkromionej korzyści. Niszczy ją, zatruwa, eksploatuje, wybija zwierzęta i innych ludzi. Przepełniony pychą i ignorancją stawia się ponad przyrodą, zaprzeczając temu, że od niej zależy jego aktualny i dalszy żywot. Zagubiło się gdzieś po drodze biblijne współczucie, troska, miłosierdzie i miłość.
Moim zdaniem w Kościele od dawna przeważa postawa „mieć” nad „być”. Nie chodzi mi tylko o kwestie materialne choć także, ale o szersze rozumienie słowa „mieć”. Mam tu na myśli także kwestię posiadania pozycji, górowania nad innymi, dogadzania sobie, brak pokory i korzystanie z wszelkich uciech tego świata... Ludzie to naśladują...
Gdzie podziała się postawa „być”?
„(...)W tym ostatnim, autoryzowanym wywiadzie kardynał Martini powiedział: "Kościół jest zmęczony, w Europie dobrobytu i w Ameryce. Nasza kultura postarzała się, nasze kościoły są wielkie, nasze klasztory są puste, a aparat biurokratyczny Kościoła rośnie, nasze obrzędy i nasze stroje są wystawne.”
"Dobrobyt ciąży" - ocenił włoski kardynał.
Zapytany o to, kto może pomóc obecnie Kościołowi, odparł: "Radzę papieżowi i biskupom, by znaleźli 12 osób spoza szeregu na stanowiska kierownicze; ludzi, którzy byliby blisko najbiedniejszych, otoczeni przez młodzież i którzy próbowaliby nowych rzeczy".
Kard. Martini zaapelował o "nawrócenie" Kościoła. "Kościół - stwierdził - musi uznać swoje błędy i musi podążać drogą radykalnych zmian, poczynając od papieża i biskupów".
"Skandale pedofilii skłaniają nas do wejście na drogę nawrócenia. (...)
Wyraził przekonanie, że specjalną opieką Kościół powinien otoczyć osoby rozwiedzione, ludzi, którzy zawarli nowe związki i rodziny z dziećmi z różnych małżeństw. Jego zdaniem ludzie ci są przez Kościół "dyskryminowani".
W ten sposób zaś, ostrzegł, odsuwają się od niego nowe pokolenia.
"Kościół pozostał 200 lat z tyłu. Czemu się nie otrząśnie? Boimy się? Odczuwamy strach zamiast odwagi?" - zapytał kardynał Carlo Maria Martini.(...)”
Źródło:
http://fakty.interia.pl/religia/news/kosciol-pozostal-200-lat-z-tylu-czemu-sie-nie-otrzasnie,1838214
-->bono
Czego ty oczekujesz od spowiedzi (ważnego sakramentu który ma twoją duszę ratować..).
Tak jak napisałeś , wpadasz z marszu (jak do tramwaju) nie znając nawet 5 warunków dobrej spowiedzi. No chyba że je znasz ale z góry ignorujesz... , jakby na Twój przypadek nie popatrzeć to wg mnie ta spowiedź jest niestety nieważna.
Używając religii do pracy nad sobą wymaga stosowania tylko pewnych przesłanek i prawd zawartych w pismach a reszty unikania. To się już chyba nazywa kabała...
Luno, nie rozumiem gdzie w przytoczonym przez Ciebie cytacie jest wskazane, że człowiek ma się troszczyć o ziemię i ją ochraniać? Zaludniamy ziemie doskonale, rozmnażamy się jak króliki. W Chinach przechodnie depczą sobie już po głowach.
Piszesz, że ludzie używają Ziemi do swojej niepohamowanej korzyści, że ją niszczymy i zatruwamy itd... Motywujesz to argumentem jakoby człowiek zaprzeczał swojemu przyrodniczemu pochodzeniu. A ja się z tym nie zgodzę. Uważam, że wręcz przeciwnie. Nie rozumiem osób które traktują ludzkość w oderwaniu od praw natury. Nietrwałe pierwiastki radioaktywne (reakcje jądrowe i towarzyszące im promieniowania), trujące gazy, żrące i mordercze związki chemiczne, wymieranie gatunków, rywalizacja doboru naturalnego... to istniało od zawsze. Człowiek nie zabił nawet 1% wymarłych gatunków na Ziemi.
Jesteśmy ludźmi. Robimy tak zwany syf. Widocznie tak chciała natura. Jeśli uważasz, że to co robimy nie jest dziełem natury przypomnij sobie z czego się składasz i co znajduje się w samym środku każdej Twojej komórki (i nazywa się kodem DNA).
Przedstawię Ci radę na pocieszenie Luno :) - znajdź jakiegokolwiek geologa i usiądź z nim przy piwie wieczorem niech Ci opowie historię naszej planety jaką zna. Potem spotkaj się z fizykiem, niech on Ci opowie to samo. Potem spotkaj się z biologiem, żeby porozmawiać na ten sam temat. (Możesz nawet spotkać się z księdzem, niech Ci opowie o potopie.) A potem usiądź wygodnie, uśmiechnij się i rozluźnij wiedząc że bez względu na to jak będziemy się starać, my nie rozwalimy tej planety. Znacznie potężniejsze siły próbują to zrobić od 4.5 miliarda lat. Jesteśmy kolejnym wytworem naszej Ziemi i to wcale nie najstraszniejszym. Raczej takim dosyć śmiesznym dla jej kondycji powiedziałbym.
Jest jeszcze napisane Szanowna Luno "Mężowie kochajcie swoje żony" no i jest napisane :Czyńcie sobie ziemie poddaną"(co sama przytaczasz).
Słowo "kochajcie" niesie naturalnie wynikające synonimy jak empatia, uczucie, ciepło, dbanie, ochrona itd.
Słowo "czyńcie poddaną" raczej nie kojarzy się z powyższym postrzeganiem. Przytaczam te dwa fragmenty ponieważ stanowią spójność merytoryczną stosowanego języka gdyż pochodzą z tego samego źródła. Ośmielam się więc zauważyć, że gdyby Bóg w Piśmie Sw chciał napisać "dbajcie o ziemie i chrońcie ją" to właśnie tak zostało by to napisane.
Czynić sobie coś poddanym to wykorzystywać to na własną korzyść i to najczęściej w sposób bezapelacyjny (żeby nie napisać despotyczny choć może to byłoby bardziej trafne okreslenie w świetle Starego Testamentu)
Być może nieprecyzyjnie się wyraziłam lub Twoja interpretacja z jakiegoś powodu poszła w przeciwnym kierunku... Napisałam o człowieku:
Przepełniony pychą i ignorancją stawia się ponad przyrodą, zaprzeczając temu, że od niej zależy jego aktualny i dalszy żywot.
Dla mnie znaczy to tyle, że pochodzimy z tego samego źródła życia co jeleń, wilk, sikorka czy pstrąg. Jesteśmy zbudowani z tej samej materii. Ulegamy tym samym przemianom itd, itp. Do tego samego źródła wracamy. Rodzimy się, żyjemy, starzejemy i umieramy. Po nas przychodzą następni, którzy też będą uczestniczyć w odwiecznym cyklu narodzin i śmierci, która w pewnym sensie nie jest śmiercią, a przeobrażeniem się. Zwierzęta tworzą z przyrodą jeden organizm, ze Słońcem, Księżycem i całym Wszechświatem. Człowiek przez swoje oddzielone "ja" odłączył się mentalnie, a często fizycznie od natury. Czym to się kończy wiadomo - wystarczy poczytać o chorobach cywilizacyjnych.
Grzech antropocentryzmu - niejednokrotnie ludzie usiłują panować nad przyrodą i stawiają się w pozycji władcy. W swojej ignorancji nie dopuszczają do siebie tej prostej prawdy, że przyroda bez nas przetrwa lecz my bez niej nie.
Czynić sobie poddaną, to nie musi znaczyć eksploatować, nadużywać i niszczyć. Ja to rozumiem po swojemu. Może dlatego, że nie mam tendencji do nadużywania władzy. Władza kojarzy mi się z mądrym wspieraniem w rozwoju, zrozumieniem, wspaniałomyślnością, szacunkiem i opieką.
Źle mnie zrozumiałeś. Wchodzę z marszu, czyli wchodzę do sali, w Centrum JP II jest sala z konfesjonałami do której w chodzi się z korytarza, nie stoję w kolejce, bo jej nie ma a więc wchodzę z marszu.
Luna i mieszkaniec, fajnie że polemizujecie, / wysoko podniesiona poprzeczka/ fajnie się was czyta.
Teraz zdecydowanie lepiej zrozumiałem Twój punkt widzenia. Cóż mogę Ci powiedzieć? Człowiek wylądował znacznie wyżej na gałęziach ewolucyjnych niż wilk, jaskółka czy pstrąg. Często używam anegdoty, że różnica intelektualna miedzy człowiekiem a drugim co do inteligencji gatunkiem na ziemi jest większa niż różnica tego drugiego a drobnoustrojów. Gdyby tak spojrzeć na ewolucję komputerów można zauważyć jeszcze szybsze postępy. (Tak, moim zdaniem maszyny ewoluują, nie powstają na skutek sztucznego doboru. Dobór sztuczny to np hodowanie ras psów do uzyskania określonego wyglądu, nikt natomiast nie wiedział jak ma wyglądać samolot pasażerski albo koło - po prostu taki kształt/konstrukcja sprawdziło się metodą prób i błędów).
To jest definicja wychowania, nauczania, prowadzenia, miłości rodzicielskiej. W moim odczuciu pasuje bardziej do takich określeń. Dla mnie bowiem władza to relacje przywódca-podporządkowany, to rozkaz i niezwłoczne jego wykonanie. Ani szacunek ani opieka nie jest niezbędnym elementem w posługiwaniu się atrybutami władzy. Posiadanie nad kimś władzy to prawo do dysponowania jego czasem i wydawania mu poleceń. Można to robić z szacunkiem i opieką ale co jeśli sługa nie zechce wykonać polecenia? Jak wykonać wtedy swą władzę zachowując jednocześnie szacunek dla jego zdania?
Znów ośmielę się złamać zasadę dobrych manier w internecie i edytuje post pod własnym postem ale właśnie natchnęła mnie myśl, że można by wg Ciebie Szanowna Luno zastąpić wpis "Mężowie kochajcie swoje żony" na "Mężowie czyńcie sobie żony poddanymi" :)
To musiała by być bardzo intrygująca sytuacja gdybyś na spotkaniu z mężczyzną, na pytanie czego oczekujesz od partnera odpowiedziała: "pragnę aby uczynił mnie poddaną" ;) (oczywiście dla Ciebie w domyśle mądrym wspieraniem w rozwoju, zrozumieniem, wspaniałomyślnością, szacunkiem i opieką.)
A potem dziwne skąd biorą się nieporozumienia damsko-męskie;)
Szanowny Mieszkańcu ale czyż nie jest tak, że w związkach ludzie są wobec siebie w jakimś stopniu poddani? Gdyby tak nie było, to każdy realizowałby tylko swoje potrzeby i pragnienia. Jeśli załóżmy mężczyzna wyrzeka się czasem wyjścia z kolegami na mecz, bo wie, że dla bliskiej mu kobiety jest w tym momencie ważna jego obecność przy niej w domu, to czyż nie jest to byciem poddanym? Mogłabym wiele takich przykładów przytoczyć. Patriarchat sprawił, że bardziej "poddane" są kobiety ale to się już zmienia. Takie poddanie można nazwać rodzajem zależności ale na nie składa się też zaufanie, zawierzenie drugiej osobie. Chcemy wierzyć, że nasz partner/partnerka nas nie oszuka, nie skrzywdzi, że będzie wspierać w trudnym momentach itp. Każda osoba w inny sposób może rozumieć dane słowo.
Jeśli chodzi o ewolucję, to w kwestii intelektualnej człowiek jest daleko przed innymi organizmami. Jednakże ośmielę się rzec, że przyroda ze swoim mechanizmem samoregulacji i samonaprawiania się jest o wiele potężniejsza. Dzięki temu, że jesteśmy częścią przyrody te mechanizmy działają również w nas. Jednak ludzki intelekt niejednokrotnie stawia opór i sami sobie szkodzimy. Chciałoby się powiedzieć wbrew instynktowi...
Jeśli chodzi o ciało to czymże różnimy się od wspomnianego przeze mnie wilka czy jelenia? Większość procesów w organizmie przebiega podobnie.
Różnimy się świadomością i teoretycznie powinniśmy umieć z niej korzystać. Moim zdaniem intelekt bez przebudzenia duchowego może wywieść ludzkość na manowce. Po cóż nam planowanie przyszłości na księżycu, rozwój nauki i techniki itp. kiedy nie znamy samych siebie i nie umiemy cieszyć się chwilą obecną? Wciąż jesteśmy albo w przeszłości albo w przyszłości, a najmniej w „tu i teraz”. Tego możemy uczyć się od dzieci czy też od zwierząt. Dużo można pisać o ewolucji biologicznej, astrofizycznej czy funkcjonowaniu ludzkiej świadomości. Jednak moim zdaniem świadomość i samoświadomość powinna rozwijać się na równi z intelektem. Ilu ludzi o to dba? Ciekawe ilu czytających ten temat uczestniczyło kiedyś w warsztatach rozwoju osobistego czy psychoterapii. Łatwiej poznawać coś, co jest na zewnątrz nas, niż samych siebie. Praca nad poznawaniem samego siebie w naszej kulturze nie jest tak powszechna.
http://pl.wikipedia.org/wiki/%C5%9Awiadomo%C5%9B%C4%87
http://pl.wikipedia.org/wiki/Samo%C5%9Bwiadomo%C5%9B%C4%87
Wracając do meritum sprawy posłużę się cytatem wielkiego naukowca i wizjonera:
"Jeśli istnieje jakaś religia, która sprostałaby wymaganiom współczesnej nauki, jest nią buddyzm." Albert Einstein
Buddyści wyznają zasadę niekrzywdzenia i starają się szanować wszelkie życie (nie tylko ludzkie). Kierują się Czterema Szlachetnymi Prawdami i Szlachetną Ośmiostopniową Ścieżką. Dla buddysty istotne jest poznawanie siebie, swoich uwarunkowań, swojej natury, by doznać przebudzenia.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Buddyzm#Cztery_Szlachetne_Prawdy
Buddyzm, to bardzo szlachetna i mądra religia. Ale ma też wiele kierunków.
Bono -> brak odrobiny pokory i wyrozumiałości dla innych przewijający się notorycznie w twoich wypowiedziach wyraźnie uwydatnia się w twojej relacji ze spowiedzi. Gdzie w tej relacji jest miejsce dla Boga?
Można by wiele pisać o delikatnie mówiąc innej interpretacji słów księdza niż twoja. Szkoda jednak czasu bo Ty bardziej chcesz gadać niż słuchać. Pokazałeś to wyraźnie na tej spowiedzi. Zresztą zważywszy na twoje zachowanie to gratulacje dla księdza ze zachował spokój. W sumie to delikatnie Cię potraktował. Przeciętny Polak nie potrafił by na jego miejscu wykazać się taką cierpliwością.
Dla przykładu odniosę się do pierwszego pytania księdza
[quote]
-Ostatni raz do spowiedzi byłem na Wielkanocne Święta, ksiądz przerywa
- dziewięć miesięcy temu?[/quote]
To pytanie przede wszystkim oznacza, że ksiądz stoi twardo na ziemi i doskonale wie że są cwaniaki na tej polskiej ziemi którzy przychodząc do spowiedzi mówią że byli ostatni raz do spowiedzi na święta Wielkanocy, a pomijają szczegół że trzy lata temu
Mówienie że nie masz czasu poświęcić 5 minut dziennie na modlitwę świadczy o tym iż jest ona dla Ciebie mało ważna. Oczywiście może się tak zdarzyć że nie będziesz miał czasu, albo sił nawet na 5 minut modlitwy, ale wówczas tym bardziej nie znajdziesz czasu na odpisywanie na tego posta.