mieszkaniec napisał/a:
Ja osobiście nie wierze, że Papierz jest głową Kościoła, I masz zupełną rację, Głową Kościoła jest Papież
Tak. Zawsze popełniam błąd w tym wyrazie, jakieś niedopatrzenie we wczesnej fazie edukacji ortograficznej. Przepraszam. Widocznie słowo Papież gdzieś w podświadomości kojarzę z wyrazem papier, papierowy, (być może na kształt władzy papieskiej) a następnie odmieniam wg tradycyjnej zasady ortografii.
Czytałem wczoraj artykuł o tym jak to w Księdze Jozuego Bóg wstrzymał słońce by mogło świecić dłużej Izraelitom ażeby mieli sposobność dokończyć rzeź Gibeonitów (szczytny cel). Problem w tym, że nieco później polski astronom Mikołaj Kopernik wykazał niejako, że Słońca wstrzymać nie można gdyż stoi ono nieruchomo względem ruchomej ziemi. Szkoda, że ludzie pod natchnieniem Ducha Świętego tego nie wiedzieli. Ot taki mały błąd merytoryczny dla przykładu, że są jeszcze gorsi "pisarze" ode mnie :)
Dziękuję za zwrócenie uwagi i pozdrawiam.
Niestety zgadzam się z prasą niemiecką i ich oceną abdykującego papieża.
Nie mniej, dla pamięci po naszym papieżu i tym samym dla nas był przejściowo dobry,
bo gdyby po naszym papieżu nastąpił jakiś kolejny wielki indywidualista, reformator, mógłby przytłumić pamieć po naszym papieżu.
Oj nie - sami bez wiernych księża niewiele zrobią. To są naczynia połączone. Sami to mogą najwyżej coś zepsuć, co niestety od zawsze się zdarzało, zdarza i będzie zdarzać. O tych naczyniach połączonych mówi św. Paweł:
1Kor 12,12-31 napisał/a:
(12) Podobnie jak jedno jest ciało, choć składa się z wielu członków, a wszystkie członki ciała, mimo iż są liczne, stanowią jedno ciało, tak też jest i z Chrystusem. (13) Wszyscyśmy bowiem w jednym Duchu zostali ochrzczeni, [aby stanowić] jedno ciało: czy to Żydzi, czy Grecy, czy to niewolnicy, czy wolni. Wszyscyśmy też zostali napojeni jednym Duchem. (14) Ciało bowiem to nie jeden członek, lecz liczne [członki] (15) Jeśliby noga powiedziała: Ponieważ nie jestem ręką, nie należę do ciała, czy wskutek tego rzeczywiście nie należy do ciała? (16) Lub jeśliby ucho powiedziało: Ponieważ nie jestem okiem, nie należę do ciała czyż nie należałoby do ciała? (17) Gdyby całe ciało było wzrokiem, gdzież byłby słuch? Lub gdyby całe ciało było słuchem, gdzież byłoby powonienie? (18) Lecz Bóg, tak jak chciał, stworzył [różne członki umieszczając każdy z nich w ciele. (19) Gdyby całość była jednym członkiem gdzież byłoby ciało? (20) Tymczasem są wprawdzie liczne członki ale jedno ciało. (21) Nie może więc oko powiedzieć ręce: Nie jesteś mi, potrzebna, albo głowa nogom: Nie potrzebuję was. (22) Owszem, niezbędne dla ciała bywają te właśnie członki, które uchodzą za słabsze; (23) a te, które uważamy za mało godne szacunku, tym większym obdarzamy poszanowaniem. Tak przeto szczególnie się troszczymy o przyzwoitość wstydliwych członków ciała, (24) gdyż wobec tych, co nie należą do wstydliwych, nie istnieje taka potrzeba. Lecz Bóg tak ukształtował nasze ciało, że zyskały więcej szacunku członki z natury mało godne czci, (25) aby nie powstało rozdwojenie w ciele, lecz żeby poszczególne członki troszczyły się o siebie nawzajem. (26) Tak więc, gdy cierpi jeden członek, współcierpią wszystkie inne członki; podobnie gdy jednemu członkowi okazywane jest poszanowanie, współradują się wszystkie członki. (27) Wy przeto jesteście Ciałem Chrystusa i poszczególnymi jego członkami. (28) I tak ustanowił Bóg w Kościele naprzód apostołów, po wtóre proroków, po trzecie nauczycieli, a następnie tych, którzy mają moc czynienia cudów, potem tych, którzy uzdrawiają, którzy wspierają pomocą, którzy rządzą, którzy przemawiają różnymi językami. (29) Czyż wszyscy są apostołami? Czy wszyscy prorokują? Czy wszyscy są nauczycielami? Czy wszyscy mają moc czynienia cudów? (30) Czy wszyscy posiadają łaskę uzdrawiania? Czy wszyscy przemawiają językami? Czy wszyscy potrafią je tłumaczyć? (31) Lecz wy starajcie się o większe dary, a ja wam wskażę drogę jeszcze doskonalszą.
Oczywiście należy się tutaj dopatrywać analogii pomiędzy członkami ciała, a członkami wspólnoty Kościoła
No cóż inaczej na wybór Papieża może patrzy ateista, a inaczej katolik. Przykład Jana Pawła I i jego szybkiej śmierci. Pierwszy bardzo możliwe że będzie się doszukiwał w tym teorii spiskowej. Drugi choć teorię spiskową być może też będzie brał pod uwagę, to jednak pomyśli także: A może to była interwencja Boga, który chciał dobitniej dać kardynałom do zrozumienia, że zabrakło im odwagi, aby posłuchać głosu Ducha Świętego?
Drugi choć teorię spiskową być może też będzie brał pod uwagę, to jednak pomyśli także: A może to była interwencja Boga, który chciał dobitniej dać kardynałom do zrozumienia, że zabrakło im odwagi, aby posłuchać głosu Ducha Świętego?
Wiesz, że w ten sposób można doszukać się interwencji Boga nawet w pękniętej skale w głębi pierwszego lepszego kanionu w Arizonie...
Nie sądzę aby Bóg musiał uśmiercać swoich kardynałów i papieży żeby dać cokolwiek do zrozumienia wysokim urzędnikom Kościoła w Watykanie. To dobre dla Starego Testamentu. Albo Stalina.
Naprawdę uważasz za katolickie doszukiwanie się boskich przyczyn nagłej śmierci Papieża? Czy to ja po prostu nieopatrznie zrozumiałem przesłanie... Jan Paweł I był dobrym człowiekiem.
Jeśli katolik doszukuje się boskiej interwencji w uśmierceniu następcy Piotra u schyłku XX wieku to nie pozostaje nic innego niż współczuć wewnętrznej sprzeczności. "Interwencja Boga"... czyli zawał serca jego następcy na ziemi. Ja bym tego nie kupił, nawet jako katolik.
Bóg nie uśmierca kardynałów, lecz powołuje ich do własnego domu. Sam Jan Paweł II mawiał, że sam Bóg go odwoła z urzędu. Cóż miał na myśli? właśnie własną śmierć, czyli narodziny na nowo. Czy to przypadek, że jak mówią Wyszyński kupił bilet w jedną stronę dla Karola Wojtyły? Myślę że nie. Gdzieś to było mówione, że gdy Karol Wojtyła dowiedział się o śmierci JPI to ...(cos tam - nie pamiętam juz dokładnie) i poszedł się modlić w samotności. Czy tylko za zbawienie swojego poprzednika? Nie sądzę. Także teraz jak sam zaznacza Benedykt XVI nie podjął tej decyzji tak tylko kierując się intelektem, ale także, a może przede wszystkim na rozważaniu na modlitwie. Innymi słowy pytał się Boga, czy jest to dobry pomysł. Przypuszczam (i tylko przypuszczam), że Duch Święty chce aby w obecnych czasach następcy św. Piotra nie pełnili już urzędu dożywotnio, o ile dożyją późnego wieku. Są inne czasy, niż 100 lat temu i wcześniej. Przede wszystkim szybciej następują różnorakie zmiany w społeczeństwie. Ten precedens (który jeszcze nie nastąpił do końca i wcale nie jest jeszcze pewne czy nastąpi)niesie nie tylko szansę na prężniejsze działanie Watykanu, ale i zagrożenia.
Co do egzorcyzmów aby one miały sens musi istnieć zły duch zwany zwykle diabłem lub szatanem. Gdyby diabła nie było to egzorcyści byli by warci politowania. On jednak jest i działa, tylko wielu nawet katolików w niego nie wierzy - także księży. Przykładem takiego księdza który nie wierzył w diabla jest zmarły w zeszłym roku O. Rufus Pereira. Nie wierzył dopóki się z nim nie spotkał o czym można posłuchać tutaj: http://www.egzorcyzmy.katolik.pl/multimedia/swiadectwa-i-reportaze/1069-jak-zostalem-egzorcysta-ks-rufus-pereira
Potem był przez wiele lat znanym i cenionym egzorcystom - nauczycielem swoich młodszych kolegów w posłudze.
sh_ma używasz argumentacji opartej na tajemnicy przerwania ciągłości procesów życiowych organizmów żywych - inaczej mówiąc śmierci. Opierasz cały swój światopogląd na wierze w inny świat w którym przebywa Bóg wraz z aniołami, świętymi i wszystkimi duszami zmarłych. Ten świat od tysięcy lat zmieniał swoje położenie. Niegdyś znajdował się gdzieś na ziemi, potem okazało się, że na ziemi nie ma Raju więc stwierdzono, że znajduje się nad naszymi głowami. Potem okazało się że nad naszymi głowami jest przestrzeń kosmiczna więc stwierdzono że tam gdzie kończy się kosmos zaczyna się Niebo. Dziś dane obserwacyjne na podstawie przesunięć w ruchu odległych gromad galaktyk wykazują grawitacyjne oddziaływanie innego Wszechświata znajdującego się poza granicami naszego, można zatem przypuszczać że Boski Majestat nie skrywa się w niczym co fizyczne, wypieramy Go więc do metafizyki. Sam Jezus wielokrotnie powtarzał o "Ojcu który jest w Niebie" co był zgodne z ówczesnymi poglądami, że boskie istoty kryją się ponad chmurami. Wiemy, że to nie prawda a Niebo nie jest przypadkową metaforą lecz odniesieniem do kierunku, czyli do "góry". (na marginesie Wszechświat nie ma ani góry an i dołu).
Wiem, że trudne jest zrozumieć jak to możliwe że po śmierci nie ma nic. Ja aby sobie to wyobrazić odwracam strzałkę czasu i zastanawiam się co było dla mnie przez ostatnie 14 miliardów lat zanim jeszcze powstałem. Dla mnie nie było nic. Dlaczego więc po śmierci musi być "coś".
Nie muszę chyba Ci mówić, że osobiście nie popieram nazywanie śmierci powołaniem do Domu Bożego w Niebie. Moja etyka mi na to nie pozwala, stawia Boga w złym świetle zwłaszcza w kontekście bardzo wczesnych powołań. Nie wiem jak można powołać do życia kogoś kogo w dniu narodzin powołuje się do śmierci. Wiem, że jest w tym Boski Plan bo tak powtarzali mi nar eligii w szkole przez lata ale wychowanie szkolne nie zwalnia od myślenia.
Jest w Piśmie Świętym dość znany fragment w którym Jezus wraz z uczniami spotyka człowieka niewidomego od urodzenia. Wtedy Jezus zapytany kto zgrzeszył czy on czy jego rodzice krótko zaprzeczył że ani on ani jego rodzice. Potem jeszcze dodał, że człowiek ten jest ślepy aby mogły się na nim objawić dzieła boże.(cokolwiek to znaczy a może to znaczyć milion rzeczy naraz).
Zawsze starałem się zrozumieć ten fragment z punktu widzenia sceptyka ale nie potrafiłem się doszukać błędu w odpowiedzi Jezusa. Myślałem nad tym i myślałem i nie potrafiłem się przyczepić do tej odpowiedzi, aż nie zrozumiałem fundamentalnej i decydującej kwestii tegoż zagadnienia: to nie odpowiedź jest zła tylko pytanie trywialne. I zrozumiałem wtedy, że pytania zadawane Jezusowi przez uczniów są konstruowane pod kontem odpowiedzi, że odpowiedzi są mądre bo pytania są najzwyczajniej głupie. W Piśmie Świętym uczniowie zadowalają się odpowiedziami których nie rozumieją bo czytelnik też ma nie rozumieć tych odpowiedzi.
Czy człowiekowi wierzącemu nie wystarczy fakt potwierdzony, że podziałowi komórek towarzyszy pewien czynnik losowy który w okresie wczesno prenatalnym może doprowadzić do niewłaściwego rozwoju płodu? Czy na prawdę wiara w Boga zmusza do szukania odpowiedzi za każdym razem zaprzeczającej rachunkowi prawdopodobieństwa? Czy próba losowa w postaci rzutu monetą też jest sterowana za każdym razem przez Boga który stara się zachować równomierność wyników na przestrzeni nieskończonej ilości prób? Czy zwężenie naczynia wieńcowego odkładające się przez lata które w końcu doprowadza do zawału serca i ustania procesów życiowych dla człowieka wierzącego MUSI być dziełem Boga i Jego powołaniem do swego Królestwa? Czy wszystko na ziemi musi mieć boską przyczynę? Jeśli tak to i wojny i zniszczenia i tragedie i cierpienie i nienawiść i dzieciobójstwo. To wszystko jest na prawdę sprzeczne logicznie.
Jest sprzeczne i mało logiczne i dlatego musisz wierzyć, bo wierzący nie zadaje pytań a przynajmniej nie kłopotliwe bo by to znaczyło, że jest małej wiary bądź ją stracił.
W kościołach teraz są modły do Boga by Ten właściwie wybrał /powołał/ papieża.
Czy Bóg mógłby źle wybrać? przecież to nonsens abyśmy my interweniowali u Boga aby ten wybrał papieża, właściwego nam.
Sursum corda.
To bardzo męczące, przyjmowanie czegokolwiek "na wiarę" jest poddaniem się ideologii a każda ideologia przyjmowana "na wiarę" może być niebezpieczna ponieważ prawda objawiona w wierze posunie się tak daleko jak mocno będą wierzyć jej wyznawcy.
Posługując się wiarą ludzi w dane słowa można dowolnie te słowa dobierać bez obaw o zarzut nonsensu jeśli tylko ludzie będą w to mocno wierzyć.
Mój dawny wykładowca programowania tłumacząc nam budowę poszczególnego kodu zawsze na końcu sprawdzał czy program działa. Nie musiał tego robić, bo i tak nic nie rozumieliśmy i tylko przepisywaliśmy z założeniem że to musi działać skoro on tak mówi. Ale on zawsze sprawdzał pokazując wszystkim i zawsze powtarzając, że to nie religia i nie ma nic na wiarę.
Wtedy uważałem to za niepotrzebny zabieg, dziś uważam to za rzetelność.
W kościele tego nie było.
Dlatego wiara dzisiaj jest bardziej tradycją, kulturą, sposobem na życie, aniżeli ślepym poddaństwem.
Ślepo poddaństwo nie wytrzyma próby czasu i albo wiara pozostanie jako część naszej kultury, albo jeżeli będzie forsowana ślepa ideologia wiary bez uwzględnienia nauki a wtedy zaginie w sposób naturalny w kolejnych pokoleniach. Przykład na zachód od Odry i Nysy. Czesi żyją bez wiary a sukcesy mają większe niż my i żadna pożoga ich nie nawiedziła, choroby też i wcale to nie znaczy, że są mordercami, złodziejami i że żyją niezgodnie z ewangelią.
mieszkańcu -> wszystko starasz się wyjaśnić rozumowo. Tymczasem to nie jest możliwe. Jest takie starożytne bardzo mądre powiedzenie: "wiem, że nic nie wiem" Nie udowodnisz, że Boga nie ma, tak jak ja nie udowodnię, że On jest. To już kwestia wiary. Możesz wierzyć albo nie. Wiele z moich doświadczeń religijnych można by pewnie próbować wyjaśnić na drodze psychologi. Są jednak takie doświadczenia także w moim życiu, których próbę przypisania do czegoś tam na podstawie psychologi było by mocno naciągane.
Zdarzają się natomiast takie przypadki, z którymi psychiatrzy nie bardzo wiedzą co zrobić. Nie są wstanie sobie poradzić, gdy pacjent ma problem bardziej natury duchowej niż psychicznej. Na marginesie wspomniani egzorcyści nie powinni przystępować do egzorcyzmów, jeśli najpierw nie zbadają, czy dana osoba jest zdrowa psychicznie.
Czy tego chcesz czy nie świat duchowy istnieje, a 10 przykazań jest po prostu drogowskazem dla człowieka co ma robić aby być szczęśliwym. (przy spojrzeniu długoterminowym) Pierwsze przykazanie mówi: "Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną" Człowiek aby być szczęśliwym długoterminowo potrzebuje wierzyć w Boga oraz nie zmieniać bogów jak rękawiczki. I to pewnie dało by się zbadać naukowo. Tym bogiem nie musi być Bóg, czasem bywa nim drugi człowiek tak jak to jeszcze nie dawno był nim Stalin. W sumie dla nielicznych pewnie nadal pełni funkcję boga.
Bono -> Zaczynasz pisać na ten temat - tylko między wierszami - czyli o tym jak zrobić z kościoła supermarket, do którego można sobie przyjść i wybrać to co mi wpadnie w oko, a to co się nie podoba, nie jest przyjemne, nie przyciąga oka zostawić na półce.
Nie wiem jak można powołać do życia kogoś kogo w dniu narodzin powołuje się do śmierci. Wiem, że jest w tym Boski Plan bo tak powtarzali mi nar eligii w szkole przez lata ale wychowanie szkolne nie zwalnia od myślenia.
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Dla nas śmierć jest czymś nie znanym, czymś zwykle przerażającym. Z punktu widzenia Boga wygląda całkiem inaczej. My tylko możemy sobie próbować to nieudolnie wyobrazić
Oczywiście nie każdej śmierci można przypisywać wolę Boga. Człowiek ma wolną wolę i może zabić kogoś lub siebie wbrew Bogu.
Bono -> Zaczynasz pisać na ten temat - tylko między wierszami - czyli o tym jak zrobić z kościoła supermarket, do którego można sobie przyjść i wybrać to co mi wpadnie w oko, a to co się nie podoba, nie jest przyjemne, nie przyciąga oka zostawić na półce.
Samemu co nieco programowaniem się zajmowałem i porównywanie go do religii uważam za nietrafione.
W pełni zgadzam się z tym twierdzeniem. Nie może być trafione porównanie religii do czegokolwiek co ma ręce i nogi. Bardziej trafnym byłoby porównać religię do opowieści o siedmiu krasnoludkach, Dziadku Mrozie albo pradawnym Cthulhu z dna Pacyfiku. Nie sądzę aby świadczyło to dobrze o religii.
Masz także racje pisząc, że człowiek aby być szczęśliwym potrzebuje wierzyć w Boga, może zatem posługując się tym własnym stwierdzeniem zrozumiesz skąd wziął się Bóg w naszej ludzkiej świadomości. Sam zauważasz, że pewnych elementów Twojego życia nie możesz wyjaśnić bez odniesienia się do szeroko pojętego świata duchowego. To bardzo naturalne, jestem przekonany że większość ludzi odnosi takie wrażenie od początku istnienia naszego gatunku. Mam nadzieje, że zdajesz sobie sprawę z tego, że z tysięcy zagadek wyjaśnianych religijnie od niepamiętnych czasów dziś zostało może kilka których jeszcze nie ogarnęliśmy nauką.
Społeczeństwo jest samoregulującym się mechanizmem, uważam że potrzebujemy jeszcze sporo czasu aby na straży porządku tego świata stanął racjonalizm. Potrzebujemy póki co Bogów i wierzeń w kontrolę wielkiej istoty, spory procent ludzkości nie dojrzał do odcięcia się od boskiej pępowiny.
mieszkańcu -> wszystko starasz się wyjaśnić rozumowo. Tymczasem to nie jest możliwe.
Powiem tak... mieszkamy w Polsce <<zakładam, że tak>> i większość z nas urodziła się i została wychowana w wierze chrześcijańskiej. Również ja. Nie są mi obce aksjomaty religijne, znam to od podszewki, pochodzę z "normalnej" katolickiej rodziny. Odrzucenie metafizyki religijnej było moim nie wymuszonym wyborem. Wręcz przeciwnie - niosło to wiele konsekwencji. Nikt nie wychowywał mnie ani nie wmawiał mi, że Boga nie ma. Niemal wszyscy ludzie w Polsce są wychowywani i od dziecka przyuczani, że On istnieje a mimo to część ludzi bez przymuszenia i idąc "pod prąd" podejmuje decyzje o zerwaniu zawierzenia w dogmaty Kościoła. Raczej nikt w Polsce nie jest wychowywany na ateistę.Trudniej tu nie wierzyć niż wierzyć. Dlaczego więc wielu bez przymuszenia i wbrew wychowaniu i głównemu trendowi dochodzi do wniosku, że Boga <<prawdopodobnie>> nie ma? Być może dlatego, że nie jest możliwe wyjaśnienie czegokolwiek Bogiem (posługując się odwróceniem cytowanych przez Ciebie słów).
Mieszkaniec napisał ''opierasz swój światopogląd na wierze w inny świat''...Ciekawe ,czy gdyby dziecku w łonie matki powiedzieć że tam poza łonem jest inny świat.Że będą tam inne stworzenia ptaki,ryby,zwierzęta i wiele innych rzeczy.Ze tam urośnie będzie chodzić ,jeść ,oddychać samodzielnie że będzie miało mame tate ,czy by uwierzyło.
Ciekawe ,czy gdyby dziecku w łonie matki powiedzieć że tam poza łonem jest inny świat.Że będą tam inne stworzenia ptaki,ryby,zwierzęta i wiele innych rzeczy.Ze tam urośnie będzie chodzić ,jeść ,oddychać samodzielnie że będzie miało mame tate ,czy by uwierzyło.
Przed bardzo zbliżoną zagwostką stanął niegdyś prof. Michio Kaku rozpatrując wielowymiarową strukturę czasoprzestrzeni. Ale jeśli chodzi o moje zdanie to problem polega na tym, że jeśli uznamy,że dziecko posiada świadomość komunikacyjną to można by mu powiedzieć,że poza łonem istnieje pewien świat pełen ryb, ptaków itd ale... należy dodać, że te ryby, ptaki i wszystkie zwierzęta składają się z tych samych tkanek co ono samo i łono które go otacza, że wszystko zbudowane jest z tych samych atomów a zwierzęta podobnie jak ono odżywiają się, czują ból, ciepło, słyszą bicie serca i same mają serca. Wtedy wystarczy aby dziecko spojrzało na siebie w liczbie dowolnie mnogiej. Bo tak naprawdę nie wiemy jakie światy istnieją o których nie mamy zielonego pojęcia i pod tym to ja także się podpiszę.
Co innego mówienie o świecie w którym wszystko jest niespójne, zawiera błąd na błędzie logicznym i spór na sporze teologicznym. Świecie w którym istnieje Nieskończenie Dobry Bóg a mimo wszystko produkt jego stworzenia - anioł - zbuntował się i jest sprawcą całego zła na świecie. Bóg który wie wszystko nie potrafił tego przewidzieć.
W takie coś dziecko ma prawo nie uwierzyć.
Tak. Zawsze popełniam błąd w tym wyrazie, jakieś niedopatrzenie we wczesnej fazie edukacji ortograficznej. Przepraszam. Widocznie słowo Papież gdzieś w podświadomości kojarzę z wyrazem papier, papierowy, (być może na kształt władzy papieskiej) a następnie odmieniam wg tradycyjnej zasady ortografii.
Czytałem wczoraj artykuł o tym jak to w Księdze Jozuego Bóg wstrzymał słońce by mogło świecić dłużej Izraelitom ażeby mieli sposobność dokończyć rzeź Gibeonitów (szczytny cel). Problem w tym, że nieco później polski astronom Mikołaj Kopernik wykazał niejako, że Słońca wstrzymać nie można gdyż stoi ono nieruchomo względem ruchomej ziemi. Szkoda, że ludzie pod natchnieniem Ducha Świętego tego nie wiedzieli. Ot taki mały błąd merytoryczny dla przykładu, że są jeszcze gorsi "pisarze" ode mnie :)
Dziękuję za zwrócenie uwagi i pozdrawiam.
Niestety zgadzam się z prasą niemiecką i ich oceną abdykującego papieża.
Nie mniej, dla pamięci po naszym papieżu i tym samym dla nas był przejściowo dobry,
bo gdyby po naszym papieżu nastąpił jakiś kolejny wielki indywidualista, reformator, mógłby przytłumić pamieć po naszym papieżu.
Oj nie - sami bez wiernych księża niewiele zrobią. To są naczynia połączone. Sami to mogą najwyżej coś zepsuć, co niestety od zawsze się zdarzało, zdarza i będzie zdarzać. O tych naczyniach połączonych mówi św. Paweł:
Oczywiście należy się tutaj dopatrywać analogii pomiędzy członkami ciała, a członkami wspólnoty Kościoła
No cóż inaczej na wybór Papieża może patrzy ateista, a inaczej katolik. Przykład Jana Pawła I i jego szybkiej śmierci. Pierwszy bardzo możliwe że będzie się doszukiwał w tym teorii spiskowej. Drugi choć teorię spiskową być może też będzie brał pod uwagę, to jednak pomyśli także: A może to była interwencja Boga, który chciał dobitniej dać kardynałom do zrozumienia, że zabrakło im odwagi, aby posłuchać głosu Ducha Świętego?
benedykt XVI starał sie wypełniać to co zapoczątkował poprzednik i cały czas przypominał jego osobę moim zdaniem jego pontyfikat był dobry
Wiesz, że w ten sposób można doszukać się interwencji Boga nawet w pękniętej skale w głębi pierwszego lepszego kanionu w Arizonie...
Nie sądzę aby Bóg musiał uśmiercać swoich kardynałów i papieży żeby dać cokolwiek do zrozumienia wysokim urzędnikom Kościoła w Watykanie. To dobre dla Starego Testamentu. Albo Stalina.
Naprawdę uważasz za katolickie doszukiwanie się boskich przyczyn nagłej śmierci Papieża? Czy to ja po prostu nieopatrznie zrozumiałem przesłanie... Jan Paweł I był dobrym człowiekiem.
Jeśli katolik doszukuje się boskiej interwencji w uśmierceniu następcy Piotra u schyłku XX wieku to nie pozostaje nic innego niż współczuć wewnętrznej sprzeczności. "Interwencja Boga"... czyli zawał serca jego następcy na ziemi. Ja bym tego nie kupił, nawet jako katolik.
Bóg nie uśmierca kardynałów, lecz powołuje ich do własnego domu. Sam Jan Paweł II mawiał, że sam Bóg go odwoła z urzędu. Cóż miał na myśli? właśnie własną śmierć, czyli narodziny na nowo. Czy to przypadek, że jak mówią Wyszyński kupił bilet w jedną stronę dla Karola Wojtyły? Myślę że nie. Gdzieś to było mówione, że gdy Karol Wojtyła dowiedział się o śmierci JPI to ...(cos tam - nie pamiętam juz dokładnie) i poszedł się modlić w samotności. Czy tylko za zbawienie swojego poprzednika? Nie sądzę. Także teraz jak sam zaznacza Benedykt XVI nie podjął tej decyzji tak tylko kierując się intelektem, ale także, a może przede wszystkim na rozważaniu na modlitwie. Innymi słowy pytał się Boga, czy jest to dobry pomysł. Przypuszczam (i tylko przypuszczam), że Duch Święty chce aby w obecnych czasach następcy św. Piotra nie pełnili już urzędu dożywotnio, o ile dożyją późnego wieku. Są inne czasy, niż 100 lat temu i wcześniej. Przede wszystkim szybciej następują różnorakie zmiany w społeczeństwie. Ten precedens (który jeszcze nie nastąpił do końca i wcale nie jest jeszcze pewne czy nastąpi)niesie nie tylko szansę na prężniejsze działanie Watykanu, ale i zagrożenia.
Co do egzorcyzmów aby one miały sens musi istnieć zły duch zwany zwykle diabłem lub szatanem. Gdyby diabła nie było to egzorcyści byli by warci politowania. On jednak jest i działa, tylko wielu nawet katolików w niego nie wierzy - także księży. Przykładem takiego księdza który nie wierzył w diabla jest zmarły w zeszłym roku O. Rufus Pereira. Nie wierzył dopóki się z nim nie spotkał o czym można posłuchać tutaj:
http://www.egzorcyzmy.katolik.pl/multimedia/swiadectwa-i-reportaze/1069-jak-zostalem-egzorcysta-ks-rufus-pereira
Potem był przez wiele lat znanym i cenionym egzorcystom - nauczycielem swoich młodszych kolegów w posłudze.
Może byś zaczął zarabiać na kazaniach?
Księża chętnie sięgsją po gotowce z sieci!
Twój kontrargument do wypowiedzi sh_ma powala na kolana....
sh_ma używasz argumentacji opartej na tajemnicy przerwania ciągłości procesów życiowych organizmów żywych - inaczej mówiąc śmierci. Opierasz cały swój światopogląd na wierze w inny świat w którym przebywa Bóg wraz z aniołami, świętymi i wszystkimi duszami zmarłych. Ten świat od tysięcy lat zmieniał swoje położenie. Niegdyś znajdował się gdzieś na ziemi, potem okazało się, że na ziemi nie ma Raju więc stwierdzono, że znajduje się nad naszymi głowami. Potem okazało się że nad naszymi głowami jest przestrzeń kosmiczna więc stwierdzono że tam gdzie kończy się kosmos zaczyna się Niebo. Dziś dane obserwacyjne na podstawie przesunięć w ruchu odległych gromad galaktyk wykazują grawitacyjne oddziaływanie innego Wszechświata znajdującego się poza granicami naszego, można zatem przypuszczać że Boski Majestat nie skrywa się w niczym co fizyczne, wypieramy Go więc do metafizyki. Sam Jezus wielokrotnie powtarzał o "Ojcu który jest w Niebie" co był zgodne z ówczesnymi poglądami, że boskie istoty kryją się ponad chmurami. Wiemy, że to nie prawda a Niebo nie jest przypadkową metaforą lecz odniesieniem do kierunku, czyli do "góry". (na marginesie Wszechświat nie ma ani góry an i dołu).
Wiem, że trudne jest zrozumieć jak to możliwe że po śmierci nie ma nic. Ja aby sobie to wyobrazić odwracam strzałkę czasu i zastanawiam się co było dla mnie przez ostatnie 14 miliardów lat zanim jeszcze powstałem. Dla mnie nie było nic. Dlaczego więc po śmierci musi być "coś".
Nie muszę chyba Ci mówić, że osobiście nie popieram nazywanie śmierci powołaniem do Domu Bożego w Niebie. Moja etyka mi na to nie pozwala, stawia Boga w złym świetle zwłaszcza w kontekście bardzo wczesnych powołań. Nie wiem jak można powołać do życia kogoś kogo w dniu narodzin powołuje się do śmierci. Wiem, że jest w tym Boski Plan bo tak powtarzali mi nar eligii w szkole przez lata ale wychowanie szkolne nie zwalnia od myślenia.
Jest w Piśmie Świętym dość znany fragment w którym Jezus wraz z uczniami spotyka człowieka niewidomego od urodzenia. Wtedy Jezus zapytany kto zgrzeszył czy on czy jego rodzice krótko zaprzeczył że ani on ani jego rodzice. Potem jeszcze dodał, że człowiek ten jest ślepy aby mogły się na nim objawić dzieła boże.(cokolwiek to znaczy a może to znaczyć milion rzeczy naraz).
Zawsze starałem się zrozumieć ten fragment z punktu widzenia sceptyka ale nie potrafiłem się doszukać błędu w odpowiedzi Jezusa. Myślałem nad tym i myślałem i nie potrafiłem się przyczepić do tej odpowiedzi, aż nie zrozumiałem fundamentalnej i decydującej kwestii tegoż zagadnienia: to nie odpowiedź jest zła tylko pytanie trywialne. I zrozumiałem wtedy, że pytania zadawane Jezusowi przez uczniów są konstruowane pod kontem odpowiedzi, że odpowiedzi są mądre bo pytania są najzwyczajniej głupie. W Piśmie Świętym uczniowie zadowalają się odpowiedziami których nie rozumieją bo czytelnik też ma nie rozumieć tych odpowiedzi.
Czy człowiekowi wierzącemu nie wystarczy fakt potwierdzony, że podziałowi komórek towarzyszy pewien czynnik losowy który w okresie wczesno prenatalnym może doprowadzić do niewłaściwego rozwoju płodu? Czy na prawdę wiara w Boga zmusza do szukania odpowiedzi za każdym razem zaprzeczającej rachunkowi prawdopodobieństwa? Czy próba losowa w postaci rzutu monetą też jest sterowana za każdym razem przez Boga który stara się zachować równomierność wyników na przestrzeni nieskończonej ilości prób? Czy zwężenie naczynia wieńcowego odkładające się przez lata które w końcu doprowadza do zawału serca i ustania procesów życiowych dla człowieka wierzącego MUSI być dziełem Boga i Jego powołaniem do swego Królestwa? Czy wszystko na ziemi musi mieć boską przyczynę? Jeśli tak to i wojny i zniszczenia i tragedie i cierpienie i nienawiść i dzieciobójstwo. To wszystko jest na prawdę sprzeczne logicznie.
Jest sprzeczne i mało logiczne i dlatego musisz wierzyć, bo wierzący nie zadaje pytań a przynajmniej nie kłopotliwe bo by to znaczyło, że jest małej wiary bądź ją stracił.
W kościołach teraz są modły do Boga by Ten właściwie wybrał /powołał/ papieża.
Czy Bóg mógłby źle wybrać? przecież to nonsens abyśmy my interweniowali u Boga aby ten wybrał papieża, właściwego nam.
Sursum corda.
To bardzo męczące, przyjmowanie czegokolwiek "na wiarę" jest poddaniem się ideologii a każda ideologia przyjmowana "na wiarę" może być niebezpieczna ponieważ prawda objawiona w wierze posunie się tak daleko jak mocno będą wierzyć jej wyznawcy.
Posługując się wiarą ludzi w dane słowa można dowolnie te słowa dobierać bez obaw o zarzut nonsensu jeśli tylko ludzie będą w to mocno wierzyć.
Mój dawny wykładowca programowania tłumacząc nam budowę poszczególnego kodu zawsze na końcu sprawdzał czy program działa. Nie musiał tego robić, bo i tak nic nie rozumieliśmy i tylko przepisywaliśmy z założeniem że to musi działać skoro on tak mówi. Ale on zawsze sprawdzał pokazując wszystkim i zawsze powtarzając, że to nie religia i nie ma nic na wiarę.
Wtedy uważałem to za niepotrzebny zabieg, dziś uważam to za rzetelność.
W kościele tego nie było.
Dlatego wiara dzisiaj jest bardziej tradycją, kulturą, sposobem na życie, aniżeli ślepym poddaństwem.
Ślepo poddaństwo nie wytrzyma próby czasu i albo wiara pozostanie jako część naszej kultury, albo jeżeli będzie forsowana ślepa ideologia wiary bez uwzględnienia nauki a wtedy zaginie w sposób naturalny w kolejnych pokoleniach. Przykład na zachód od Odry i Nysy. Czesi żyją bez wiary a sukcesy mają większe niż my i żadna pożoga ich nie nawiedziła, choroby też i wcale to nie znaczy, że są mordercami, złodziejami i że żyją niezgodnie z ewangelią.
mieszkańcu -> wszystko starasz się wyjaśnić rozumowo. Tymczasem to nie jest możliwe. Jest takie starożytne bardzo mądre powiedzenie: "wiem, że nic nie wiem" Nie udowodnisz, że Boga nie ma, tak jak ja nie udowodnię, że On jest. To już kwestia wiary. Możesz wierzyć albo nie. Wiele z moich doświadczeń religijnych można by pewnie próbować wyjaśnić na drodze psychologi. Są jednak takie doświadczenia także w moim życiu, których próbę przypisania do czegoś tam na podstawie psychologi było by mocno naciągane.
Zdarzają się natomiast takie przypadki, z którymi psychiatrzy nie bardzo wiedzą co zrobić. Nie są wstanie sobie poradzić, gdy pacjent ma problem bardziej natury duchowej niż psychicznej. Na marginesie wspomniani egzorcyści nie powinni przystępować do egzorcyzmów, jeśli najpierw nie zbadają, czy dana osoba jest zdrowa psychicznie.
Czy tego chcesz czy nie świat duchowy istnieje, a 10 przykazań jest po prostu drogowskazem dla człowieka co ma robić aby być szczęśliwym. (przy spojrzeniu długoterminowym) Pierwsze przykazanie mówi: "Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną" Człowiek aby być szczęśliwym długoterminowo potrzebuje wierzyć w Boga oraz nie zmieniać bogów jak rękawiczki. I to pewnie dało by się zbadać naukowo. Tym bogiem nie musi być Bóg, czasem bywa nim drugi człowiek tak jak to jeszcze nie dawno był nim Stalin. W sumie dla nielicznych pewnie nadal pełni funkcję boga.
Bono -> Zaczynasz pisać na ten temat - tylko między wierszami - czyli o tym jak zrobić z kościoła supermarket, do którego można sobie przyjść i wybrać to co mi wpadnie w oko, a to co się nie podoba, nie jest przyjemne, nie przyciąga oka zostawić na półce.
Mają lepszych pisarzy ode mnie. Chociażby wspomniany ks Rufus Pereira. Nie mylić z innym księdzem o tym samym nazwisku.
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Dla nas śmierć jest czymś nie znanym, czymś zwykle przerażającym. Z punktu widzenia Boga wygląda całkiem inaczej. My tylko możemy sobie próbować to nieudolnie wyobrazić
Oczywiście nie każdej śmierci można przypisywać wolę Boga. Człowiek ma wolną wolę i może zabić kogoś lub siebie wbrew Bogu.
Samemu co nieco programowaniem się zajmowałem i porównywanie go do religii uważam za nietrafione.
Dostosowuję się to tytułu bloga.
W pełni zgadzam się z tym twierdzeniem. Nie może być trafione porównanie religii do czegokolwiek co ma ręce i nogi. Bardziej trafnym byłoby porównać religię do opowieści o siedmiu krasnoludkach, Dziadku Mrozie albo pradawnym Cthulhu z dna Pacyfiku. Nie sądzę aby świadczyło to dobrze o religii.
Masz także racje pisząc, że człowiek aby być szczęśliwym potrzebuje wierzyć w Boga, może zatem posługując się tym własnym stwierdzeniem zrozumiesz skąd wziął się Bóg w naszej ludzkiej świadomości. Sam zauważasz, że pewnych elementów Twojego życia nie możesz wyjaśnić bez odniesienia się do szeroko pojętego świata duchowego. To bardzo naturalne, jestem przekonany że większość ludzi odnosi takie wrażenie od początku istnienia naszego gatunku. Mam nadzieje, że zdajesz sobie sprawę z tego, że z tysięcy zagadek wyjaśnianych religijnie od niepamiętnych czasów dziś zostało może kilka których jeszcze nie ogarnęliśmy nauką.
Społeczeństwo jest samoregulującym się mechanizmem, uważam że potrzebujemy jeszcze sporo czasu aby na straży porządku tego świata stanął racjonalizm. Potrzebujemy póki co Bogów i wierzeń w kontrolę wielkiej istoty, spory procent ludzkości nie dojrzał do odcięcia się od boskiej pępowiny.
Powiem tak... mieszkamy w Polsce <<zakładam, że tak>> i większość z nas urodziła się i została wychowana w wierze chrześcijańskiej. Również ja. Nie są mi obce aksjomaty religijne, znam to od podszewki, pochodzę z "normalnej" katolickiej rodziny. Odrzucenie metafizyki religijnej było moim nie wymuszonym wyborem. Wręcz przeciwnie - niosło to wiele konsekwencji. Nikt nie wychowywał mnie ani nie wmawiał mi, że Boga nie ma. Niemal wszyscy ludzie w Polsce są wychowywani i od dziecka przyuczani, że On istnieje a mimo to część ludzi bez przymuszenia i idąc "pod prąd" podejmuje decyzje o zerwaniu zawierzenia w dogmaty Kościoła. Raczej nikt w Polsce nie jest wychowywany na ateistę.Trudniej tu nie wierzyć niż wierzyć. Dlaczego więc wielu bez przymuszenia i wbrew wychowaniu i głównemu trendowi dochodzi do wniosku, że Boga <<prawdopodobnie>> nie ma? Być może dlatego, że nie jest możliwe wyjaśnienie czegokolwiek Bogiem (posługując się odwróceniem cytowanych przez Ciebie słów).
Mieszkaniec napisał ''opierasz swój światopogląd na wierze w inny świat''...Ciekawe ,czy gdyby dziecku w łonie matki powiedzieć że tam poza łonem jest inny świat.Że będą tam inne stworzenia ptaki,ryby,zwierzęta i wiele innych rzeczy.Ze tam urośnie będzie chodzić ,jeść ,oddychać samodzielnie że będzie miało mame tate ,czy by uwierzyło.
Przed bardzo zbliżoną zagwostką stanął niegdyś prof. Michio Kaku rozpatrując wielowymiarową strukturę czasoprzestrzeni. Ale jeśli chodzi o moje zdanie to problem polega na tym, że jeśli uznamy,że dziecko posiada świadomość komunikacyjną to można by mu powiedzieć,że poza łonem istnieje pewien świat pełen ryb, ptaków itd ale... należy dodać, że te ryby, ptaki i wszystkie zwierzęta składają się z tych samych tkanek co ono samo i łono które go otacza, że wszystko zbudowane jest z tych samych atomów a zwierzęta podobnie jak ono odżywiają się, czują ból, ciepło, słyszą bicie serca i same mają serca. Wtedy wystarczy aby dziecko spojrzało na siebie w liczbie dowolnie mnogiej. Bo tak naprawdę nie wiemy jakie światy istnieją o których nie mamy zielonego pojęcia i pod tym to ja także się podpiszę.
Co innego mówienie o świecie w którym wszystko jest niespójne, zawiera błąd na błędzie logicznym i spór na sporze teologicznym. Świecie w którym istnieje Nieskończenie Dobry Bóg a mimo wszystko produkt jego stworzenia - anioł - zbuntował się i jest sprawcą całego zła na świecie. Bóg który wie wszystko nie potrafił tego przewidzieć.
W takie coś dziecko ma prawo nie uwierzyć.