Miłość ADz? Tak sie właśnie zastanawiam że jednak w środku nie było nic. Nie można nazwać domem tylko pięknej fasady która ma puste wnętrze. A jak to mawiają starsi i poważni panowie, z pustego to i Salomon nie naleje...
Lecz przecież bywa w życiu każdego. Może akurat w niewygodnym momencie? Tak się zdarza.
Starsi i poważni panowie pamiętają także że: "w starym piecu diabeł pali:!
Jestem za stary i zbyt wygodnicki żeby stroić "wnętrza". Diabeł może i napalić w tym piecu, jednak z tej rudej mąki to chleba nie będzie. No chyba że ktoś lubi czerstwy zakalec.
Myślę że ta "podatność" nie zależy od płci, lecz od charakteru, wychowania, wzorców w rodzinie, etc.
Pieniądze często przewracają w głowie tym, którzy nigdy ich wcześniej nie mieli..
Człowiek, który nie posiadał pieniędzy, nie potrafi o nie zadbać, zainwestować. Często słyszy się o szczęśliwcach, którzy wygrali w totka. Po kilku miesiącach szaleństwa wracają do stanu wyjścia, są dalej biedni.
Myślę podobnie jak Kruk, z tą różnicą, że wg. mnie bogactwo to bardziej stan ducha. Stan, w którym czujemy, że mamy wszystko co jest niezbędne do życia. To nie jest tożsame z byciem bogatym materialnie, lecz właśnie duchowo i emocjonalnie. Ktoś może być bardzo bogaty (materialnie), a wciąż czuje się biedny i nieustannie gromadzi więcej i więcej - niestety dość powszechne zjawisko.
Bycie bogatym to umiejętność dbania o swoje potrzeby, kochania siebie oraz okazywania miłości innym ludziom. Moja filozofia jest taka, że trzeba umieć dawać i trzeba umieć brać oraz zachować pomiędzy tym równowagę. Tylko pieniądze, którymi "obracamy" przynoszą zyski. Analogicznie jest z miłością...
A'propos "podatności" na zepsucie. Cygnus, zastanawiałeś się kiedyś jak wydaje się ciężko zarobione pieniądze? A jak wydaje się pieniądze których się nie zarobiło? Bo ja wiem. ;D
Nic odkrywczego nie napisze, a w zasadzie chyba każdy zna odpowiedź na Twoje pytanie.
Jednak można powiedzieć że funkcjonuje tu pewien stereotyp, bo znam przypadki, że szanuje się "łatwy pieniądz".
Też jestem poruszona zamknięciem tematu - tym bardziej, że nie powstał wczoraj. Jak dotąd nikomu nie przeszkadzał. Teraz polityka upomniała się o swoje. Ale czy swoje?
Myśleniczaninie "obracanie" pieniędzmi może wnosić miłość w nasze życie, czyli może być równocześnie "obracaniem" miłością. Wszystko zależy od tego, co robimy z pieniędzmi, na jaki cel je przeznaczamy? Trzeba sobie odpowiedzieć na kilka pytań. Jeśli zatrudniamy ludzi, to w jaki sposób ich traktujemy i wynagradzamy? Czy potrafimy docenić ich pracę, poświęcenie, zaangażowanie? Czy mają u nas godne zarobki, czy respektujemy prawo pracy? itp. Kolejne pytania: czy dziedzina, w której działam przyczynia się do rozwoju mojego oraz rozwoju innych ludzi, do budowania dobra na świecie? Czy nie szkodzi środowisku, a jeśli tak, to w jaki sposób to neutralizuję? Co dobrego daję światu i ludziom? Jeśli jest miłość, to jest też bogactwo. Bogactwo nie zastąpi miłości. Wg. mnie zawsze pozostanie jej marną namiastką.
"Potocznie mówi się, że pieniądze są źródłem wszelkiego zła, ale w Biblii napisano: "To miłość do pieniędzy jest źródłem wszelkiego zła." Kiedy pieniądze stają się obsesją, uzależnieniem, i kiedy traktujemy je jako cel, a nie środek do celu, czynimy z nich boga. Wtedy to pieniądze nami rządzą. Pieniądze są świetnymi służącym, ale kiepskim panem." Collin P. Sisson
To był piękny słoneczny dzień, drzwi na taras były długo otwarte. Teraz kiedy wieczorem usiadłem żeby delektować sie ciszą i przyrodą w TV, część przyrody próbowała przebiec po podłodze.
Wielki włochaty pająk postanowił chyba u mnie zamieszkać i co z nim zrobić? Pantoflem go oczywiście:)
Dlaczego o tym piszę? Bo to historia z życia wzięta i pisze o tym dlatego, żeby nie musieć pisać o niczym innym;)
Nie nie, on biegał po podłodze. Jego ciało owinięte w papier toaletowy "Mola" w ciszy i skupieniu odprowadziłem do toalety celem namaszczenia, ale się mi omsknął i spłynął do oczyszczalni;(
Gdyby był na ścianie potraktował bym go bardziej humanitarnie, najpierw pieszczoty czyli zrzut na podłoge, a później pantoflem go:)
Dwa dni temu na "Porabiu" zasłabł działkowicz. Szczęście, że dowołał się pomocy. O tej porze mogło nie być nikogo i dzisiaj byłby pogrzeb!
To był rozległy zawał.
Nie byłem uczestnikiem tego przykrego zdarzenia, lecz po otrzymaniu wiadomości, zastanowiłem się jak miałbym udzielić pierwszej pomocy?
Pogotowie, ale w tym podenerwowaniu pan wzywający karetkę zadzwonił na 112. Tam "ktoś" bezdusznie: to nie do nas to na pogotowie, i dopiero krzyk zmusił "ktosia" do połączenia na pogotowie,
A tam tradycyjnie Jak się nazywa, ile ma lat i co tak naprawdę się dzieje? Pan wiedział tylko nazwisko, co było mało, ale od tej pory, jak usłyszeli, że potrzebujący pomocy miał już zawał, było szybko. To skrót historii.
Powodem tego postu nie jest to konkretne wydarzenie, w końcu wiele jest tych sytuacji.
No właśnie wiele. Mam doświadczenie tzn wiadomości na temat pierwszej pomocy, nawet kiedyś tego uczyłem.
Niestety zdenerwowanie i pamięć nie chodzą w parze. Potrzebujący pomocy stał wpół zgięty oparty o płot, był kontaktowy, piana z buzi. Nie chciał się położyć, usiąść, chciał tylko szybkiej pomocy. Szczęściem pogotowie wg słów ratowników nie uratowałoby by człowieka, gdyby przyjechało pięć minut później, a ja gdybym tam był, byłbym nie udzielił mu pomocy, bo skoro jest kontakt? to nie jest bardzo źle.
A było więcej niż bardzo źle.
Mimo wiedzy i jakiegoś doświadczenia pozwoliłbym człowiekowi umrzeć. I to nie daje mi spokoju. Bo niby przygotowanie do pierwszej pomocy mam, a mając kontakt z ratowanym nie podjąłbym akcji ratowania, bo niby jak?
I to mnie zastanawia, co zrobić by taka przydarzająca się sytuacja nie kosztowała kogoś życia.
Hasło: "pierwsza pomoc, wiem co robić", to jest jak z rozwartymi szeroko nożycami. Trzeba je zamknąć ale jak?
Drogi adzygmuncie proponuję byś się przeszkolił w udzielaniu pierwszej pomocy. Takie przeszkolenie każdemu się przydaje, czy to w wyżej opisanym przypadku, czy w razie wypadku samochodowego, zawsze i o każdej porze. Sam poza tym będziesz czuł się pewniej.
Propozycja bardzo dobra, tyle, że nieuważnie przeczytałaś posta. Przepraszam musiałem to napisać, bo teoretykiem jestem dobrym, lecz w praktyce? czy tylko taka wiedzą dysponują lekarze?
Ten pan ma się już dobrze jest po operacji.
A w czasie kiedy naprawdę było źle był kontaktowy!!!
I to jest problem, o którym pisałem!
Fakt, nie przeczytałam uważnie, sypię popiół na głowę. Zadałeś ciężkie pytanie, bywa tak, że stajesz przed ścianą i nie możesz nic zrobić. Prawdopodobnie nie przeczytałam postu uważnie bo zadziałała moja własna obrona przed kwestią, z którą biję się od lat. W takich okolicznościach odszedł mój dziadek. Mimo wykształcenia pielęgniarskiego nie mogłam mu pomóc: był kontaktowy, ciśnienie i tętno w normie, pogotowie w drodze, widzę, że On umiera, ja stoję bezradna. Nie potrafię powiedzieć co mogłam jeszcze zrobić by go ratować, mogłam tylko patrzeć i być z nim przez te parę minut, które ciągły się w nieskończoność.
Miłość ADz? Tak sie właśnie zastanawiam że jednak w środku nie było nic. Nie można nazwać domem tylko pięknej fasady która ma puste wnętrze. A jak to mawiają starsi i poważni panowie, z pustego to i Salomon nie naleje...
Lecz przecież bywa w życiu każdego. Może akurat w niewygodnym momencie? Tak się zdarza.
Starsi i poważni panowie pamiętają także że: "w starym piecu diabeł pali:!
Jestem za stary i zbyt wygodnicki żeby stroić "wnętrza". Diabeł może i napalić w tym piecu, jednak z tej rudej mąki to chleba nie będzie. No chyba że ktoś lubi czerstwy zakalec.
Podsumowując ADz, stare newsy. ;)
Czy pieniądze psują? Kto jest bardziej podatny na "zepsucie" kobieta czy może mężczyzna?
Myślę że ta "podatność" nie zależy od płci, lecz od charakteru, wychowania, wzorców w rodzinie, etc.
Pieniądze często przewracają w głowie tym, którzy nigdy ich wcześniej nie mieli..
Człowiek, który nie posiadał pieniędzy, nie potrafi o nie zadbać, zainwestować. Często słyszy się o szczęśliwcach, którzy wygrali w totka. Po kilku miesiącach szaleństwa wracają do stanu wyjścia, są dalej biedni.
Podobno bogactwo to stan umysłu..
pozdrawiam
Myślę podobnie jak Kruk, z tą różnicą, że wg. mnie bogactwo to bardziej stan ducha. Stan, w którym czujemy, że mamy wszystko co jest niezbędne do życia. To nie jest tożsame z byciem bogatym materialnie, lecz właśnie duchowo i emocjonalnie. Ktoś może być bardzo bogaty (materialnie), a wciąż czuje się biedny i nieustannie gromadzi więcej i więcej - niestety dość powszechne zjawisko.
Bycie bogatym to umiejętność dbania o swoje potrzeby, kochania siebie oraz okazywania miłości innym ludziom. Moja filozofia jest taka, że trzeba umieć dawać i trzeba umieć brać oraz zachować pomiędzy tym równowagę. Tylko pieniądze, którymi "obracamy" przynoszą zyski. Analogicznie jest z miłością...
Luno, czyli "obracanie" miłością też powinno przynosić zysk, tyle że duchowy? Tylko jak tu zachować w takim układzie równowagę? ;)
A'propos "podatności" na zepsucie. Cygnus, zastanawiałeś się kiedyś jak wydaje się ciężko zarobione pieniądze? A jak wydaje się pieniądze których się nie zarobiło? Bo ja wiem. ;D
Nic odkrywczego nie napisze, a w zasadzie chyba każdy zna odpowiedź na Twoje pytanie.
Jednak można powiedzieć że funkcjonuje tu pewien stereotyp, bo znam przypadki, że szanuje się "łatwy pieniądz".
Zastanawiam się dla czego został zamknięty temat "kulisy władzy".
Szerzej napisałem o tym w reaktywowanym "myślenickim myśleniu" Jestem wzburzony!
Też jestem poruszona zamknięciem tematu - tym bardziej, że nie powstał wczoraj. Jak dotąd nikomu nie przeszkadzał. Teraz polityka upomniała się o swoje. Ale czy swoje?
Myśleniczaninie "obracanie" pieniędzmi może wnosić miłość w nasze życie, czyli może być równocześnie "obracaniem" miłością. Wszystko zależy od tego, co robimy z pieniędzmi, na jaki cel je przeznaczamy? Trzeba sobie odpowiedzieć na kilka pytań. Jeśli zatrudniamy ludzi, to w jaki sposób ich traktujemy i wynagradzamy? Czy potrafimy docenić ich pracę, poświęcenie, zaangażowanie? Czy mają u nas godne zarobki, czy respektujemy prawo pracy? itp. Kolejne pytania: czy dziedzina, w której działam przyczynia się do rozwoju mojego oraz rozwoju innych ludzi, do budowania dobra na świecie? Czy nie szkodzi środowisku, a jeśli tak, to w jaki sposób to neutralizuję? Co dobrego daję światu i ludziom? Jeśli jest miłość, to jest też bogactwo. Bogactwo nie zastąpi miłości. Wg. mnie zawsze pozostanie jej marną namiastką.
"Potocznie mówi się, że pieniądze są źródłem wszelkiego zła, ale w Biblii napisano: "To miłość do pieniędzy jest źródłem wszelkiego zła." Kiedy pieniądze stają się obsesją, uzależnieniem, i kiedy traktujemy je jako cel, a nie środek do celu, czynimy z nich boga. Wtedy to pieniądze nami rządzą. Pieniądze są świetnymi służącym, ale kiepskim panem." Collin P. Sisson
Errata do mojego postu. Powinno być DLACZEGO.
To był piękny słoneczny dzień, drzwi na taras były długo otwarte. Teraz kiedy wieczorem usiadłem żeby delektować sie ciszą i przyrodą w TV, część przyrody próbowała przebiec po podłodze.
Wielki włochaty pająk postanowił chyba u mnie zamieszkać i co z nim zrobić? Pantoflem go oczywiście:)
Dlaczego o tym piszę? Bo to historia z życia wzięta i pisze o tym dlatego, żeby nie musieć pisać o niczym innym;)
Mało kiedy stosuje tę metodę. Częściej nakrywam go szmatą i fru na dwór!
Pantofel + pająk = plama prawie niezmywalna na ścianie!
Nie nie, on biegał po podłodze. Jego ciało owinięte w papier toaletowy "Mola" w ciszy i skupieniu odprowadziłem do toalety celem namaszczenia, ale się mi omsknął i spłynął do oczyszczalni;(
Gdyby był na ścianie potraktował bym go bardziej humanitarnie, najpierw pieszczoty czyli zrzut na podłoge, a później pantoflem go:)
Cygnusie
widzę, że masz wysoki poziom testosteronu;)
Coż... prawdziwy mężczyzna musi polować.
Cygnus = brutal, ejże?
Ad napisał:
"Cygnus = brutal, ejże?"
Nie ja to powiedziałam (napisałam) ;)
Ad, gdyby popatrzeć na pewne części wpisu Cygnusa, to można przeżyć zaskoczenie np: "najpierw pieszczoty czyli zrzut na podłoge..." ;)
On jest jak enigma.
Coś mi się przypomniało:"equo ne credite, Teucri"! /Wergiliusz/
Dwa dni temu na "Porabiu" zasłabł działkowicz. Szczęście, że dowołał się pomocy. O tej porze mogło nie być nikogo i dzisiaj byłby pogrzeb!
To był rozległy zawał.
Nie byłem uczestnikiem tego przykrego zdarzenia, lecz po otrzymaniu wiadomości, zastanowiłem się jak miałbym udzielić pierwszej pomocy?
Pogotowie, ale w tym podenerwowaniu pan wzywający karetkę zadzwonił na 112. Tam "ktoś" bezdusznie: to nie do nas to na pogotowie, i dopiero krzyk zmusił "ktosia" do połączenia na pogotowie,
A tam tradycyjnie Jak się nazywa, ile ma lat i co tak naprawdę się dzieje? Pan wiedział tylko nazwisko, co było mało, ale od tej pory, jak usłyszeli, że potrzebujący pomocy miał już zawał, było szybko. To skrót historii.
Powodem tego postu nie jest to konkretne wydarzenie, w końcu wiele jest tych sytuacji.
No właśnie wiele. Mam doświadczenie tzn wiadomości na temat pierwszej pomocy, nawet kiedyś tego uczyłem.
Niestety zdenerwowanie i pamięć nie chodzą w parze. Potrzebujący pomocy stał wpół zgięty oparty o płot, był kontaktowy, piana z buzi. Nie chciał się położyć, usiąść, chciał tylko szybkiej pomocy. Szczęściem pogotowie wg słów ratowników nie uratowałoby by człowieka, gdyby przyjechało pięć minut później, a ja gdybym tam był, byłbym nie udzielił mu pomocy, bo skoro jest kontakt? to nie jest bardzo źle.
A było więcej niż bardzo źle.
Mimo wiedzy i jakiegoś doświadczenia pozwoliłbym człowiekowi umrzeć. I to nie daje mi spokoju. Bo niby przygotowanie do pierwszej pomocy mam, a mając kontakt z ratowanym nie podjąłbym akcji ratowania, bo niby jak?
I to mnie zastanawia, co zrobić by taka przydarzająca się sytuacja nie kosztowała kogoś życia.
Hasło: "pierwsza pomoc, wiem co robić", to jest jak z rozwartymi szeroko nożycami. Trzeba je zamknąć ale jak?
Drogi adzygmuncie proponuję byś się przeszkolił w udzielaniu pierwszej pomocy. Takie przeszkolenie każdemu się przydaje, czy to w wyżej opisanym przypadku, czy w razie wypadku samochodowego, zawsze i o każdej porze. Sam poza tym będziesz czuł się pewniej.
Propozycja bardzo dobra, tyle, że nieuważnie przeczytałaś posta. Przepraszam musiałem to napisać, bo teoretykiem jestem dobrym, lecz w praktyce? czy tylko taka wiedzą dysponują lekarze?
Ten pan ma się już dobrze jest po operacji.
A w czasie kiedy naprawdę było źle był kontaktowy!!!
I to jest problem, o którym pisałem!
Fakt, nie przeczytałam uważnie, sypię popiół na głowę. Zadałeś ciężkie pytanie, bywa tak, że stajesz przed ścianą i nie możesz nic zrobić. Prawdopodobnie nie przeczytałam postu uważnie bo zadziałała moja własna obrona przed kwestią, z którą biję się od lat. W takich okolicznościach odszedł mój dziadek. Mimo wykształcenia pielęgniarskiego nie mogłam mu pomóc: był kontaktowy, ciśnienie i tętno w normie, pogotowie w drodze, widzę, że On umiera, ja stoję bezradna. Nie potrafię powiedzieć co mogłam jeszcze zrobić by go ratować, mogłam tylko patrzeć i być z nim przez te parę minut, które ciągły się w nieskończoność.