Ja znam super SKLEP Z SZTUCZNĄ BIŻUTERIĄ:) Chodzę tylko tam bo miła obsługa i zawsze coś dla siebie znajdę:)Ten sklep znajduje się na ul.Rzemieślnicza ten drugi od strony szkoły bo ten pierwszy z biżuterią to nic ciekawego a ta kobieta tam pracująca .... zostawię to bez komentarza:)
[quote]Ja znam super SKLEP Z SZTUCZNĄ BIŻUTERIĄ:) Chodzę tylko tam bo miła obsługa i zawsze coś dla siebie znajdę:)Ten sklep znajduje się na ul.Rzemieślnicza ten drugi od strony szkoły bo ten pierwszy z biżuterią to nic ciekawego a ta kobieta tam pracująca .... zostawię to bez komentarza:) [/quote]
Nie przesadzaj !!!W tym pierwszym sklepie od Technikum często robię zakupy i nie jest tak źle jak piszesz. Czyżbyś pracowała w tym drugim i nie masz ruchu?
najgorszy sklep to u Łypika!!!
nie kupujcie tam!!
sprzedwczynie traktuja kazdego jakby był potencjalnym złodziejem , a nastepnie obgadują klientów miedzy soba :/ poziom porażka !!
a co do sposobu obsługi , sprzedawczynie ruszaja sie jakby mialy kołek w dupie!!!niemiłe dla każdego!!sklep porazka!!!!!!!!
A ja napiszę o najlepszej obsłudze w aptece na ul.Słonecznej.Pozdrawiam\nie wiem jak się nazywa/ taką wysoką ,szczupłą panią z czarnymi włosami zawsze spiętymi w warkocz francuski.Jest ona bardzo miła i zawsze służy fachową pomocą.
Zgadzam się z opinią o właścicielce apteki na Słonecznej.
Natomiast tanio tam na pewno nie jest.Jeżeli chcecie taniej,to polecam aptekę na Gałczyńskiego.
Wreszcie powiało optymizmem i tak trzymać większość wpisów w tym temacie nie dawała nadziei na pozytywne opinie:). Myślę, że zamiast obsmarowywać na forum tzw. "złe sklepy" z fatalną obsługą. Powinniśmy zawalczyć o swoje prawa np. Ostatnio zauważyłam ze w jednym większym sklepie gdzie, co prawda są szafki na torby ale sklep nie bierze odpowiedzialności za los bagażu ;) zaczęto mi przy kasie grzebać w torebce i mam tu na myśli taka osobistą w której trzyma się portfel i inny przedmioty ważne i nie koniecznie publicznie dostępne. Panie przy tych kasach mają wyraźne poczucie winy, przepraszają i tłumaczą ze muszą to robić, bo są pociągane do odpowiedzialności, jeśli zignorują wnętrze podręcznej torebki. Nie będę, więc ich obgadywać, ale może to forum czyta jakiś specjalista prawa handlowego czy czegoś w tym stylu? Chętnie doniosłabym na kierownictwo tego sklepu pytanie tylko, jakie klient ma prawa?? Bo jakieś mieć powinien. Burmistrz w końcu wydaje pozwolenia na budowę i prowadzenie takich obiektów jak np. "supermarket stonka";). Nie sądzę żeby panowała tam zasada "wolność Tomu w swoim domku…" Kiedyś Redaktor Janusz Wais poruszą kwestię „ustawiania” klientów sieci handlowych. Zarząd owych sieci myślał że wszytko mu wolno bo owi klienci są na terenie prywatnym, jednak okazało się że teren prywatny mamy na działce lub w domu a duży sklep to „obiekt użyteczności publicznej”. Sądzę, więc że w takim obiekcie nasza prywatność stoi wyżej niż zasady zarządcy sklepu. Mogę się mylić poproszę o korektę toku myślenia i o rady dla ludzi, którzy chcą kupować w danym sklepie, ale nie koniecznie mają ochotę na przeszukania. Poza tym, co będzie następne rewizja osobista?? Mówię STOP nie znajomości swoich praw. Po co narzekać lepiej walczyć z tym, co nas drażni!
Po prostu nie pozwól sobie. Jeśli chcą przeszukać Ciebie lub Twoją torebkę to wezwij policję, bo ochroniarz, czy też kasjerka nie mają prawa dokonywać przeszukań.
Natomiast ten mały Kurdesz na Rynku koło Apteki i Księgarni pod Arkadami jest beznadziejny. A raczej pani, która obsługuje. Jest to wysoka pani, z krótkimi czarnymi włosami. Byłem dzisiaj po bułki i na mnie się drze że nie powiedziałem od razu, bo jej się nie chce chodzić tam i spowrotem.
I refleksja taka, temat chyba nie poruszany dotychczas przez forumowiczów. Problem z wydawaniem reszty przez sprzedawców. I nie chodzi tu bynajmniej o zawiłości algorytmiki (możliwe kombinacje sięgnięcia do zbioru banknotów czy monet). Sęk w tym, co zrobić, kiedy zbioru takiego w kasie nie ma… Sprawa jest bardzo prozaiczna, a po wielekroć zdarza się w sklepach, także myślenickich. Ostatnio: płacę za zakupy (chyba) 54,5 zł. Do paluszków z różowymi tipsami młodziutkiej ekspedientki w jednym z naszych „samów” trafia moja stówa. „A cztery pięćdziesiąt?” – pyta, zapomniawszy o niezbędnym minimum zwrotów grzecznościowych. „Przykro mi, nie mam” – mówię, zgodnie z prawdą. „A pięćdziesiąt, bo nie mam wydać?” – lekko denerwuje się dziewczyna. „Mówiłem już pani, że nie mam, miałem w portfelu tylko to” – tłumaczę się niepotrzebnie. I teraz pada: „To niech pan idzie i rozmieni gdzieś obok”. Ten tekst mnie lekko rozwalił. Scena jak z Barei albo Bułhakowa. Odpowiadam, że nie i że to ona ma obowiązek wydać resztę, coś o odmowie wykonania usługi, o którą proszę, itd. Po czym, jak pisze Kisielewski (za Gombrowiczem), „zapanowała ogólna niemożność”. Długa chwila milczenia i wyraźny konflikt interesów gdzieś w tle. Niunia ruszyła wreszcie swój zgrabny tyłeczek do drugiej kasy, skąd zabrała banknoty i bilon. Z wyraźnym niesmakiem, mozolnie odmierzyła moją należność. Oczywiście istnieje (chyba u większości klientów) tzw. szkoła ugodowa. To grono osób, które same, powodowane altruistycznym impulsem, kładą drobne na banknotach. Ze mnie jednak – czasem – wychodzi złośliwe bydlę (tj. człowiek małowartościowy moralnie), więc, zwłaszcza kiedy ekspedientka jest nieuprzejma, trwam przy kasie z biletem NBP i czekam, powtarzając jak mantrę, że drobne (nawet gdy je mam!) to naprawdę nie jest MÓJ problem. Dobrze, o to, o czym piszę nie warto w gruncie rzeczy kruszyć kopii, ale przyznacie, że podobne sytuacje mogą zirytować. I kto tu ma rację?
:D Sytuacja bawi mnie o tyle że u "nas" w okolice w której pracuję (a także jestem sprzedawcą) tzw. drobne to enigma po prostu. Regularnie blednie jak klienci zaczynają płacić. Nie wyobrażam sobie jednak sytuacji, w której mam pretensje do szanownego klienta, że ośmiela się płacić za towar. Skąd- innąd nawet już stacje radiowe interweniują w sprawie bilonu. Podobno NBP za nic w świecie nie chce produkować go więcej a brakuje wszędzie. W imieniu sprzedawców PRZEPRASZAM i proszę o zrozumienie problemu, który i owszem nie jest problemem klientów, ale też nie koniecznie świadczy o złośliwości sprzedawców ;)
Dlatego mam propozycje dla sklepikarzy, równe ceny. Np. chleb 10pln, bułki tylko komplet czyli trzy , 10pln. I tak adekwatnie do produktu 20pln, 50pln, 100pln oraz 200pln.
Ja wiem gdzie sie podziewa caly bilon, wrocila moda na "kolarzy" z kapsli od butelek! I na wszystkich osiedlowych podworkach kroluje kolarstwo "bilonowe" ;)
Jak za dawnych swietnych czasow.
Z nuta nostalgi, Mysleniczanin007.
Przecież do "kolarzy" najlepsza była plastelina! :)
Wracając do tematu,to dzisiaj zrobiłem zakupy w sklepie odzieżowym nad "Kurdeszem" i przyznaję,że dawno nie spotkałem się z taką uprzejmością ze strony sprzedawców,a konkretnie dwóch pań,które bardzo mi pomogły w wyborze.
Pozdrawiam obie panie. :)
Kaper, w plasteline zawsze wcisnieta byla moneta z "numerem" i "narodowoscia" "kolarza" czyzbys juz zapomnial? ;)
A'propos reszty, w resturacjach przy placeniu to dopiero jest cyrk (nie TEN Cyrk ;))
Ja znam super SKLEP Z SZTUCZNĄ BIŻUTERIĄ:) Chodzę tylko tam bo miła obsługa i zawsze coś dla siebie znajdę:)Ten sklep znajduje się na ul.Rzemieślnicza ten drugi od strony szkoły bo ten pierwszy z biżuterią to nic ciekawego a ta kobieta tam pracująca .... zostawię to bez komentarza:)
w rossmanie ekspedientka podmalowała se usteczka pomadką ze stoiska / przy stoisku / i zaraz ja sru z powrotem na półkę.
To na pewno był tester-kazdy moze ich uzywać po to one są.
nie nawidzę sklepu pod arkadami!!!!!!!!A zwłaszcza osób,które tam pracują i ich szefa-dramat
pewnie sama tam pracujesz hahahaha
[quote]Ja znam super SKLEP Z SZTUCZNĄ BIŻUTERIĄ:) Chodzę tylko tam bo miła obsługa i zawsze coś dla siebie znajdę:)Ten sklep znajduje się na ul.Rzemieślnicza ten drugi od strony szkoły bo ten pierwszy z biżuterią to nic ciekawego a ta kobieta tam pracująca .... zostawię to bez komentarza:) [/quote]
Nie przesadzaj !!!W tym pierwszym sklepie od Technikum często robię zakupy i nie jest tak źle jak piszesz. Czyżbyś pracowała w tym drugim i nie masz ruchu?
Już wcześniej o tym pisałem, tym tematem można komuś zrobić koło pióra chociaż na to nie zasługuje i mozna robić reklame, sobie lub swoim znajomym.
najgorszy sklep to u Łypika!!!
nie kupujcie tam!!
sprzedwczynie traktuja kazdego jakby był potencjalnym złodziejem , a nastepnie obgadują klientów miedzy soba :/ poziom porażka !!
a co do sposobu obsługi , sprzedawczynie ruszaja sie jakby mialy kołek w dupie!!!niemiłe dla każdego!!sklep porazka!!!!!!!!
Może jaka płaca taka praca?
lol ty jestes porazka
A ja napiszę o najlepszej obsłudze w aptece na ul.Słonecznej.Pozdrawiam\nie wiem jak się nazywa/ taką wysoką ,szczupłą panią z czarnymi włosami zawsze spiętymi w warkocz francuski.Jest ona bardzo miła i zawsze służy fachową pomocą.
Tak jest!!!Popieram wyżej gościa, apteka na Słonecznej, to najlepsza apteka w Myślenicach i raczej najtańsza.A panie Farmaceutki są the best! ;)
Zgadzam się z opinią o właścicielce apteki na Słonecznej.
Natomiast tanio tam na pewno nie jest.Jeżeli chcecie taniej,to polecam aptekę na Gałczyńskiego.
Wreszcie powiało optymizmem i tak trzymać większość wpisów w tym temacie nie dawała nadziei na pozytywne opinie:). Myślę, że zamiast obsmarowywać na forum tzw. "złe sklepy" z fatalną obsługą. Powinniśmy zawalczyć o swoje prawa np. Ostatnio zauważyłam ze w jednym większym sklepie gdzie, co prawda są szafki na torby ale sklep nie bierze odpowiedzialności za los bagażu ;) zaczęto mi przy kasie grzebać w torebce i mam tu na myśli taka osobistą w której trzyma się portfel i inny przedmioty ważne i nie koniecznie publicznie dostępne. Panie przy tych kasach mają wyraźne poczucie winy, przepraszają i tłumaczą ze muszą to robić, bo są pociągane do odpowiedzialności, jeśli zignorują wnętrze podręcznej torebki. Nie będę, więc ich obgadywać, ale może to forum czyta jakiś specjalista prawa handlowego czy czegoś w tym stylu? Chętnie doniosłabym na kierownictwo tego sklepu pytanie tylko, jakie klient ma prawa?? Bo jakieś mieć powinien. Burmistrz w końcu wydaje pozwolenia na budowę i prowadzenie takich obiektów jak np. "supermarket stonka";). Nie sądzę żeby panowała tam zasada "wolność Tomu w swoim domku…" Kiedyś Redaktor Janusz Wais poruszą kwestię „ustawiania” klientów sieci handlowych. Zarząd owych sieci myślał że wszytko mu wolno bo owi klienci są na terenie prywatnym, jednak okazało się że teren prywatny mamy na działce lub w domu a duży sklep to „obiekt użyteczności publicznej”. Sądzę, więc że w takim obiekcie nasza prywatność stoi wyżej niż zasady zarządcy sklepu. Mogę się mylić poproszę o korektę toku myślenia i o rady dla ludzi, którzy chcą kupować w danym sklepie, ale nie koniecznie mają ochotę na przeszukania. Poza tym, co będzie następne rewizja osobista?? Mówię STOP nie znajomości swoich praw. Po co narzekać lepiej walczyć z tym, co nas drażni!
Po prostu nie pozwól sobie. Jeśli chcą przeszukać Ciebie lub Twoją torebkę to wezwij policję, bo ochroniarz, czy też kasjerka nie mają prawa dokonywać przeszukań.
Natomiast ten mały Kurdesz na Rynku koło Apteki i Księgarni pod Arkadami jest beznadziejny. A raczej pani, która obsługuje. Jest to wysoka pani, z krótkimi czarnymi włosami. Byłem dzisiaj po bułki i na mnie się drze że nie powiedziałem od razu, bo jej się nie chce chodzić tam i spowrotem.
A dzień dobry w sklepach mówicie, bo zauważyłem że ludzie wchodzą do sklepów jak do stodoły.
dzięki jw23 nie wiedziłem że nie mają prawa to znaczy podejżewałam ale wiesz różnie bywa.... pozdrawiam
I refleksja taka, temat chyba nie poruszany dotychczas przez forumowiczów. Problem z wydawaniem reszty przez sprzedawców. I nie chodzi tu bynajmniej o zawiłości algorytmiki (możliwe kombinacje sięgnięcia do zbioru banknotów czy monet). Sęk w tym, co zrobić, kiedy zbioru takiego w kasie nie ma… Sprawa jest bardzo prozaiczna, a po wielekroć zdarza się w sklepach, także myślenickich. Ostatnio: płacę za zakupy (chyba) 54,5 zł. Do paluszków z różowymi tipsami młodziutkiej ekspedientki w jednym z naszych „samów” trafia moja stówa. „A cztery pięćdziesiąt?” – pyta, zapomniawszy o niezbędnym minimum zwrotów grzecznościowych. „Przykro mi, nie mam” – mówię, zgodnie z prawdą. „A pięćdziesiąt, bo nie mam wydać?” – lekko denerwuje się dziewczyna. „Mówiłem już pani, że nie mam, miałem w portfelu tylko to” – tłumaczę się niepotrzebnie. I teraz pada: „To niech pan idzie i rozmieni gdzieś obok”. Ten tekst mnie lekko rozwalił. Scena jak z Barei albo Bułhakowa. Odpowiadam, że nie i że to ona ma obowiązek wydać resztę, coś o odmowie wykonania usługi, o którą proszę, itd. Po czym, jak pisze Kisielewski (za Gombrowiczem), „zapanowała ogólna niemożność”. Długa chwila milczenia i wyraźny konflikt interesów gdzieś w tle. Niunia ruszyła wreszcie swój zgrabny tyłeczek do drugiej kasy, skąd zabrała banknoty i bilon. Z wyraźnym niesmakiem, mozolnie odmierzyła moją należność. Oczywiście istnieje (chyba u większości klientów) tzw. szkoła ugodowa. To grono osób, które same, powodowane altruistycznym impulsem, kładą drobne na banknotach. Ze mnie jednak – czasem – wychodzi złośliwe bydlę (tj. człowiek małowartościowy moralnie), więc, zwłaszcza kiedy ekspedientka jest nieuprzejma, trwam przy kasie z biletem NBP i czekam, powtarzając jak mantrę, że drobne (nawet gdy je mam!) to naprawdę nie jest MÓJ problem. Dobrze, o to, o czym piszę nie warto w gruncie rzeczy kruszyć kopii, ale przyznacie, że podobne sytuacje mogą zirytować. I kto tu ma rację?
:D Sytuacja bawi mnie o tyle że u "nas" w okolice w której pracuję (a także jestem sprzedawcą) tzw. drobne to enigma po prostu. Regularnie blednie jak klienci zaczynają płacić. Nie wyobrażam sobie jednak sytuacji, w której mam pretensje do szanownego klienta, że ośmiela się płacić za towar. Skąd- innąd nawet już stacje radiowe interweniują w sprawie bilonu. Podobno NBP za nic w świecie nie chce produkować go więcej a brakuje wszędzie. W imieniu sprzedawców PRZEPRASZAM i proszę o zrozumienie problemu, który i owszem nie jest problemem klientów, ale też nie koniecznie świadczy o złośliwości sprzedawców ;)
Dlatego mam propozycje dla sklepikarzy, równe ceny. Np. chleb 10pln, bułki tylko komplet czyli trzy , 10pln. I tak adekwatnie do produktu 20pln, 50pln, 100pln oraz 200pln.
Nie dziękujcie robie to dla Was.
Ja wiem gdzie sie podziewa caly bilon, wrocila moda na "kolarzy" z kapsli od butelek! I na wszystkich osiedlowych podworkach kroluje kolarstwo "bilonowe" ;)
Jak za dawnych swietnych czasow.
Z nuta nostalgi, Mysleniczanin007.
Przecież do "kolarzy" najlepsza była plastelina! :)
Wracając do tematu,to dzisiaj zrobiłem zakupy w sklepie odzieżowym nad "Kurdeszem" i przyznaję,że dawno nie spotkałem się z taką uprzejmością ze strony sprzedawców,a konkretnie dwóch pań,które bardzo mi pomogły w wyborze.
Pozdrawiam obie panie. :)
Kaper, w plasteline zawsze wcisnieta byla moneta z "numerem" i "narodowoscia" "kolarza" czyzbys juz zapomnial? ;)
A'propos reszty, w resturacjach przy placeniu to dopiero jest cyrk (nie TEN Cyrk ;))
Jaki cyrk? Dajesz napiwek i po sprawie . W restauracji robić cyrk z drobnymi ? Nie no żenada.