Forum » Społeczeństwo

religia jak supermarket?

  • 23 lis 2009

    Wiec niech nikt religii nie łaczy z państwem czy urzędem. Życie prywatne Twojego nauczyciela jest i powinno pozostać jego prywatną sprawą, jego własnym dylematem, natomiast z drugiej jednak strony, jeżeli Twój katecheta, nawet świecki zacznie robić to samo co Twój nauczyciel fizyki, wtedy zatanawiające jest to dlaczego sam nie stosuje sie do teorii której naucza. Paradoks wartości. Proste jak prawo grawitacji.

    1 Cytuj
  • 23 lis 2009

    Jak każdy ma prawo być grzeszny. A moja religia to moje przekonania a nie rozważanie "dlaczego ten pan nie stosuje się do teorii, której naucza". Pomijasz istotę przekonań religijnych koncentrując się na zewnętrznych objawach.

    1 Cytuj
  • 23 lis 2009

    Błąd! Niech każdy zrobi rachunek sumienia i zobaczymy kto z nas "stosuje" sie albo nie. Religia to doktryna. Od A do Z. A dywagacje typu moja, Twoja wasza to tylko przyginanie wiary do własnych celów.
    Ja stosuje sie do pryncypii chrześcijaństwa, które w odzwieciedleniu i zmienionej merytorycznie postaci, jawią sie być podwalinami kazdej religii;

    Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną.
    Nie będziesz brał imienia Boga twego nadaremno.
    Pamiętaj, abyś dzień święty święcił.
    Czcij ojca swego i matkę swoją.
    Nie zabijaj.
    Nie cudzołóż.
    Nie kradnij.
    Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu.
    Nie pożądaj żony bliźniego swego.
    Ani żadnej rzeczy, która jego (bliźniego) jest.

    1 Cytuj
  • 26 lis 2009

    podwalinami to może mogą byc przykazania ale ze Starego Testamentu, a nie delikatna przeróbka dostojników naszego kościoła.

    1 Cytuj
  • 26 lis 2009

    Szanowny Wieśniaku, to jest tylko przykład, jakbym napisał po aramaisku lub hebrajsku, to po pierwsze, mało kto by przeczytał, a wiekszość na pewno zrozumiała by opacznie. Przecież nie bedziemy sprzeczać się o tłumaczenia?

    Cytuj
  • 26 lis 2009

    Niestety według mnie interpretacja przykazań według KK nieco wypacza ich sens szczególnie drugiego (które zostało zlikwidowane) i dziewiątego , (które podzielono na pół)
    drugie
    Nie uczynisz sobie obrazu rytego ani żadnej podobizny tego, co jest na niebie w górze i co na ziemi nisko, ani z tych rzeczy, które są w wodach pod ziemią. 5Nie będziesz się im kłaniał ani służył. Jestem Pan, Bóg twój, mocny, zawistny, karzący nieprawość ojców na synach do trzeciego i czwartego pokolenia tych, którzy mnie nienawidzą; 6a czyniący miłosierdzie tysiącom tych, którzy mię miłują i strzegą przykazań moich. Księga Wyjścia 20, 2–17
    lub
    Nie uczynisz sobie rzeźby ani podobizny wszystkich rzeczy, które są na niebie w górze i które na ziemi nisko, i które są w wodach pod ziemią. 9Nie będziesz się im kłaniał i służył. Bom ja jest Pan, Bóg twój, Bóg zawistny, który dochodzę nieprawości ojców na synach do trzeciego i czwartego pokolenia tych, którzy mnie nienawidzą, 10a czynię miłosierdzie na wiele tysięcy miłującym mię i strzegącym przykazań moich. Księga Powtórzonego Prawa 5, 6–21

    oraz dziesiąte
    17Nie będziesz pożądał domu bliźniego twego,
    ani będziesz pragnął żony jego,
    ani sługi, ani służebnicy, ani wołu, ani osła, ani żadnej rzeczy, która jego jest Księga Wyjścia 20, 2–17
    (cytat za wikipedią)

    Cytuj
  • 26 lis 2009

    Cieszę się że się zainteresowałeś. :D Własnie o to mi chodzi żeby zacząć sie interesować jak chrześcijaństwo ewoluowało, jak uległo manipulacjom i jak "drobne" zmiany w "tłumaczeniach" wypaczyły podwaliny wiary. Dla zainteresowanych, poniżej jest pierwszy znany tekst Dziesięciu Przykazań.
    zdjecie

    Cytuj
  • 26 lis 2009

    No ale w tym momencie to mam wrażenie, że zaczynamy się licytować kto lepiej grzebie po internecie. A jakie jest zainteresowanie tymi sprawami to sam widzisz.......
    według mnie problem tkwi w tym, że im więcej wiesz, czytasz itp. tym więcej pojawia się wątpliwości na temat intencji naszych dostojników z KK. Znam całą masę ludzi, którzy wierzą w Boga, ale nie wierzą w to co mówią i robią funkcjonariusze KK.

    Cytuj
  • 26 lis 2009

    I tu zupełnie się z Tobą zgodzę. To jest dokładnie to o czym pisałem na wstępie w jednym z postów jeszcze na zakładce o antysemityźmie. A zainteresowanie, cóż ludzie nie chcą się interesować. Chcą by inni zrobili to za nich, biorą podaną im "papkę" informacji za dobrą monetę. Zupełnie tak jak to dzieje się w relacji Urząd-mieszkańcy...

    Cytuj
  • 27 lis 2009

    Też tak myślę, na zebrania ludzie nie chodzą , wybory mają w d...a potem tylko narzekają. no ale chyba odbiegamy od tematu. A co inni na nasze przemyślenia ?

    Cytuj
  • 27 lis 2009

    Irlandia: Kościół przeprasza za molestowanie dzieci

    Zwierzchnik Kościoła katolickiego w Irlandii kardynał Sean Brady wyraził głęboki żal i wstyd z powodu przypadków wykorzystywania seksualnego dzieci przez księży w archidiecezji dublińskiej - informuje portal BBC News.
    W czwartek rząd ogłosił raport, z którego wynika, że do przypadków takich dochodziło w archidiecezji przez dekady, ale były one tuszowane przez władze kościelne i lekceważone przez policję.
    Kardynał przeprosił ofiary i ich rodziny, dodając przeprosiny wobec całego społeczeństwa za brak reakcji Kościoła. - Nikt nie stoi w tym kraju ponad prawem - zaznaczył. Dodał, że obowiązkiem każdego katolika jest współpraca z policją, w tym informowanie o wszelkim przestępstwie.
    Przeprosiny wobec osób, które padły ofiarą wykorzystywania, złożył również obecny arcybiskup Dublina Diarmuid Martin.
    Przygotowany na zlecenie rządu przez komisję pod kierownictwem sędzi Yvonne Murphy raport, dotyczy lat 1975-2004. Komisja analizowała doniesienia o wykorzystywaniu seksualnym złożone przez 320 osób i dotyczące 46 księży.
    Ustaliła, że czterech arcybiskupów Dublina nie przekazywało informacji o księżach wykorzystujących dzieci. Niektórzy z nich byli przenoszeni do innych parafii, gdzie mogli dalej dopuszczać się takich czynów. Raport dodaje, że władze państwowe ułatwiały proceder - policja traktowała duchownych jako pozostających poza jej kompetencjami i poprzestawała na informowaniu ich zwierzchników.
    Cytat za: Interia.pl
    CZYLI COŚ JEDNAK BYŁO NA RZECZY!!!!~CIEKAWE KIEDY U NAS COŚ SIĘ RUSZY ???????

    Cytuj
  • 29 lis 2009

    Nic się nie ruszy ponieważ u nas ten problem też jest olbrzymi lub też jeszcze wiekszy niz w Irlandii. Do dziś polski Kościół nie wypowiedział sie na temat dwóch dokumentów które zostały przesłane do każdej diecezji Kościoła Katolickiego na świecie i pod presją nakazywały bezwzględne stosowanie się do ich tajnej zawartości.

    Pierwszy z nich, to instrukcja autorstwa kard. Alfreda Ottavianiego "Instructio De Modo Procedendi In Causis Sollicitationis", podpisana w 1962 roku przez papieża Jana XXIII, zakazująca ujawniania przypadków pedofilii pod groźbą klątwy dla ujawniających i nakazującą skłanianie ofiar do milczenia też pod groźbą klątwy(źródłem przecieku poza Kościół katolicki jest katolicki ksiądz Thomas Doyle, który treść opracowania wraz z wytycznymi ujawnił w 2003 roku). Sam Jan Paweł II, bezwzględnie wymagał od swoich podwładnych respektowania tego aktu, jak również jego obecny następca Benedykt XVI.

    Co ciekawe, "w 2005r. nowo wybrany papież Benedykt XVI zwrócił się do prezydenta G.W. Busha z prośbą o list żelazny na czas potencjalnej pielgrzymki do USA (planowanej na maj 2007), który by jego, jako głowę państwa, uchronił od aresztowania, gdy tylko postawi stopę na amerykańskiej ziemi. Papież ma bowiem w Teksasie zaoczny proces o tajny list, który w roku 2001, jeszcze jako kardynał Ratzinger, wysłał do amerykańskich hierarchów. Zakazywał w nim władzom duchownym informowania władz świeckich o wynikach śledztw w sprawie pedofilii księży w przypadkach, w których nie upłynęło 10 lat od chwili, gdy ofiara osiągnęła pełnoletność. W USA namawianie do krycia przestępcy to nie przelewki – nic dziwnego, że Ojciec Święty chciał mieć pewność, iż po przybyciu do "Ojczyzny Wolności" nie trafi za kratki." ()

    Drugi dokument - "Crimen sollicitationis", także wydany w 1962 r. W myśl litery opracowania należy niezwłocznie otoczyć opieką księdza, oskarżonego o seksualne wykorzystywanie małoletniego i przenoszenie go z parafii do parafii. Skandal seksualny musi być opanowany i pójść w zapomnienie. Buntownicy i osoby, które do niego doprowadziły, zneutralizowani i ukarani. Skutkiem tego, zaszczuta rodzina ofiary musi opuścić miejscowość, w której mieszka, albowiem za sprawą agitacji z ambony, jest ona przedmiotem ostracyzmu ze strony wspólnoty lokalnej.

    Ze względu na to, że obowiązuje on wszystkich biskupów katolickich na całym świecie - postępowanie Kurii diecezjalnych w stosunku do wydarzeń seksualnego wykorzystywania dzieci przez księży jest podobne i to właśnie sprowokowało prowadzących śledztwa do przekonania, że muszą istnieć jakieś wspólne ustalenia dotyczące tego problemu. Dalsze dochodzenia przyniosły ujawnienie się osób które udostępniły pisaną po łacinie kopię tego dokumentu. Uważa się, że dochodzenie państwowej komisji w sprawie masowego wykorzystywania seksualnego małoletnich w Irlandii, doprowadziło do odkrycia kompromitującego Kościół tajnego dokumentu.

    Niestety nie mam polskiego tłumaczenia tych dokumentów. Polski system kościelny jest tak hermetyczny że nie udało mi się znaleźć żadnej wzmianki na ten temat, nie mówiąc już o samym tekście. Posiadam jednak pdf tekstu w języku angielskim. Nie mam teraz czasu żeby poświecić sie jego tłumaczeniu, jest go prawie 40 stron maszynopisu, ale przy wiekszym zainteresowaniu mogę go opublikować, a nawet pokusić się o tłumaczenie.

    Cytuj
  • 29 lis 2009

    Coraz częściej spotykam się z krytycyzmem w stosunku do moich wypowiedzi. Pojawiajace sie imperatywy najczęsciej sprowadzają sie do "obrazy uczuć religijnych" lub też profanacji. Nie piszę tu tylko o artykułach pisanych na miasto-info. Zastanawia mnie, czym jest spowodowane to radykalne a niekiedy i agresywne podejście do tematu? Czy jest to brak dystansu do siebie i innych, jako człowieka, czy też może brakiem wiedzy o własnej religii?

    Najbardziej, przynajmniej według opinii obywateli, katolicki kraj Polska, okazuje się być państwem w którym żyje najwięcej katolików nie znających własnej religii. Pojawiające się coraz częściej różnego rodzaju publikacje, ankiety czy badania opinii publicznej, potwierdzają że obywatele nazywający siebie katolikami, nie mają pojęcia o nauce Kościoła. Brak podstawowej wiedzy o Piśmie Świętym, liturgii Mszy Świętej, czy tak trywialne zagadnienia jakimi są treść "Ojcze Nasz", "Zdrowaś Mario" czy też wieczornego "Paciorka".

    Pamiętam kilka lat temu wokalista, Kazik Staszewski nazwał kosciół "tradycją niedzielną", Paweł Kukiz zaśpiewał kontrowersyjny utwór "ZCHN Zbliża Się", i tu nasuwa sie pytanie czy rzeczywiście kondycja polskiego Kościoła jest w takim złym stanie? Rok temu jedna z Łódzkich klas gimnazjalnych, 1 D, z IX Liceum Ogólnokształcącego 32 uczniów, zrezygnowało z uczęszczania na religię, wybierając etykę. Ksiądz bezskutecznie próbował przekonać uczniów (sic!) do zmiany decyzji. Posunął sie nawet do kontrowersyjnego usunięcia krzyża ze sciany klasy, motywując swojądecyzję "odejściem klasy od Kościoła" () Z danych Kurii Archidiecezji Łódzkiej wynika, że w części łódzkich szkół ponadgimnazjalnych na katechezę nie chodzi ok. 30 procent uczniów. Zaniepokoiło to abp. Władysława Ziółka. Poruszył problem w specjalnym liście, który odczytano podczas niedzielnej mszy świętej.

    Z roku na rok liczba ateistów a Polsce wzrasta, Kościół starając się zahamować ten proces sięga po szeroki wachlarz nowoczesnych rozwiązań; Billboardy namawiające do modlitwy, sztuki teatralne o tematyce religijnej, festiwale muzyczne a nawet szeroko zakrojone radiostacje i telewizje katolickie. Zastanawia mnie czy taka tendencja zamiast przybliżać młodzież do Kościoła, przynosi zupełnie odwotny skutek. W jednym z wydań "Wprost" ukazał się atrykuł "Jezus ogrodowy" który w doskonały sposób przedstawił nowoczesną formę świętości. Na polskim rynku bez żadnego kłopotu odnaleźć możemy różnego rodzaju dewocjonalia jednak mam wrażenie, iż pewna granica została stanowczo przekroczona. Ruchome obrazy święte, fosforyzująca postać Jezusa na krzyżu, pulsujące diody umieszczane na kapliczkach, rosyjskie matrioszki z postaciami świętych, czy też gliniana statuetka Chrystusa w ogrodzie, pełniąca tą samą funkcję, co tradycyjne krasnale to już kpina i obrzydliwy biznes. Przedmiotów tych nie można nazwać sztuką, trącą one, bowiem kiczem, produkcją masową, prostactwem, obłudą i tandetą.

    Współczesna wiara ulega gwałtownemu uprzedmiotowieniu, wystarczy spojrzeć na wciąż bogacące się firmy produkujące różnego rodzaju dewocjonalia i "religijne gadżety". Czy tak wielką postać, jaką był Jan Paweł II, można sprowadzić do nowych puzzli z jego wizerunkiem, figurek ogrodowych, czy też poduszek z wyszytą twarzą papieża? Nasuwa się, więc pytanie, a gdzie w tym wszystkim jest wiara i teologiczna głębia?

    Wiele osób, szczególnie młodych ludzi, wychowanych w wierze i tradycji chrześcijańskiej wchodzi w dorosłe życie będąc zupełnie innego wyznania lub stając się osobami bezwyznaniowymi, wierząc wyłącznie w siebie i w swoje możliwości. Żyjąc w "atrakcyjnym" świecie, skierowanym na rozrywkę i biznes, ciężko odnaleźć im istotę chrześcijaństwa. Wielu z nich, z powodu swoich złych doświadczeń i rozczarowań związanych z Kościołem, czy też poprzez życiowe porażki - odchodzi od wiary. Inni odwracają się od Kościoła, ponieważ razi ich tak powszechna w tej wspólnocie korupcja, wyzysk i obłuda lub po prostu posiadają zupełnie inne poglądy i idee. Dla takich osób, wyżej wymieniony "Jezus ogrodowy", może być po prostu symbolem podkultury.

    Duchowni twierdzą, iż taki stan rzeczy, jaki ma miejsce w Niemczech, czy Austrii, z pewnością nie grozi Polsce, gdyż nasze kościoły wciąż są zapełniane, a listy chętnych na pielgrzymi oblegane. To wszystko prawda, ale należy zastanowić się ilu "wiernych" z pełną świadomością i odpowiedzialnością współtworzy tę społeczność.

    Nurtuje mnie też jeszcze jedna kwestia którą myślę warto przytoczyć. Otóż mam nieodparte wrażenie, iż Kościół stał się przedmiotem nieczystej gry. Pojawiają się bowiem ludzie, którzy za zasłoną wiary, dążą do swych celów z obrzydliwym wręcz wyrafinowaniem. Mam na myśli tutaj między innymi postać o. Rydzyka, zajmującego się polityką, w sposób, który nie przystoi namiestnikom kościelnym. Jego bezczelne nawoływania do dobrych uczynków w postaci wypełniania jego licznych kont bankowych, jest sytuacją nie do przyjęcia. Tego typu zachowania rażą wielu, jednak istnieją też osoby, które bezgranicznie wierzą w słuszność i prawdę imperium ks. Tadeusza.

    Ostatnimi czasy media nagłaśniają także problem pedofilii i molestowania seksualnego, tak obecny wśród polskich duchownych. Powstała nawet teoria, która mówi, iż powodem tego zjawiska jest przecież tak niezgodny z ludzką naturą - celibat. Znana jest nam postać ks. Romana z województwa zachodniopomorskiego, który to gwałcił przez lata jedną ze swoich nieletnich parafianek, szantażując ją i grożąc, przy czym co niedziela nawoływał wiernych do naśladowania Chrystusa i życia w Bogu. Czy też niedawna sprawa nieletniej Edyty L. z Aleksandrowa. Uczennicy Szkoły Podstawowej (sic!) gdzie ksiadz Wieńczysław Ł. był katechetą. "Ludzie opowiadają nie tylko o historii Edyty, ale też zaczynają przypominać sobie dziwne i nienaturalne zachowanie duchownego wobec uczennic Szkoły Podstawowej w Aleksandrowie, gdzie uczył religii. Niektórzy mówią wprost, że ksiądz czynił krępujące, wręcz wulgarne, uwagi pod adresem nastolatek; " Ksiądz lubił młode kobiety, nawet dziewczynki w szkole zaczepiał. Dotykał je, robił im nieładne uwagi. Kiedyś w nieprzyzwoity sposób odezwał się do uczennicy szóstej klasy. Jej ojcu puściły nerwy i pobił księdza - opowiada Julian Ceglarz, członek rady parafialnej i były kościelny w parafii." ()

    Władze Kościoła powinny podjąć odpowiednie decyzje i działania w wyżej wymienionych sytuacjach. W Polsce jednak, księża, którzy dopuścili się przestępstw są jedynie przenoszeni do innej parafii, niekiedy kierowani są na psychoterapię, po czym, pod zasłoną milczenia i pokory wracają na posługę. Kościół ma także tendencję do ukrywania skandali i przestępstw seksualnych autorstwa kleru przed społeczeństwem, jak i przed wymiarem sprawiedliwości, przez co odpowiedzialność za niecne czyny niesłusznie spada na całą społeczność Kościoła, tworząc w ten sposób jej nieprawdziwy obraz.

    Wizerunek Kościoła został poważnie nadszarpnięty. Stało się tak, ponieważ wiele niewłaściwych osób pojawiło się na niewłaściwych stanowiskach, przez co ludzie prawdziwej wiary często zostają błędnie i niesprawiedliwie oceniani. Czy rzeczywiście współczesna katolicka Polska staje się miejscem, gdzie bezkarnie "żongluje" się wizerunkami świętych i wartościami religijnymi? Czy tak naprawdę społeczność katolicka rzeczywiście poddawana jest ciągłej redukcji? Z pewnością nie można generalizować, ponieważ wierze w to, iż każda z parafii naszego kraju, posiada chociażby garstkę ludzi wielkiej wiary. Istnieją, bowiem osoby, które z odwagą i dumą walczą z nadszarpniętym wizerunkiem swojej religijnej społeczności. Przykładem takiego zachowania z pewnością jest Szymon Hołownia, który jako młody dziennikarz, próbuję pokazać społeczeństwu, iż katolik, nie musi kojarzyć się wszystkim z nieśmiałym, zmartwionym męczennikiem, powinien, bowiem cieszyć się życiem i światem, który jest przecież dziełem Boga. Wiem że niewielu z Was zna go właśnie od tej strony, kojażąc jego nazwisko wyłącznie z programem TVN "Mam Talent", który prowadzi wraz z Marcinem Prokopem. Wielu młodych ludzi, zajmujących się pomocą innym, trudzących się wolontariatem, należących do przyparafialnych organizacji, które starają się nieść pokrzepienie, zrozumienie i dobre słowo, to kolejna grupa ludzi, którzy pełnią funkcję budującego elementu Kościoła. Podobnych zachowań można by wymienić naprawdę dużo, ale odnoszę wrażenie, iż ostatnimi czasy to ta zła energia przeważyła szale nastrojów religijnych i opinii o Kościele w polskiej rzeczywistości.

    Cytuj
  • 29 lis 2009

    Myśleniczaninie 007,
    zgadzam się z tym co napisałeś. Myślę, że dopóki Kościół publicznie nie przyzna się do swoich grzechów, dopóki nie odważy się na pewien rodzaj spowiedzi wobec społeczeństwa, a co za tym idzie oczyszczenia, dotąd będzie się nadal psuć.
    Sakrament spowiedzi jest bardzo ważny. Ma oczyścić i sprawić, że staniemy się na nowo Dziećmi Bożymi. Dlaczego Kościół nie odważy się na powiedzenie prawdy o swoich błędach? Ukrywanie tego wszystkiego, to działanie przeciwko Prawdzie /"prawda was wyzwoli" czytamy w Piśmie Św./
    Kiedyś miałam kontakt z księżmi, którzy wykładali na różnych uczelniach. Wielu z nich mówiło o tym, jak bardzo potrzeba takiego publicznego oczyszczenia w Kościele. Uważali, że bez tego Kościół stanie się, mówiąc metaforycznie stawem ze stęchłą wodą, w którym rozkładają się brudy gromadzone przez lata.
    Jak długo jeszcze będziemy udawać, że w stawie jest krystaliczna woda? Może wreszcie trzeba przepuścić przez staw oczyszczający go strumień...
    Księża swoim zachowaniem sami sobie strzelają "samobójczego gola". Ja wiem że to tylko ludzie, którzy czasem też czynią zło i podlegają tym samym pokusom co wszyscy. Tylko dlaczego nie mogą jak inni ludzie być karani np. za pedofilię? Czyżby byli wyjęci spod prawa?
    Na szczęście są jeszcze osoby, które swoim życiem dają świadectwo wiary w Jezusa stosując Jego nauki w swoim życiu. Pomagają innym, służą chorym i opuszczonym przez rodzinę oraz społeczeństwo. Dzielą się sobą, działają jako wolontariusze i na wiele innych sposobów czynią dobro. Czy będzie ich wystarczająco dużo, by Kościół przetrwał?

    1 Cytuj
  • 30 lis 2009

    Przeczytałem cały watek...uff.... Niestety nie jestem tak biegły i wyedukowany, żeby podjąć merytoryczną dyskusję. Ze swojej strony mogę tylko powiedzieć, że KK odpycha młodych od siebie. Mamy XXI wiek... i niezaprzeczalnie świat się zmienił i będzie zmieniał. Jeżeli KK nie podejmie zmian to niestety wierni będą się odsuwać. Weźmy przykład: mąż, bije żonę, znęca się psychicznie, pije, dzieci płaczą, koszmar - idzie do spowiedzi, wyspowiada się, rozgrzeszenie - i po problemie. Natomiast człowiek rozwiedziony - z różnych przyczyn, niekoniecznie brutalnych - ma pozamiatane. Oczywiście jest instytucja unieważnienia zawarcia małżeństwa, ale nie zawsze jest ku temu powód. Człowiek, może być dobry, nie krzywdzący ludzi, zwierząt, któremu się po prostu nie udał związek - i jest wykluczony... Oczywiście może wierzyć w Boga, ale sakramentów nie może podejmować.

    1 Cytuj
  • 30 lis 2009

    Najważniejsza jest świadomość. Informacja o wypaczeniach i odejściu KK od zasad moralnych które sam stara się krzewić nie jest po to by tę religię podważać. Wiedza pozwala na ocenę i świadomy wybór. Jak już niejednokrotnie starano się mnie przekonać, zło które czyni mój nauczyciel, nie przekreśla przedmiotu którego jest wykładowcą. Jednak przekreśla go jako pedagoga, wzór do naśladowania. Pozostaje jeszcze niesmak utraconego zaufania do całego ciała pedagogicznego. I właśnie w taki sposób KK traci swój autorytet.

    1 Cytuj
  • 30 lis 2009

    Myśleniczaninie
    upadek jednych nauczycieli przyczynia się do poszukiwania przez młodych innych autorytetów. Często znajdują je na ulicy w nieformalnych grupach, subkulturach czy wreszcie w sektach. Grupy te dają poczucie bezpieczeństwa i akceptacji. Ale jest pewien haczyk, coś za coś. Coś się otrzymuje, a czegoś trzeba się wyrzec.
    W sektach, które wykorzystują różne techniki manipulacji niezauważalnie płaci się za tą akceptację coraz większą cenę. Jest nią stopniowa utrata wolności i możliwości samostanowienia o sobie...

    1 Cytuj
  • 4 gru 2009

    Szperając dzisiaj po necie, znalazłem taki artykulik z The New York Timesa którym chciałbym się z Wami podzielić. Czekam niecierpliwie na opinie;

    2009-12-02 Nicholas Wade "The New York Times."

    "Gen religii.

    Religia nosi cechy zjawiska będącego skutkiem ewolucji, co oznacza, że utrwaliła się, ponieważ sprzyjała jej naturalna selekcja.

    Archeologowie Joyce Marcus i Kent Flannery dokonali w dolinie Oaxaca w Meksyku odkrycia, które wiele mówi o pochodzeniu religii. W ciągu 15 lat wykopalisk odnaleźli nie tylko monumentalną świątynię, ale także dowody na ewolucję praktyk religijnych w czasie. Zaczęło się od prostego parkietu tanecznego, areny wspólnych rytualnych tańców łowców-zbieraczy około 7 tysięcy lat przed Chrystusem. Później przekształcił się on w kaplice kultu przodków, które pojawiły się około 1500 roku przed naszą erą po przejściu na rolnictwo oparte na uprawie kukurydzy; wreszcie, w 30 roku naszej ery powstały zaawansowane świątynie wczesnego, archaicznego państwa, będące zarazem obserwatoriami astronomicznymi.

    Te oraz inne badania zwracają uwagę na nową perspektywę religioznawczą, usiłującą wyjaśnić, czemu praktyki religijne były obecne w społeczeństwach na każdym etapie rozwoju i we wszystkich częściach świata. Religia nosi cechy zjawiska będącego skutkiem ewolucji, co oznacza, że utrwaliła się, ponieważ sprzyjała jej naturalna selekcja. Jest też uniwersalna, została bowiem zapisana w naszym układzie nerwowym, zanim zamieszkująca Afrykę populacja ludzka rozproszyła się po całym świecie.

    Ateiści raczej nie będą zachwyceni konkluzją, że religia ewoluowała i dzięki temu przynosiła kluczowe korzyści pierwotnym społecznościom ludzkim i ich potomkom. Jeżeli religia jest kołem ratunkowym, to trudno określać ją mianem bezużytecznej.Dla osób wierzących zaś niepokojąca może być koncepcja, że ludzki mózg został genetycznie zaprogramowany, by wierzyć w bogów, ponieważ wówczas trudniej dowieść, że istota najwyższa naprawdę istnieje.Ale ewolucyjne podejście do religii nie musi przeczyć centralnym założeniom żadnego z tych światopoglądów.

    To, że dobór naturalny sprzyjał praktykom religijnym, nie jest dowodem ani na istnienie, ani na nieistnienie bogów. Skoro wierzący dopuszczają możliwość, że ciało człowieka ukształtowało się wskutek ewolucji, to czemu nie mogło być podobnie z umysłem? Ewolucja wyposażyła ludzi w genetyczną predyspozycję do przyswojenia religii swojej wspólnoty, podobnie jak do uczenia się jej języka. Zarówno w przypadku religii, jak i języka to kultura, a nie genetyka jest nośnikiem treści, które poznajemy.

    Istotne korzyści w walce o przetrwanie, jakie dawała religia, można łatwo dostrzec na przykładzie społeczności łowiecko-zbierackich. Ich rytuały nie wynikały z teologii, ale były ekstatycznymi wspólnymi tańcami, które trwały nieraz całą noc. Powtarzany, rytmiczny ruch wywołuje silne uczucie uniesienia i emocjonalnego przywiązania do grupy. Rytuały pomagały także w rozwiązywaniu sporów i łataniu tkanki społecznej.

    Sądząc na podstawie zachowań współczesnych łowców-zbieraczy, populacja naszych przodków sprzed 50 tysięcy lat musiała żyć w małych, egalitarnych grupach bez wodzów i królów. Ich niewidzialnym rządem była religia. Tworzyła więzi międzyludzkie i zobowiązywała do przedkładania potrzeb wspólnoty nad własny interes. Z obawy przed karą boską ludzie przestrzegali w relacjach z członkami swej grupy zasady samokontroli. Religia dawała im też odwagę, by ryzykować własnym życiem w walce z obcymi. Grupy o więzi wzmocnionej religijną wiarą zwyciężały nad tymi, którym jej brakowało, a geny, które zakodowały nam w umyśle potrzebę rytuału, ostatecznie stały się uniwersalne.

    W procesie doboru naturalnego to geny umożliwiają ludziom spłodzenie liczniejszego potomstwa, które przeżyje i również się rozmnoży. Koncepcja, że naturalna selekcja może faworyzować grupy, a nie tylko poszczególne jednostki, jest bardzo kontrowersyjna. Co prawda wysunął ją sam Darwin, ale podzielany przez biologów pogląd głosi, że dobór jednostkowy ograniczyłby altruistyczne zachowania (altruiści, którzy poświęcają czas na pomoc innym, sami mieliby mniej dzieci) dużo szybciej, niż selekcja grupowa doprowadziłaby do ich upowszechnienia.

    Ale idea doboru na poziomie grup zyskała ostatnio dwóch wpływowych zwolenników, biologów Davida Sloana Wilsona i Edwarda O. Wilsona, którzy twierdzą, że dwie szczególne okoliczności w ewolucji ludzkiego gatunku każą uznać grupową selekcję za dużo bardziej prawdopodobną. Pierwszy czynnik to wysoce egalitarny charakter społeczności zbieracko-łowieckich, który sprawia, że wszyscy zachowują się podobnie i daje altruistycznym jednostkom większe szanse na przekazanie swych genów. Drugi to intensywne wojny między grupami, które zwiększają znaczenie doboru naturalnego sprzyjającego prospołecznym zachowaniom w rodzaju altruizmu i religii.

    Według tej nowej teorii, skłonność do przyswajania wiary własnej wspólnoty tak silnie zapisała się w układzie nerwowym człowieka, że gdy 15 tysięcy lat temu łowcy-zbieracze zaczęli tworzyć stałe skupiska, religia przetrwała. W większych, hierarchicznych społecznościach powstałych dzięki osiadłemu trybowi życia władcy wykorzystywali religię jako źródło swego autorytetu. Rzymscy cesarze tytułowali się najwyższymi kapłanami lub nawet żyjącymi bogami, choć większość z nich miała na tyle wyczucia, by nie narzucać religijnego kultu własnej osoby za życia. „A niech to, chyba właśnie staję się bogiem”, żartował Wespazjan na łożu śmierci.

    Religia miała także zastosowanie przy ważnych praktycznych czynnościach, na przykład w rolnictwie, które wymusiło na prymitywnych społecznościach zupełnie nowy typ organizacji pracy. W wielu religiach pozostały ślady po wiosennych i jesiennych rytuałach, które pomagały zasiać zboża i dokonać żniw we właściwym czasie. Pascha niegdyś oznaczała początek festiwalu jęczmienia; powiązana z nią Wielkanoc jest świętem wiosny.

    Czy ewolucyjna perspektywa w religioznawstwie mogłaby przyczynić się do ocieplenia stosunków między religią a nauką? Wielu biologów oraz ateistów ma dużo szacunku dla teorii ewolucji i jej tez, gdyby więc zaczęli postrzegać praktyki religijne jako ewoluujący instynkt, mogliby przychylniej spojrzeć na wiarę, lub przynajmniej uznać jej konstruktywną rolę. Religię często oskarża się o straszliwe nadużycia, na przykład propagowanie wojen i prześladowań, rzadziej za to docenia się jej fundamentalną funkcję jednoczenia i naprawy moralnej struktury społeczeństwa. Ale być może religia nie zasługuje ani na pogardę, ani na pochwały. Jeżeli traktujemy ją jako środek prowadzący do spójności społecznej, to jedynie społeczeństwo i jego przywódcy mogą wykorzystać tę spójność w dobrych lub złych celach." ()

    1 Cytuj
  • 10 gru 2009

    a ja polecam artykuł z Interii, dość ciekawy i opisuje wydarzenia do których pewnie w niedalekiej przyszłości dojdzie.

    Bóg ma większy pożytek z jednego nawróconego niewiernego, z jednego mądrego katolika, potrafiącego obronić swoją wiarę argumentami, niż z miliona głupich owiec, które będą "beczeć" do krzyży! A ateista najczęściej wie więcej o religii, niż 90% jej wyznawców...
    10 lat temu las krzyży wyhodował w Oświęcimiu Kazimierz Świtoń. Podlewał te krzyże, patrzył, jak one pięknie rosną... Miał gotowe granaty i materiały wybuchowe do ich obrony przed tymi, którzy chcieliby te krzyże z oświęcimskiego żwirowiska usunąć... - został zamknięty w szpitalu psychiatrycznym w Tworkach.

    To jest dla mnie wzorzec statystycznego obrońcy krzyża - oderwany od problemów codziennego świata, niewykształcony człowiek, który nie ma większych problemów niż te, czy przez kilka godzin, w które jego dzieciaki czy wnuki są w szkole, będą się one uczyły w okrzyżowanej klasie, czy bezkrzyżowej. To nic, że dziecko tępe, uczy się na samych miernych, a jedyne co "wchodzi" mu do głowy to WF i religia...

    Rodzice dzieci inteligentnych nie mają czasu na takie pierdoły. Dzieci uczą się dobrze, rodzice nie muszą przepychać ich z klasy do klasy "działalnością na rzecz szkoły" - np. walką o krzyż! Szkoły państwowe to nie szkółki niedzielne! Dzieci, których rodzicom obecność krzyża w klasie jest obojętna zazwyczaj znają języki obce, jeżdżą z rodzicami w wakacje po świecie wiedząc, że chrześcijaństwo to nie jest jedyna religia, a budowle sakralne na świecie to bardziej piękno architektoniczne niż miejsca kultu religijnego, do którego trzeba wchodzić na kolanach, i trząść się ze strachu przed majestatem tych wszystkich świętych, itd.

    Pamiętam zaskoczenie tych, którzy zobaczyli, jak Jezus był... brzydki? Gdy kilka lat temu odtworzono twarz odbitą w tkaninie całunu turyńskiego, okazało się, że Jezus to nie sympatyczny hipis, jakiego Go malowali przez wieki malarze, a po prostu pospolity Żyd, ze wszystkimi urokami urody semickiej. Gdyby nie Bój Ojciec, i Duch Święty, to wielu z katolików by w takiego „brzydala” przestało wierzyć? Jak można wierzyć w Boga, chcieć Jezusa ogłosić królem Polski (jak chciał to zrobić poseł PiS-u - Artur Górski), a tak nienawidzić Żydów? Tylko my, Polacy potrafimy tak właśnie selektywnie „wierzyć”.

    Boga lepiej mieć w sercu, a w codziennym życiu nie robić niczego, czym by się Boga i swoją wiarę krzywdziło, a nie w największych cegiełkach na Licheń czy w krzyżach na każdej ścianie! Często, gdy pokazują, że w jakimś domu wydarzyła się tragedia rodzinna, ojciec alkoholik zabił żonę, albo maltretował dziecko tak, że to zmarło, na ścianach co widać? Prócz wielkiego, tandetnie przerysowanego zdjęcia ślubnego, kilkanaście religijnych obrazów. A zabite dziecko, jeśli było starsze niż 9lat, to najczęściej jego zdjęcie za życia zobaczymy w stroju pierwszokomunijnym. Tak kończą dzieci tych, którzy najgłośniej będą krzyczeć - Nie ruszać krzyży, NIE RUSZAĆ KRZYŻY!

    W czasie, w którym samozwańczy obrońcy krzyża będą okupować sale lekcyjne, modlić się w jego obronie, robić warty broniące dostępu woźnego do symbolu religijnego w celu jego zdemontowania, rodzice którzy chcą dla swoich dzieci czegoś lepszego, niż życie w ciemnogrodzie będą ciężko pracować, by zapłacić za zajęcia dodatkowe dla swych pociech, by mieć pieniądze na wakacje, itp., i będą mieli gdzieś, czy tuż obok godła państwa do którego, przez głupich rządzących mają coraz mniejszy szacunek, wisi krzyż, półksiężyc, hinduska krowa czy irański program atomowy.

    Cytuj
  • 18 gru 2009

    znalazłem dziś dość ciekawy artykuł na INTERII a co wy o nim myślicie???

    Czy symbolem miłości może być - szubienica?

    Bóg ma większy pożytek z jednego nawróconego niewiernego, z jednego mądrego katolika, potrafiącego obronić swoją wiarę argumentami, niż z miliona głupich owiec, które będą "beczeć" do krzyży! A ateista najczęściej wie więcej o religii, niż 90% jej wyznawców...
    Oto słowa zacytowane z jednego z kilku artykułów, jakie wszyscy możemy przeczytać w Internecie, napisanych przez kolegę Daniela Sen. Specjalnie piszę imię i nazwisko, /a może to nick?/ owego autora, aby zaproponować Wam, moim zdaniem dobrą lekturę na przedświąteczne długie wieczory spędzone w oczekiwaniu na pierwszą gwiazdkę wigilijną. Gwiazdkę, która ma nam wyznawcom Chrystusa oznajmić, że właśnie narodził nam się Zbawiciel.
    Zbliżają się Święta Bożego Narodzenia. Wszyscy, albo powiedzmy większość z nas, przy wigilijnym stole będzie się, jak co rok łamać opłatkiem symbolizującym nam wierzącym "Ciało Chrystusa". Ciało człowieka, który właśnie się nam narodził po to by oddać swoje ludzkie życie za nasze grzechy. Będziemy łamać i dzielić się opłatkiem - symbolem miłości Boga, który dał nam swojego syna abyśmy "Go" zamordowali, powiesili na krzyżu i aby w ten sposób "On" Bóg - człowiek odkupił nasze prze winienia.
    To dziś przeżywamy wielki dzień. Czy jednak zapytani o symbol naszej wiary odpowiemy - żłóbek? Moi drodzy bracia w wierze, proszę odpowiedzmy sobie i może podpowiedzmy naszym biskupom, co tak naprawdę jest symbolem naszej wiary. Czy symbolem mojej wiary jest żłóbek, stajenka, sianko, w którym matka położyła swojego Synka - bo nie było dla niego miejsca w hotelu czy "gospodzie"?
    Owszem, symbolem Narodzenia Pana dla mnie może być i jest żłóbek. Ale przecież moja wiara nie opiera się na narodzeniu Chrystusa. Idźmy, więc dalej. Chrystus, przeżył następne 33 lata, bawił się na podwórku z przyjaciółmi, uczył się, pewnie przeżywał swoją pierwszą miłość, zapewne jak każdy młody chłopak psocił się mamusi i tatusiowi- czy jak mówią - opiekunowi.
    W tym miejscu przypomina mi się ostatnio przeprowadzona rozmowa z siostrą zakonną, która twierdzi, że Jezus przez swoje 33 lata życia, ani razu nie zgrzeszył, czyli ani razu nie powiedział czy nie pomyślał o kimś, że jest niemądry, że przez całe swoje życie ani razu nikomu niczego nie zazdrościł. Cóż, zazdroszczę owej siostrzyczce takiej wiary. Ale wróćmy do tematu naszych symboli. Chciałbym w tym miejscu zastanowić się czy znamy jakieś chwile życia Jezusa, z których moglibyśmy dla celów - zbawczych określić jakiś symbol - naszej wiary.
    O ile mnie pamięć nie myli mamy moment, w którym Jezus urywa się na jakiś czas rodzicom i przemawia jako młodzieniec do uczonych w piśmie zaskakując ich swoją bystrością umysłu. Symbol? Może księga? Ale byłby to raczej symbol małej wiedzy uczonych, a nie wielkiej Jezusa, więc może omińmy go i poszukajmy następnego. Pan Jezus przepędza z Domu Ojca swego handlarzy, którzy z kościoła zrobili sobie targ. Autor obrazu przedstawiającego ten moment namalował w dłoni Jezusa zdaje się bicz z powrozami. Więc następnym symbolem mógłby być ów "bicz" czy "pejcz", albo po prostu laska z drewna.
    Jednak dla mnie to raczej nie jest symbol mojej wiary. Co jeszcze mówi nam Pismo o życiu Jezusa? Jezus naucza tłumy nad jeziorem i czyni cud. Pamiętacie ryby i chleb. Owszem i ryba i chleb są symbolami mojej wiary, tak samo jak wino z wesela w Kanie Galilejskiej, jednak i te symbole raczej nie pretendują do symbolu całej mojej wiary. Moglibyśmy również wspomnieć o wskrzeszeniu Łazarza, wyleczeniu z trądu czy uzdrowieniu ślepego, jednak wszystkie te cuda - oczywiście moim zdaniem zasługują tylko na mówienie o nich, wspominanie ich jako czegoś, co nikt przed nim jeszcze nie uczynił, a przy najmniej nikt tego rodzaju cudów przed nim nie opisał.
    Więc? Zbliżamy się do sedna sprawy, dla której dziś tu właśnie się spotkaliśmy. Zbliżają się Święta, a my dyskutujemy sobie nad symbolem naszej wiary. Po sławetnym Wyroku Trybunału Europejskiego dotyczącemu "być albo nie być" krzyża w miejscach publicznych, okazuje się, że my, wierzący i przede wszystkim nasze dzieci nie potrafią się uczyć bez oddawania pokłonu krzyżowi. Czyżby powrót do czasów przed Chrystusowych? Czyż to nie wtedy oddawano pokłon tzw. Bożkom?
    Co mówi Prezydent RP Lech Kaczyński? Będziemy bronić krzyża! Co mówi Prymas Polski? Miejsce krzyża jest tam, gdzie są jego wyznawcy! Co mówi Episkopat, co mówią posłowie jedynej wszystkowiedzącej najlepiej - i nieomylnej partii PIS? Krzyż to symbol naszej wiary, bez krzyża dzieci w szkołach nie mają do kogo kierować swych modlitw o mądrość. Co mówią wyznawcy Kościoła Toruńsko-Chrześcijańskiego? Nie będę cytował, bo chciałbym w tym artykule nie obrażać nikogo, chciałbym tylko, abyśmy w te Święta przedyskutowali temat z gronie rodzinnym i sami zgodnie z własnym sumieniem odpowiedzieli sobie na pytanie nie o to - czy wieszać krzyże czy je zdejmować, ale abyście zadali sobie pytanie...
    Co to właściwie jest krzyż. Moim zdaniem - krzyż to symbol śmierci, prześladowań, niesprawiedliwych oskarżeń, szyderstw, których na tym świecie od wieków doświadczają prawdziwi naśladowcy Chrystusa.
    Ostatnio w telewizji słyszałem najmądrzejszych i nieomylnych Posłów i nawet nie będę wymieniał nazwy partii, którą reprezentują, którzy twierdzą - oczywiście z całą stanowczością i pewnością, że przeciw pozostawieniu krzyży w miejscach publicznych jako symbolu wiary są tylko - zwolennicy aborcji i eutanazji.
    Otóż, chcę powiedzieć tym panom posłom, że: jestem przeciw aborcji i eutanazji, ale również jestem przeciw tym, którzy twierdzą, że krzyż, na którym umarł Chrystus jest symbolem zwycięstwa. Uważam, że krzyż jest symbolem śmierci. Śmierci Jezusa, ale nie tylko Jego. W imię krzyża zwolennicy, wyznawcy czy klakierzy kościoła mordowali setki, tysiące, miliony innowierców, w tym również i pradziadów Polaków. O ile sobie przypominam, obecny papież przeprosił już, czyli przyznał, że mordowanie ludzi w celu nawracania albo wpajania "jedynej - prawdziwej" było karygodne.
    Symbolem zwycięstwa kościoła jest - ZMARTWYCHWSTANIE - Dziwi mnie tylko jedno, dlaczego episkopat, wypowiada się na temat symbolu krzyża jako symbolu kościoła, symbolu naszej wiary, symbolu Polski czy nawet Europy. Paranoja, moi drodzy, ja marny członek kościoła mówię Wam biskupi - A może się mylicie? A może symbolem Waszej wiary jest
    Z M A R T W Y C H W S T A N I E?
    Symbolem mojego kościoła jest Chrystus zmartwychwstały, a nie Chrystus ukrzyżowany. Wobec powyższego krzyż powinien zniknąć ze ścian szkół, urzędów i w ogóle wszystkich miejsc publicznych - oczywiście nie kościelnych, bo co do pomieszczeń czy budowli sakralnych - nie mnie decydować, co księża chcą sobie wieszać na ścianach. Ale??? Jeżeli by mnie ktoś zapytał i o to? To również byłbym za tym, aby nie oddawać hołdu krzyżowi, ale Bogu, który jest wszędzie, a nie bogu umieszczonemu w symbolu. Widzę, że pogubiliście się w zeznaniach wyznawcy niby to Chrystusa.
    Wy moi drodzy służycie mamonie, bo na produkcji dewocjonaliów robicie kasę, a zapomnieliście, że świat już wie o waszym przekręcie na tablicy 10 Przykazań Bożych. Co mówiło II przykazanie nie muszę chyba Wam Biskupi przypominać. Wasza pogoń za pieniądzem mnie przeraża.
    " Sprzedaj wszystko, co posiadasz, rozdaj ubogim i pójdź za mną" - mówi Wam to coś?

    Cytuj
  • 18 gru 2009

    A teraz zapraszam na polemikę które wydarzenie jest ważniejsze dla Katolicyzmu, męczeńska śmierć Chrystusa na krzyżu czy jego cudowne zmartwychwstanie?

    Cytuj
  • 19 gru 2009

    Te dwa wydarzenia /męczeńska śmierć i zmartwychwstanie/ są nierozerwalnie połączone ze sobą i nie można ich rozpatrywać bez powiązania ze sobą wzajemnie. Nie mam czasu szerzej tego opisywać więc przejdę do meritum.
    Rany i mękę Jezusa należy rozumieć symbolicznie jako reprezentacje wewnętrznego doświadczenia, które w radykalny sposób odmienia ludzką egzystencję. Kiedy poranieni różnymi doświadczeniami ludzie uwierzą w nieśmiertelność Miłości, niezniszczalność dobra, wieczność życia ludzkiego i niewyczerpywalność miłosierdzia mogą odzyskać zdolność do dobroci. I dopiero gdy dostrzegą, iż rany ubogacają, a ból może przerodzić się w radość, cierpienie w bogactwo, wówczas stają się na tyle wielkoduszni i wrażliwi, by na wzór Jezusa umieć wybaczyć sobie samym i innym osobom. To jest wg mnie istota zmartwychwstania do Nowego Życia: Miłość i przebaczenie. To możemy świadczyć naszą postawą. Skoro wszyscy jesteśmy Dziećmi Bożymi, to wszyscy jesteśmy w swojej najgłębszej istocie tacy sami. Wbrew temu nieustannie tworzymy podziały, wykorzystujemy się i ranimy, a nawet zabijamy. Jezus wzywa nas do pokochania siebie. Najpierw siebie samych, potem innych, których spotykamy na swojej drodze.
    Nauki Jezusa były dla ówczesnych Żydów trudne do zaakceptowania, gdyż podważały konieczność zemsty, a skłaniały do wybaczenia i do miłosierdzia. Np. Ewangelia Mateusza 7,1-20: "7,1 Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni. 2 Bo takim sądem, jakim sądzicie, i was osądzą; i taką miarą, jaką wy mierzycie, wam odmierzą. 3 Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz? 4 Albo jak możesz mówić swemu bratu: Pozwól, że usunę drzazgę z twego oka, gdy belka [tkwi] w twoim oku? 5 Obłudniku, wyrzuć najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka twego brata. /.../ 12 Wszystko więc, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie! Albowiem na tym polega Prawo i Prorocy. /.../ 20 A więc: poznacie ich po ich owocach."
    To co wg mnie Jezus chciał nam przekazać przez swą mękę i cierpienie, to niezniszczalna i niepodważalna Miłość. O tej Miłości Jezus mówił w przykazaniu: "Miłujcie się wzajemnie." I o tę Miłość pytał swoich uczniów i nieustannie pyta również nas. Czyni to stawiając na naszej drodze różne osoby, które tej miłości potrzebują. A my podejmujemy decyzję czy wybieramy drogę Miłości, czy drogę lęku i przemocy...

    1 Cytuj
  • 2 sty 2010

    masz racje Luno. niestety znam ludzi dla których słowo kościoła jest święte a księża to pół anioły . pamiętajmy że od każdych zasad jest wyjątek.wierze że każdy posłuchawszy samego siebie będzie wiedział co robić bez całej tej otoczki kościoła. Jestem młoda i tak sobie to to tłumacze.

    1 Cytuj
  • 4 sty 2010

    święta święta i po swiętach... a przed świętami wszyscy (no prawie wszyscy) pewnnie poszli do spowiedzi. W związku z tym przedstawiam dość ciekawy artykuł na temat historii spowiedzi. Osobiście mam coraz więcej wątpliwości odnośnie tego sakramentu. W końcu nie wprowadził go Jezus tylko kler. A po co ?????
    tego dowiedzą się cierpliwi co przeczytają artykuł. Pozdrawiam.
    Grzechów odpuszczenie

    "Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, którym zatrzymacie, są im zatrzymane" (J 20,23).
    Oto Jezus objawia się apostołom i ceduje na nich i przyszłych apostołów ( duchownych ) swoje największe prawo - prawo do oceny ludzi. Człowiek jest istotą grzeszną. Każdy człowiek, w tym duchowni. Wolą Boga jest, aby grzeszni sądzili grzesznych. Trudno wymyślić większy paradoks.
    Sadzę, że interpretować to zdanie należy ogólnie : jeśli ofiara przebacza katowi, Bóg nie będzie się w to mieszał i zaniecha wszelkich działań. Tam zaś gdzie przebaczenia nie ma - zostawia sprawę otwartą.
    Na tym tekście oparto w kościele katolickim całą doktrynę sakramentu pokuty i odpustów. Katechizm określa sakrament pokuty następująco: "...jest to sakrament w którym Pan Jezus przez usta kapłana odpuszcza nam grzechy po Chrzcie popełnione".
    Przez całe wieki zdanie to nie wywoływało żadnych skutków praktycznych. W Kościele starożytnym kwestia pokuty i praktyk z nią związanych nie była regulowana odgórnie. Była to sprawa indywidualna między człowiekiem, a Bogiem.
    W III w. rozpowszechnił się zwyczaj jednorazowej pokuty, której poddawano się zazwyczaj na łożu śmierci. W VI w. rozpowszechniła pokuta wielokrotna. Rozwój spowiedzi indywidualnej, początkowo równoprawnej ze spowiedzią powszechną, przypada na czasy Grzegorza Wielkiego.
    W 1215 Sobór Laterański IV wprowadził obowiązek spowiedzi przynajmniej raz w roku w czasie wielkanocnym oraz tajemnicę spowiedzi. W XVI w. wprowadzone zostały konfesjonały. Wprowadzenie tego obowiązku (niedopełnienie jest grzechem śmiertelnym) miało na celu funkcje typowo kontrolne. Oto duchowieństwo dostało do ręki potężną władzę. Stali się najlepiej poinformowaną grupą społeczną. Ponadto zyskano jeszcze coś - otóż zbawienie bez pośrednika (duchownego) stało się niemożliwe.
    Trzeba było uzasadnić konieczność swego istnienia. Złamanie tajemnicy spowiedzi zdarzało się bardzo rzadko i rzeczywiście przez sam kościół było z całą mocą przestrzegane i potępiane. Ale gdyby było inaczej cała idea szybko by się skompromitowała. Uogólnienia i analizy były i są dopuszczalne. Znano panujące nastroje, można było szybko zlokalizować i radykalnie unieszkodliwić ewentualnych wrogów kościoła, lub ludzi myślących odmiennie. O ile pokuta, katharsis ma swoje uzasadnienie i nie budzi mojego sprzeciwu, to przymus - budzi i to ogromny - nie ma żadnego uzasadnienia w Biblii.
    Nie znalazłem najmniejszej wzmianki, ani sugestii poza przytoczoną na wstępie, która nakazywałaby spowiedź i to pod groźbą grzechu. Nadmiar władzy z reguły doprowadza do nadużyć i doprowadziło kościół do największego chyba
    w dziejach ludzkości oszustwa - odpustów.

    Wszelkie krucjaty średniowiecznego rycerstwa, których celem było wyzwolenia Ziemi Świętej spod panowania Saracenów, i inne wyprawy czy wojny prowadzonej przez chrześcijan przeciwko wyznawcom innej religii lub heretykom z reguły były przez kościół wspomagane odpustem za grzechy. Skutecznie łagodziło to sumienia rycerzy pozwalając im rabować, gwałcić i zabijać. Z tych zagranicznych wojaży wracali zamożniejsi, owiani chwałą i... uwolnieni od grzechu. Trudno wyobrazić sobie większą perfidię moralną. Wojny te pozbawiły życia dziesiątki tysięcy ludzi, nasiliły prymitywny fanatyzm religijny. Niechęć do pogan, innowierców i Żydów była wręcz obsesyjna. Pogłębiano skutecznie wrogość między chrześcijaństwem a islamem, ale w znaczny sposób pomnożyło to majątek kościelny.
    Pierwszą oficjalną tzw. „taksę apostolską grzechów" ogłosił panujący w latach 1316-1334 Jan XXII. Zaczęła się oficjalna praktyka kupczenia zbawieniem za mamonę, a taksa była normalnym kupieckim cennikiem. Religia dotąd ubogich stawała się powoli religią bogatych. Dla tych pierwszych zbawienie się oddalało, drudzy nie musieli już żyć w cnocie, by się zbawić.
    Do kościoła płynęła rzeka pieniędzy. Władza i mamona jest jak opium, traci się poczucie rzeczywistości, kościół jako instytucja również nie potrafił oprzeć się pokusom, tego świata. Z czasem stanie się to jednym z głównych powodów reformacji i rozłamów na europejską skalę.
    Świetnym obserwatorem życia i obyczajów tamtych czasów był Giovanni Boccaccio, który pisał:
    "(...) każdy ksiądz, od najmniejszego do największego, rozpustą grzeszy i hołduje nie
    tylko naturalnej rozkoszy, ale i sodomskiej, nie znając hamulca, wyrzutów sumienia
    i wstydu. Dzięki przemożnemu wpływowi nierządnic i młodzieniaszków nie lada rzeczy można
    było w Rzymie uzyskać. Obaczył także, że wszyscy są żarłokami i pijanicami, że na kształt
    dzikich zwierząt jeno brzuchom swoim służą, nie mówiąc już o rozpuście. Jeszcze baczniej
    się im przyjrzawszy poznał, że są skąpi i tak na grosz chciwi, że nie wstydzą się kupczyć
    wszystkim, poczynając od krwi ludzkiej, nawet chrześcijańskiej, a kończąc na rzeczach
    świętych, odpustach i beneficjach".
    Dekameron
    Wszelkie zasady jakiejkolwiek przyzwoitości pobił dominikanin, przeor klasztoru w Głogowie i inkwizytor generalny Polski Johann Tetzel znany ze słynnego powiedzenia: "gdy tylko złoto w misce zadzwoni, do nieba jakaś duszyczka pogoni".
    Jego chciwość biła wszelkie rekordy. Organizował rajdy po miastach, miasteczkach wyciągając od bogobojnego motłochu co się dało, nie gardził niczym. Rozdawał łaski odpuszczenia hojnie, lecz nigdy za darmo. Oto jak brzmiały listy odpustowe: "W autorytecie wszystkich świętych i w miłosierdziu względem ciebie ja odpuszczam tobie wszystkie grzechy i cofam tobie wszystkie kary na... (tu padała ilość dni, miesięcy, lat, a kwota decydowała o wielkości)". Listy jak zapewniano były nie tylko dowodem, ale i gwarantem zbawienia.
    Tetzel nie był żadnym samotnym jeźdźcem, pracował dla ówczesnego arcybiskupa Magdeburga - Albrechta Brandenburskiego. Takich jak on było wielu. Mnichów różnej maści sprzedających odpusty, relikwie, czy gadżety z miejsc świętych było mnóstwo. Było zapotrzebowanie - znajdowano towar. Samego drewna, sprzedanego jako relikwia, z krzyża pańskiego zebrałoby się z kilkanaście ton. Wzmacniało to wiarę w pospólstwie, praktyki więc nie tylko tolerowano, a wręcz do nich zachęcano.
    W 1514 r. Juliusz II opublikował bullę, na mocy której wydawano odpusty w formie tzw. jubileuszy. Odpust mógł otrzymać każdy, kto wspomógł finansowo budowę bazyliki św. Piotra. Wśród zdrowo myślących i uczciwych duchownych i wiernych wzbudzało to niesmak i zgorszenie. 31 października 1517 augustianin Marcin Luter wywiesił na drzwiach kościoła w Wittenberdze 95 tez przeciw "handlowi odpustami". Dzięki wynalazkowi druku tezy bardzo szybko się rozpowszechniły.
    W następstwie tych wydarzeń w 1518 papież Leon X wydał bullę Cum postquam, która przypominała właściwą naukę o odpustach. Pisał w niej: "Biskup Rzymu, następca Piotra klucznika i namiestnik Jezusa na ziemi, mocą władzy kluczy otwierających królestwo niebieskie, usuwa u wiernych to, co stanowi przeszkodę w dostępie do Chrystusa, mianowicie winę i karę należną za grzechy uczynkowe; winę – za pośrednictwem sakramentu pokuty, karę zaś doczesną należną za grzechy według sprawiedliwości Boskiej – za pośrednictwem odpustu Kościoła. (...) Kiedy na mocy swej władzy apostolskiej udziela odpustu tak dla żywych, jak i dla umarłych, wówczas rozdziela ze skarbca zasług Jezusa Chrystusa i Świętych. (...) Postanawiamy władzą apostolską i mocą obecnego pisma, że tak powinni wszyscy utrzymywać i głosić pod karą wyłączenia ze społeczności wiernych".

    Pod wpływem nacisków ze strony uniwersytetów w Kolonii i Louvanium Leon X wydał w 1520 kolejną bullę – Exsurge Domine. Bulla ta nie uznawała 41 zdań Lutra i wzywała go do ich odwołania w ciągu 60 dni. Wśród tych zdań, aż sześć dotyczyło odpustów.

    Zwołany w 1545 roku Sobór Trydencki był reakcją Kościoła na reformację. Papież Pius IV, który był bardzo chory, obawiając się swojej śmierci, w liście do kardynała Karola Boromeusza poprosił o szybkie zakończenie obrad. W ogromnym pośpiechu 3 grudnia zredagowano Dekret o odpustach, który o świcie został przyjęty przez ojców soborowych.
    Był to jeden z ostatnich dekretów soboru i ograniczał się do zdefiniowania podstaw nauki o odpustach, czyli prawa Kościoła do dysponowania nimi oraz do rzeczywistego pożytku dla korzystających z nich. Kościół niczego nie zamierzał reformować.
    Chciwość, chęć utrzymania dotychczasowych wpływów doprowadził do licznych wojen religijnych z wojną trzydziestoletnią na czele. Kolejne ofiary, kolejna fala nienawiści w imię - no właśnie, którego boga - Jezusa czy Mamony. Między innymi w wyniku swej chciwości kościół stracił wpływy w połowie Europy. Niemcy, Skandynawia, Czechy, Brytyjczycy to kraje protestanckie.

    Praktyki związane z pokutą, odpuszczenie grzechów w przeszłości była łagodnie mówiąc " gigantyczną aferą finansową " przynoszącą krociowe zyski kościołowi. W wymiarze moralnym szkody są ogromne i niepoliczalne. W wielu ugruntowała poczucie bezkarności za swoje czyny, zwłaszcza u zamożnych, którzy mogli kupić sobie bilet do nieba, beznadziejność ubogich, których na ten bilet nie było stać. Nie wspomnę o zwykłym żerowaniu na ludzkich uczuciach, oszustwie i okradaniu maluczkich.

    Praktyka związana z odpustami była tak powszechna, że wiele modlitw, nabożeństw, medalików, figurek, świętych obrazków i innych gadżetów miało przypisane odpusty. Chęć udzielania łask w kościele stała się obsesją powodującą, że prosty lud przywiązywał więcej wagi do magi i rytuałów, niż do sakramentów.

    Kościół namawia nas do pokuty. Przynajmniej raz w roku. Kościołowi jako instytucji też tego z całego serca życzę.

    Cytuj
  • 4 sty 2010

    A tak Chrześcijaństwo tępiło pogan za ich "odpustowe" bóstwa. Przytoczyłbym tutaj pewne znane łacińskie powiedznie, ale nie chce znowu wywoływać "burzy w szklance wody" ;) Kościół jaki jest, każdy widzi. Błogosławieni Ci, którzy udają że nie widzą a dalej w tym trwają (i dają na tacę). Ave (radio) Maryja.

    1 Cytuj

Odpowiedz